wtorek, 28 sierpnia 2012

Będzie kasacja?

Ten uśmiech tłumaczył wszystko
Chcą kasacji wyroku na motocyklistę
14 sierpnia w kaliskim sądzie zapadł ostateczny wyrok w sprawie Dawida R., który dwa lata temu podczas zlotu motocyklowego po pijanemu spowodował wypadek z dwiema  ofiarami śmiertelnymi. Obniżono mu karę z 9 na 7 lat pozbawienia wolności. Rodzina zapowiada wniosek o kasację.

Podczas rozprawy apelacyjnej Sąd Okręgowy nie zgodził się na ponowne rozpatrzenie sprawy Dawida R. przez krotoszyński sąd pierwszej instancji. W orzeczeniu stwierdził, że wszystkie aspekty sprawy zostały już wyjaśnione i nie ma sensu badanie jej od początku. Sąd przychylił się jednak do wniosków obrony dotyczących nieprawidłowości w pracy biegłych, którzy analizowali przebieg zdarzenia. Ze względu na to, że Dawid R. nie był wcześniej karany, obniżył karę o dwa lata. – Wliczono skazanemu 20-miesięczny czas tymczasowego aresztu i pozbawienia wolności na skutek decyzji krotoszyńskiego sądu. Wyrok jest prawomocny, ale skazany może jeszcze skorzystać z tzw. kasacji – powiedziała nam sędzia Hanna Nowosad z Sądu Okręgowego w Kaliszu.
Obrona skorzysta z tej możliwości. Ma na to 30 dni. – Wyrok sądu oparty został po raz kolejny na opiniach biegłych niemających poparcia w dowodach.  Teraz sprawę bada prokuratura w Ostrzeszowie i zamierzamy skorzystać z  kasacji wyroku – mówi matka skazanego, Jadwiga Rosik.  – Obecnie trwa postępowanie w sprawie zażalenia na nieprawidłowości, do jakich zdaniem rodziny skazanego miało dochodzić w czasie czynności policyjnych i prokuratorskich w Krotoszynie. Ze względu na dobro postępowania nic więcej na razie powiedzieć nie mogę – informuje Ireneusz Kaźmierczak z ostrzeszowskiej prokuratury.


foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Drzewa mniej ważne

Na Bolewskiego wytną 56 drzew 
Z ulicy zniknąć ma56 drzew
Na początku września mają rozpocząć się prace związane z wycinką drzew na ulicy Bolewskiego w Krotoszynie. Wszystko to związane jest z modernizacją całego odcinka, a rosnące tam od kikudziesięciu lat drzewa do planów najwyraźniej nie pasują.

Drzewa na ulicy Bolewskiego to piękny widok. Szczególnie teraz kiedy zbliża się jesienna aura będzie tam naprawdę kolorowo od liści, które spadając odmierzą koniec kolejnego etapu życia krotoszynian. Dowiedzieliśmy się, że od jesieni mają rozpocząć się tam prace związane z budową nowego chodnika, a drzewa, które tam rosną nie są ujęte w projekcie i muszą być wycięte. Sprawa dotyczy aż 56 drzew, które mocno wrosły w krajobraz Krotoszyna. – Z takim pismem oficjalnie wystąpił do gminy pan starosta. Co i dlaczego to już najlepiej do służb, które będą się tym tematem zajmowały, a więc do Powiatowego Zarządu Dróg radzę się kierować – powiedział Michał Kurek z krotoszyńskiego magistratu.
Tak też uczyniliśmy. Okazuje się, że drzewa w projekcie nie zostały uwzględnione ze względu na stan w jakim się znajdują. - Powiatowy Zarząd Dróg w Krotoszynie po złożeniu wniosku do Urzędu Miejskiego w Krotoszynie otrzymał decyzję burmistrza zezwalającą na usunięcie 56 sztuk drzew rosnących przy ul. Bolewskiego.  9 sztuk drzew rośnie blisko krawędzi jezdni. Ponadto stwierdzono u nich zachwianie statyki oraz zły stan fitosanitarny  czyli znaczną ilość posuszu oraz uszkodzenia mechaniczne pni – mówi dyrektor, Krzysztof Jelinowski. Dodaje jednocześnie, że 47 sztuk drzew  stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Rośnie bezpośrednio przy krawędzi jezdni, uszkadza nawierzchnię, utrudnia ruch pojazdów. Część drzew pochyla się w kierunku jezdni oraz stojących wzdłuż jezdni budynków, przez co stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi i mienia. Powyższe drzewa umożliwiają także przeprowadzenie modernizacji ul. Bolewskiego. - W dniu wizji terenowej w obrębie w/w drzew nie stwierdzono występowania chronionych gatunków roślin, grzybów i zwierząt. Planowany termin rozpoczęcia prac związanych z przedmiotową wycinką to początek jesieni 2012 roku – zakończył dyrektor.
Smutne jest to, że w Krotoszynie tak łatwo pozbywa się jedynych „zielonych płuc”, które przecież nikomu tak naprawdę nie wadzą. Mówienie, że są zagrożeniem dla ludzi i samochodów mają zapewne swoje uzasadnienie, ale są przecież metody działań, które zabezpieczają drzewa przed niszczeniem. Może chodzi o to, że łatwiej jest po prostu je wyciąć i wtedy nie ma problemu z modernizacją ulicy. Nic już nie stoi na przeszkodzie.
Poprosiliśmy o komentarz znanego dendrologa Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk w Kórniku koło Poznania, który z podobnymi wycinkami miał już do czynienia w kilku miejscach w Polsce. - Szacunek do drzew to cecha, która wyróżnia mieszkańców wielu krajów zza naszej zachodniej granicy. Szacunek do drzew może być porównywany do szacunku do drugiego człowieka, do sąsiada, do znajomego. Szkoda, że niektóre miasta leżące w kraju podobno należącym do Unii Europejskiej ma urzędników i niektórych mieszkańców, którym standardy europejskie są zupełnie obce – powiedział Lesław Rachwał.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK



Bezmyślni wandale

Jeden ze zniszczonych słupków
Niszczą słupki odblaskowe
Trasa Krotoszyn – Kobylin to droga krajowa nr 36, na której w ostatnim czasie doszło do wielu kolizji drogowych w tym  śmiertelnego zderzenia z udziałem młodego chłopaka. Wszystkim powinno zależeć na tym żeby droga była prawidłowo oznakowana. Wielu jednak niszczy słupki odblaskowe po obu stronach drogi, a to stwarza potencjalne zagrożenia dla kierujących autami.

O interwencję w sprawie dewastowanych słupków odblaskowych na drodze krajowej Krotoszyn – Kobylin zaapelował mieszkaniec Kobylina, który co rano jeździ autem do pracy w Krotoszynie. – Od dłuższego czasu niektóre słupki za torami jak wyjeżdża się z Kobylina są powyginane, a na niektórych nie ma już odblasków. Ja wiem, że są tam zakręty, ale ktoś obcy, szczególnie w nocy, ma utrudnioną widoczność. Czy ktoś mógłby to naprawić? – pyta pan Kazimierz S. z Kobylina. Dodaje jednocześnie, że to sprawka młodych osób, które bardzo często wracając z imprez wiejskich pod wpływem alkoholu demonstrują w ten sposób jak bardzo są silni – Nie myślą o tym, że pogarszają bezpieczeństwo na ruchliwej drodze. Czy jakaś kara ich dopadnie jak by przypadkiem ktoś na gorącym uczynku ich złapał? – kończy.
Skontaktowaliśmy się z dyrekcją generalnych dróg krajowych i autostrad w Lesznie, która o problemach wie. – Zdarza się bardzo często, że naprawiamy słupki odblaskowe na naszych drogach. Naprawy związane są z różnego rodzaju zdarzeniami czy to drogowymi czy też aktami zwykłego wandalizmu. Oczywiście niezwłocznie przyjrzymy się słupkom na tej trasie i dokonamy stosownych napraw. – powiedział zarządca drogi, Benon Jezierny.
Co zaś się tyczy młodych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że niszcząc słupki zagrażają bezpieczeństwu na drodze najpełniej wypowiada się rzecznik prasowy komendy powiatowej policji w Krotoszynie – Tego typu sprawy to nic innego jak niszczenie mienia i zgodnie z kodeksem karnym traktowane są dwojako.  Jeśli montaż słupka kosztował do 250 zł to jest to wykroczenie karane mandatem nawet do 500 zł. Jeśli natomiast kosztował powyżej 250 zł to jest to już przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do nawet trzech lat.  To jednak nic  w porównaniu z tym, że bardzo często młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że niszcząc tego typu znaki zagrażają życiu i zdrowiu użytkowników drogi. Dlatego apeluję o rozsądek – powiedział Włodzimierz Szał.


foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Czy powstanie onkologia?

