poniedziałek, 25 marca 2013

Kontrole w Nutricii

Krotoszyńska "Nutricia"
Do naszej redakcji zgłosiła się anonimowa mieszkanka ul. Wojciechowskiego w Krotoszynie, która ma dość dymu i hałasu z ulokowanej przy ulicy Zdunowskiej firmy Nutricia zajmujacej się produkcją m.in. kaszek Bebico. Okazuje się, że firma miała w ostatnim czasie kontrole, które wykryły pewne nieprawidłowości związane z funkcjonowaniem.
Pani Anna (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) od kilku dobrych miesięcy nie może poradzić sobie z hałasem jaki wydobywa się w firmy Nutricia. – Mieszkam niedaleko, a firma pracuje 24 h na dobę. Hałas jest nie do zniesienia. Teraz kiedy PKP wycięło jeszcze drzewa na wale hałas się wzmógł. Tego nie można wytrzymać. Niektórym mieszkańcom to nie przeszkadza, ale ja mam już swój wiek i odczuwam to bardzo dotkliwie. Nie mogę praktycznie spać. Lekarz przepisał mi coś na sen, ale jak na razie to nie pomaga – zaczyna pani Anna. Dodaje jednoczesnie, że coraz częściej z firmy dochodzą nieprzyjemne zapachy. – Trochę się orientowałam i dowiedziałam się, że coś z kominem maja nie tak. Wcześniej tak nie było czuć tych zapachów, a teraz są takie momenty, że muszę szczelnie zamykać okna bo zapach jest nie do zniesienia. Co oni tam robią? – pyta pani Anna.
Skontaktowalismy się z osobą odpowiedzialną za udzielanie informacji prasie. Okazuje się, że firma zna bolączki nie tylko pani Anny, ale również innych mieszkańców ul. Wojciechowskiego, którzy od pewnego czasu zgłaszają swoje uwagi pod adresem firmy. - W odpowiedzi na sygnały płynące od mieszkańców ul. Wojciechowskiego w Krotoszynie informuję, że zakład produkcyjny w Krotoszynie został poddany niezapowiedzianej kontroli Wielkopolskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu.  Badania wykazały, że najwyższy zmierzony poziom hałasu uzyskano w punkcie pomiarowym, zlokalizowanym na granicy posesji nr 5 przy ul. Słonecznej wynosił 48,4dB. Ponadto w punkcie pomiarowym zlokalizowanym przy posesji nr 2 przy ul. Wojciechowskiego uzyskano wynik 46,8dB. Przypomnę tylko, że 19 października 2012 roku starosta krotoszyński wydał decyzję (nr OŚ.6241.1.3.2012), wedle której dopuszczalny poziom hałasu emitowanego w godzinach nocnych wynosi 45dB. Natychmiast po zapoznaniu się z tą decyzją, która wskazała nieznaczne, ale jednak istniejące przekroczenie normy emisji hałasu przez zakład podjęliśmy stosowne działania naprawcze – mówi rzecznik prasowy Nutricii Polska, Małgorzata Kołodrub.
Nutricia zleciła więc wyspecjalizowanej w tym obszarze firmie zewnętrznej przeprowadzenie pomiarów akustycznych w zakładzie i jego otoczeniu w celu określenia głównego źródła hałasu. Pomiary te wskazały, że przekroczenie poziomu hałasu wynika wyłącznie z pracy sprężarki znajdującej się na poziomie pierwszego piętra wieży zakładu. W związku z tym kierownictwo zakładu podjęło decyzję o obudowaniu sprężarki, tak by skutecznie wyciszyć jej pracę. - Prace te zostaną wykonane w II kwartale 2013 roku, w najszybszym możliwym terminie.  Natomiast w kwestii emisji substancji do powietrza informuję, że zgodnie z obowiązkiem wynikającym z prawa, a także wysokimi standardami pracy zakładu dwa razy w roku (w okresie letnim i zimowym) przeprowadzamy pomiary stężeń i emisji do powietrza. Ostatnie sprawozdania z badań wykonanych przez firmę EkoNorm w 2012 roku oraz w lutym 2013 roku i zweryfikowanych przez Urząd Marszałkowski w Poznaniu wykazały emisje w dopuszczalnych normach bezpieczeństwa – kończy rzecznik firmy.
Dodatkowo pani Małgorzata Kołodrub jest wdzięczna wszystkim za sugestie bowiem jak twierdzi priorytetem zakładu w Krotoszynie pozostaje wytwarzanie produktów najwyższej jakości i funkcjonowanie z poszanowaniem zdrowia i warunków życia mieszkańców miasta i okolic.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Mieszkańcy jak ryby – głosu nie mają

Wniosek mniejszości nie przeszedł
Podczas sesji powiatowej 22 marca większością głosów przyjęto nowy statut powiatu, w którym nie uwzględniono tzw. „wniosku mniejszości”, który zakładał m. in. możliwość zabierania głosu podczas sesji przez mieszkańców powiatu i możliwość zgłoszenia inicjatywy uchwałodawczej przez co najmniej 250 mieszkańców powiatu.

Na początek przewodniczący komisji statutowej przypomniał wszystkim obecnym kolejne losy zmienianego statutu i wniosków jakie pojawiały się od początku jej powołania. – Komisja została powołana 12 lutego 2012 roku i w sumie odbyła siedem burzliwych posiedzeń, podczas których wypracowano szereg propozycji, nad którymi dzisiaj się pochylimy. Podczas komisji część radnych odrzuciła niektóre zapisy m. in. te dotyczące możliwości zabierania głosu przez mieszkańców powiatu czy też możliwości zgłaszania inicjatywy ustawodawczej. W wielu powiatach takie zapisy funkcjonują i pozwalają na lepsze postrzeganie powiatu przez mieszkańców i stanowią rozwój w kierunku lepszej demokratyzacji. Prosiłbym o zastanowienie się jeszcze przy czekającym nas głosowaniu – mówił Przemysław Jędrkowiak.

Przyjdą, zadadzą pytania i wyjdą

Statut z możliwością zabierania głosu przez mieszkańców w założeniu pracujących nad statutem wprowadziłby nowa jakość usług do powiatu. – Radni w Zdunach z takiej możliwości korzystają i jakoś nie słychać żeby burzyło to porządek obrad na sesji – kontynuował P. Jędrkowiak. Poparł go radny ze Zdun. – Apeluję żeby przemyśleć tę kwestię jeszcze raz. Jestem w pełni przekonany, że tylko dzięki partycypacji z mieszkańcami można świadomie rozwijać samorząd. Nie można zakładać jakiś niesamowitych zdarzeń. Cóż jeszcze mogę dodać. Podczas ostatniej sesji w Zdunach na ten przykład, przyszedł mieszkaniec. Zadał dwa pytania, uzyskał odpowiedzi i wyszedł. Nic się nie stało. – mówił Tomasz Chudy.
W dalszej części dyskusji wielu radnych zaczęło zauważać, że niektórzy boją się, że wprowadzone zmiany spowodują  bałagan, zamieszanie czy też utratę powagi przez urząd powiatu.  – Dlatego w założeniu każdy mieszkaniec, który miałby pytanie do powiatu miałby obowiązek złożenia w terminie siedmiu dni przed sesją swojego wniosku. Wtedy zarząd zdecydowałby czy dany wniosek jest merytoryczny czy nie. Nie wiem skąd te obawy niektórych radnych – mówił Zbigniew Brodziak. W słowo wszedł mu radny, Andrzej Piesyk, który wprost zadeklarował – Niedługo wybory. Nie ma co się ograniczać, a jak niestety większość zrobi tak będzie – mówił.
Jeszcze dalej w rozważaniach poszła Renata Zych – Kordus. – Bez tych poprawek działalność statutowa nie ma więcej sensu. I w kontekście wyborów chciałam tylko krótko dodać, że przed nimi widać jak wszyscy wychodzą do ludzi i z nimi rozmawiają, a potem to już o tym zapominamy – mówiła radna.

