wtorek, 31 lipca 2012

Kolejne skrzyżowanie

Rondo Fontenay'a
Otwarcie już 4 sierpnia
4 sierpnia rondo na skrzyżowaniu ulic Koźmińskiej i Wiejskiej w Krotoszynie otrzyma nazwę Fontenay le Comte. Uroczystości towarzyszyć będą zaproszeni goście z Francji.
Otwarciu nowego ronda towarzyszyć będzie wizyta w dniach 1-6 sierpnia delegacji z partnerskiego miasta francuskiego Fontenay. Zdarzenie to wynika z założeń komisja europejskiej, która 2012 rok  ogłosiła rokiem solidarności międzypokoleniowej i w tym duchu został przygotowany przez stronę krotoszyńską program pobytu gości w naszym mieście.
Wraz z mieszkańcami Francuzi będą debatować o aktywności seniorów i ich uczestniczeniu w życiu osób młodszych. Obie strony wymienią się pomysłami na ten temat.
4 sierpnia Francuzi wezmą udział w uroczystym otwarciu ronda Fontenay le Comte  na skrzyżowaniu ulic Koźmińskiej z Przemysłową i  Wiejską. Po południu tego dnia będą się również bawić się w Baszkowie na imprezie pod nazwą: Rozśpiewany Senior.

Nauczyciele na urlopach

Jeden z nauczycieli podczas dyżuru
Co nauczyciele robią w wakacje? 
Mimo wakacji dyrekcja szkoły może zobowiązać nauczyciela do wykonywania pracy związanej z egzaminami lub planowaniem nowego roku szkolnego, ale trwającej nie dłużej niż przez 7 dni.
Nauczyciele zatrudnieni w szkołach samorządowych mają prawo do urlopu w wakacje, ferie i przerwy świąteczne, zgodnie z Kartą Nauczyciela. W zależności od roku liczba dni wolnych może wynieść nawet 80. Nauczyciele z publicznych placówek oświatowych muszą się jednak liczyć z tym, że także w wakacje dyrektor może ich wezwać do pracy.
Na dłuższy urlop nie zawsze mogą liczyć dyrektorzy. Do nich także stosują się przepisy ww. ustawy, ale sprawowanie funkcji kierowniczej wymaga obecności w pracy. – Po zakończeniu roku musiałem przygotować radę podsumowującą dla nauczycieli. Teraz muszę pilnować inwestycji, które są prowadzone w szkole. Remontujemy m.in. kuchnię. Potem trzeba przygotować plany zajęć. Dodatkowo musiałem również przygotować harmonogram wejść na basen dla uczniów krotoszyńskich szkół – mówi dyrektor ZS nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi w Krotoszynie, Zbigniew Kurzawa. - Może tydzień wakacji się znajdzie, ale większość czsu jestem potrzebny w szkole - dodaje.

Za długie wakacje?
Wielu Polaków twierdzi, że nauczyciele powinni mieć urlopy podobnej długości, jak pozostali zatrudnieni. – Wszyscy przyzwyczaili się do Karty Nauczyciela. Trudno  to zrozumieć ludziom dzisiaj, kiedy z pracą są takie problemy. Ludzie pracują fizycznie za półtora tysiąca miesięcznie, a nauczyciele dostają więcej, a jeszcze za wakacje mają płacone tak samo. To jakiś absurd – mówi budowlaniec z Krotoszyna, Tomasz Kuklewicz.
– Zapraszam tego pana na jeden dzień do szkoły. Niech przyjdzie i zobaczy, jak wygląda praca nauczyciela, a nie opowiada głupoty – mówi były nauczyciel, krotoszynianin Janusz Droszewski.
- Trzeba uprościć system wynagradzania nauczycieli i dać samorządom więcej elastyczności w zarządzaniu szkołami. Gdyby  nauczyciele mieli organizować czas wolny uczniom w czasie wakacji, warto byłoby się zastanowić i skrócić okres ich wypoczynku – stwierdził w czerwcu br. w mediach wiceminister edukacji narodowej, Maciej Jakubowski.

Jeśli dyrektor każe
Nauczyciel może być zobowiązany do wykonywania pracy związanej z egzaminami czy planowaniem roku szkolnego lub posiedzeniami rady pedagogicznej w czasie nieprzekraczającym łącznie 7 dni. Na wezwanie dyrektora winien stawić się w szkole. To nie bardzo podoba się nauczycielom. - Dyrektor nie powinien zlecać pracy nauczycielowi w czasie jego urlopu, a jeśli się ktoś zgodził i wykazuje chęć pracy, to urlop powinien być zawieszony na ten czas i oddany w innym terminie. W rzeczywistości nie ma takiej możliwości, bo wtedy urlop musiałby wypadać w roku szkolnym. Kto by wtedy uczył? – mówi J. Droszewski. Jego zdaniem nauczyciele często zapominają, że pomagając w szkole w wakacje narażają się: - W razie wypadku podczas prac w szkole, choćby w trakcie przenoszenia mebli, jeśli dojdzie do uszkodzenia ciała, to ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania, bo wykonywana praca nie będzie zgodna z zajmowanym przez nauczyciela stanowiskiem.

Latem dorabiają
Nauczyciele w dowolny sposób wykorzystują urlopy. Podejmują dodatkowe zatrudnienie, m.in. jako piloci wycieczek, opiekunowie lub kierownicy kolonii czy obozów. Otrzymują za to dodatkowe wynagrodzenie - za dwa tygodnie z reguły od 1  do 2 tys. zł. – W sierpniu jadę nad morze na obóz nad morzem. Mam ukończony kurs wychowawców kolonijnych i co roku jeżdżę z wrocławską firmą jako opiekunka – mówi Joanna Fabich z Krotoszyna. A niektórzy wuefiści pracują na kąpieliskach. – W wakacje staram się gdzieś załapać jako ratownik. Dwie pensje to już coś – uśmiecha się Łukasz Walkowiak z Koźmina.

Korepetycje najpopularniejsze
23 sierpnia rozpoczną się maturalne egzaminy poprawkowe. Z nauczycielami, którzy są wpisani na listę egzaminatorów, okręgowa komisja egzaminacyjna podpisuje umowy. Za sprawdzenie jednej pracy nauczyciel otrzymuje ok. 30 zł. To kolejna forma dorobienia do pensji. Najbardziej popularną są jednak korepetycje. Aby je udzielać, nauczyciel nie musi rejestrować działalności gospodarczej. Wystarczy, że z rodzicami lub uczniem zawrze umowę cywilnoprawną o świadczeniu usług. – Wielu nauczycieli tak dorabia. Niekoniecznie w wakacje. To dobre źródło dochodu – przyznaje J. Fabich.
Nauczyciel nie może jednak dorabiać w wakacje, jeśli w tym czasie korzysta z urlopu dla poratowania zdrowia. Urlop przysługuje nauczycielowi zatrudnionemu w pełnym wymiarze zajęć na czas nieokreślony. Musi on mieć co najmniej 7 lat przepracowane. Udziela mu go dyrektor szkoły w celu przeprowadzenia zaleconego leczenia.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Krotoszyńskie SLD działa

(od lewej) M. Sędzik, W. Szczepański i Z. Brodziak.
SLD w obronie działkowców
27 lipca w siedzibie Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Krotoszynie odbyło się spotkanie poświęcone zakwestionowaniu przez Trybunał Konstytucyjny ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych. – SLD jest jedynym gwarantem tego, że wasze ogrody działkowe nie zostaną zlikwidowane – mówił przewodniczący rady wojewódzkiej w Poznaniu, Wiesław Szczepański.

W dniu 11 lipca br. trybunał konstytucyjny zakwestionował zgodność z konstytucją RP znaczącej części zapisów ustawy z dnia 8 lipca 2008 roku o rodzinnych ogrodach działkowych. Jednocześnie jak oznajmił przewodniczący trybunał zobligował sejm do przygotowania w ciągu 18-stu miesięcy projektu nowej ustawy. To jego zdaniem kolejna próba rządu zmierzająca do działań skierowanych przeciwko społeczeństwu, które zamiast być wspierane jest ograbiane z własnej tożsamości lokalnej.

Budy i rudery zdaniem PO

W Polsce istnieje około 966 tys. ogrodów działkowych, które zajmują 46 tys. ha. Trybunał zakwestionował przede wszystkim możliwość zrzeszania się działkowców w jednym związku, którym jest do tej pory Polski Związek Działkowców. – Dzisiaj w przypadku likwidacji ogrodu działkowego jego likwidacja odbywała się za zgodą PZD, który walczył o to by działkowiec dostał teren zamienny, odtworzono mu ogród, wypłacono odszkodowanie za nasadzenia i zasiedzenie. Tego prawa działkowcy zostaną pozbawieni. Trybunał otworzył dostęp do ogrodów dla firm deweloperskich, które mogą na ich miejscu stworzyć hipermarkety czy firmy według uznania zainteresowanych przedsiębiorców – mówił W. Szczepański. Dodawał jednocześnie, że przyszłość ogrodów zależy od sejmu i większości parlamentarnej, która niestety ze względu na chęć utrzymania za wszelką cenę koalicji PO – PSL spowoduje, że wiele ogrodów znajdujących się w centrach dużych aglomeracji przestanie po prostu istnieć bo to łakomy kąsek pod względem inwestycyjnym. – Dla PO to budy i rudery i powinny przestać istnieć jak powiedział radio ZET 11 lipca poseł PO, Stefan Niesiołowski  –zakończył przewodniczący.