Pałac w Starkówcu sprzedany
Za niecałe 239 tys. zł kupili, pochodzący z 1810 roku dwór w Starkówcu, lekarze z Wrocławia. Byli oni jedynymi oferentami w drugim przetargu. Za pieniądze pozyskane ze sprzedaży pałacu gmina zamierza wybudować salę wiejską w Starkówcu, o którą zabiegają mieszkańcy.

Drugi przetarg odbył się 20 sierpnia. Stanęło do niego małżeństwo z Wrocławia: Joanna i Grzegorz Świątoniowscy, którzy jako jedyni oferenci bez większego namysłu zaoferowali za zabytkowy pałac kwotę 238 tys. 735,49 zł. Jak się okazuje już wcześniej wrocławianie wykazywali zainteresowanie pałacem. – W kwietniu ub. roku wpłynął pierwszy wniosek od państwa Świątoniowskich, że są gotowi kupić pałac. Stąd też ogłoszenie o przetargu, które miało miejsce w tym roku – mówi Mirosław Sikora z kobylińskiego magistratu.
Dodaje jednocześnie, że wrocławianie chcą niezwłocznie przystąpić do prac adaptacyjnych w związku z zamieszkaniem obiektu. – Pan Grzegorz jest onkologiem, a żona lekarzem rodzinnym. Z deklaracji wynika, że chcą jak najszybciej osiedlić się w zabytkowym pałacu. Dodatkowo pan Grzegorz chce rozwinąć krotoszyńską onkologię i zamierza w tym kierunku tutaj pracować – kontynuuje sekretarz.
Gmina po sprzedaży odetchnęła z ulgą ponieważ tak na dobrą sprawę nie miała żadnych planów na zagospodarowanie obiektu. – Pałac naprawdę wymaga remontów. Cieszymy się, że znaleźli się ludzie, którzy zaadoptują ten budynek. Oferenci byli zobligowani do przedłożenia ramowego programu użytkowania i utrzymania obiektu. Musieli mieć również zgodę konserwatora zabytków. To wszystko państwo Świątoniowscy spełnili. Mam nadzieję, że obiekt w ich rękach odżyje na nowo – mówi burmistrz, Bernard Jasiński.
Dodaje jednocześnie, że za pieniądze pozyskane ze sprzedaży dworu gmina już niebawem zamierza realizować inwestycję budowy świetlicy wiejskiej dla mieszkańców. – Koszt budowy to około 984 tys. zł z czego 500 tys. zł ma pochodzić ze wsparcia unijnego w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Budowa być może ruszy w przyszłym roku jeśli tylko uchwalimy odpowiedni plan rozwoju wsi – zakończył burmistrz.

Bawili się wszyscy

Podczas imprezy bawili się i dorośli...
... i dzieci
Pożegnali lato nad stawami
W sobotę 25 sierpnia od godziny 16.00 w Zdunach odbywała się impreza pt. „Pożegnanie Lata”. Pogoda dopisała, a wraz z nią frekwencja. Całe rodziny bawiły się nad stawami za kąpieliskiem do późnych godzin wieczornych.

Od godziny 16.00 przy pięknej słonecznej aurze rozpoczęło się zaplanowane już dużo wcześniej bo w maju br. przedsięwzięcie rekreacyjne. – Pożegnanie lata to impreza, która początkowo miała być naszą zdunowską majówką. Niestety ze względu na kiepską pogodę przełożyła się w czasie i odbyła się teraz tylko pod inną nazwą – mówi dyrektor Ośrodka Kultury, Tomasz Chudy.
Praktycznie do godziny 19.00 pod sceną organizowane były gry i zabawy dla rodzin i dzieci. Były konkursy sprawnościowe, układy taneczne i zabawy z bajkowymi postaciami, które odwiedziły dzieci w sobotnie popołudnie. Wszystkie dzieci wracały do mam i tatusiów z drobnymi upominkami, co jeszcze bardziej motywowało je do wzięcia udziału w kolejnych konkurencjach. – Podczas takich imprez moje dzieci mogą się wyszaleć za wszystkie czasy. Cieszę się, że dyrektor tutejszego ośrodka dba o nasze pociechy i organizuje tego typu imprezy. Są potrzebne bez dwóch zdań – mówi Mariola Pęsak ze Zdun.
Około godziny 19.30 na stawach państwa Stanisławskich odbyły się regaty kajakarskie o puchar dyrektora zdunowskiego ośrodka kultury. W regatach wzięło udział 8 dwuosobowych osad. Po zaciętej rywalizacji pierwsze miejsce z czasem 2.57 s. zajęli Wiktor Adamski i Witold Dopierała. Na drugim miejscu uplasowali się z czasem 3.10 s. Piotr Roszak i Dariusz Roszak, a na trzecim z czasem 3.16 s. stanęli Karol Szóstak i Maciej Galas.
Na zakończenie całej imprezy odbyła się zabawa taneczna  przy muzyce zespołu  „Jackie Daniels”. Trwała ona do późnych godzin wieczornych i tym akcentem pożegnano w Zdunach lato. – „Pożegnanie Lata” to nic innego jak rodzinny festyn, który miał na celu  uhonorowanie pracodawców i pracowników, którzy swoim wysiłkiem nie tylko zapewniają byt swoim bliskim, tworzą miejsca pracy dla współobywateli, ale także kreują pozytywny wizerunek Ziemi Zdunowskiej - naszej Małej Ojczyzny zamieszkanej przez  pracowitych i uczciwych ludzi – podsumował imprezę, T. Chudy.


Boruszyn zdobyty

Magdalena i Jola zdobyły Boruszyn
Na festiwalu można było poznać wielu ciekawych ludzi
Na festiwalu w Boruszynie
18 sierpnia grupa rowerzystów z rozdrażewskiego Klubu Podróżnika „Piąta Strona Świata” wzięła udział w plenerze podróżniczym im. Kazimierza Nowaka w Boruszynie koło Poznania. O swojej przygodzie chętnie opowiadają na łamach Rzeczy.

Przygoda w Rozdrażewie zaczęła się 5 sierpnia ubiegłego roku kiedy do Rozdrażewa dotarli uczestnicy XXI etapu sztafety „Afryka Nowaka po Polsce i Ukrainie”. – Wtedy to uczestnicy zafascynowali nas swoją opowieścią o Kazimierzu Nowaku, który przebył samotnie Afrykę  – zaczyna Magdalena Banaszek. - Radość, fascynacja, ciekawość sięgnęła takiego stopnia, że kiedy nasi przyjaciele wyjeżdżali do miejscowości o nazwie Wioska, razem z Jolą i Julią postanowiłyśmy wybrać się razem z nimi. W tym roku spełniłyśmy swoje marzenie – mówi Magdalena. Po upływie prawie roku wśród Magdaleny i jej znajomych zrodziła się przeogromna chęć udziału w boruszyńskim festiwalu podróżniczym.  

Wizyta Krakowiaków dała im kopa

14 sierpnia do Rozdrażewa dotarła grupa rowerzystów z Krakowa pod nazwą „Stowarzyszenie Kraków Miastem Rowerów”. To właśnie ta grupa zorganizowała wyprawę, która 11 sierpnia br. wyruszyła na północ Polski, by wziąć udział w festiwalu podróżniczym im. Kazimierza Nowaka w Boruszynie. Podczas spotkania w rozdrażewskiej szkole o Święcie Cyklicznym i nietypowych rowerach, jakie można zobaczyć w Krakowie opowiadali członkowie stowarzyszenia. Potem były obserwacje astronomiczne oraz ognisko. - I tak jak poprzedniego roku znowu nie mogliśmy się rozstać. Pytania, opowiadania, pokazy, a wszystko związane oczywiście z rowerami. Rozstanie długo nie trwało – kontynuuje Magdalena.