Nie wyręczajmy urzędów

Po stronie przeciwników wprowadzenia do statutu powyższych zmian optowała radna, Irena Rekosiewicz, która wprost mówiła o tym, że nie powinno się ingerować w ustawodawstwo powiatowe, a ewentualne problemy mieszkańców winne być załatwiane na poziomie gmin. – Byłam przeciwna na komisji za tymi zapisami. Coś jest bowiem nie tak skoro sprawy mieszkańców maja trafiać do powiatu. Deprymujemy w tym momencie urzędy gminne. To na ich poziomie problemy mieszkańców powinny być załatwiane. Poza tym od wielu lat nie ma zainteresowania mieszkańców w uczestnictwie podczas sesji i zrobilibyśmy taką sztukę dla sztuki – mówiła radna. Od razu ripostował radny ze Zdun. – My nie wiemy czy mieszkaniec został załatwiony w gminie pozytywnie cz tez nie. Dlaczego nie damy mu szansy wykazania się tutaj – mówił T. Chudy. – Jeżeli zostanie nie załatwiony to zawsze może złożyć skargę u burmistrza. Nie wiem czy powinniśmy wtrącać się w pracę urzędu – odparowywała I. Rękosiewicz. – Obserwowałem was jako dziennikarz. Widziałem jak spotykacie się z ludźmi. Często były to ciężkie rozmowy, z którymi jednak sobie radziliście. Naprawdę nie wiem czego się obawiać. Mieszkańcy będą mieli 7 dni na złożenie pytania. To wy zdecydujecie czy będzie mógł zadać pytanie czy nie. Czy pan starosta się obawia czegoś? – puentował T. Chudy.
Starosta odpowiadał: - Nie obawiam się niczego. Mam po prostu szerszy pogląd na demokratyzację. Są np. powiaty, które uchylają takie zapisy, bo są one bezpośrednią ingerencją w pracę powiatu – mówił Leszek Kulka. – Statut to prawo lokalne. Ja próbuję państwa zrozumieć, ale zapis jawności funkcjonowania rad powinien obligować nas do pewnych zasad. W żadnym bowiem zapisie ustawodawczym tego, że każdy może wejść na sesję i zabrać głos po prostu nie ma – zakończył Wiesław Popiołek.

Statut bez poprawek
Podczas głosowania większością głosów odrzucono omawiane poprawki do statutu. Tym samym tzw. „wniosek mniejszości” został odrzucony. Za zmianami głosowali tylko: Zbigniew Brodziak, Tomasz Chudy,  Henryk Jankowski, Przemysław Jędrkowiak, Andrzej Piesyk i Renata Zych – Kordus.
W nowym statucie pojawił się za to zapis dotyczący przekazywania radnym materiałów na komisje i sesję. Pozostawiono tylko formułę, że wszystkie materiały bedą przekazywane radnym na określony czas przed spotkaniami. W jakiej formie natomiast póki co pozostawiono do wyboru przez przewodniczącego. Dodatkowo uchwalono zapis dotyczący odpowiedzi na wnioski radnych. Od teraz odpowiedź na wniosek radnego powinna mieć miejsce albo ustnie na sesji lub pisemnie w przeciągu 14 dni. Tego do tej pory nie było w statucie. Podobnie będzie w przypadku pytań radnych.


Test dla radnych

Koszt kostnicy i domu pogrzebowego to 130 tys. zł
Podczas sesji radnych 21 marca większością głosów przyjęto uchwałę, która podzieliła komisje stałe w gminie. Chodzi o nie wyrażenie zgody na wyodrębnienie w budżecie na 2014 rok środków stanowiących fundusz sołecki. Całość bowiem kwoty przekazana zostanie na budowę kostnicy i domu pogrzebowego w Baszkowie.

Temat funduszu sołeckiego powrócił na ostatniej sesji jak bumerang. Jeszcze w ubiegłym roku radni debatowali nad środkami stanowiącymi sołeckie fundusze. Już wtedy zadeklarowano, że odstąpią oni od podziału środków na poszczególne sołectwa, a całość przekażą na budowę domu pogrzebowego w Baszkowie. W kolejnych zaś latach fundusz miałby zasilić inne sołectwo na jakieś konkretne zadanie inwestycyjne. Zdawać by się mogło, że sołtysi poszczególnych wsi pogodzili się z taką koncepcją. W tym roku pojawiły się jednak poważne dylematy. – Dlaczego nie zabezpiecza się po raz kolejny środków na fundusz sołecki? Nie ukrywam, że pieniądze te nam znacznie pomagały. W naszej wsi udało się wiele dobrego z nich zrobić np. zmodernizować świetlicę, postawić wiatę. Pieniądze te zmieniły wizerunek wsi. Udało się nam również zakupić tłuczeń na remont drogi. W tym roku te 140 ton co mamy starczy na większe dziury. Planowaliśmy kupić go więcej, ale jak widzę nie zabezpieczono środków na fundusz. Sądzę, że głosowanie nad uchwałą, która dotyczy nie wyodrębnienia środków na fundusz sołecki będzie dzisiaj testem dla radnych i pokaże, którym zależy na dobru wsi – mówił sołtys Chachalni, Zbigniew Gaszyński.
Do słów sołtysa ustosunkowała się skarbnik gminy, która tłumaczyła takie, a nie inne działania gminy. – Radni dyskutowali już nad tym tematem i wiem, że głosy w tej sprawie były podzielone. Postanowiono jednak, że zamiast rozdzielać te 100 tys. zł na poszczególne sołectwa będziemy realizować jakieś większe inwestycje w poszczególnych wsiach. W tym roku będzie to dom pogrzebowy w Baszkowie. W kolejnych latach inne inwestycje w kolejnych sołectwach – mówiła Leokadia Jerzak.
Do jej słów włączył się również sekretarz gminy. – Tak naprawdę fundusz sołecki to dobra wola gminy, a wtym roku po prostu go nie będzie. Powstanie dom pogrzebowy i kostnica bo gmina już pod koniec kwietnia ma mieć pełną dokumentację przedsięwzięcia i wystąpimy o pozwolenie na budowę. W części kosztów ma parcytypować też powiat. Gdyby dał 10 proc. byłoby dobrze – puentował Mirosław Chmielarczyk.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Gratulacje dla medalisty

Konrad podczas uroczystości
Podczas sesji powiatowych radnych 22 marca gratulacje z rąk całego powiatu otrzymał złoty medalista paraolimpiady w Korei – Konrad Chołodecki z Sulmierzyc. Obecni wraz z nim rodzice,  opiekunowie i dyrekcja  nie kryli swojego wzruszenia.