Zielone płuca miast zdaniem SLD

Przykładem wzorcowych ogrodów są Rodzinne Ogrody Działkowe w Koźminie Wlkp. na ulicy Powstańców Wlkp., które mają ponad 170 lat. – Powstały już w 1575 roku. O ciągłości ich istnienia informuje data 1824. Od tamtego czasu działki istniały w zmienianej formie i istnieją aż do dziś. Obecnie na około 17 ha. swoje ogródki ma 366 działkowców – mówił Zbigniew Brodziak. Dodał jednocześnie, że dla wielu z nich ogródki to element ich życia. – Są ludzie, którzy wkładają w to pieniądze, serce i należy im się to miejsce aktywnego odpoczynku – mówił.
Jednym głosem mówił również obecny na spotkaniu Wiesław Sołtysiak z Obywatelskiego Porozumienia Samorządowego. – Oficjalnie opowiadamy się fizycznie i prawnie za obroną naszych działkowców. Wesprzemy ideę SLD ponieważ musimy sobie uświadomić, że ogrody działkowe to nasze płuca w mieście. Bez nich pozostaną już tylko skupiska betonu i żelaza, w których przyjdzie nam żyć – puentował przewodniczący krotoszyńskiego OPS-u.

To nie jest walka o elektorat

Aktualnie SLD zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o ochronie rodzinnych ogródków działkowych, która zagwarantuje działkowcom ich prawa i zapewni im bezpieczeństwo. – W przeciwnym razie z chwilą wejścia orzeczenia trybunału tereny pod ogrodami działkowymi wracają do ich właściciela czyli Skarbu Państwa. Będą mogły być dalej użytkowane jeśli będzie na to zgoda, lecz już odpłatnie. Dzisiaj działkowcy są z tych opłat zwolnieni. W wyniku orzeczenia będą musieli płacić na rzecz gminy opłatę za użytkowanie wieczyste gruntów czy podatki od nieruchomości – mówił.
Podkreślił jednocześnie, że działania SLD nie są żadną walką polityczną czy też bitwą o głosy w elektoracie. – Ogródki działkowe to ludzie różnych sympatii politycznych. Gdyby na nas zagłosowali to mielibyśmy 25 proc., ale nie o to chodzi i proszę nie doszukiwać się podtekstów politycznych. Robimy to w obronie ich obywatelskiego prawa do wypoczynku. Mimo, że to nie SLD ma w nazwie przymiotnik: obywatelska – taką straż właśnie w tym momencie pełni. Platforma ostatnio tę obywatelskość schowała sobie głęboko do kieszeni – zakończył.

Co z umowami w Mahle?

Nowa dyrektor - Lilla Stachowicz
Pracownicy z SANPRO wrócą do Mahle
Nie tak dawno jeszcze pracownicy krotoszyńskiej firmy Mahle przekazywani są do zewnętrznych firm skarżyli się, że dostają tzw. „śmieciowe umowy”. – Na tej samej maszynie w Mahle dostawałem 2400 zł, w SANPRO dostaję 1600 zł i nic więcej mi nie przysługuje. Dodatkowo kończy mi się umowa i boję się, że stracę pracę – mówi jeden z pracowników firmy. – Wszystkie osoby, które są zatrudnione na stałe w Mahle i przeszły na umowy tymczasowe do firm zewnętrznych do końca września wrócą do Mahle – uspokaja szef związku Metalowcy, Maciej Ratajczak.


O tzw. „umowach śmieciowych” jest głośno już od ubiegłego roku. Około pięciuset z blisko 3 tys. pracowników Mahle zmieniło wtedy pracodawcę. Wedle przepisów obowiązujących w firmie pracowali nadal w Mahle, ale ich pracodawcą stała się agencja pracy tymczasowej, świadcząca usługi tzw. outsourcingu dla firmy. Jedną z takich firm jest firma SANPRO z Gdańska. – Od strony prawnej jak poinformował nas zarząd jest ok. Takie prawo przyszło do nas z Zachodu. Ktoś je wymyślił żeby kapitał zagraniczny miał tańszą siłę roboczą – mówi anonimowo pracownik - Większość pracowników jednak ma rodziny na utrzymaniu, kredyty na mieszkania. W Mahle dostawałem więcej, a w SANPRO zarabiam o prawie 800 zł mniej. Do tego żadnego socjalu i nie wiem co będzie jak umowa mi się skończy – kończy.

Chcą tylko wrócić do Mahle

Nasz rozmówca jest pracownikiem Mahle od sześciu lat. Umowę tymczasową otrzymał na początku tego roku. Kończy się ona dokładnie 31 sierpnia. – Do teraz nie wiem co ze mną będzie, a w takiej sytuacji jest sporo osób. Chciałbym tylko mieć zapewnioną pracę. Nic więcej – mówi pracownik. Dodaje jednocześnie, że był zatrudniony w Mahle na stałe. Większa ilość osób pracuje mając w krotoszyńskim koncernie zatrudnienie na czas określony. – Ci to dopiero mają problem. Mogą im czasami nie przedłużyć umowy, a co z nami? Robię w tłokach tak samo jak w Mahle. Nie rozumiem tylko czemu taka polityka ma służyć – kończy.
Agencja Pracy Tymczasowej Sanpro Job Service Sp. z o.o. wciąż poszukuje osób do pracy. Na wielu portalach dotyczących pracy reklamuje się, że szuka pracowników tymczasowych na stanowisko pracownika produkcji na odlewni w różnych rejonach Polski m.in. w Gorzycach czy Gdańsku. – Nie rozumiem zatem dlaczego Mahle wysyła swoich pracowników właśnie tam do pracy. Czy to jest w porządku? – puentuje nasz rozmówca.

Stali pracownicy wrócą z powrotem

Już na początku tego roku była dyrektor ds. kadrowych i personalnych, Agata Bocheńska twierdziła, że umowy tymczasowe w Mahle to próba dostosowania się firmy do bardziej elastycznego rynku zatrudnień. Nie chciała jednak wprost mówić o zwolnieniach czy powrotach pracowników do krotoszyńskiej firmy. Do tematu powróciła nowa dyrektor, Lilla Stachowicz, która aktualnie, zdaje się, rozwiązała problem pracowników. Przynajmniej tych, zatrudnionych na stałe. – Pani dyrektor przyjrzała się umowom z firmami zewnętrznymi. Wszyscy pracownicy stali, którzy pracują na umowach tymczasowych w firmach zewnętrznych do końca września powrócą na swoje stanowiska do Krotoszyna. Umowy tymczasowe będą proponowane od tej pory tylko pracownikom, którzy znajdują się w zakładzie na czas określony – poinformował gazetę szef związku Metalowcy, Maciej Ratajczak.

Kurkowi mają się dobrze

Pamiątkowe zdjęcie z okazji 15-lecia
15-lecie reaktywacji Bractwa Kurkowego
Minęła okrągła rocznica reaktywacji rozdrażewskiej organizacji, która swoje pierwsze strzelanie o tytuł króla kurkowego miała w 1998 roku. Wcześniej przez 58 lat Bractwo Kurkowe trwało w zawieszeniu, ale istniało w świadomości ludzi, dla których tradycja narodowa i przywiązanie do rodzimej ziemi przetrwało po dziś dzień.


Impreza odbyła się na rozdrażewskim rynku, gdzie zebrali się wszyscy członkowie Bractw Kurkowych, nie tylko z Rozdrażewa, ale również z ościennych miejscowości. Decyzję o reaktywacji bractwa w Rozdrażewie podjęto po 58 latach. Dokładnie w roku 1997. Na ten czas rozwinięcie tego typu działalności nie było łatwe ponieważ członkowie przedwojennych struktur organizacji w większości już nie żyli. Z pomocą przyszły jednak osoby z innych bractw żywo zainteresowanych historią rozdrażewskiej braci. – Z informacji uzyskanych od przedstawicieli innych bractw i źródeł historycznych wiadomo, że nasze bractwo na przestrzeni wieków było organizacją, dla której tradycja narodowa i przywiązanie do rodzimej ziemi stało na pierwszym miejscu. Chcemy to kultywować, a 15-sta rocznica reaktywacji ma uświadomić wszystkim, że warto tego typu zdarzenia promować i pokazywać szerzej – mówi prezes bractwa, Andrzej Czajka.
Podczas imprezy odbyła się intronizacja króla rozdrażewskiego i króla okręgu ostrowskiego. Królem bractwa w Rozdrażewie został Jan Mielcarek. Jego pierwszym marszałkiem został A. Czajka, a drugim Szymon Minta. Natomiast nowym królem okręgu ostrowskiego został Stanisław Czubak. Pomagać mu będą marszałkowie: A. Czajka i Andrzej Parysek. Podczas oficjalnej części dokonano również odznaczeń. Krzyż oficerski otrzymali w kolejności: Stanisław Czubak, Edward Hałupka i Jan Mielcarek. Krzyże rycerskie powędrowały natomiast do Andrzeja Biernackiego, Zbigniewa Czajki, Szymona Minty i Krzysztofa Szostaka.
Po oficjalnych uroczystościach bracia zebrali się na strzelnicy, gdzie odbyły się kolejne strzelania i wspólne biesiadowanie do późnych godzin nocnych.