Jedyny taki festiwal

Już w sobotę Magdalena, Jola i Michał dojechali do Boruszyna. Festiwal jest jedyny w swoim rodzaju. Stanowi bowiem swoistego rodzaju plener dla ludzi ciekawych świata, którzy mają odwagę otworzyć się na nieznane kultury, tradycje, zwyczaje, a przede wszystkim na nowych ludzi. Ideą przewodnią są podróże samotne, które wydają się być wciąż niedocenianym, traktowanym trochę z lękiem przez innych ludzi aspektem naszego życia.
Podczas festiwalu na uczestników czekały niesamowite atrakcje. W sobotę odbyło się aż sześć prelekcji m.in. Piotra Kuryło, który przebiegł świat dookoła oraz Aleksandry Doby, który kajakiem przepłynął Atlantyk. Odbyła się również wiejska gra terenowa, której zwycięzcami zostali Jola i Michał oraz Mateusz i Marek ze Szczecina. W niedzielę natomiast obejrzeli prelekcję rodziny polsko-niemieckiej , która została zwycięzcą konkursu na najlepszy blog roku 2011 w kategorii „Rodzina bez granic” organizowanego przez magazyn National Geographic Traveler . - O 12:00 wszyscy wzięli udział we mszy św. , podczas której kazanie wygłosił misjonarz z centralnej Afryki. Następnie były kolejne ciekawe prelekcje, o których długo będziemy pamiętać – mówi Magdalena.
Wzięcie udziału w festiwalu dało rozdrażewianom możliwość szerszego zaznajomienia się z życiem Kazimierza Nowaka. W najbliższym czasie chcieliby poszerzyć jego biogram o wydarzenie, do którego dotarli za pośrednictwem książki:  „Polska Kazimierza Nowaka” wydanej przez wydawnictwo ”Sorus”. - Poszukujemy naocznych świadków, którzy mieli okazję być na odczycie Kazimierza Nowaka z jego podróży w krotoszyńskim kinie „Bałtyk” w 1937 roku. Może ktoś ma jakieś zdjęcia. Pamięta czy też wspomina to wydarzenie. Za wszelkie informacje będziemy wdzięczne – zakończyła Magdalena.


Kazimierz Nowak – urodził się 11 stycznia 1897 roku w miejscowości Stryj na Podkarpaciu. W wieku 15 lat udał się samodzielnie w pierwszą wyprawę rowerową do Watykanu. Pionier polskiego reportażu. W latach 1931-1936 jako pierwszy człowiek na świecie przebył samotnie kontynent afrykański z północy na południe i z powrotem (40 tys. km pieszo, rowerem, konno oraz czółnem).

Rockowy Krotoszyn

Lider Nocebo - Dariusz Lewalski......
..... dał z ekipą niezły pokaz umiejętności muzycznych
Tłum falował i bawił się przez ponad godzinę
Energetycznie w Fabule
W sobotę 25 sierpnia w krotoszyńskim klubie Fabuła odbył się koncert dwóch dobrze zapowiadających się zespołów rockowych: Tri-t z Gostynia i Nocebo z Krotoszyna. Frekwencja dopisała. Oba koncerty były żywiołowe i na długo pozostaną w pamięci przybyłych tam osób.

Jako pierwsi tuz po 21.00 wystąpili muzycy z Gostynia. Formacja Tri-t gra z sobą od października 2009 roku i prezentuje nowoczesna odmianę punk-rocka. Liderowi grupy, Marcinowi „Ludiemu” Radczykowi bliżej do rocka, bluesa i elementów folkowych, co w połączeniu z punkowymi inspiracjami pozostałych członków grupy daje świetną, lekkostrawną papkę, która zapada w ucho, ale tylko na chwilę. W muzyce słychać wczesną „Siekierę” i współczesną nutę charakterystyczną dla kapel typu: „Green Day” czy też „Offspring”. Szczególnie jeden kawałek zapadł wszystkim w pamięci. „Muszę kupić nowy kabel” brzmiał jak stary, dobry kawałek rodem z jarocińskich festiwali i myślę, że w tę stronę zespół powinien iść. Surowa gitara, mocny bas i dwa wokale to coś czego dawno już nie grano w krotoszyńskich klubach. Pogujący pod sceną osobnicy byli dobrym przykładem na to, że tego typu muzyka wciąż się sprzedaje, a i powróciło dawne hasło: „Punk not dead”.
Z kolei zespół Nocebo to klasa sama w sobie. Znani z koncertów, podczas Dni Krotoszyna czy też zlotów motocyklowych, muzycy po raz kolejny pokazali, że znane covery takich kapel jak „Judas Priest” czy „Metallica” nie muszą być oklepane i nudne. Ciekawe aranżacje, na nie do końca nastrojonym sprzęcie i tak robiły wrażenie. Do tego charyzma frontmana, Dariusza Lewalskiego i mieliśmy do czynienia z czymś absolutnie dobrym i nieprzeciętnym. Kiedy na tapetę muzycy wzięli przebój Grzegorza Turnau’a „Na ulicy Cichosza” tłum zaczynał falować, a „Fabuła” zamieniła się w istny kocioł skaczących w rytm ciężkich gitar postaci. Zespół zaprezentował również własne kawałki, m.in. „Karol Kot”, w którym lider opowiadał historię seryjnego mordercy z Krakowa. Słychać w nim inspiracje rodzimą formacją „Illusion” czy też post metalowych formacji typu „Grimwood Lake”, ale to tylko detale, które zwykłego odbiorcę mogą zanudzić. Widać w zespole ogromny potencjał, który mam nadzieję, będzie się rozwijał i nie jeden raz jeszcze będę miał przyjemność napisania czegoś na ich temat.
Ogólnie rzecz ujmując, brawa dla zespołów za koncert, który na pewno do tych lepszych w tym roku należał.

środa, 22 sierpnia 2012

Bezpiecznie na zlocie


Jubileuszowy zlot
W dniach 17-19 sierpnia na krotoszyńskich Błoniach odbywał się jubileuszowy XXV Zlot Motocyklowy. Przybyło na niego około tysiąca motocyklistów z całej Polski. Byli i tacy, którzy przyjechali do Krotoszyna aż z Niemiec, Szwajcarii czy Szwecji.

Dodaj napis
Już w piątek do późnych godzin wieczornych na krotoszyńskie Błonie zjeżdżali motocykliści, którzy co jak co, ale krotoszyński zlot mają na stałe wpisany w harmonogram corocznych zlotów. –Pracuje obecnie w Szwajcarii i jechałem cztery dni żeby zjawić się tutaj. Musiałem zarobić 2,5 tys. zł. Tankowałem osiem razy. Mój Harley dał radę i jestem tutaj jak co roku. Nie mogłem tej imprezy odpuścić – śmieje się Piotr Nemś z Chróściny (woj. Opolskie) znany w świecie motocyklowym pod pseudonimem „Pietruszko”. Nad bezpieczeństwem motocyklistów czuwała ochrona i policja, która przez trzy dni patrolowała okoliczny teren. – Nie było żadnych ekscesów. Zlot wypadł naprawdę dobrze i jak na jubileusz był bardzo atrakcyjny – mówi szef krotoszyńskich Oldtimersów, Michał Woźniak.
Już w piątek zaczęły się pierwsze koncerty w wykonaniu lokalnych zespołów. Szczególnie jeden zostanie zapamiętany na długo. Mowa o zespole Nocebo z charyzmatycznym liderem, Dariuszem Lewalskim, który w pewnym momencie przypomniał o tragicznym wypadku, który miał miejsce dwa lata temu. Wtedy zginął m. in. jego kolega Ariel Haziak. Minutą ciszy oddano hołd tragicznie zmarłym osobom.
Sobota to coroczna parada, która przejechała przez okoliczne wioski, a następnie ulicami Krotoszyna na targowisko gdzie nastąpiło uroczyste otwarcie imprezy. Przybyły na własnym motocyklu – Hondzie - burmistrz, Julian Jokś wręczył nagrodę dla najpiękniejszego motocykla zlotu. Została nim rodzima „Trajka” należąca do Grzegorza Nowaka. Dalsze uroczystości przeniosły się na Błonie, gdzie rywalizowano w wielu konkurencjach motocyklowych i sprawnościowych. Wręczono również m. in. nagrody za pokonanie najdłuższego dystansu zlotowego, którego laureatem został Łukasz Meller z Niemiec. Pokonał on trasę 1450 km. Za najstarszy motocykl laury odebrał krotoszynianin, Tomasz Panek, który zaprezentował motor Sokół z 1933 roku.
Po godzinie 22.00 wystąpiła gwiazda wieczoru zespół Kobranocka, który znanymi przebojami rozgrzewał motocyklistów do wspólnej zabawy. Był również striptiz i światełko do nieba wieńczące całość imprezy. Od godzin porannych w niedzielę motocykliści powoli zbierali się już w trasę do domów. Pozostały wspomnienia i zapewnienia, że za rok spotkają się z sobą ponownie.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Jedyny taki festiwal


Transformacje na Łacnowej
18 sierpnia od godziny 15.00 w Zdunach odbywał się finał festiwalu Pogranicze Kultur. Impreza stała na wysokim poziomie o czym świadczyły nie tylko bogate stoiska z wszelkiego rodzaju wyrobami rękodzielniczymi, ale również wystawa rzeźbiarska, która zwykłym mieszkańcom dała na chwilę poczucie obcowania z kultura przez duże K. Każdy kto tam był przeszedł swoistego rodzaju metamorfozę. Genialne połączenie lokalnego kolorytu i kultury wysokiej odwiedziło kilkaset osób nie tylko z powiatu krotoszyńskiego, ale również gmin ościennych i rejonów całej Polski.
Ostatnie szlify artystów