Przed rozpoczęciem obrad sesji z gratulacjami w imieniu powiatu wystąpił przewodniczący rady powiatu, Stanisław Szczotka, który przypomniał krótko osobę młodego sportowca. Konrad Chołodecki (20 l.) to uczeń Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Borzęciczkach, który podczas Światowych Zimowych Igrzysk Olimpiad Specjalnych w PyeongChang (Korea Południowa) zdobył złoty medal w narciarstwie zjazdowym. - Olimpiady Specjalne Polska to narodowy program światowego ruchu Special Olympics. Jest to sportowa organizacja pożytku publicznego działająca na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną. Konrad Chołodecki  zdobył złoty medal w narciarstwie zjazdowym. Gratulujemy mu z całego serca – podkreślał przewodniczący.
Listy gratulacyjne i kwiaty otrzymali również rodzice chłopca i opiekunowie. – To dzięki wam Konrad może spełniać się w sporcie. Dzięki waszemu zaangażowaniu osiągnął najcenniejszy medal jaki jest do zdobycia – kończył S. Szczotka. Do życzeń dołączył się również obecny na sesji burmistrz Sulmierzyc. – Jest się z czego cieszyć bowiem Sulmierzyce mają nie lada sportowca, złotego paraolimpijczyka. Gratuluję – mówił Piotr Kaszkowiak.
Po oficjalnej części wszyscy mogli zobaczyć przygotowana specjalnie na tę okazję prezentację o drodze, jaka musiał pokonać Konrad by wywalczyć upragnione złoto. Wszystko zmieniło się w grudniu zeszłego roku, kiedy to Konrad pojechał z opiekunką Małgorzatą Michalską na obóz rekreacyjno-sportowy do Zakopanego, zorganizowany w ramach przygotowań do olimpiad specjalnych.
Zwieńczeniem 10-dniowego obozu były obejmujące region koniński eliminacje do ogólnopolskiej olimpiady specjalnej z narciarstwa zjazdowego. Wytypowano dziewięciu zawodników, wśród nich Konrada. Młody zawodnik okazał się bezkonkurencyjny, zdobywając złoty medal. - Złotych medalistów było wielu, ale tylko dziewięciu wylosowano na olimpiadę do Korei. W gronie tym znalazł się również Konrad, który jako „czarny koń” nie zawiódł odnosząc ogromny sukces– mówiła opiekunka pokazując szereg zdjęć Konrada z samej olimpiady oraz tych po powrocie do domu.  – Chciałbym wszystkim serdecznie podziękować – nie krył wzruszenia młody narciarz. – Skoro my nawet w Krotoszynie w narciarstwie zdobywamy złote medale, to może należałoby pomyśleć o usypaniu jakiejś górki – zażartował na koniec radny, Andrzej Piesyk.

Pasjonatka podróży wszelakich

Magda z N. Skrzyńskim i K.Kielar - podróżnikami
Na kolejny festiwal podróżniczy wybrała się 18-letnia Magdalena Banaszek z Krotoszyna. Tym razem w dniach 8-10 marca br. brała udział w 15. Ogólnopolskim Spotkaniu Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów – Kolosy 2012. O swoich wrażeniach chętnie opowiada na łamach Rzeczy.

O pasji Magdy pisaliśmy już na łamach naszej gazety w ubiegłym roku kiedy to przedstawialiśmy relację z pleneru im. Kazimierza Nowaka w Boruszynie. Tym razem młoda krotoszynianka pojechała do Gdyni by wziąć udział w prestiżowej imprezie pn. „Kolosy”. Dla niewtajemniczonych trzeba dodać, że impreza ta to honorowe wręczenie nagród dla osób, które podróżowaniem zajmują się na co dzień. Rada Kolosów nagradza osiągnięcia w pięciu równorzędnych kategoriach: „Podróże”, „Żeglarstwo”, „Alpinizm”, „Eksploracja jaskiń” oraz „Wyczyn roku”. Towarzyszą jej setki prezentacji i prelekcji.
Magdalena Banaszek od początku uczestniczyła we wszystkich imprezach i seminariach przygotowanych przez organizatorów. - Impreza była podzielona na kilka bloków, między którymi występowały 20 minutowe przerwy. W pierwszym dniu czekało na mnie i na około 5 tys. innych osób, 20 prezentacji na dużej sali i 15 prezentacji w sali seminaryjnej.  Oczywiście nie udało mi się być na wszystkich prelekcjach., ale kilka utkwiło w mojej pamięci – mówi Magda. Po kolei wymienia, praktycznie jednym tchem najciekawsze prelekcje. Znalazły się wśród nich „Trzy siostry i inne zmory” Tomasza Cichockiego o powtórzeniu legendarnego rejsu kpt. Henryka Jaskuły, który w latach 1979–1980 jako pierwszy Polak samotnie okrążył Ziemię; „Na longu do Honkongu” Adama Szostka, który wspólnie z innymi osobami wyruszył z Gdańska do Hongkongu; „Rower góral i na Ural” Dominiki Szmajdy o ekstremalnej wycieczce rowerowej czy też „Dziki Madagaskar” Zbigniewa Sasa i Arkadiusza Ziemby.  – Nie sposób wymienić wszystkich prezentacji. Nawet nie wiedziałam, że w Polsce mamy tylu pozytywnie zakręconych ludzi, którzy potrafią spełniać swoje marzenia – mówi M. Banaszek.
Kolejne dni to kolejne prezentacje z kategorii gór, podróży, wody oraz wyczynów podróżniczych. Całość imprezy okraszały niesamowite reportaże z podróży, fantastycznie udokumentowane życie codzienne, intrygujące opowieści o kulturach i obyczajach różnych zakątków świata. Opowiedziane z niezwykłą pasją i ciekawością poznawania świata. Wzbogacone przez liczne refleksje i przemyślenia. Przede wszystkim, osobiste doznania i spostrzeżenia. Nie takie, które możemy znaleźć w każdej książce lecz pełne zachwytu i tolerancji. Niepowtarzalne fotografie, śmieszne i wymagające czasem dużego poświęcenia krótkie filmy po to żeby podzielić się z innymi. - Cieszę się niezmiernie, że mogłam tam być. Wróciłam bogatsza o nowe pomysły, nowe pragnienia, nowe znajomości. Przede wszystkim,  dowiedziałam się o miejscach, o których nigdy jeszcze nie słyszałam. To jest najcenniejsze, najważniejsze i chyba najprzyjemniejsze.  I przypomina mi się mój ulubiony cytat: „Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem i tak zawsze aż do końca”. Bo to marzenia, do których dążymy, cele które chcemy osiągnąć sprawiły, że od 15 lat jest organizowane takie spotkanie podróżników, żeglarzy i alpinistów, na których można podzielić się swoimi doświadczeniami – kończy Magdalena.
Warto dodać również, że przez cały czas trwania imprezy dla wszystkich ustawione były stoiska wydawców prasy i książek podróżniczych, firm sportowych oraz biur turystycznych oraz wystawy. Zwieńczeniem trzech dni była wyczekiwana ceremonia wręczenia statuetek i nagród, na której naszej bohaterki również nie zabrakło.


Śmieciowe dylematy

„Po przetargu stawki się zmienią” – mówił D. Obal
21 marca podczas sesji radnych wiele miejsca poświęcono ustalonemu przez gminę podatkowi śmieciowemu. Obecni na sali mieszkańcy nie zgadzali się z założoną stawką podatku, który opiewa na kwotę 12 zł za śmieci posegregowane i 18 zł za odpady pozostałe.