Zapłacą odszkodowania?


Wójt, M. Dymarski skierował odpowiedź do sądu
Odpowiedzieli na skargę prokuratury
26 lipca w urzędzie gminy w Rozdrażewie odbyła się nadzwyczajna sesja radnych, którzy uchylili jednogłośnie uchwałę z 28 grudnia 2000 roku dotyczącą odpłatności za przyłącza kanalizacyjne. Jednocześnie skierowali do wojewódzkiego sądu administracyjnego odpowiedź w tej kwestii oraz wnieśli o umorzenie postępowania sądowego.


Temat nadzwyczajnej sesji dotyczył skargi, którą w dniu 27 czerwca br. prokurator rejonowy w Krotoszynie skierował do sądu w Poznaniu. Dotyczy ona uchwały z dnia 28 grudnia 200 roku, która z kolei dotyczyła odpłatności za przyłącza kanalizacyjne pobieranych od mieszkańców gminy. Kwota ta wynosiła 300 zł od każdego podłączającego się do kanalizacji mieszkańca. Prokurator wniósł o stwierdzenie nieważności wyżej wymienionej uchwały.
Rada gminy wskazała, że sporna uchwała od wielu lat w sposób faktyczny nie funkcjonuje. – Uchwała nie jest stosowana z uwagi na zmiany w powszechnie obowiązujących przepisach, które miały miejsce po jej wejściu w życie, w tym w szczególności ustawy z dnia 7 czerwca 2001 roku o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków – tłumaczył wójt, Mariusz Dymarski.
Wskutek tego radni na posiedzeniu jednogłośnie uchylili tę ustawę. Dalej wystosowali pismo z uzasadnieniem do sądu w Poznaniu wnosząc o umorzenie postępowania. Jeśli sąd jednak nie podzieliłby stanowiska gminy radni wnoszą o oddalenie skargi. Okazuje się bowiem, że w tamtym okresie (tj. rok 2000 przyp. red.) ograniczone środki finansowe gmin na realizację inwestycji oraz aktywność mieszkańców gmin zmierzająca do poprawy standardów życia spowodowały, że powszechnie stosowaną przez gminy praktyką było podejmowanie uchwał w sprawie lokalnych inicjatyw inwestycyjnych i tworzenie tzw. społecznych komitetów budowy, w ramach których inicjowano realizację niektórych inwestycji wspólnie z gminą. Dotyczyło to m. in. budowy urządzeń i sieci wodociągowo-kanalizacyjnych. – Gmina podjęła taką uchwałę 28 grudnia 2000 roku. Na jej podstawie realizowała m. in. budowę obiektów, urządzeń i sieci kanalizacyjnych łącznie z podłączeniami do sieci. Zakładała również udział mieszkańców wsi wyłącznie w finansowaniu przyłączy kanalizacyjnych. Zapisów uchwały nie rozszerzono o inne miejscowości w gminie – tłumaczy wójt.
Dodatkowo stwierdził, że stan prawny istniejący w dacie podejmowania uchwały stwarzał konieczność poszukiwania rozwiązań umożliwiających poprawę warunków życia, wspólnie i w porozumieniu między władzami, a mieszkańcami. – Wspomniany akt prawny objęty był również kontrolą wojewody wielkopolskiego i nie został zakwestionowany. Działalność gminy w zakresie finansów podlega również stałej kontroli ze strony Regionalnej Izby Obrachunkowej i nigdy nie postawiono z tego tytułu żadnych zarzutów – zakończył wójt.


LGD o dwóch twarzach

Franciszek Marszałek
Sławomir Szyszka
Dwa stowarzyszenia – dwie misje
Lokalne Grupy Działania to organizacje działające w ramach europejskiego programu Leader+, który ma na celu rozwój obszarów wiejskich. Na lokalnym terenie są to: “Wielkopolska z wyobraźnią” oraz “Okno Południowej Wielkopolski”. Każda grupa ma do zrealizowania własną, lokalną strategię rozwoju, która ma czynić nasz obszar bardziej atrakcyjnym, a to już wspólne zadanie obydwu stowarzyszeń.

Podczas ostatniej wystawy w Benicach wiele miejsca poświęcono promocji obydwu stowarzyszeń, które robią wszystko żeby uatrakcyjnić obszary wiejskie w swoim polu działania tak, aby jak najwięcej środków unijnych trafiało na zakładane cele właśnie na realizację zadań. Istniejący od 2004 roku europejski program Leader+ pozwolił wszystkim gminom z naszego powiatu na włączenie się w promocję i rozwój terenów wiejskich, a co za tym idzie na pozyskiwanie unijnych pieniędzy na realizację wielu przedsięwzięć, na które bardzo często powiat i gmina nie ma po prostu środków. Poprawa infrastruktury wiejskiej w tym świetlice, place zabaw, często również zabytki ulegają częściowej lub całkowitej modernizacji właśnie wskutek przynależności do lokalnych grup działania tzw. LGD. – W krajobraz lokalnej aktywności wpisało się aktualnie 31 lokalnych grup działania, a dzięki ich pracy i zaangażowaniu do Wielkopolski trafiło na początku roku około 256 mln zł. Nie środki są jednak tutaj najważniejsze choć na pewno znaczące. Liczy się przede wszystkim aktywizacja mieszkańców obszarów wiejskich, którzy widzą, że dzięki zaangażowaniu się samorządów można osiągać realne cele i korzyści – mówi członek zarządu województwa wielkopolskiego Leader, Tomasz Bugajski.

“Okno Południowej Wielkopolski”

Lokalna Grupa Działania koncentruje swoje cele na poprawie jakości życia na obszarach wiejskich naszego obszaru, wzroście jego atrakcyjności i zróżnicowania gospodarczego, z jednoczesnym zachowaniem walorów dziedzictwa kulturowego regionu. - Chcemy, by nasza LGD była rozpoznawalna jako obszar zrównoważonego rozwoju, gdzie gospodarka opiera się o zasoby lokalne, a dzisiejsze społeczeństwo optymistycznie patrzy w przyszłość, pamiętając o tradycjach i historii obszaru. Misją naszą jest stwarzanie szans takiego właśnie rozwoju, ukierunkowanie działań na najważniejsze problemy i szanse. Chcemy wspierać działania zgodne z przyjętą Lokalną Strategią Rozwoju na lata 2009-2015, informować mieszkańców o możliwościach rozwojowych, doradzać i pomagać im w podejmowaniu kluczowych decyzji – informuje prezes stowarzyszenia, Franciszek Marszałek.
Aktualnie LGD “Okno Południowej Wielkopolski” obejmuje sześć gmin w tym trzy gminy z powiatu krotoszyńskiego: Krotoszyn – Zduny – Sulmierzyce oraz trzy gminy z powiatu ostrowskiego: Raszków - Ostrów Wielkopolski - Nowe Skalmierzyce. Do najważniejszych celów jakie stowarzyszenie realizuje w ramach Lokalnej Strategii Rozwoju należą m. in.: poprawa warunków i jakości życia mieszkańców LGD, wzrost konkurencyjności gospodarczej oraz rozwój rynku pracy na obszarze LGD, a także wzrost aktywności i rozwój kapitału ludzkiego oraz skuteczna promocja obszaru LGD. W ramach tych celów realizowanych jest wiele różnorodnych operacji, współfinansowanych Unii Europejskiej w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. LGD prowadzi nie tylko nabory wniosków, w ramach których przyznawane są dotacje m.in. dla lokalnych organizacji pozarządowych, instytucji publicznych, rolników i przedsiębiorców. Swoją działalność skupia w dużej mierze na aktywizacji i integracji mieszkańców oraz podnoszeniu ich wiedzy i umiejętności, poprzez liczne imprezy aktywizująco-promocyjne, szkolenia i warsztaty, konkursy, wystawy, rajdy, itp.

“Wielkopolska z wyobraźnią”

Szefem stowarzyszenia jest Sławomir Szyszka z Koźmina Wlkp. Stowarzyszenie działa na obszarze czterech gmin: Koźmin Wlkp. – Borek Wlkp. – Pogorzela – Rozdrażew. O wyborze gmin uczestniczących w projekcie zdecydowała spójność terytorialna oraz chęć nawiązania szerszej niż do tej pory współpracy ze strony samorządów gminnych. Gminy uczestniczące w programie mają podobny, rolniczy charakter i zbliżone wskaźniki rozwoju społeczno-gospodarczego. Cele grupy praktycznie nie odbiegają od celów jakie stawia sobie LGD “Okno Południowej Wielkopolski”. –Przejawem aktywności obszaru jest m. in. działalność Uniwersytetu Ludowego, który od wielu lat upowszechnia nowoczesną wiedzę i rozbudza aspiracje edukacyjne mieszkańców obszarów wiejskich. Funkcjonuje tu wiele organizacji społecznych i zawodowych oraz gospodarczych, co wskazuje na wysoki poziom integracji społecznej i chęć do współpracy. My skupiamy się na projektach dotyczących turystyki i rekreacji – powiedział S. Szyszka.
Inicjatyw nie brakuje. Warto tutaj wymienić chociażby: Dni Lokalnego Ogrodnika czy Święto Smażonego Sera, które przyciągają rzeszę ludzi i stanowią doskonałą promocję terenów w zasięgu działania LGD.