Wchodząc na teren ulicy Łacnowej można było poczuć, że przenosi się w świat zupełnie inny. Świat pasji i tworzenia. Świat, który zdawać by się mogło, już dawno przestał istnieć. Nic bardziej mylnego. Wystawa pokazała, że są nadal ludzie, którzy potrafią pracą własnych rąk zachwycać. Zachwycać do tego stopnia, że chce się być obok nich i z nimi żeby chociaż na chwile zapomnieć o codziennym zabieganym życiu. Zewsząd stoiska m. in. wystawców z Kobylina, Krotoszyna, Rozdrażewa czy Koźmina. Byli jednak i tacy, którzy przyjechali z dalekich zakątków Polski jak Gniezno czy Poronin. Wszędzie czuć było atmosferę tworzenia. Z resztą ustawione gdzie niegdzie stoiska zachęcały, szczególnie najmłodszych do spróbowania swoich sił w tworzeniu w glinie. – Robię kielich. Jakoś mi wychodzi, ale wcale nie jest to łatwe – śmiał się ośmioletni Michał Miękus ze Zdun, który wspólnie z garncarzem, Jackiem Arkuszyńskim tworzył pierwszy w swoim życiu wyrób ceramiczny. Z resztą nie tylko on. Wiele dzieci czekało w kolejce na swój kielich, talerz czy kubek. Wszystkie prace będą następnie wypalone w specjalnym piecu i dzieci będą mogły je odebrać w zdunowskim domu kultury.
Jedna z wystaw na pograniczu
Prezentowane na wystawie prace były różne. Od wypalanych obrazów, poprzez malarstwo, kompozycje kwiatowe, wyrobów z drewna czy też miniatur oprawianych w skórze. Jedna prace można było kupić, inne stanowiły tylko element wystawienniczy. – Każdy może kupić mój obraz jeśli ma w kieszeni wolne 500 zł – śmiał się malarz, Łukasz Ryba ze Zdun. Pani Krystyna Nowacka z kolei za żadne skarby swoich miniatur ze skóry sprzedać nie chciała. – Oczywiście, że mam propozycje, ale moje prace nie są na sprzedaż. Są dla mnie wyjątkowe i nie chcę się z nimi rozstawać – mówiła kobylanianka.
Artystyczne życie kwitło nie tylko na ulicy Łacnowej. Również w pobliskiej kaflarni można było podziwiać pierwszy etap prac 12-stu przybyłych wcześniej na plener ceramiczny, rzeźbiarzy z Polski i zza granicy. Olbrzymie rzeźby intrygowały i pozwalały poczuć coś, co zmienia postrzeganie codziennego życia. Dodatkowo zwiedzenie budynku kaflarni przenosiło obserwatorów w zupełnie inny świat, który przecież jeszcze nie tak dawno tętnił swoim życiem. Pozostało jednak ciepło, które już od wejścia dawało o sobie znać. Praca ludzkich rąk w formie wytworów ceramicznych to nagroda dla oczu i wewnętrznych skojarzeń każdego odwiedzającego. – Prezentowane prace to inspiracja życiem, które nieustannie się zmienia i przybiera różne formy transformacji. Każdy z nas doświadcza różnych ścieżek życia, a powstałe prace maja tylko sugerować konieczność dalszych poszukiwań, dalszej przemiany w głąb siebie – mówiła jedna z koordynatorek pleneru rzeźbiarskiego, Agnieszka Lisiak „Skórka” z Ostrowa Wlkp.
Przemiana udała się. Wielu ludzi wychodziło z wystawy odmienionych i nakarmionych artystyczną strawą. Dla tych, którzy jeszcze byli głodni wrażeń wystąpił Don Vasyl ze swoimi najbardziej znanymi przebojami. Łacnowa zamieniła się w istny romski świat pięknych historii opowiadanych przez lidera grupy. Nikt kto był na finale festiwalu nie mógł narzekać. Nawet pogoda dopisała w stu procentach.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Braciszkowie skrzydlaci



Aktywnie z Franciszkanami
W dniach 23-27 lipca grupa około 30 osób z Parafii Matki Bożej przy Żłóbku spędziła wakacje w Głuchołazach. To już kolejna udana inicjatywa kobylińskich Franciszkanów. Dużym zaintersowaniem cieszył się również I rodzinny piknik w Kobylinie.

Braci Franciszkanów w Kobylinie śmiało można nazwać animatorami kultury wśród dzieci i młodzieży z terenu Kobylina. Nie ma bowiem miesiąca, w którym czegoś dla najmłodszych mieszkańców nie organizowali “skrzydlaci braciszkowie”. – Parafia Franciszkanów to takie nasze kobylińskie centrum kultury, którego nie mamy, a dzięki nim naprawdę coś się dzieje – śmieje się Anna Majchrzewska z Kobylina, która korzysta z inicjatyw proponowanych przez proboszcza, Serafina Sputka. – Ojciec Serafin dobrze wie czego dzieciakom potrzeba w życiu. Szczególnie dzisiaj liczy się ruch na świeżym powietrzu i wiara w Boga. On potrafi zaszczepić te dwa ważne elementy w umysłach młodych ludzi i za to mu Bóg Zapłać – kończy.
Festyn cieszył się ogromną popularnością
Wyjazd do ośrodka Banderoza w Głuchołazach to kolejna odsłona nie tylko aktywnej wycieczki, ale również duchowej strawy jaką przygotowali franciszkanie. Niemałą atrakcją okazała się wspinaczka po górskich szlakach na Kopę Biskupią (889 mn.p.m.) i Górę Chrobrego (452 mn.p.m.), na szczycie której znajduje się kaplica pod wezwaniem św. Anny. Oprócz tego dzieci zwiedzały Głuchołazy i miały możliwość wzięcia udziału w rejsie po jeziorze Nyskim. – Atrakcji było naprawdę tyle, że dzieci nie miały czasu na nudę. Wspomnę tylko kilka: nocny rajd z pochodniami; poszukiwanie złota w górskim strumieniu; codziennie kąpiele w basenie, który znajdował się na terenie ośrodka czy też dyskoteki, turnieje sportowe i wspólne ogniska – mówi ojciec, S. Sputek. Jak dodaje nie zapominano również o codziennych Mszach św., które odbywały się bardzo często w różnych miejscach plenerowych. – Wszyscy wrócili bardzo zadowoleni i już czekają na jakiś kolejny wyjazd, co najprawdopodobniej prędko się ziści – kończy proboszcz.
5 sierpnia z kolei w Kobylinie odbył się rodzinny festyn w związku z  odpustem Porcjunkuli  (2 sierpnia w kościołach i klasztorach franciszkańskich obchodzone jest patronalne święto Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli – przyp. red.).Na początek tuż przed południem nastąpiło uroczyste poświęcenie Groty Matki Bożej i koncert orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej z Kobylina. Po nich zaprezentowały się dzieci z parafialnej scholi, które anielskimi głosami chwaliły potęgę Pana. 
Ciekawym akcentem był mecz piłki nożnej pomiędzy Franciszkanami grającymi w swoich habitach z ojcami licznie przybyłych rodzin. Ojcowie wygrali 6:3 i w nagrodę z rąk burmistrza Bernarda Jasińskiego otrzymali okazałą butelkę likieru św. Bernarda przywiezioną prosto z Włoch.
Po meczu przyszedł czas na liczne zabawy i konkurencje dla dzieci. Były m. in.: przeciąganie liny, toczenie beli słomy czy wyścigi w workach. O oprawę muzyczną dbał zespół “Bravo” z Kobylina. Były wspólne śpiewy i tańce. Uczestnicy festynu mogli również skosztować m.in. ciasta, deserów, pieczonej karkówki, kiełbasek, grillowanych oscypków, bigosu, flaków, chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym, prażoną kukurydzę czy miód prosto z pasieki. Dla spragnionych były zimne napoje i kawa. Festyn zakończył się modlitwą po godzinie 21.00.  – Chcielibyśmy podziękować wszystkim tym, którzy przyszli na festyn. Oprócz dobrej zabawy udało się nam również zebrać środki pieniężne, które zostaną przekazane na cele charytatywne parafii i remont elewacji kościoła klasztornego – powiedział ojciec Serafin.


Niepewne losy spółdzielni


Spółdzielnie do lamusa?