Temat pojawił się w stałym punkcie obrad sesji gdzie mieszkańcy mogli zadać urzędnikom pytania. Wiele sugestii miał mieszkaniec Konarzewa, który nie rozumie wielkości ustalonych przez radnych stawek za podatek śmieciowy. – Ja rozumiem, że ustawa zobligowała gminę do przyjęcia podatku śmieciowego, ale nie rozumiem skąd się wzięły stawki 12 i 18 zł od mieszkańca, który zamieszkuje w bloku i domku jednorodzinnym. Ja mieszkam w domu jednorodzinnym i do tej pory ledwo jeden kubeł miesięcznie wystawiałem i kosztowało mnie to 13 zł. Teraz będę płacił po segregacji 48 zł. To spory wydatek jak dla mnie i większości osób. Dodatkowo 70 proc. moich śmieci trafia na mój przydomowy kompostownik także niewiele zostanie do oddania, a płacić trzeba będzie. Czy bierzecie pod uwagę jakieś zmiany w stawkach? – pytał Marek Harasim.
Z odpowiedzią pospieszył mu wice burmistrz, Dariusz Obal. – Na wysokość stawek jakie ustaliliśmy miało wpływ wiele czynników m. in.: dane o ilości odpadów w siedmiu gminach wchodzących w skład powstającego związku „Eko-Siódemka”, koszty administracyjne oraz koszty firm, które będą zajmować się odbiorem odpadów. Ja rozumiem, że pan kompostuje część swoich śmieci, ale ustawa obliguje nas do wyrobienia pewnych wskaźników. Stawki to są szacunkowe dane na podstawie pewnych wyliczeń statystycznych. Podam przykład. Nowe Skalmierzyce miały już przetarg i zmieniono tam stawkę do 8 zł od mieszkańca. Myślę, że to proces ruchomy i czas pokaże jak to u nas będzie – mówił włodarz.
W dyskusję wtrąciła się sołtys Konarzewa i radna gminna, Mirosława Sajur – To czemu pan burmistrz na zebraniach wiejskich tego nie podnosił. Trzeba było wprost ludziom powiedzieć, że będzie możliwość zmian w stawkach. To nie było wprost powiedziane i teraz ta dyskusja – mówiła pani sołtys. – Dobrze wiem, że są różni ludzie – wszedł w słowo pan M. Harasim – Jedna osoba może czasami naprodukować tyle śmieci, że głowa mała, ale i w drugą stronę to idzie. Powinno być jakieś zróżnicowanie – kończył mieszkaniec Konarzewa.
Burmistrz po raz kolejny tłumaczył obecnym, że wprowadzona ustawa umożliwia gminie regulowanie w późniejszym czasie stawek, które zostały aktualnie przyjęte. – Może uda się wprowadzić system mieszany. Po przetargu stawki powinny się zmniejszyć. Na razie to okres doświadczalny dla nas i dla państwa. Przed nami jeszcze wiele rozmów. Trzeba będzie też rozważyć stawki np. dla osób, które prowadzą działalność jednoosobową. Według tego co obowiązuje będą płacić 60 zł, a wiadomo, że nie zapełnią pojemnika tak jak firmy wieloosobowe. Stawki na pewno nie są stałe i będą się zmieniać – kończył D. Obal.
Dyskusję zamknął sekretarz gminy. – Są gminy, które ustaliły stawki na poziomie 8 zł. Po przetargu gmina musiała do tych stawek dopłacać bo okazało się, że koszta ostateczne były wyższe. My mamy 12 zł i 18 zł i po przetargu może się okazać, że obniżymy je do tych 8 zł. Mieszkańcy na tym skorzystają – spuentował Mirosław Chmielarczyk.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Wyższy poziom w mięśniaku

Podczas jednego ze spotkań
21 marca w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 odbyły się V Szkolne Targi Edukacyjne. Szkołę odwiedziło aż 11 placówek wyższych z Wielkopolski i Dolnego Śląska. Uczniowie brali udział w licznych prezentacjach i prelekcjach. Wszystko po to, by za jakiś czas dokonać wyboru odpowiedniej szkoły wyższej.

Na korytarzach popularnego „mięśniaka” gwarno za sprawą licznie ustawionych stoisk szkół wyższych, które tego dnia odwiedziły placówkę by przedstawić młodzieży swoją ofertę edukacyjną. Wśród szkół wyższych znalazły się m. in.: PWSZ z Kalisza, WSB z Poznania, WSH z Leszna, PWSB z Poznania czy też WWSHE z Jarocina. Wśród zaproszonych stawili się również nasi lokalni reprezentanci: Policealna Szkoła Pracowników Służb Społecznych czy też Powiatowy Urząd Pracy i Klub Pracy. – Jak co roku zainteresowanie uczniów jest ogromne i należy się tylko cieszyć, że wiadomość młodych ludzi wzrasta. Dobrze wiedzą, że aby coś osiągnąć w życiu, znaleźć dobrą pracę będą musieli kontynuować swoją edukację dalej – informuje jedna z organizatorek targów, Magdalena Karwik.
Uczniowie przez 45 minut mogli uczestniczyć w wielu prezentacjach szkół wyższych. – Pokazujemy nie tylko jak to wygląda pod kątem ścieżki edukacyjnej i proponowanych przez naszą szkołę kierunków, ale także chcemy pokazać to codzienne, studenckie życie, które ma zachęcić potencjalnych kandydatów do wstąpienia w szeregi naszej szkoły – mówi Tadeusz Sarnowski, który spotkał się z uczniami by przedstawić ofertę Społecznej Akademii Nauk w Ostrowie Wlkp.
Młodzież chętnie brała udział w zajęciach, które oprócz luźnej formy pogadanek i prezentacji obfitowała też w liczne konkursy. – Ok. 400 uczniów wzięło w tegorocznej akcji udział. Oczywiście bogaci już w doświadczenie staramy się urozmaicić naszą ofertę. Stąd też szkoły, które nas odwiedziły są w zasięgu każdego młodego człowieka. Młodzież zaskoczyła mnie pozytywnie bowiem większość spotkań zorganizowanych w tym roku to ich własne sugestie –podsumował dyrektor szkoły, Roman Olejnik.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Zanikające zawody

Co można zrobić ze zniszczonej skóry?
Wojciech Radojewski
Dziś rozpoczynam nowy cykl artykułów poświęconych zawodom, które ze względu na brak chętnych do nauki w danej profesji powoli odchodzą do lamusa, a szkoda bowiem wiele z nich jest bardzo opłacalnych, a przede wszystkim ciekawych. Dziś sylwetka garbarza, który wyprawą zwierząt futerkowych zajmuje się od 30 lat.