F. Marszałek – „Chcemy wspierać działania zgodne z przyjętą Lokalną Strategią Rozwoju na lata 2009-2015, informować mieszkańców o możliwościach rozwojowych, doradzać i pomagać im w podejmowaniu kluczowych decyzji”.
 
S. Szyszka – “Skupiamy się na projektach dotyczących turystyki i rekreacji. Nasz rejon ma wiele do zaoferowania odwiedzającym go ludziom, a aktywność mieszkańców jest na tym polu ogromna”.



Policjanci na galowo

Na odznaczenia zasłużyli ciężką pracą
Święto Policji
20 lipca o godz. 12.00 w sali reprezentatywnej krotoszyńskiego ratusza odbyło się święto policji, podczas którego wręczono awanse na wyższe stopnie zasłużonym policjantom. Dodatkowo przedstawiono laureatów plebiscytu na najlepszego dzielnicowego.


Na sali zebrało się około pięćdziesięciu funkcjonariuszy policji. Nie zabrakło również samorządowców i zaproszonych gości, którzy uczestniczyli w tym podniosłym wydarzeniu. – Cieszę się, że jesteśmy tutaj dzisiaj wszyscy razem. To dzięki naszej pracy jest bezpieczniej na naszych wsiach i w miastach – mówił nadkomisarz, Włodzimierz Szał. Jego zwierzchnik dodawał, że praca policjanta jest w dzisiejszych czasach służbą, która nie jest lekka, ale bardzo potrzebna. – Nasza służba jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie dzisiaj kiedy sytuacje znane z filmów sensacyjnych są coraz bardziej widoczne na naszych ulicach. Za tę ciężką nieraz służbę chciałbym wszystkim dzisiaj podziękować – puentował komendant krotoszyńskiej policji, Wojciech Kasprowicz.
Najważniejszym jednak elementem spotkania były odznaczenia i awanse. Brązową odznaką wydaną przez ministra spraw wewnętrznych, Jacka Cichockiego odznaczony został asp. sztab. Paweł Radojewski. Kolejno awanse otrzymywali: na starszego aspiranta – asp. Wojciech Kułaga; podinspektora policji – nadkomisarz Włodzimierz Szał; młodszego inspektora policji - podinsp. Mariusz Jaśniak;  aspiranta sztabowego - st. asp. Marek Szymański; starszego aspiranta - asp. Maciej Bryske, asp. Wiesław Jańczak, asp. Przemysław Marcinek, asp. Tomasz Lesiński,  asp. Jarosław Pasek, asp. Sławomir Szamałek, asp. Mariusz Szulc  i asp. Sławomir Tomza; aspiranta - mł. asp. Grzegorz Berek, mł. asp. Piotr Górny i mł. asp. Artur Jankowski; sierżanta sztabowego - st. sierż. Szymon Chudy, st. sierż. Grzegorz Czerwonka, st. sierż. Iwona Karżewicz, st. sierż. Jarosław Kozupa, st. sierż. Piotr Koźma, st. sierż. Robert Prymowicz, st. sierż. Maciej Pawlik, st. sierż. Hubert Siadek, st. sierż. Grzegorz Stencel, st. sierż. Piotr Suchodolski, st. sierż. Piotr Szczepaniak i st. sierż. Marcin Żelazny; starszego sierżanta - sierż. Marek Jaworowicz,  sierż. Paweł Kalak, sierż. Dariusz Konowalczyk, sierż. Krystian Kunicki, sierż. Mateusz Maturskii, sierż. Łukasz Mikołajewski  i sierż. Nagler Kamil oraz starszego posterunkowego - post. Jan Kolanowski i post. Janusz Szulc.
Dodatkowym akcentem było wyłonienie najlepszych dzielnicowych, na których od początku maja głosowali mieszkańcy powiatu. Najlepszą trójką w kolejności okazali się funkcjonariusze: Jarosław Kozupa, Artur Jankowski i Paulina Potarzycka.

Foto by P.W.Płócienniczak


wtorek, 24 lipca 2012

Roboty na ukończeniu

Most ma zostać oddany 31 lipca
Most na ukończeniu
Na rzece Radęca w Smolicach (gm. Kobylin) trwają prace wykończeniowe związane z przebudową mostu, który umożliwi rolnikom dojazd do pobliskich pól i łąk. Koszt inwestycji zamknie się w kwocie 249 tys 994 zł.


Inwestorem zadania jest gmina Kobylin, która chce zakończyć prace do 31 lipca. Obecnie drewniany most został wyłączony z eksploatacji ze względu na stan techniczny, który uniemożliwiał przejazd przez niego samochodów. Wciąż trwa całkowita modernizacja, która polegała m. in. na robotach przygotowawczych, odwodnieniu korpusu drogowego, podbudowie terenu, nawierzchni, elementów ulic, fundamentowaniu, zbrojeniu, kładzeniu elementów betonowych, izolacji i zrobieniu elementów zabezpieczeniowych. – Najtrudniej było na początku. Musieliśmy zrobić nowe koryto dla rzeki żeby móc zacząć pracę. Teraz już idzie dosyć sprawnie – poinformował pracownik firmy P.H.U „Chod-Dróg” Przemysława Andrzejewskiego z Krobi, która jest wykonawcą robót.
Zdaniem gminy wszystkie prace powinny zakończyć się jeszcze w tym miesiącu. – Praktycznie zostały już tylko obrzeża i dojazdy do pól. To już drugi most jaki gmina postawiła. Mam nadzieję, że będzie on dobrze służył lokalnej społeczności chociaż wiadomo, że trzeba będzie o ten most dbać. Liczę na to, że rolnicy będą mieli na uwadze to, że most ma służyć im jako pomoc w dojazdach na pola i wezmą pod uwagę odpowiednią, dopuszczalną masę swoich pojazdów żeby za jakiś czas nie okazało się, że most trzeba będzie naprawiać – powiedział Mirosław Sikora z kobylińskiego magistratu.

foto by P.W.Płócienniczak

Ach, ten Shodan

Reprezentacja Zdun podczas ME w Spale. Stoją od lewej: A. Borowicz (trener), D. Młynarz, M. Mazajczyk, J. Adamski (trener), C. Grenda (sędzia), D. Bajkowski (prezes), M. Wawrzyniak (trener), W. Adamski, A. Krymowska, K. Strugała (sędzia). Siedzą od lewej: A. Olejnik, J. Młynarz, M. Poczta, K. Gremblewska, D. Gremblewska, A. Szyrner i A. Kuś.
Shodan aktywny nawet w wakacje
Zdunowski klub Shodan nie ma czasu na solidny odpoczynek. Tuż przed wakacjami podopieczni Jarosława Adamskiego brali udział aż w trzech imprezach w tym najważniejszej bo Mistrzostwach Europy w Spale. Jak zwykle nie zawiedli i przywieźli worek medali. Teraz przygotowują się do zbliżających się Mistrzostw Świata w Serbii.
 
Pod koniec czerwca zawodnicy Shodana uczestniczyli w trzech ważnych turniejach karate. Na pierwszy ogień poszło Leszno i rozgrywane tam cykliczne mistrzostwa, które w tym roku odbyły się po raz 22. Młodzi adepci sztuk walki pokazali się z jak najlepszej strony. Wyniki w poszczególnych kategoriach dobrze rokują na przyszłość. I tak w kata dziewcząt poszczególne miejsca wywalczyły: Aleksandra Kuś (3.m); Dagmara Mujta (3.m); Katarzyna Trafankowska (1.m); Patrycja Kujawska (2.m) i Weronika Polak (2.m). W kumite było jeszcze lepiej. Na podium stawały: A. Kuś (1.m); D. Mujta (3.m); Karolina Gremblewska (2.m); K. Trafankowska (3.m); Kinga Nowak (3.m) oraz P. Kujawska (3.m). Dziewczęta wywalczyły dodatkowo dwa złote medale w kategorii drużynowej.
Wśród chłopców tylko dwa medale w kata indywidualnym. Zdobyli je Bartosz Polak (3.m) oraz Jakub Formanowski (2.m). Lepiej jednak karatecy poradzili sobie w kumite gdzie na podium stawali: Adam Szyrner (1.m); Jakub Gremblewski (3.m); Maciej Bichajło (3.m); Maciej Fila (3.m) i Norbert Tysiak (3.m). Drużynowo chłopcy dorzucili jeszcze jeden złoty medal.
Na uwagę zasługują też początkujący zawodnicy Shodana, którzy w Lesznie otrzymali swoją szansę na start. W kategorii kata indywidualne „Pierwszy krok” bardzo dobrze spisali się następujący zawodnicy: Damian Sulatycki (3.m); Filip Kot (2.m); Kamil Helsinki (1.m); Patryk Grandyberek (3.m); Weronika Polak (1.m) i Wiktoria Walencik (3.m). Dodatkowo chłopcy wywalczyli złoto drużynowo.
Europejskie potyczki w Spale
 