Głośno w ostatnim czasie o tym, że powstanie więcej wspólnot mieszkaniowych, a wszechwładza prezesów spółdzielni zostanie ograniczona. Takie pomysły mają posłowie PO, którzy chcą zmian. Jak twierdzą prezesi spółdzielni, to celowy zabieg zmierzający do likwidacji spółdzielni.
Koźmińska spółdzielnia może przestać istnieć....

.... podobnie z resztą jak krotoszyńska.
Pod koniec lipca do Sejmu  trafiły projekty ustaw o spółdzielniach mieszkaniowych i prawie spółdzielczym autorstwa grupy posłów Platformy Obywatelskiej. Zgodnie z pierwszym z tych projektów, prezesa spółdzielni nie będzie - jak obecnie - powoływała rada nadzorcza, tylko walne zgromadzenie spółdzielców. Ponadto w ciągu 12 miesięcy od wejścia w życie ustawy walne zgromadzenie ma udzielić prezesowi absolutorium, którego brak będzie oznaczał odwołanie z funkcji. W spółdzielniach mają też powstawać wspólnoty mieszkaniowe. Projekt mówi bowiem, że jeżeli w danej nieruchomości znajduje się co najmniej jedno mieszkanie nienależące do spółdzielni, to stosuje się do niej ustawę o własności lokali. A to oznacza jedno: powstanie z mocy prawa wspólnot mieszkaniowych.
Posłowie chcą ponadto uporządkować sytuację prawną gruntów. W czasach PRL budowano osiedla spółdzielcze, nie przejmując się specjalnie, do kogo należą grunty pod blokami. Projekt przewiduje, że jeżeli w ciągu 12 miesięcy od daty wejścia w życie ustawy dawni właściciele nie zgłoszą swoich roszczeń (dotyczy to gruntów będących w dyspozycji spółdzielni przed 5 grudnia 1990 r.) lub nie ustalą prawa użytkowania wieczystego czy własności, to spółdzielnia stanie się właścicielką gruntów z mocy prawa.

W Krotoszynie zdania podzielone

Mieszkańcy krotoszyńskich bloków spółdzielczych wyrażają różne opinie na temat projektów uchwał. Wielu podchodzi do nich sceptycznie. – O tym mówi się już od dłuższego czasu, a na razie nic z tego nie wychodzi. Moim zdaniem spółdzielnia jest, jaka jest, ale to pewna forma stabilizacji w tym zwariowanym czasie. Oczywiście, mogą się nie podobać pewne działania zarządu, ale gdzie nie dochodzi do nieporozumień? Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby na przykład w jednym bloku istniało kilka wspólnot mieszkaniowych – mówi Jerzy Kudroń z bloku przy ul.
Tomasz K. (pragnie zachować anonimowość) jest innego zdania: – Co takiego prezes robi? Wszystko za plecami mieszkańców. Ostatnio piaskownicę zlikwidował, a z kim to konsultował? Ze swoimi. Do wielu informacja nie dotarła. Tutaj panuje prawopana Świcy. Jedyne i niepodważalne. Projekty ustawy to zmienią i tego prezesi się boją. Nagle ktoś odetnie ich od blokowej władzy.
Wiele światła na medialny szum wokół spółdzielni rzuca Danuta Olejnik, która jest członkiem Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców w Koninie. Jej zdaniem projekt ustawy pozwoli mieszkańcom na lepsze zarządzanie w obrębie wspólnot mieszkaniowych i wyrwie ich z marazmu w jakim do tej pory funkcjonowali pod dyktatem prezesów. – Teraz jest tak, że celowo łączy się np. trzy bloki w jedną nieruchomość, którą zarządza spółdzielnia. To duże skupiska ludzi, którzy w zamierzeniu projektu mogliby w końcu się uwłaścić, a przecież mogą zakładać wspólnoty dopiero wtedy kiedy wszyscy wykupią mieszkania. Nowy projekt to likwiduje i wystarczy, że już jedna osoba będzie miała prywatne mieszkanie by wspólnota mogła istnieć – mówi D. Olejnik. Dodakje jednocześnie, że jest to zabieg długotrwały i nie każdego mieszkańca ze względów na sytuację materialną i finansową na to stać. Warto jednak myśleć o wspólnotach bo one dają szanse na lepsze funkcjonowanie w danym obiekcie mieszkalnym – Łatwiej jest się dogadać 30-stu osobom niż 60-ciu. A tym samym łatwiej jest podejmować decyzję o tym co należy np. remontować. Dodatkowo każda wspólnota ma osobowość prawną i sama decyduje z kim podpisuje umowy np. na dostawę ciepła. Prezes jest wtedy już zbędny dla nich – kończy.


To niezasadna ingerencja

Zdaniem prezesa Krotoszyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Wiesława Świcy, aktualny projekt jest prawie identyczny z projektem ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, odrzuconym przez parlament poprzedniej kadencji, uznanym przez Biuro Analiz Sejmowych oraz konstytucjonalistów za sprzeczne z Konstytucją RP, a przyjęcie rozwiązania, że członkostwo w spółdzielni mieszkaniowej powstaje z mocy prawa, zaprzecza pierwszej międzynarodowej zasadzie spółdzielczej, gwarantującej wolne i powszechnie dostępne członkostwo. -  Projekt wprowadza obowiązek stosowania przepisów ustawy o własności lokali (dotyczącej wspólnot mieszkaniowych) już po wyodrębnieniu chociażby jednego lokalu z całej nieruchomości. W obecnej sytuacji,  kiedy praktycznie we wszystkich budynkach spółdzielczych są już lokale stanowiące odrębną własność, nowa ustawa doprowadziłaby do podziału spółdzielni, a w dalszej kolejności do likwidacji – mówi W. Świca.
Jego zdaniem proponowane rozwiązania pozbawią mieszkańców prawa do decydowania nie tylko o formie sprawowania zarządu nieruchomościami, ale nawet o własnym losie w spółdzielni, są bardzo poważną ingerencją w niezależność samorządu spółdzielczego oraz spółdzielni jako podmiotu prywatnego. -  Mimo swojej nazwy, ustawa faktycznie zmierza do likwidacji spółdzielni  mieszkaniowych, stworzenia warunków do uzyskania łatwego i taniego dostępu do ich majątku, a także do całkowitej destabilizacji istniejących spółdzielczych korporacji poprzez ingerencję w ich samorządność  i niezależność – kończy prezes.

SLD i OPS nie chcą zmian

Krotoszyński Sojusz Lewicy Demokratycznej podczas zebrania 27 lipca głośno wyrażali swoją dezaprobatę.  – Najpierw chcą zlikwidować ogrody działkowe, teraz spółdzielnie. I co wtedy? Spółdzielnia była gwarantem bezpieczeństwa dla wszystkich mieszkańców. Kiedy powstaną wspólnoty mieszkaniowe nie będzie już mowy o wszystkich mieszkańcach. Albo będziesz we wspólnocie, albo poza nią. Tylko wtedy będziesz jednostką, którą łatwo będzie można usunąć – powiedział Wiesław Szczepański, szef rady wojewódzkiej Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – Groteskowe jest to, że zarówno sprawa działkowców, jak i spółdzielni, rozważana była w czasie mistrzostw "Euro 2012". Odciągnięto ludzi od współdecydowania o kształcie ustaw. Teraz, kiedy szał minął, nagle okazało się, że coś niedobrego zaczyna się dziać – dodał krotoszynianin Zbigniew Brodziak.
Na tym samym spotkaniu Wiesław Sołtysiak z Obywatelskiego Porozumienia Samorządowego zapowiedział obronę obowiązującego prawa. – Nie możemy pozwolić na to, żeby likwidowano coś, co należy do społeczeństwa. I zrobimy wszystko, żeby wspierać SLD w walce o zachowanie spółdzielni w takiej formie, jaka pozwoli na zachowanie bezpieczeństwa  wśród jej mieszkańców.

 foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

piątek, 17 sierpnia 2012

Człowiek - to brzmi dumnie

Oskarżony podważył wyrok
Cały czas coś notował ....
.... i konsultował się z obroną
Był nad wyraz aktywny
Apelacja w sprawie motocyklisty
9 sierpnia w Sądzie Okręgowym w Kaliszu odbyła się apelacja Dawida R., który w 2010 roku podczas motocyklowego zlotu w Krotoszynie zabił dwie osoby jadąc pijany na motorze. Obrona podważyła całą dotychczasową pracę krotoszyńskiej prokuratury wnosząc o uchylenie wyroku i skierowanie sprawy do  ponownego rozpatrzenia przez Sąd Rejonowy w Krotoszynie.