Garbarstwo to dziedzina rzemiosła zajmująca się przetwarzaniem surowych skór i tym samym przetwarzaniem ich w skóry wykończone, które z kolei mogą być wykorzystywane do produkcji długiej listy wyrobów skórzanych użytkowych i wyrobów skórzanych i technicznych. - Garbowanie skór stanowiło zapewne jedną z pierwszych umiejętności człowieka, który wykorzystywał skóry zwierząt upolowanych, a następnie także zwierząt hodowlanych, do wytwarzania pra-wzoru okrycia wierzchniego i obuwia. Jest to zatem jedna z najstarszych form świadomej działalności rękodzielniczej – zaczyna pan Wojciech Radojewski.
Garbarstwem nasz bohater zainteresował się już w młodym wieku. – Mój tata, Albin miał hodowlę norek i lisów. Zacząłem sam, na własną rękę garbować skóry i tak się zaczęło. Kiedy okazało się, że mam do tego smykałkę rozpocząłem praktyki w pracowni garbarskiej we Wrocławiu. Tam też w roku 1983 zdałem egzamin i zostałem mistrzem czeladniczym w tej profesji -  kontynuuje krotoszynianin. W tamtym czasie, jak wspomina pan Wojciech, tzw. „ciężkiego komunizmu” popyt na wyprawianie skór był ogromny. – Nie mogłem opędzić się od zleceń. Nic dziwnego bowiem wtedy na naszej ziemi było aż 300 zarejestrowanych hodowców zwierząt futerkowych. Wyprawiałem różne zwierzęta: norki, króliki, lisy, szynszyle, ale też dziki, jelenie czy nawet niedźwiedzia brunatnego z Mongolii czy też antylopy, renifery i rysie –mówi z sentymentem pan Wojciech.
Garbowanie to nie tylko wyprawianie zwierząt futerkowych to również farbowanie skór na rozmaite kolory. Krotoszyński garbarz z dumą prezentuje skóry z nutrii pofarbowane na różne kolory – Czerwone, zielone i niebieskie szły do byłego Związku Radzieckiego. Taka tam wtedy moda panowała i były trendy – dodaje z uśmiechem.
Dziś większość zleceń to kontrakty z osobami z całej Polski, które wysyłają panu Wojciechowi skóry do wyprawienia. – Mam 66 lat, a zleceń nadal sporo. To dobry fach, ale bardzo ciężki i odpowiedzialny – mówi garbarz. Mimo wielu chętnych nie udało się naszemu rozmówcy wyszkolić żadnego następcy – Namawiam teraz zięcia Marcina. Może przejmie po mnie warsztat – kontynuuje pan Wojciech.
Ceny za wyprawienie zwierzęcia nie są wygórowane. Za lisa należy zapłacić 35 zł. Za dzika np. w zależności od wielkości już kwotę 120 zł wzwyż. – To długi proces i ciężki, ale warto bo efekt końcowy jest później piorunujący – mówi nasz rozmówca. Na ten przykład pan Wojciech pokazał nam kilka skór przed i po wyprawieniu. Różnicę widać gołym okiem, a i w dotyku można ją poczuć. – To wszystko ląduje potem u kuśnierza, który dokonuje całości. Powstają futra, czapki, szale, a nawet koce, pościele i poszewki na poduszki – kończy nasz mistrz. 
Na co dzień pan Wojciech to szczęśliwy mąż pani Cecylii, z którą doczekał się dwóch córek i dwójki wnucząt: Aleksandry (10 l.) i Huberta (5 l.). Jego pasją życiową jest łowiectwo, któremu poświęca się w wolnych chwilach. Bierze m.in. udział w polowaniach jako aktywny członek koła łowieckiego Ponowa w Biadkach.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


niedziela, 24 marca 2013

Doliwa nie dała rady


UKS Doliwa Rozdrażew – UKS Spartakus Buk 29:35 (16:16)

UKS Doliwa Rozdrażew
24 marca na własnym boisku porażki doznali szczypiorniści z Rozdrażewa. Po twardej grze ulegli sześcioma oczkami dobrze grającej tego dnia ekipie z Buku. Do końca rozgrywek III-ligi pozostały już tylko trzy spotkania. Jak na razie rozdrażewscy piłkarze zajmują ostatnie, piąte miejsce w tabeli końcowej.

Do niedzielnego meczu rozdrażewscy zawodnicy wyszli w odmłodzonym składzie, ale zdeterminowani na odniesienie w tym meczu zwycięstwa. Przed pojedynkiem zajmowali czwartą pozycję w lidze, a rywal ostatnie miejsce. Mecz zatem był prestiżową rozgrywką z obu stron. Pierwsza połowa toczyła się w dość wyrównany sposób. Obie ekipy dążyły do zdobycia przewagi, ale bramki padały z obu stron za przysłowiowy wet za wet. Nie lada umiejętnościami popisywali się bramkarze z obu teamów. Wiele akcji mogło się podobać. Na uwagę w zespole Waldemara Filipiaka zasługiwali przede wszystkim bramkostrzelni zawodnicy: Łukasz Bajodek, Marcin Zmyślony i Rafał Stachowiak. Ten ostatni miał nie lada pecha pod koniec pierwszej połowy. Podczas jednej z akcji zderzył się głową z zawodnikiem z Buku i rozciął dość mocno łuk brwiowy. Po meczu nieodzowna okazała się wizyta w szpitalu by zszyć ranę. Pierwsza odsłona wyrównana i przy stanie 16:16 sędzia główny odgwizdał przerwę.
Druga część meczu przebiegała już pod dyktando rywali, którzy konstruowali większość akcji, a co najważniejsze kończyli je celnymi strzałami. Już po sześciu minutach ich przewaga wzrosła do pięciu bramek i rozdrażewscy szczypiorniści nie byli w stanie do końca odrobić tej straty. Próby jednak były. Bardzo dobrze spisywał się Paweł Przepiórkowski, który ładnymi akcjami zapisał się jako jeden z najskuteczniejszych graczy drugiej połowy. Mecz jednak przegrany 35:29. – O ile pierwsza połowa wyglądała jako tako, to druga już była miażdżącą przewagą rywali, którzy zasłużenie wygrali. Popełniliśmy więcej błędów w obronie, a i zemściły się niecelne strzały, których było sporo – mówi kierownik drużyny, Henryk Jankowski.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że rozdrażewski team zagrał w tym meczu w nowych butach, które ufundowali sponsorzy drużyny. – Dzięki wsparciu K. Genderki, J. Chmielarza, M. Juskowiaka, K. Brody i mojej udało się zakupić 19 par nowiutkich butów dla naszych piłkarzy. Chciałbym w tym miejscu tym osobom podziękować – zakończył H. Jankowski.

Skład Doliwy: F. Filipiak, P. Kramarczyk, P. Przepiórkowski, K. Troszczyński, M. Nowak, M. Koronny, W. Marchwicki, R. Stachowiak, Ł. Kmiecik, Ł. Szałata, M. Pabich, Ł. Bajodek, M. Gałązki, D. Jagła, M. Zmyślony, M. Ryba, trener: W. Filipiak.





           









poniedziałek, 18 marca 2013

Nowa baza potrzebna od lat

Z usług PCPR tylko w 2012 roku skorzystało ponad 10 tys. zł
Na komisji spraw społecznych w krotoszyńskim starostwie wiele miejsca poświęcono problemowi modernizacji Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Krotoszynie. Okazuje się, że dysponujący do tej pory ok. 270 m kw. obiekt jest zbyt ciasny już od kilku lat.