Przedwakacyjny okres to również udany start karateków w Mistrzostwach Europy Karate Fudokan rozgrywanych w Spale pod patronatem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisława Komorowskiego
Ze względu na fakt, że mistrzostwa rozgrywano w kraju możliwe było by w reprezentacji kraju uczestniczyła liczna, bo aż 12-sto osobowa reprezentacja Shodan. - Start w tej rangi zawodach zawsze niesie ogrom emocji i wyzwań. Efekt ogromnych przygotowań na zgrupowaniach i treningach przyniósł efekt . Choć wyniki kata indywidualnego nie w pełni nas satysfakcjonują – mówi J. Adamski. Efekty sportowe w poszczególnych kategoriach wiekowych ułożyły się następująco: kat. kadeci – A. Szyrner (3.m – kumite), A. Kuś (3.m – kumite) i K. Gremblewska (3.m – kumite); kat. junior – Miłosz Poczta (1.m – kumite) i Wiktor Adamski (2.m – kumite); kat. młodzik – Anna Olejnik (1.m – kumite), Dariusz Młynarz (2.m – kumite), D. Gremblewska (3.m – kumite) i Jagoda Młynarz (1.m – kumite); kat. senior – Alicja Krymowska (2.m – kumite), Magdalena Mazajczyk (2.m – kumite) i Sławomir Maciaszek (3.m – kumite). Do indywidualnych osiągnięć doszły jeszcze dwa srebrne medale wśród młodzików i seniorów i brąz juniorów. - Cenię sobie bardzo postęp poczyniony przez moich podopiecznych w trakcie przygotowań do tego startu. Nie ma znaczenia skąd się pochodzi. Ważna jest pasja i praca jaką się wykona. Moi podopieczni naprawdę wykonali ogrom pracy, są świadomi do czego chcą dążyć. Mam do nich ogromny szacunek za pracę jaką wykonali w ostatnich miesiącach.  Pomimo 4 treningów w tygodniu oraz zgrupowań w weekendy osiągnęli wiele. Niektórzy zdawali matury, inni startowali w konkursach szkolnych i zawodach szkolnych z sukcesami, ale nie zapomnieli o swojej pasji. Po prostu w karate słowo chcieć to znaczy móc – podsumował europejskie wojaże szkoleniowiec.

Trener też na medal

Szkoleniowiec Shodana też jest w wyśmienitej formie. Udowodnił to podczas czerwcowego turnieju w  Irwing (Szkocja) gdzie gościło ponad 400 karateków z 27 państw karateków na rozgrywanych Mistrzostwach Europy Seniorów i Weteranów WUKF Karate. Konkurencja nie była łatwa bo wszyscy trzej europejscy medaliści ubiegłorocznych Mistrzostw Świata stawili się na tatami. W kata z eliminacji do półfinału awansuje 16-stu zawodników. Do ścisłego finału 6-ciu. Proste zasady, a zawodnik musi za każdym razem wykonać inne kata. - Po zaciętej walce wywalczyłem ponownie jak w roku ubiegłym brązowy medal. Cieszę się bardzo choć wiem, że zabrakło niewiele by było jeszcze lepiej. Ogrom wspólnej pracy i wyrzeczeń dał efekt. Każdy start pozwala mi zrozumieć co mogą przeżywać zawodnicy. Jak ogromny to jest stres i obciążenie gdy oczekują od ciebie sukcesu. Wiele od siebie oczekuję i wymagam, bo też chcę stawać się lepszy, a to jest proces nieustający – mówi J. Adamski.

Przygotowania do startu w Serbii


Po udanym okresie startowym wakacje są tylko okresem przygotowawczym do następnego startu w Mistrzostwach Świata w Novim Sadzie – Serbia, które odbędą się w październiku. Na razie zawodnicy odpoczywają, ale już pod koniec lipca rozpoczynają kolejne przygotowania. - Od 30 lipca do 7 sierpnia wyjeżdżamy na obóz wraz z kolegami z Krotoszyna, Leszna i Kościana do nadmorskiego Jarosławca. Wiem, że to czas wakacji, ale i czas pracy bo każdy z zawodników Shodana, który będzie startował w Mistrzostwach Świata  nie pojedzie na przysłowiową wycieczkę tylko po to żeby zdobyć największe laury. Chcemy powalczyć o medale w tej najważniejszej i najtrudniejszej imprezie – zakończył trener zdunowskich karateków. 


poniedziałek, 23 lipca 2012

Czy coś tutaj powstanie?

Dworek szczególnie z tyłu budzi zachwyt
Dwór, który na pozór tylko straszy
Na ulicy Parkowej w Rozdrażewie stoi dworek datowany na początek XX wieku. Dwa lata temu został sprzedany prywatnemu przedsiębiorcy, który jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, chce zrobić tam ośrodek szkoleniowy.


Ostatnio gmina Rozdrażew ogłosiła przetarg na wykonanie nawierzchni ulicy Parkowej. Kiedy byliśmy żeby sfotografować ulicę natknęliśmy się na budynek dworku, który zainteresował nas do tego stopnia, że zrobiliśmy tzw. dziennikarski obchód. – Tutaj już nic nie ma – rzuciła w naszą stronę mieszkanka, która akurat jechała rowerem – Kiedyś były PGR-y, a teraz się sypie wszystko. Miejsce jak w dobrym horrorze – dodała.

Zabytkowe rysy i zadbany teren

Wejście do dworku było otwarte. Już na pierwszy rzut oka widać, że wymieniono okna czyli nie do końca wierzymy w słowa mieszkanki, że dwór nie ma kogoś kto o niego dba. Całość budynku nieźle się trzyma. Chociaż odpadający tynk i mocno zniszczony dach uwidacznia potrzeby jakich wymaga obiekt. Z tyłu jest lepiej. Urokliwa balustrada i drewniane zwieńczenie konstrukcji budynku przenosi w zupełnie inny wymiar. Próbujemy kogoś spotkać. Bezskutecznie jednak odchodzimy od drzwi ulokowanych aż z trzech stron. Jedynym osobnikiem, którego tam zastajemy jest biała koza, która niczym pies obronny pilnuje terenu dworku. Wszędzie wykoszona trawa i względny porządek, co tylko upewnia nas w przekonaniu, że ktoś musi tutaj coś robić.

Powstanie ośrodek szkoleniowy czy hotel?

Żeby rozwikłać zagadkę rozdrażewskiego dworku skontaktowaliśmy się z urzędem miejskim, w którym o dworku dowiedzieliśmy się niewiele. – Z tego co się orientuję, to należał on swego czasu do kombinatu rolniczego “Nowy Świat” z Dobrzycy. Kto jest teraz właścicielem nie mam pojęcia. Proszę próbować tam – powiedziała sekretarz, Barbara Biesiada.
Zadzwoniliśmy zatem do kombinatu, gdzie uzyskaliśmy interesujące nas informacje. – Zgadza się byliśmy właścicielami tego dworu, ale dwa lata temu został on sprzedany prywatnemu przedsiębiorcy z Rozdrażewa – poinformowała nas główna księgowa firmy, Monika Sułczyńska.
Jak się dowiedzieliśmy właścicielem jest Tomasz Talaga, który na co dzień prowadzi własną firmę budowlaną. Próbowaliśmy się z nim skontaktować, ale niestety nie udało nam się to mimo wielu prób. Nieoficjalnie natomiast dowiedzieliśmy się, że dworek służyć ma jako obiekt szkoleniowy lub hotel. – Taka adaptacja budynku to koszt kilku milionów złotych niestety. Trzeba wziąć pod uwagę wytyczne konserwatora zabytków i zarys prac, które de facto mają być wykonane. Bydynek w tym stanie wymaga sporego nakładu pracy i trzeba go praktycznie zmodernizować od początku. Należy również wiedzieć co można zmienić, a co zachować żeby nie narażać się na niepotrzebne koszty dodatkowe. To jednak jest do zrealizowania. Świadczy o tym chociażby pałacyk w Tarcach, który został w ten sposób odnowiony. Również w tym przypadku właściciel może liczyć na dofinansowanie z Unii Europejskiej, które pokryje większość kosztów – powiedziała Magdalena Serafiniak z krotoszyńskiego biura nieruchomości “Serafiniak”.