Dawid R. (29 l.), mieszkaniec powiatu gostyńskiego podczas zlotu motocyklowego w Krotoszynie dwa lata temu, na skrzyżowaniu ulic Wiśniowej i Stawnej uderzył w grupę młodych osób. Na miejscu zginął 22-latek z powiatu krotoszyńskiego, a drugi krotoszynianin poniósł ciężkie obrażenia ciała. W szpitalu zmarła też 15-letnia pasażerka motocyklisty.
Dawidowi R. postawiono zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku drogowego w stanie nietrzeźwości i spowodowanie obrażeń ciała powyżej siedmiu dni u jednej osoby.
2 kwietnia br. krotoszyński sąd wydał wyrok dziewięciu lat pozbawienia wolności. Wskazywali, że mężczyzna w trakcie wszystkich rozpraw nie przyznawał się do winy, jak również nie wyrażał skruchy wobec ofiar tragicznego wypadku, który spowodował. Sąd orzekł również dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Mężczyzna został także obciążony kosztami postępowania w kwocie ponad 16 tys. zł na rzecz skarbu państwa i kilkunastu tysięcy złotych na koszty pełnomocnictw rodzin poszkodowanych.

Obrona podważyła wszystko

Dawid R. w eskorcie uzbrojonych policjantów wchodził na teren Sądu Okręgowego uśmiechnięty i zadowolony. Przez całą rozprawę co chwilę rozmawiał ze swoimi obrońcami i konsultował się z nimi. Na jego wniosek rodzina nagrywała przebieg całej rozprawy. Zarówno on, jak i obrona zanegowali całość zasądzonego przez sąd w Krotoszynie wyroku. Główne zarzuty na jakich opierała wniosek obrona dotyczył formalnych i merytorycznych nieprawidłowości podczas pracy biegłych powołanych przez sąd. – Naszym zdaniem praca samego sądu jak i wcześniejsza praca prokuratury została wykonana nieprofesjonalnie i nierzetelnie. Przede wszystkich chodzi o pracę biegłych, którzy w swojej ocenie nie wykazali się specjalistyczną wiedzą z zakresu ruchu drogowego wskutek czego doszło do różnic w ich opinii z opinią prywatnego biegłego powołanego przez obronę – mówiła mecenas broniąca Dawida R. Dodała jednocześnie, że brak jakiejkolwiek konfrontacji pomiędzy biegłymi sądowymi, a prywatnym biegłym nie pozwoliło na rozwianie wszystkich wątpliwości związanych ze zdarzeniem. – Sąd nie dał nam takiej możliwości. Według naszej opinii gdyby uznana została prędkość jaką wskazał prywatny biegły, oskarżony być może mógł uniknąć wypadku. Niestety sąd stanął po stronie biegłych, którzy, nota bene, swoje opinie podczas procesu zmieniali – kończyła. Podważanych elementów pracy prokuratorskiej było więcej. Dotyczyły m. in. jeszcze nieprawidłowo przeprowadzonych obliczeń przez biegłych; przechowywaniu zwłok Ariela H. czy też nie uwzględnianie wszystkich wniosków spływających od obrony. – Dlatego wnosimy o uchylenie zasądzonego wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd I instancji w Krotoszynie – puentowała obrona.
Prokuratura z kolei poparła wcześniejszy wyrok. – Wnoszę o odrzucenie apelacji w całości jako niezasadną i zmierzającą celowo do przedłużenia całej sprawy. Praca prokuratury i zebrane dowody są wystarczające w tej sprawie, a wyrok jak najbardziej słuszny – mówiła prokurator, Maria Kołodziejczyk.

Zero skruchy

Sędzina zdecydowała, że wyda postanowienie dopiero po zapoznaniu się ze wszystkim wnioskami złożonymi w apelacji i zarządziła półtora godzinną przerwę. Oskarżony wychodził ponownie uśmiechnięty i nie wykazywał żadnej skruchy. Obecne rodziny pokrzywdzonych nie kryły swojego oburzenia. Na korytarzu zrobiło się gorąco. – Jak możesz jeszcze tak postępować – rzuciła w stronę oskarżonego jedna z kobiet. Dawid R. nie pozostawał dłużny odparowując: - Gdyby nie chlali to by dalej żyli. Ponownie pojawiły się łzy i dezorientacja rodzin pokrzywdzonych. – Nie rozumiemy już po czyjej stronie stoi sąd. Po co ta farsa? Był pijany. Zabił dwie osoby i nic sobie z tego nie robi, a teraz obrona pokazuje nam, że gdyby nie było tam naszych dzieci to by do wypadku nie doszło. To groteska. Przecież gdyby jechał dalej to rozwaliłby się sto metrów dalej. Jak nie w tym, to w innym miejscu spowodowałby tragedię – mówi jeden z mężczyzn. Inni dodają, że Dawid R. jest niepoważny. – Nic go ten wypadek nie nauczył. Zero skruchy. To nie jest człowiek – kończą.

Postanowienie odroczono

Po przerwie sąd postanowił, że odroczy wydanie postanowienia do 14 sierpnia. Jeśli okaże się, że wnioski złożone w apelacji choć w części zostaną przez sąd uznane sprawa powróci na wokandę krotoszyńskiego sądu do ponownego rozpatrzenia. Jeśli natomiast sąd podtrzyma wyrok ustanowiony 2 kwietnia br. to Dawid R. spędzi w więzieniu 9 lat i straci uprawnienia kierowcy na całe życie. - Obrońcy wielokrotnie podważali przedstawiane dowody. Szereg opinii biegłych z zakresu ruchu drogowego, psychiartii i badań DNA oraz innych dowodów w sprawie wskazały jednoznacznie winę po stronie Dawida R. Odbyło się w sumie 11 rozpraw i jedna wizja lokalna. Oskarżony przebywał przez cały czas w areszcie. Fakty są bezsporne i liczę na sprawiedliwe postanowienie sądu w Kaliszu – zakończyła M. Kołodziejczyk.

Zaskakujący finał

Do wtorkowego ogłoszenia wyroku krotoszyńska prokuratura podtrzymywała swoje stanowisko o prawidłowym przebiegu całej sprawy i zasądzonym przez krotoszyński sąd wyroku wnosząc o uchylenie apelacji. - Praca prokuratury i zebrane dowody były wystarczające w tej sprawie, a wyrok jak najbardziej słuszny – mówiła prokurator, Maria Kołodziejczyk.
Sąd okręgowy postanowił jednak inaczej. – Sąd przychylił się do części wniosków wniesionych w apelacji obrony oskarżonego. Głównie jeśli chodzi o nieprawidłowości w pracy biegłych i tym samym wydał wyrok 7 lat pozbawienia wolności oraz dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Przyjął jednakże koszta postępowania w kwocie ponad 16 tys. zł na rzecz skarbu państwa i kilkunastu tysięcy złotych na koszty pełnomocnictw rodzin poszkodowanych – informuje Jerzy Liszewski z kaliskiego sądu.

Wyrok życia nie wróci

Z wyroku może być zadowolona rodzina oskarżonego. Już przed apelacją matka oskarżonego w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem naszej redakcji mówiła, że są nowe fakty i dowody w sprawie. – Jeśli sąd weźmie pod uwagę wnioski obrony, to na pewno będzie zmniejszenie wyroku. Nie tylko Dawid bowiem był winny w tym tragicznym zdarzeniu – mówiła kobieta.
Z niedowierzaniem przyjęli natomiast wyrok rodziny poszkodowanych. – To farsa. Dwa lata wielkiej ściemy ze strony obrony i samego oskarżonego. Dwa lata łez w oczekiwaniu na słuszny wyrok, który zapadł raz w Krotoszynie, a teraz tutaj. Posiedzi dwa lata mniej. Pewnie po trzech za dobre sprawowanie wyjdzie. Nie wierzę, że już nie wsiądzie na motor. To zepsuty, bez żadnych skrupułów człowiek. Bez godności i ludzkich odruchów. Wyrok zapadł. Jaki by nie był to i tak nie wróci życia tym osobom – mówi jeden z ojców z pokrzywdzonych rodzin.

Foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

wtorek, 7 sierpnia 2012

Skazani na markety

Bezdomnych przybywa - nie ubywa
Daj pan złotówkę
W miniony piątek około godz. 20.00 mieszkanka Krotoszyna wybrała się wraz ze znajomymi z Milicza do supermarketu Netto przy ulicy Kobylińskiej. – Jak tylko zajechaliśmy przy drzwiach zatrzymało nas dwóch pijaczków prosząc o pieniądze. Zbyliśmy ich. Kiedy po jakimś czasie wyszliśmy ze sklepu zaczęli bardziej nachalnie żebrać. Zrobiło mi się wstyd przed znajomymi. Czy ktoś w ogóle pilnuje porządku pod Netto? – pyta Krystyna Kaszyńska na łamach Rzeczy.