Na początek miniony rok podsumował obecny na sali dyrektor PCPR, Andrzej Piotrowski, który krótko i na temat przeanalizował najbardziej aktualne problemy społeczne występujące na terenie powiatu. Analiza dotyczyła wszystkich aspektów jakimi na co dzień zajmuje się krotoszyńskie centrum. Począwszy od pomocy rodzinom z dysfunkcjami społecznymi i fizycznymi poprzez aktywizowanie środowiska seniorów, a skończywszy na doszkalaniu się kadry PCPR.  – W dalszym ciągu jednak naszą bolączką jest baza PCPR i na to po raz kolejny chciałbym zwrócić uwagę szanownym radnym. W obecnym układzie jest już po prostu zbyt ciasno, a niestety liczba osób korzystających z pomocy z roku na rok stale wzrasta – mówił A. Piotrowski. – Na temat bazy to już rozmawiamy kilka ładnych lat. Z tego co wiemy, to miała Szkoła Muzyczna się przeprowadzić żeby zwolnić potrzebny metraż. Nic się w tej materii nie zmieniło? – pytał radny, Henryk Jankowski. Dyrektor pospieszył z wyjaśnieniem i mówił, że sprawa Szkoły Muzycznej ciągnie się od dłuższego czasu i śmie wątpić aby przeprowadzka do Pałacu Gałeckich tej placówki miała nastąpić szybko. – Z tego co wiem to na razie ma dach być robiony w pałacu. Wątpię zatem żeby w tym roku coś się zmieniło – mówił dyrektor PCPR.
Z pomocą pospieszył dyrektorowi radny, Albin Batycki. – Ja myślę, że rozmawiać to my możemy zawsze, a potrzeba zdecydowanych działań z naszej strony. Nie widzę żadnych przeszkód żeby wpisać to zadanie do budżetu i po prostu przeznaczyć pulę środków na modernizację PCPR – mówił radny. – My sami moglibyśmy środki pozyskać z zewnątrz. Potrzebna byłaby tylko wola powiatu żeby znalazła nam jakąś nieruchomość, która mogłaby stać się nową siedzibą – ripostował A. Piotrowski.
W dyskusję włączył się wice starosta, Krzysztof Kaczmarek – Mamy PCPR zawsze na uwadze i wiemy o tym, że minimum do dyspozycji obiektu i zapewnienia prawidłowego funkcjonowania potrzeba przynajmniej 400 m kw. Myślimy o pewnej nieruchomości, ale na razie to faza wstępna całego przedsięwzięcia także nie chciałbym na razie niczego ujawniać. Jest jednak szansa na to, że PCPR będzie miał nową siedzibę – puentował starosta. – I dobrze. Już niejednokrotnie mówiłem, że lepiej jest postawić coś od podstaw niż modernizować coś co jest. Wyjdzie to na pewno taniej – dodał H. Jankowski.

Basen tylko na papierku

Zajęcia na basenie nie wypaliły. Straciły na tym dzieci
Do naszej redakcji zgłosił się chcący pozostać anonimowym rodzic dziecka z pierwszej klasy Zespołu Szkół nr 1 z OI na Parcelkach. Jest zbulwersowany tym, że dzieci nie uczęszczają na basen, na który pociechy miały jeździć w drugim semestrze roku 2012/13.

Pan Janusz (imię i nazwisko do wiadomości red.) nie kryje swojego zażenowania. – Na początku jak wybierałem szkołę to sprawdzałem wszystko w tym również zajęcia dodatkowe. Na zebraniach w szkole na Parcelkach dowiedziałem się z żoną, że mogę zapisać syna do klasy o profilu sportowym gdzie wpisane były wyjazdy na basen. Ucieszyłem się ponieważ trzy razy w tygodniu mój syn korzystałby z tej atrakcji. – zaczyna pan Janusz.
Tymczasem po feriach zimowych rozpoczął się drugi semestr roku szkolnego, a wyjazdów na basen nie ma. – Otrzymaliśmy plan lekcji, na którym jak byk było zapisane, że dzieci trzy razy w tygodniu będą jeździły na basen. Mamy marzec, a wyjazdów jak nie było, tak nie ma. Panie uspokajają nas i tłumaczą, że na razie jest za zimno i pewnie później będą. Tymczasem ja dowiedziałem się, że w ogóle basenu nie będzie. To jak to w końcu będzie? – pyta na łamach gazety ojciec pierwszoklasisty.
Skontaktowaliśmy się z dyrekcją szkoły, która tłumaczy całą sytuację. – Od początku spotkań z rodzicami pierwszych klas tłumaczyliśmy, że chcielibyśmy wprowadzić zajęcia na basenie, ale uzależnione to było od dofinansowania z ministerstwa sportu. My formalnie złożyliśmy wniosek i czekaliśmy do 14 lutego na rozstrzygnięcie. Rodzice wiedzieli o tym. Okazało się, że po raz drugi z rzędu minister nie dofinansował nam tego typu zajęć. Łudziliśmy się, że być może uda się jakieś pieniądze pozyskać z gminy, ale niestety nie udało się nam. Wiadomo, że finanse wszędzie są ograniczone. Gdyby nawet udało się nam pozyskać pieniądze na wejścia na basen pozostałoby wiele innych elementów, na które aktualnie nas nie stać. Basenu w takim względzie nie będzie – poinformował dyrektor, Zbigniew Kurzawa. Wiadomo, że koszt takich wyjazdów to ponad 20 tys. zł. Szkoła zobligowana by była do zatrudnienia osób, które prowadziłyby zajęcia na basenie oraz musiałaby opłacać transport na basen i koszt biletów.  – To niestety bez dofinansowania ze strony ministerstwa nie wchodzi w grę – kończy dyrektor.
Cóż, rodzicom przyjdzie zatem pogodzić się z sytuacją. Przynajmniej wiedzą już,   przysłowiowo, na czym stoją.

Nierealna rzeczywistość

Logo ze strony na facebooku
Podczas sesji radnych wójt, Mariusz Dymarski wyraził swoją dezaprobatę do działań dwójki radnych, którzy na oficjalnym koncie na portalu społecznościowym facebook próbowali jego zdaniem, stworzyć nierealną rzeczywistość w sprawie podatku śmieciowego.

Temat wypłynął podczas omawiania przez wójta propozycji stawek za podatek śmieciowy, który podczas sesji został przyjęty przez radnych większością głosów. – Zaniepokoiło mnie zachowanie się dwójki radnych, którzy na oficjalnym koncie na facebooku próbują coś wpierać lokalnej społeczności i tworzyć nierealną rzeczywistość. Czuję się tym zażenowany, a najbardziej cierpią na tym obywatele. Ja też nie jestem za tym, ale zostaliśmy zobligowani do pewnych działań i uchwalenia stawek za podatek śmieciowy. Tymczasem na portalu wychodzi na to, że nasza gmina jako jedyna chce wprowadzić stawki za podatek, a winny jak zwykle temu jest wójt. Szkoda panie Ryba, że nie ma Pan odwagi powiedzieć tego wszystkiego publicznie – mówił Mariusz Dymarski. – Ja z tą stroną nie mam nic wspólnego. Nie ja jestem jej pomysłodawcą – ripostował radny Michał Ryba. – To smutne ponieważ to rada gminy tak naprawdę ustala stawki za podatek śmieciowy obligatoryjnie jak każda inna gmina, a takie wprowadzanie w błąd własnych mieszkańców radnym po prostu nie przystoi – kończył wójt.
O co chodzi? Dotarliśmy do spornej strony, która nazywa się „Podatek Śmieciowy”. Na zdjęciu głównym portalu czytamy: Podatkowi śmieciowemu stop w gminie Rozdrażew. Powstała nie tak dawno, bo 7 marca br. Z jedenastu członków strony aktualnie pozostało już tylko osiem osób (na dzień 14 marca br.) w tym nie ma tam żadnego radnego. Na stronie udostępnione są tylko dwa wpisy, w których „Podatek Śmieciowy” oznajmia wszem i wobec o swoim niezadowoleniu. Czytamy: Sprzeciwmy się proponowanej głupocie. Nie chcesz płacić horrendalnych cen za śmieci to zmobilizuj swojego radnego do działania! Głupota dana nam z góry nie musi być powielana! oraz  Mieszkańcu gminy Rozdrażew! Pamiętaj, jeśli dzisiaj nie będziesz działał,  jutro nie możesz mieć pretensji! 
Temat pozostawiamy bez komentarza.