Dworek z tradycją

Niektóre źródła podają, że dworek mógł powstać w połowie XIX w., jednak większość źródeł uznaje, że powstał na początku XX w., a co ciekawe nikt nie zna dokładnej daty budowy dworku. Dwór został wybudwany przed jednego z właścicielów ówczesnego Krotoszyna, który podlegał księciu Thurn ubd Taxis. Przez którego nie wiemy dokładnie. Mógł być wybudowany nawet przez jednego z dzierżawców ziemii. Taką teorię wysunęła synowa współwłaścicela z okresu międzywojennego, Maria Luttelman Schmidt. Po I wojnie światowej dworek odkupiło kilku majętnych mieszkańców wsi m.in. chirurg wojskowy, mjr dr Jan Luttelman (1891-1963). Rozpoczęli oni remont uszkodzonego w czasie Powstania Wielkopolskiego (1918 - 1919) dworku, a w 1929 r. dobudowano kilka pomieszczeń od strony ogrodu.
Mieszkańcy w czasie wojny zostali wysiedleni, a w budynku zamieszkał Niemiec, baron Strongchert. Po wojnie na krótko wrócili przedwojenni właściciele, jednak na skutek nacjonalizacji część dworku przeznaczono na szkołę, a resztę za niewielkie sumy sprzedano dawnym pracownikom. Później właścicielem została Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna  “Nowy Świat”. Po upadku PRLu przedwojenni właściciele niejednokrotnie próbowali odzyskać teren, jednak polskie przepisy nie pozwalały na odzyskanie terenu większego niż 100 ha (posiadłość dworku z terenami ma 104 ha). Kiedy nasza gazeta opisywała trudną sytuację dworku w 2006 r. zamieszkałe było jedynie 5 pomieszczeń. Jedną z nich była mieszkająca na parterze pani Teresa, córka pracowników przedwojennych, drugą pani Zofia mieszkająca ponad 30 lat na piętrze, pozostałe trzy były w rękach młodych rodzin z dziećmi.
Obecnie nikt już nie mieszka w dworku. Warto dodać, że były właściciel dworku w 1939 r. stał na czele placówki sanitarnej kaliskiej dywizji, a po wojnie powrócił na nasze ziemie i na prośbę burmistrza zorganizował przychodnię lekarską, pracując do ostatnich chwil. Nie dane było mu zwrócenie dworku.


foto by P.W.Płócienniczak

Letni amator palenia w piecu

Akcja trwała około 40 minut
Chciał tylko przepalić w piecu
23 lipca około godziny 14.50 w domu na ulicy Matejki 3 w Krotoszynie doszło do zapalenia się kartonów wskutek nieprawidłowego rozpalania ognia w piecu przydomowej kotłowni. Interweniowała straż pożarna, która szybko ugasiła ogień. 24-latek ukarany został mandatem karnym w kwocie 100 zł za spowodowanie zagrożenia pożarowego.

Nie wiadomo jak by skończyło się całe zdarzenie gdyby nie szybka interwencja strażaków. 24-letni mieszkaniec domu chciał rozpalić w piecu. Niestety nie wziął chyba pod uwagę, że pogoda tego dnia nie sprzyjała tego typu działaniom. Szczególnie kiedy na dworze jest ciepło tzw. „przepalanie” w piecu jest szczególnie niebezpieczne ponieważ drzewo i papier nie chcą się łatwo palić powodując cofanie się ognia do środka pomieszczenia. Tak było w tym przypadku. Młody człowiek nie mógł sobie poradzić z zapalonym już drzewem wskutek tego kotłownia zaczęła wypełniać się trującym dymem, a znajdujące się tam drzewo i kartony palić. – Chciał jak większość osób na Parcelkach przepalić w piecu. Tyle tylko, że w taką pogodę jak jest słońce w kominie to ciężka sztuka. Jest młody. Nauczy się jeszcze. Dobrze, że nikomu nic się nie stało – relacjonuje jeden z mieszkańców, który zna 24-latka.
W porę powiadomiono jednak straż pożarną, która zadusiła ogień i odsunęła widmo pożaru. – Mężczyzna rozpalał w piecu i nie zachował odpowiedniego bezpieczeństwa. W piecu było za rzeczy, od których zaczęły palić się kartony. Do pomieszczenia zaczął cofać się dym. Strażacy zadusili ogień i przewietrzyli pomieszczenie. Mężczyzna ukarany został mandatem karnym – mówi Mariusz Przybył z krotoszyńskiej straży pożarnej. Apeluje jednocześnie o zachowanie szczególnej ostrożności podczas jakichkolwiek działań związanych z domowymi piecami – Pamiętajmy, że wydobywający się z pieca dym jest bardzo szkodliwy dla człowieka. Tzw. czad to niebezpieczny zabójca, który już niejednokrotnie pozbawił życia człowieka. Sprawdzajmy nasze przewody kominowe i dbajmy o piece wtedy unikniemy podobnych sytuacji – zakończył.

Rozmówki polsko-niemieckie

Integracja przebiegała bez zakłóceń
Niemieccy strażacy byli w Kobylinie 4 dni
Humory dopisywały, a to najważniejsze
Dziewczęta miały osobne namioty
Strażacka integracja polsko-niemiecka
W dniach 18-21 lipca w Kobylinie odbywał się międzynarodowy obóz strażacki młodzieżowych drużyn pożarniczych powiatu rrotoszyńskiego oraz zaprzyjaźnionych strażaków z Germersheim. Mimo zmiennej aury pogodowej wszystkim dopisywały dobre humory.


W obozie wzięło w sumie udział 99 strażaków w tym 54 uczestników z powiatu krotoszyńskiego i 45 uczestników z niemieckiego miasta Germersheim. Pierwszy dzień to aklimatyzacja uczestników, którzy rozlokowani zostali w specjalnych namiotach na tyłach strażnicy, obok nowej sali sportowej na ulicy 3 Maja. Humory wszystkim dopisywały, a młodzież już nie mogła doczekać się wspólnego spędzania czasu. – Jestem już na obozie po raz drugi. Wiem, że będą moje dwie koleżanki, które poznałam już w zeszłym roku w Borzęciczkach. Nie mogę się już doczekać żeby z nimi porozmawiać. Będzie jak zwykle super, a pogoda nam nie straszna – śmiała się Joanna ze Zdun.
Na obozowiczów czekała masa atrakcji. Zwiedzili m. in. fabrykę „Bolsius” z Zalesia Małego, muzeum pożarnictwa w Rakoniewicach i znane miejsca w Poznaniu ze starym rynkiem włącznie. W piątek natomiast odbyły się konkurencje sportowo-pożarnicze, które pokazały, że uczestnicy obu zaprzyjaźnionych jednostek potrafią się doskonale bawić i rywalizować w duchu fair-play. Start odbył się pod strażnicą. Obie drużyny otrzymały mapki, według których podążali po całym mieście wykonując przeróżne zadania sprawnościowe. Był m. in.: tor przeszkód, strzelanie z łuku, rzuty do celu czy uruchamianie zabytkowej kobylińskiej sikawki. Nie liczyło się zwycięstwo. Liczyły się dobre chęci i dobra zabawa. – Jak się okazuje nasze jednostki OSP nie różnią się za bardzo od jednostek ochotniczych w Niemczech. Obóz ma na celu pewną formę integracji młodzieży polskiej i niemieckiej i jednocześnie wypracowanie pewnych wspólnych zasad współpracy pożarniczej między obiema formacjami – mówił wiceprezes oddziału powiatowego straży pożarnej, Jacek Wybierała.
Każdego dnia nie brakowało oczywiście imprez plenerowych i wspólnego biesiadowania przy ognisku. Przed wyjazdem, w sobotę odbyły się jeszcze turnieje piłki nożnej i siatkowej. Niemieccy uczestnicy opuścili Kobylin o godzinie 16.00, ale już zapowiedzieli, że wrócą na obóz ponownie za rok. – Podczas obozu nie było żadnych niepożądanych zdarzeń z udziałem uczestników. W sumie obóz kosztował około 35 tys. zł. z czego aż 60 proc. to dofinansowanie z fundacji „Polsko Niemiecka Współpraca Młodzieży”. – zakończył J. Wybierała.

foto by P.W.Płócienniczak

Los nie jest dla niej łaskawy

Bogumiła z synem i córką
Powróciła do punktu wyjścia
Krotoszynianka, Bogumiła Andruszko (46 l.) w środę 18 lipca trafiła wraz z dwójką dzieci do schroniska we Wrocławiu, bo jak twierdzi została wyrzucona przez rodzinę, u której do tej pory mieszkała. – Myślałam, że są moimi przyjaciółmi. Płaciłam za pokój. Pomagałam w domu, a oni potraktowali mnie jak śmiecia – mówi rozgoryczona. – Bogusia nic nikomu nie mówiąc po prostu uciekła nie płacąc przy tym ostatniej raty za mieszkanie – odpowiadają państwo Janiakowie z Łąkocin.


Historia pani Bogumiły powinna być znana mieszkańcom Krotoszyna. Pisaliśmy o niej na łamach gazety w 2008 roku. Historia kobiety jest pasmem ciągłego cierpienia i walki o dzieci. Początkowo mieszkała na Dolnym Śląsku skąd musiała uciekać przed mężem, który ją i dzieci bił. Wskutek tego, że kobieta nie miała gdzie się podziać zabrano jej pociechy i umieszczono w domach dziecka. Wówczas miała piątkę dzieci. Pani Bogumiła odwiedzała je tak często, jak tylko mogła. Jej życie zmieniło się dopiero po uczestnictwie w znanym programie telewizyjnym „Kochaj mnie”. Na los kobiety nieobojętni okazali się właśnie państwo: Danuta i Marek Janiakowie z Łąkocin, którzy zaproponowali jej mieszkanie na ulicy Zdunowskiej w Krotoszynie. – Sędzina zdecydowała, że odda mi dzieci. Jestem szczęśliwa, że możemy być znowu wszyscy razem – mówiła wtedy pani Bogumiła. Obecnie przy matce znajduje się dwójka najmłodszych pociech: Ewa (17 l.) i Rafał (15 l.).