Mężczyźni pijący alkohol w różnych miejscach w Krotoszynie to częsty obrazek. To taki nasz lokalny koloryt, z którego dumni nie jesteśmy. Bardzo często widać grupki osób, które zbierają się w jakimś miejscu żeby zaplanować kolejny „upojny” dzień. Tak jest w przypadku ulicy Kobylińskiej, gdzie na parkingu supermarketu Netto bardzo często spotkać można tzw. „meneli”. – Do tej pory mi to nie przeszkadzało. Widziałam ich wcześniej, ale jakoś mnie nie zaczepiali. Teraz jednak zrobiło to się tak nagminne, że aż strach iść do sklepu – relacjonuje K. Kaszyńska. – Znajomi podpowiedzieli żebym zwróciła się z tym do gazety. Może uda się ukrócić ich wizyty w tym miejscu. Z resztą co to za wizytówka sklepu kiedy pod drzwiami stoi śmierdzący facet, a w wejściu czuć zapach alkoholu – kończy mieszkanka.

Nikogo nie zaczepiamy


Wtorek. Dzień targowy. Wtedy, zdaniem pani Krystyny, najczęściej można spotkać kręcących się w pobliżu mężczyzn. Kiedy zjawiam się na miejscu nie muszę długo szukać. Mężczyznę bez jednej nogi, który stoi pod drzwiami znają prawie wszyscy. Próbuję z nim porozmawiać. – Po co pan tutaj stoi? – rzuciłem w jego stronę. – A co stać nie mogę? – odparował. Odpowiedziałem grzecznie, że słyszałem o tym, że zaczepia wraz z kolegami ludzi żebrząc o pieniądze na alkohol i że ludziom się to nie podoba. – Nie tylko na alkohol. Czasami ktoś jedzenie mi przynosi. Nikomu nie wadzę, a pan co z policji. Zara idę stąd – odpowiedział. – Pan lepiej też niech idzie bo jak kumple zobaczą to może być nieciekawie – zakończył.
W Netto mężczyzn raczej znają. Przynajmniej taki wynika z rozmów z pracującymi tam kobietami. – Jurek i Zenek często tutaj stoją, ale nie robią nic złego. Nie są natarczywi. Jak zauważymy, że stoją to wychodzimy i prosimy żeby sobie poszli. Tak też robią. Nigdy nikt się nie skarżył. Pewnie, żeby przydała się ochrona. Pod Lidlem tego problemu nie ma – odpowiedziała jedna z pracownic Netto.
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem prasowym sieci sklepów Netto. Niestety nikt nie odpowiedział na nasze oficjalne pismo w tym temacie. Telefony również pozostały głuche. Wydaje się jednak, że ochrona w sklepie byłaby idealnym rozwiązaniem, a i sam sklep zyskał by wiele na swoim wizerunku.

Więcej patroli

- Kulas to tylko przykrywka. Często razem z nim stoi Jurek bez palców, a dalej czeka już Szambo, który upłynnia to, co koledzy zarobią na żebrach. Takie życie prowadzą i tyle. Byle się napić i „aparjot od nowa Polska Ludowa” – mówi Bogdan Gryska z targowiska.
Problem żebrzących pod sklepami w Krotoszynie jest dobrze znany krotoszyńskiej policji. – Znamy tych panów. Wcześniej rządzili pod Lidlem, ale ochrona ich stamtąd pogoniła i teraz są obok Netto. Ze swojej strony zwiększymy patrole w tym rejonie. Najgorzej z tego co wiem jest w dni targowe i godziny wieczorne w weekendy i na tym się skupimy – powiedział zastępca rzecznika prasowego komendy powiatowej policji, Piotr Szczepaniak.

Foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Od działkowiczów wam wara

Wacław Mozol już 33 lata ma działkę
Niektóre działki budzą zachwyt
Na likwidację działek zgody nie ma
W powiecie krotoszyńskim istnieje 30 rodzinnych ogrodów działkowych skupiających w sumie 2300 działek na obszarze 104 ha. W samym Krotoszynie jest ich aż 11. O likwidacji działkowcy nie chcą nawet słyszeć.


Wszystkie rodzinne ogrody działkowe w powiecie podlegają pod Polski Związek Działkowców z siedzibą w Kaliszu. Wszystkie są użytkowane przez działkowców, a niektóre śmiało mogłyby uświetnić niejedną okładkę branżowej gazety zajmującej się ogrodnictwem. – Na terenie powiatu działki mają wielkość od 300 m kw. do 500 m. kw. i należą do jednych z najpiękniejszych i najbardziej aktywnych w rodzinnych ogrodach działkowych w naszym okręgu – mówi prezes OZ PZD w Kaliszu, Jerzy Wdowczyk. Opłata roczna wynosi 19 gr za 1 m kw. Działki. Czyli za 300 m kw. należy uiścić opłatę w wysokości 57 zł. – Z tego 65 proc. zostaje w ogrodzie, a 35 proc trafia do związku na aktualne potrzeby. Bardzo często również z tych pieniędzy działkowcy otrzymują dofinansowanie np. na budowę świetlicy w centrum ogrodu – tłumaczy prezes. Tylko w samym Krotoszynie ogrodów jest 11, a o silnej potrzebie ich istnienia chętnie mówią sami działkowcy, dla których ogród to całe ich życie.

Życie działką się toczy

Jedną z takich osób jest pan Wacław Mozal (76 l.), który pasją działkowca zaraził się 33 lata temu. – Uprawiam działkę o wielkości 305 m. kw. Głównie skupiam się na winogronach. Hoduję białe i czarne winogrono dla własnych potrzeb. Oprócz tego mam trochę warzyw i owoców – mówi działkowiec z ROD im. Powstańców Wlkp. z ulicy Raszkowskiej w Krotoszynie. Działka dla niego, podobnie z resztą jak dla innych działkowców, których spotkaliśmy na ROD, to ostoja prywatności i możliwość odpoczynku od codziennego życia. – Działka daje nadzieję. To siła sprawcza każdego działkowca. Ziemi się nie przekupi. Jeśli odpowiednio się o nią dba odda w zamian wiele dobrego. Działka daje poczucie własnej wartości, której nikt nie jest w stanie nam zabrać – kontynuuje.
Jak dodają inni działkowicze nikt nie wierzy, żeby ktoś z rządu miał zamiar naprawdę zlikwidować ogrody. –Głośno krzyczą nie przysparzając sobie żadnego uznania z naszej strony. Nie chce mi się wierzyć żeby ktokolwiek chciał się narazić na stratę kilku milionów głosów w wyborach. Tak tylko straszą i tyle – mówi Mikołaj Aleksandrzyk.
Zdaniem lokalnych działkowców problem tkwi w tym, że politycy nie za bardzo wiedzą na co tak naprawdę się porwali. – To przecież konstytucja upoważniła nas do wszelkiego rodzaju stowarzyszania się w grupy, a taką grupą jest PZD. Nie można zatem kwestionować ustawy, która wypływa docelowo z konstytucji. To nie ustawę, ale konstytucję należałoby zmienić – zakończył W. Mozal.

Protesty były i będą

W samym powiecie krotoszyńskim protesty przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego były już realizowane dużo wcześniej. Jeszcze przed wprowadzeniem orzeczenia z dnia 11 lipca br. – W dniach 21-29 czerwca na terenie całego kraju odbył się tygodniowy strajk działkowców. Wywieszano flagi i transparenty przeciwko zakusom trybunału. Również ogrody działkowe z Krotoszyna i okolic wzięły w nich udział – mówi J. Wdowczyk.  Swoje stanowisko już niejednokrotnie wyrażało również Kolegium Prezesów Polskiego Związku Działkowców z powiatu krotoszyńskiego. - Wprowadzenie proponowanych przez TK zmian zdestabilizuje działalność PZD i jest prostą drogą do jego likwidacji oraz pozbawienia działkowców uprawianych gruntów – mówi Leon Kusterka.
Aktualnie wśród działkowców rozdawane są ulotki informujące o decyzji TK. Mają być również zbierane podpisy przeciwstawiające się działalności rządu. – Chodzi o to, że jeśli ustawa zostanie zmieniona i nie uwzględni postulatów PZD to działki mogą zostać zlikwidowane i będą łakomym kąskiem dla firm developerskich. Przekazanie gruntów gminie nic nie zmieni, bo wtedy to gmina będzie musiała stwierdzić czy dana działka służy np. uprawie czy też jest działką rekreacyjną, a to wiadomo wiąże się z odpowiednim podatkiem, który na dzień dzisiejszy z naszego rozeznania ma wynosić od 300 zł do 500 zł. Większości osób na to nie stać. Nie czarujmy się. Nie będzie to już tylko i wyłącznie jedna, coroczna składka członkowska – spuentował J. Wdowczyk.

Foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Chcą zmian lokalnych

Bartosz Twardowski
K2 – czyli „Kreatywny Krotoszyn”
Bartosz Twardowski z Krotoszyna chce założyć nieformalną grupę, która ma na celu poprawę jakości życia w rodzimym mieście. - Będziemy współpracować z każdym, kto chce zmieniać nasze miasto na lepsze – zapowiada 27-letni krotoszynianin.

Pomysł na nieformalną grupę pod nazwą „K2 – Kreatywny Krotoszyn” zrodził się z obserwacji działań ruchów miejskich w Poznaniu i Wrocławiu. Poza tym, jak twierdzi Bartosz Twardowski, od jakiegoś czasu temat stał się nośny za sprawą Instytutu Obywatelskiego, z którego przedstawicielami się przyjaźni. - Cel jest jasny: poprawa jakości życia w Krotoszynie. Środki są różne, od pisania wniosków do władz do promowania na zebraniach osiedlowych rozwiązań przybliżających miasto do mieszkańców. Chcemy pięknego, otwartego i nowoczesnego miasta. Stąd zajmiemy się estetyką, architekturą i urbanistyką. Za główne problemy uznajemy: niewydolną komunikację i skrywaną tożsamość miasta – tłumaczy inicjator pomysłu.
Specyfiką tego typu ruchów miejskich zdaniem rozmówcy jest brak rozbudowanej instytucjonalizacji, więc takie sprawy ustala cała grupa.

K2 to przede wszystkim młodzi

Grupa składa się z kilkunastu członków. Nasz rozmówca zajmuje się warstwą okołopolityczną inicjatywy. – Sprawdzam jakie jest zainteresowanie ludzi, sprawdzam jak inne środowiska na ten pomysł odpowiedzą. Ostatnio opublikowaliśmy swój profil na FB. Każdy może do nas dołączyć – mówi B. Twardowski. 
Sprawy merytoryczne w grupie ogarnia Michał Całujek, świeżo upieczony magister gospodarki przestrzennej i jego koleżanki z Urzędu Miejskiego w Krotoszynie. – Michał ma do tego głowę, a dodatkowo widzi to od środka, jak wszystko jest blokowane przez urzędników. Formalnie, nie ma przeszkód we wnioskowaniu do instytucji publicznych, ponieważ jesteśmy grupą mieszkańców. Tu ogromną rolę odgrywają media, bo konkrety problem trzeba nagłośnić, tak samo jak i brak reakcji ze strony władz. Piszesz wniosek jako Rada Osiedla i tak mają to gdzieś. Więc nie nadawca jest tu najważniejszy – kontunuuje krotoszynianin.

Stawiamy na estetykę miasta

W głównej mierze grupa chce brać czynny udział w tworzeniu i wdrażaniu optymalnych koncepcji zagospodarowania przestrzeni miejskiej. - Będziemy zabierać głos i zwracać uwagę na jakość i estetykę przestrzeni publicznej, gdyż o mieście świadczą nie tylko liczby i procenty, ale to, co każdego z nas bezpośrednio otacza. Przede wszystkim: ulice, place, zaułki i związane z nimi rozwiązania urbanistyczne, nawierzchnia, mała architektura, kolory i estetyka elewacji. - mówi B. Twardowski.
Przestrzeń powinno tworzyć się zdaniem Bartosza „z ludźmi” – a nie tylko „dla ludzi”. K2 będzie zatem dbać o to, by kreowali ją nie tylko urzędnicy, ale wszyscy mieszkańcy.
W sprawach infrastruktury drogowej K2 popiera ograniczanie ruchu samochodowego w centrum miasta. Po mieście nie jeździ się tylko samochodem, w szczególności preferując rower jako zdrowy i ekologiczny środek transportu oraz dbając o pieszego, jako o uczestnika ruchu ulicznego. Młodzi ludzie chcą też popracować nad tożsamością lokalną. Przypomnieć o historii miasta, na którą natykają się codziennie. - KOK robi wystawę zdjęć dawnego Krotoszyna pod klasztorem. A czemu nie wystawić zdjęć na Rynku, w perspektywie kamienic. Patrzysz w górę widzisz stan obecny, spoglądasz troszkę niżej na zdjęcie, spotykasz przeszłość. Chcemy zrobić coś pozytywnego dla naszego miasta. Będziemy współpracować z każdym, kto chce zmieniać nasze miasto na lepsze – mówi B. Twardowski.
Grupa w niedalekiej przyszłości ma zamiar sformalizować swoje cele i zacząć działać jako stowarzyszenie ponieważ tylko tak można pozyskiwać jakieś środki pieniężne na stawiane przez siebie postulaty, a co za tym idzie być partnerem do rozmów z samorządowcami. - Chcemy ruszyć na przełomie września – października. Jak sprawa się potoczy, jeszcze nie wiadomo. Są ludzie, którzy panicznie boją się formalizacji przedsięwzięcia. Ja też boje się, że ugrzęźnie to w bawieniu się w odgrywanie ról: kto będzie przewodniczącym, a kto wice. Wszystko jednak wskazuje na to, że nasze idee wkrótce ujrzą światło dzienne – zakończył krotoszynianin.

Bartosz Twardowski – ur. 16 października 1985 roku w Krotoszynie. Dzieciństwo spędził pod Warszawą, ale wrócił do Krotoszyna w 2005 roku. Studiował socjologię i politologię na Uniwersytecie Poznańskim. Interesuje się polityką, filozofią i ogólnie szeroko pojętym życiem społecznym.  Obecnie pracuje w firmie Hussmann Koxka Poland jako kierownik centrum obsługi zgłoszeń serwisowych.    

Zapowiada się ciekawie

Plener w zeszłym roku
Festiwal na pograniczu
Do 18 sierpnia w Zdunach odbywa się czwarta edycja festwialu „Pogranicze Kultur”. W ubiegłym roku impreza została laureatem plebiscytu „Wielkie Odkrywanie Wielkopolski – Perły w Koronie 2011” w kategorii impreza / wydarzenie kulturalne. W tym roku zapowiada się równie ciekawie.

Pomysł imprezy narodził się podczas pleneru ceramicznego zorganizowanego z okazji 150-lecia istnienia Kaflarni Zduny. W 2009 roku w zabytkowych, ale ciągle produkujących pomieszczeniach najstarszego tego rodzaju zakładu w Polsce tworzyli najlepsi ceramicy w kraju. Efektem 10 dni pracy było około 100 rzeźb. – Taki był początek. Potem postanowiliśmy ubogacić plener ceramiczny o szereg imprez o różnym ciężarze gatunkowym. Przede wszystkim zaś o festyn. Tego rodzaju imprezy przyciągają bowiem liczne grono miłośników letniego wypoczynku. Dodatkowo wzbogaciliśmy imprezę o różne wydarzenia artystyczne – mówi dyrektor zdunowskiego ośrodka kultury, Tomasz Chudy.
Od dwóch lat imprezie towarzyszy nowy element jakim jest „Festiwal Sernika”. Pomysł na jego powstanie wiąże się z mocno rozwiniętą produkcją mleczarską na tym terenie. Festiwal to nic innego jak konkurs na najsmaczniejszy, najlepszy wypiek placka z gatunku sernik. - Całość, tzn. festyn, koncerty, kulinaria  i kiermasz rękodzielniczy odbywa się  w bezpośrednim sąsiedztwie dziedzińca Kafalrni Zduny żeby wyeksponować efekty pleneru rzeźbiarskiego – kontynuuje dyrektor. 
W ramach tegorocznej imprezy od poniedziałku odbywa się międzynarodowy plener ceramiczny, podczas którego każdy uczestnik bierze udział w konkursie pt.: "Zduny, miasto pogranicza...". 18 sierpnia na ulicy Łacnowej odbędzie się finał festiwalu. Podczas niego odbędzie się kiermasz rękodzielniczy oraz koncert folkowy na scenie plenerowej. - W namiotach wystawienniczych będą również dostępne wyroby lokalnej kuchni w ramach naszych kulinariów. Gwiazdą będzie w tym roku Don Vasyl i Cygańskie Gwiazdy, który wystąpi na scenie o godzinie 18:00 – mówi T. Chudy - Organizacja imprezy jest możliwa w tym roku jedynie dzięki dobrym informacjom, które zupełnie niedawno dotarły do nas z biura posła Macieja Orzechowskiego. Otóż walory festiwalu w Zdunach dostrzegło po raz drugi Narodowe Centrum Kultury wspierając imprezę kwotą 26 tys. zł. Wesprze nas także samorząd Gminy Zduny, Starosta Krotoszyński i Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu. Koszty całości to około 70 tys. zł – zakończył.