Świetlica pięknieje w oczach

Podczas Strefy Kibica w 2012 roku
W ubiegłym tygodniu rozpoczęły się prace związane z trzecim etapem prac modernizacyjnych w budynku kuklinowskiej świetlicy. Utwardzany jest teren i remontowane zaplecze kuchenno-sanitarne.
Przypomnijmy, że remont świetlicy wiejskiej w Kuklinowie rozpoczął się w lipcu 2009 roku. Remont rozpoczęła firma „Romi”, Romana Stanisławskiego z Kobylina. Od początku przy pracach początkowych tj. zburzenie sceny i zasypanie pozostałej po niej dziury pomagali mieszkańcy Kuklinowa. Potem już praca postępowała z upływem czasu dość sprawnie. Firma sprawnie praktycznie od podstaw postawiła świetlicę, która spełnia dziś ważną rolę w życiu społeczeństwa wsi. W tym roku ogłoszony został przetarg na trzeci już etap modernizacji świetlicy, który obejmował wyłożenie kostką brukową terenu przy budynku oraz remont zaplecza kuchenno-sanitarnego. – Spośród 16 ofert wygrała oferta tej samej firmy, która zaoferowała najniższą cenę. Prace mają potrwać do końca czerwca. Świetlica w Kuklinowie będzie miała na nowo urządzoną kuchnię, szatnię i toaletę. Dodatkowo utwardzony zostanie również teren wokół niej – informuje sekretarz gminy, Paweł Sikora.
Całość przedsięwzięcia realizowana jest w ramach operacji pn. „Ostoja Kuklinów – miejsce rekreacji i wypoczynku” w kwocie 275 tys. zł. Połowę kosztów ma pokryć dofinansowanie w ramach programu Lokalnej Grupy Działania „Gościnna Wielkopolska”.
Na przetargi czekają w gminie również dwie inne świetlice. Najważniejsze wydatki remontowe to remont świetlicy wiejskiej w Rojewie, planowany do kwoty 115 tys. Oprócz tego gmina chciałaby jeszcze wybudować świetlicę wiejską w Starkówcu za 1 mln 14 tys. zł oraz przebudować i rozbudować świetlicę wiejską w Zalesiu Wielkim za kwotę 744 tys. zł. – Na te przedsięwzięcia oczekujemy na decyzje z PROW bowiem stamtąd będzie pochodzić dofinansowanie do ich realizacji. Jeśli tylko je otrzymamy to rozpoczniemy dalsze procedury związane z rozpisaniem przetargu. – przypomina sekretarz.   

Cerama z nowymi patronami

Bracia Śniadeccy będą patronami szkoły
W środę, 13 marca podczas komisji spraw społecznych w starostwie, radni jednogłośnie wyrazili zgodę na nadanie imienia Jana i Jędrzeja Śniadeckich dwóm szkołom wchodzącym w skład Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Krotoszynie.

Popularna Cerama jest jedyną szkołą w powiecie, która pozostaje bez swojego imienia. – Kiedyś nosiła imię Pawła Findlera, polskiego działacza komunistycznego, który z zawodu był chemikiem. Oprócz tego był I sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej w latach 1942-1943. Wskutek kojarzenia jego osoby z dawnym systemem imię to usunięto – zaczyna dyrektor szkoły, Mirosława Cichowlas.
Zbliżają się obchody jubileuszu placówki. To również dobry czas żeby nadać szkole nowe imię. Propozycją są: Jan i Jędrzej Śniadeccy. – Panowie ci są zasłużeni dla świata nauki i bardzo dobrze pasują do profili kształcenia szkoły. Oprócz tego, że stawiali na rozwój ducha i nauki dbali również o rozwój fizyczny, co chcielibyśmy w naszej szkole również kultywować – kontynuuje dyrektor.
W skład Zespołu Szkół wchodzi II Liceum Ogólnokształcące oraz Technikum nr 1 kształcące młodzież i dorosłych na wielu płaszczyznach edukacyjnych. – Od tego roku zmieniły się zasady nadawania imion szkołom. Nie można już nadawać nazwy Zespołowi Szkół, a poszczególnym szkołom w zespole. Tym placówkom, którym się to udało wcześniej pozostają z tymi nazwami. U nas pozostaje Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych, ale zarówno II LO jak i Technikum nr 1 będą niedługo nosić nazwę im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich.  – kończy M. Cichowlas.
Oficjalnie radni powiatowi przegłosują uchwałę o nadaniu szkole imienia podczas sesji 22 marca.

Jan Śniadecki 
(1756-1830), polski astronom, matematyk, geograf i filozof. Jeden z najwybitniejszych uczonych okresu oświecenia. Opublikował Geografię, czyli opisanie matematyczne i fizyczne Ziemi. Twórca polskiej terminologii matematycznej i astronomicznej. Odkrył planetoidę Pallas. Pionier rachunku prawdopodobieństwa w Polsce.

Jędrzej Śniadecki (1768-1838), chemik, lekarz, filozof, biolog, publicysta polski, nazywany ojcem chemii polskiej. Założyciel Towarzystwa Lekarskiego Wileńskiego. Pracował nad teorią procesów rozpuszczania. Twórca polskiego słownictwa chemicznego, napisał pierwszy oryginalny podręcznik chemii w języku polskim. Był również krzewicielem higieny i dietetyki oraz pionierem wychowania fizycznego w Polsce.

Chcą przywrócenia sądu

Wice starosta, K. Kaczmarek
Podczas komisji radnych powiatowych w ubiegłym tygodniu wszyscy jednogłośnie przychylili się do projektu oświadczenia przygotowanego przez starostwo dotyczącego sprzeciwu wobec likwidacji Sądu Rejonowego w Krotoszynie.

Projekt oświadczenia przedstawił radnym wice starosta, Krzysztof Kaczmarek. Zawiera on wyrażenie przez Radę Powiatu aprobaty dla projektu obywatelskiego, który nie zgadza się z likwidacją niektórych sądów rejonowych w Polsce, w tym również naszego sądu w Krotoszynie. –Z dniem 1 stycznia tego roku mamy już oddział zamiejscowy sądu w Ostrowie Wlkp. Nie godzimy się z tym i wyrażamy swoją dezaprobatę. Motywacją do takiego działania jest projekt obywatelski, pod którym tylko z naszego terenu podpisało się 7,6 tys. mieszkańców, którzy chcą mieć zagwarantowane prawo do sądu we własnym mieście. Dlatego prosiłbym radnych o przyjęcie oświadczenia na najbliższej sesji – argumentował K. Kaczmarek. – Wszyscy dobrze wiemy, że już na początku stycznia w sądzie zapanował lekki chaos. Brakowało znaczków i właściwie mieszkańcy nie wiedzieli gdzie tytułować swoje pisma. Ja mam jednak pytanie do pana starosty. Czy są jakieś realne przesłanki, które pozwolą na to, że sąd powróci do Krotoszyna? – pytała przewodnicząca, Renata Zych-Kordus.
Wice starosta jest o tym przekonany. – Ja myślę, że wszystko jest możliwe aczkolwiek wierzę, że sąd powróci. Obecnie to Trybunał Konstytucyjny zadecyduje czy likwidacja sądów odbyła się zgodnie z zasadami konstytucji czy też nie. Do tego dochodzi protest i projekt obywatelski, a to nie może pozostać bez odzewu – tłumaczył K. Kaczmarek.
Radni jednogłośnie przyjęli oświadczenie starosty. Powtórzą to na najbliższej sesji 22 marca.