Myślałam, że są moimi przyjaciółmi

Problemy kobiety zaczęły się na poważnie w 2009 roku. Mimo, że otrzymuje rentę socjalną, zasiłek rodzinny i alimenty, co daje łącznie kwotę 1700-1800 zł na miesiąc, pani Bogumiła nie potrafiła nigdzie na dobre zagrzać miejsca. – Na Zdunowskiej sprzedano kamienicę i musiałam szukać czegoś innego. Mieszkałam trochę w innych wynajmowanych mieszkaniach. Ostatnio na Zaciszu u pana Dariusza Rozuma. Niestety podniósł czynsz z 400 zł na 780 zł i nie było mnie już stać. Poprosiłam więc o pomoc państwa Janiaków. Nie odmówili – relacjonuje B. Andryszko.
Od stycznia tego roku zamieszkała w domu w Łąkocinach gdzie do dyspozycji miała pokój oraz dostęp do kuchni i toalety. Dzieci uczęszczały w roku szkolnym do szkoły specjalnej w Bożęciczkach i widywała je na weekendy. – Nie było problemu póki dzieci nie było. Płaciłam 500 zł za dzierżawę oraz dokładałam się do rachunków. Do tego również gotowałam i sprzątałam. Pewnego dnia kazali mi się po prostu wynieść. Nie rozumiem tego. Traktowałam ich jak rodzinę – mówi kobieta.
Obecnie z powrotem pani Bogumiła wraz z dziećmi trafiła do schroniska na ulicy Strzegomskiej we Wrocławiu skąd, nota bene, została „wyrwana” przez rodzinę Janiaków. – Nie stać mnie na schronisko w Krotoszynie. Chcą 12 zł za dzień od osoby co daje kwotę 1000 zł na miesiąc. Nie stać mnie. Tutaj będę mieć taniej. Boję się tylko o dzieci żebym znowu ich nie straciła – kończy krotoszynianka.

Nie potrafiła się podnieść przez tyle lat

Odwiedziliśmy rodzinę państwa Janiaków, którzy są zaskoczeni takim obrotem sprawy i nie rozumieją postępowania pani Bogumiły. – Przygarnęliśmy ją. Daliśmy jej pomoc, a ona tak nam dziękuję. Niech pan spojrzy. Czego jej tutaj brakowało? – mówi pan Marek.
Faktycznie ogromny dom z wieloma pomieszczeniami robi wrażenie. Pokój, w którym mieszkała pani Bogumiła jest w stanie pomieścić trzyosobową rodzinę. Do tego wszędzie eleganckie meble i sprzęt rtv. – Mieszkała na dole, ale dostęp miała do całego domu. Bogusi nikt stąd nie wyrzucał. Sama nic nikomu nie mówiąc uciekła w środę do schroniska nie płacąc przy tym zaległych pieniędzy za mieszkanie – mówi pani Danuta. – Nie potrafiła przez tyle lat stanąć na nogi. Jest niegospodarna i tyle. Teraz wróciła do miejsca, z którego wyszła – dodaje pan Marek. Pani Bogumiła płaciła dzierżawę w wysokości 500 zł. Do tego dochodziły rachunki liczone każdorazowo na koniec każdego miesiąca. Na dzień dzisiejszy zalega ponad 500 zł.

Potrzebny jest dialog

Państwo Janiakowie nie rozumieją dlaczego w ten sposób zostali potraktowani. – Oczywiście zdarzały się scysje jak w każdym domu, ale to nie powód żeby tak postępować. Myśmy krzywdy jej nie zrobili – mówią. Problem zaczął się nasilać kiedy dzieci przyjechały do Bogumiły na wakacje. Z racji tego, że uczyły się w Borzęciczkach do tej pory były tylko na weekend. – Tłumaczyłam, że Bogusia musi coś znaleźć. Za 1700 zł śmiało można coś znaleźć. Wątpię jednak żeby tak się stało. Kto wynajmie mieszkanie osobie, która zalega za czynsz, prąd i wodę. U samego Rozuma wisi 3 tys. zł. dlatego znalazła się u nas – dodaje pani Danuta.
Mieszkanie miało być tylko okresem przejściowym dla Bogumiły. – Przyjęliśmy ją bo powiedziała nam o długu wobec Rozuma. Do tej pory go nie spłaciła więc na co poszły te pieniądze ja się pytam. – dodaje pan Marek.
Jedynym rozwiązaniem dla kobiety była zatem, zdaniem rodziny, ucieczka. Tak też zrobiła pozostawiając po sobie tylko bałagan. – Zostawiliśmy wszystko tak jak pani Bogumiła zrobiła po ucieczce stąd. Niech pani kurator z Ostrowa zobaczy i sama oceni – mówią Janiakowie. Dodają jednocześnie, że na ich pomoc pani Bogumiła nie ma już co liczyć. Ich kredyt zaufania właśnie się skończył. Zastrzegają jednocześnie, że chcieliby poważnego dialogu z kobietą ponieważ sami nie mają nic do ukrycia, a zachowanie Bogusi (bo tak ciepło ją określają) jest dla nich czymś niezrozumiałym.

sobota, 21 lipca 2012

Nie chcą wiatraka i już


Na wiatrak się nie godzą
Takie elektrownie wiatrowe jak w okolicach Szczecina 
mają stanąć m. in. koło Benic, Bożacina i Lutogniewa
Państwo Nowakowie z Dzielic są przeciwni budowie na pobliskim polu, jednego z trzech mających powstać na terenie gminy Rozdrażew, wiatraka. Według nich wyznaczone miejsce jest niezgodne z przepisami i wynosi mniej niż 500 metrów, a nie jak zapewniał przedstawiciel 1 km od zabudowań mieszkalnych.

Budowa ferm wiatrowych w gminie Rozdrażew to temat, który trwa już kilka lat. W tym czasie odbyło się wiele spotkań z przedstawicielami firmy Nordex i Baltic Wind, którzy przekonywali, jak wydawać by się mogło, wszystkich zainteresowanych do celowości inwestycji na ich ziemiach. Skuszeni 20 tysiącami złotych, za potencjalną dzierżawę pod budowę wiatraków, rolnicy w większości przystali na warunki przedstawiciela. Również gmina po opracowaniu miejscowego planu zagospodarowania i podaniu go do wiadomości publicznej i społecznej konsultacji, zdaje się, zrobiła wszystko co możliwe żeby inwestycja przeszła w stan realizacji. Okazuje się jednak, że wątpliwości co do celowości stawiania wiatraków są nadal.

Wszystko pasuje – tylko nie u nas

Na początku rozmów gminy Rozdrażew z przedstawicielami firmy Nordex miało powstać 14 wiatraków. Już dzisiaj wiadomo, że mają powstać tylko trzy elektrownie wiatrowe. Wiatraki mają stanowić konkurencję dla dostawców energii i stanąć mają w miejscowościach: Wolenice, Dzielice i okolice Henrykowa. To element strategiczny firmy, która wzięła pod uwagę wcześniejsze wnioski mieszkańców o przesunięcie elektrowni od zabudowań mieszkalnych. Na dzień dzisiejszy elektrownie mają być zlokalizowane w odległości ponad 500 metrów od pierwszych zabudowań miejscowości Henryków i ponad 1 km od gospodarstw domowych w Dzielicach i Wolenicach. – W tej strategii mieszkańcy są chronieni, a działki zagospodarowane budynkami mieszkalnymi są poza strefą oddziaływania elektrowni – powtarzał na zebraniu 2 kwietnia przedstawiciel firmy, Michał Głowacki.
Nie wszyscy jednak podzielają jego argumentację. Pani Halina Nowak dementuje tę informację w liście, który nadesłała do naszej redakcji. Pojechaliśmy zatem do Dzielic żeby porozmawiać o nurtujących ją i męża wątpliwościach. – Wiatrak, który ma powstać ma odległość niecałe 500 metrów od naszego domu. Dokładnie jest od rowu, który znajduje się przy drodze – 500 m, a z drugiej strony 550 m. Od gospodarstwa zatem jest mniej niż 500 metrów, a miał być kilometr prawda? – mówi pani Halina.
Mąż pani Haliny popiera ją w deklaracji. Dodaje jednocześnie, że nikt nie wziął ich głosu pod uwagę. – Mówiłem na zebraniu, że nie zgadzam się na postawienie wiatraka. Przedstawiciel jednak stwierdził, że wszystko jest zgodnie z prawem – mówi pan Jerzy.
Małżeństwo dodatkowo widzi w budowie wiatraku we wspomnianej mniejszej odległości od domu same skutki uboczne. – Nie chcemy być złośliwi, bo tak mogą inni pomyśleć, ale ja osobiście choruję i mąż też. Mamy cztery konie, w tym dwa kuce, które są przyszykowane do wożenia dzieci i już chodzą pod siodłem. Nie po to mam zwierzęta, żeby odczuwały skutki uboczne z pola magnetycznego wytwarzanego przez wiatrak – żali się pani Halina.

I tak zrobią jak chcą

Odwiedziliśmy również innych mieszkańców Dzielic. Zdania, co do powstania wiatraka są podzielone. Ci, co mieszkają dalej twierdzą, że w niczym im to przeszkadzać nie będzie. – I tak postawią wiatraki i tak. Nie jest tajemnicą, że dogadali się już z Energą także to zbyt duże pieniądze poszły. Oprócz tego zrobią drogę i dojazdy do wiatraków. Gmina też ma mieć z tego pieniądze. Tak łatwo nie odpuszczą. Obiecali ludziom pieniądze na zebraniu. Henryków już cały kupili. Tamtych też kupią – powiedział anoniomowo jeden z mieszkańców Dzielic.
Pan Jerzy nie zaprzecza, że w najbliższym czasie ktoś z firmy się do niego zgłosi żeby porozmawiać, ale nic więcej na razie na ten temat nie mówi.
Przedstawiciel firmy Nordex zapewnił jednak, że z budowy wiatraków płyną same korzyści.– Jedna elektrownia jest w stanie zabezpieczyć energię dla 4 tysięcy domów. Gminie natomiast płacimy podatek od nieruchomości, obliczany od fundamentów i słupa. Przed nami jeszcze długa droga. Elektrownie nie powstaną wcześniej niż za dwa lata. Warto jednak już się zastanawiać. Osoby, które zgodzą się na oddanie ziemi w dzierżawę mogą liczyć na około 20 tys. zł rocznie. Nie ma mowy o żadnych skutkach ubocznych. Pole magnetyczne występuje tylko w obrębie 300 metrów. Wszystko jest robione zgodnie z przepisami i prawem– zapewnił  M. Głowacki.
Również wójt wypowiada się spokojne. - Mieszkańcy mieli okazję zgłaszać swoje uwagi podczas każdego etapu realizacji przez gminę przedsięwzięć. To długotrwała inwestycja, która jest wciąż w toku. Każdy głos jest tak samo ważny. Jak na razie wszystko odbywa się zgodnie z przepisami i procedurami – mówił Mariusz Dymarski.

piątek, 20 lipca 2012

PRL-owski obrazek




Mimo upływu lat sklep praktycznie się nie zmienił


Sklep nie z tej epoki
Na ulicy Grudzielskiego w Krotoszynie stoi sklep należący do PSS Społem. Niby nic takiego gdyby nie fakt, że zdaniem wielu osób nie pasuje on zupełnie do współczesnych realiów. – Jak tam wchodzę, to tak jakbym przeniósł się w czasie do epoki PRL-u – mówi jeden z mieszkańców Parcelek – Do tego wokół panuje straszny bałagan – dodaje.


Sprawę sklepu na ulicy Grudzielskiego poruszono oficjalnie na ostatnim spotkaniu rady osiedlowej (na początku czerwca przyp. red.). Mieszkańcy niejednokrotnie zwracali szefowi rady uwagę na fakt, że wokół sklepu panuje bałagan, a i sam sklep mógłby zadbać o ciekawszą wizytówkę, ponieważ jego aktualny wygląd tylko psuje wizerunek ich ulicy. – Sklep nie z tej epoki. Obdrapane ściany i sypiący się tynk. Te blaszane wykończenia. Do tego parking, na którym nie chce się parkować. Aż dziwne, że tam w ogóle ktoś kupuje – mówił jeden z mieszkańców.
Ludzie jednak doceniają ten sklep i bardzo pozytywnie wypowiadają się na jego temat. – Mało zostało już takich sklepów gdzie sprzedawca nie traktuje klienta machinalnie. Można porozmawiać o różnych rzeczach. Wiele osób, szczególnie starszych potrzebuje tego. Fakt gdyby go trochę odnowić to byłoby zupełnie inaczej, ale wiadomo pewnie nie mają na to pieniędzy –mówi nam Elżbieta, która codziennie robi zakupy w sklepie.
Mieszkańcy jednak chcieliby żeby póki co przynajmniej osoby pracujące w sklepie sprzątały co jakiś czas teren wokół sklepu. – W innych dużych sklepach to nie do pomyślenia. Weźmy takie Dino czy Biedronkę. Tam pracownicy sprzątają wokół sklepu bo to należy do ich obowiązków, a tutaj. Jak było tak jest. Ciągły bałagan i niechlujstwo – kończy inny mieszkaniec Parcelek.
Szef rady już niejednokrotnie apelował do prezesa PSS Społem o interwencję w tej sprawie. – Złożyliśmy nawet pismo w tej sprawie, ale jak do tej pory żadnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy – mówi Stanisław Szpoper.
Skontaktowaliśmy się z zarządem PSS Społem w Krotoszynie, który ma na terenie powiatu kilka sklepów. Większość z nich jak np. na ulicy Bolewskiego została już zmodernizowana i dostosowana pod nowe realia. Elegancki wygląd, żywe kolory elawacji, przestrzenny układ wnętrza to plusy. A co ze sklepem na Parcelkach? – Został nam tylko ten sklep. Od dłuższego czasu przymierzamy się do kapitalnego remontu i modernizacji tego obiektu. Obecnie liczymy, że pozyskamy środki i w końcu dostosujemy ten sklep do realiów obowiązujących w tej branży. Wiadomo, że musimy iść z postępem dlatego, mam nadzieję, w niedługim czasie i ten sklep zmieni swój wygląd i nabierze nowego wyrazu – powiedziała zastępca prezesa PSS Społem, Maria Wicherek.


foto by P.W.Płócienniczak

czwartek, 19 lipca 2012

Bądź odpowiedzialny


Pilnuj psa bo dostaniesz mandat
Zbliżająca się wiosna to okres szczególny dla naszych czworonożnych przyjaciół. Wszystko budzi się do życia. Psy podobnie jak ludzie mają swoje potrzeby i często wymykają się poza dom na swoje psie wojaże. Niestety często gubią się i stwarzają potencjalne zagrożenia dla ludzi.

Bardzo często to nie pies lecz człowiek jest groźny
Często w mediach ukazują się alarmujące informacje o pogryzieniach przez agresywne psy. Niepokojący jest fakt, że większości ofiar ataków zwierząt to dzieci, w których psychice na długo pozostaje cierpienie i uraz. W całym kraju występuje nierozwiązany wciąż problem wałęsających się, bezpańskich psów. Część z tych zwierząt nie posiada w ogóle właścicieli, a część porusza się samodzielnie, bez jakiegokolwiek dozoru z powodu braku zainteresowania ze strony właścicieli. Często porzucone błąkające się psy z braku pożywienia i opieki, stają się agresywne poprzez to stwarzają duże zagrożenie dla mieszkańców a zwłaszcza małych dzieci. Nie należy za to winić psa. W całości winę ponosi człowiek. - Jeśli decydujemy się na posiadanie psa bez względu na jego rasę, należy wziąć również w całości odpowiedzialność za jego wychowanie, utrzymanie i ponosić konsekwencje wynikające z jego zachowania – mówi komendant Straży Miejskiej w Krotoszynie, Waldemar Wujczyk.
To właśnie strażnicy miejscy mają w ostatnim czasie masę roboty z tego tytułu -Otrzymujemy dość często zgłoszenia, że gdzieś jest przywiązany do drzewa pies. Okazuje się, że gdyby nie nasza interwencja to psiak zamarzłby z zimna bo właściciel w ten sposób pozbył się czworonoga – kontynuuje Wujczyk. Najczęściej takie psiaki trafiają do krotoszyńskiego schroniska, które i tak ma dość psów na utrzymaniu.
Zdarzają się jednak i sytuacje niedopilnowania swoich czworonogów. Takie zgłoszenie w lutym Straż Miejska w Krotoszynie również odnotowała. - 7 lutego około godziny 11.00 otrzymałem telefoniczne zgłoszenie o psie wędrującym szosą z Bożacina w stronę Krotoszyna – mówi komendant.
Zwierzę stwarzało zagrożenie dla ruchu drogowego, bo zmuszało kierowców do zwalniania i omijania. Na spotkanie z czworonogiem pojechał patrol straży miejskiej z weterynarzem oraz pracownik schroniska z samochodem dostosowanym do transportu zwierząt.
Ekipa okrążyła owczarka w bezpiecznej odległości i przegoniła w stronę zabudowań w Bożacinie. Chodziło o to, aby uniemożliwić mu ucieczkę, żeby strażnik mógł podać lekarstwo z karabinka-aplikatora. Strażnik, Grzegorz Niedbała zaaplikował psu lekarstwo przygotowane przez lekarza. Osaczony przez ludzi pies po około dziesięciu minutach od trafnego strzału położył się. Pracownik schroniska mógł mu wtedy założyć pętlę, tzw. sztywną smycz, i zaprowadzić do samochodu. - Owczarek przebywa obecnie w krotoszyńskim schronisku dla zwierząt. Jak do tej pory nie zgłosił się po niego właściciel. Czekamy wciąż na niego ponieważ teraz czeka go mandat w wysokości 250 zł – informuje Wujczyk.
Warto może mając psa zabezpieczyć odpowiednio posesję ponieważ wycieczki naszego psa mogą nas drogo kosztować. – Psy jak to psy mają teraz ten swój okres i coraz częściej wymykają się z podwórzy. Należy robić wszystko żeby im to uniemożliwiać ponieważ stwarzają potencjalne zagrożenie dla ludzi. Mogą np. kogoś ugryźć, albo gorzej nawet zagryźć. Psy często tracą orientację w terenie. Szczególnie że jest śnieg i zimno. Stają się wtedy nieufne i mogą reagować agresywnie. Dlatego apeluję o ich pilnowanie – zakończył komendant.