Ustalili podatek śmieciowy

Wójt, M. Dymarski
Podczas sesji radnych większością głosów przyjęto stawki za podatek śmieciowy w gminie. Stawki będą wynosić tak jak w innych gminach czyli 12 i 18 zł. Im więcej osób w gospodarstwie domowym tym stawka ta będzie proporcjonalnie maleć.

Na początek wójt, Mariusz Dymarski przypomniał wszystkim jak wyglądać będzie gospodarowanie odpadami komunalnymi w gminie. Posłużył się do tego specjalnie przygotowaną prezentacją multimedialną, która jasno i klarownie przedstawiła wszystkie dane. Wszyscy mieszkańcy gminy będą zobligowani do 15-tego każdego miesiąca uiścić opłatę z tytułu podatku śmieciowego. – Opłaty są niższe dla tych gospodarstw, które zadeklarują chęć segregowania odpadów i wyższe dla tych, które tego nie będą robić – zaczął włodarz. Na śmieci każdy z mieszkańców powinien zaopatrzyć się w pojemniki 120 l lub 240 l lub ich kombinacje. Ci, którzy będą segregować odpady otrzymają od gminy specjalne worki. – Przy ustalaniu stawki za odpady mieliśmy do wyboru cztery opcje: ilość mieszkańców, metraż pomieszczeń, ilość zużytej wody lub wszystkie gospodarstwa w gminie. W ubiegłym tygodniu weszła nowelizacja ustawy, która zakłada, że stawka maleje wraz z osobami w gospodarstwie domowym. I tę opcję wybraliśmy – mówił M. Dymarski.
Stawki kształtują się zatem następująco: dla gospodarstw, które nie będą segregować odpadów stawka na jedną osobę wynosi 18 zł. Kolejno dla gospodarstw dwuosobowych – 33 zł, trzyosobowych – 45 zł, czteroosobowych – 60 zł, pięcioosobowych – 72 zł, sześcioosobowych – 81 zł i większych – 90 zł. Podobnie rzecz ma się z gospodarstwami, które zadeklarują chęć segregacji. I tak dla jednoosobowych gospodarstw stawka wynosi 12 zł i kolejno jak wyżej: 22 zł, 30 zł, 40 zł, 48 zł, 54 zł i 60 zł.
Na początek wszystkie koszta związane z nowym systemem ponosić będzie gmina. – Potem tę funkcję przejmie związek Eko-Siódemki. Powstanie wspólny punkt zbiórki odpadów. Na ten czas gmina nie poniesie zbytnich wydatków. Zamierzamy powołać etat pełnomocnika ds. administracyjnych oraz pół etatu księgowej. Są to potzrrebne stanowiska, które pozwolą na wdrożenie całego systemu – mówił wójt. Kwoty, jakie będą zarabiać powołane osoby nie są oszałamiające. Pełnomocnik przez sześć miesięcy od wejścia systemu będzie zarabiał co miesiąc 1,8 tys. zł (brutto) natomiast księgowa 1,2 tys. zł (brutto), a pracy jest naprawdę sporo bowiem praktycznie od podstaw trzeba się wszystkiego uczyć. Stąd potrzebne będą konferencje i szkolenia, na które gmina wyda ok. 39 tys. zł.
Jak poinformował wójt wpływy z tego tytuły mają wynieść ok. 250 tys. zł, a jeśli wziąć pod uwagę segregację to mogą być one większe nawet o 50 proc. – Kalkulujemy ostrożnie. Na 5.300 mieszkańców liczymy, że płacić będzie 5 tys. z nich. Te 300 osób trzeba wziąć pod poprawkę. Zdarza się bowiem tak, że dana osoba jest zameldowana, ale tak naprawdę nie przebywa w domu bo np. studiuje czy też pracuje poza gminą i przyjeżdża raz na jakiś czas – kończył wójt.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Prognozy odbioru odpadów 

Odpad                    2012          2013
Szkło                      22 ton        30 ton
Plastik                   13,3 ton      20 ton
Metale                  100 kg        1 tona
Papier/tektura       1 tona         2 tony
Odpady zielone      -                2 tony

poniedziałek, 11 marca 2013

Ochotnicy z nowym sprzętem

Ochotnicy z wszystkich gmin podczas przekazania sprzętu
W piątek, 8 marca w komendzie głównej Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie odbyło się uroczyste przekazanie nowego sprzętu zabezpieczającego miejsca wypadków dla strażaków ochotników z gminnych jednostek.
Wszystkich zgromadzonych gości przywitał  prezes Zarządu Oddziału Powiatowego OSP RP w Krotoszynie, Edward Kozupa. Wśród oficjeli znaleźli się: członek Zarządu Województwa Wielkopolskiego, Krzysztof Grabowski, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Szkolenia Kierowców w Kaliszu, Stanisław Piotrowski, przedstawiciele gminy Krotoszyn i Starostwa Powiatowego oraz burmistrzowie i przedstawiciele wszystkich gmin powiatu.
Najważniejsi jednak tego dnia byli ochotnicy, którzy tłumnie stawili się na przekazanie nowego sprzętu. Otrzymali oni zestawy do zabezpieczenia miejsc zdarzeń drogowych w skład których wchodziły: pachołki, sygnalizacja świetlna, flary i oznakowanie. – Wszyscy tutaj drodzy druhowie należycie do jednostek Krajowego Systemu Ratowniczo - Gaśniczego z powiatu krotoszyńskiego. Najczęściej to wy jesteście jako pierwsi na miejscu zdarzeń. Udzielacie pomocy i ratujecie mienie i ludzkie życie. Ten sprzęt będzie was zabezpieczał oraz miejsca zdarzeń, których chcielibyśmy żeby było jak najmniej – mówił K. Grabowski.
Nowy sprzęt został sfinansowany przez WORD w Kaliszu. Sześć z pięćdziesięciu zestawów powędrowało do jednostek ochotniczych z Krotoszyna, Koźmina, Kobylina, Rozdrażewa, Sulmierzyc i Zdun. Koszt jednego zestawu to kwota ok. 3-4 tys. zł. – Naszym celem oprócz szkoleń kierowców jest również poprawa bezpieczeństwa na naszych wielkopolskich drogach. OSP zawsze było mi bliskie i kiedy tylko mogę to staram się wspierać was szanowni druhowie. Niech ten sprzęt dobrze wam służy. Życzę wam byście nadal wypełniali swoją służbę z godnością i tak byście cali i zdrowi zawsze wracali do rodzinnych domów – zakończył S. Piotrowski.
Po części oficjalnej wszyscy wznieśli uroczysty toast i oddali się dyskusji nad aktualnymi wydarzeniami z życia strażackiej braci.

PKP dba o swój teren

Przejazd na ul. Koźmińskiej został już zmodernizowany
W minionym tygodniu w wielu miejscach należących do kolei pracownicy wykonywali szereg prac związanych z porządkowaniem i modernizacją sieci. Zaniepokoiło to niektórych mieszkańców, którzy patrząc na ogrom wykonywanych prac zbyt pochopnie oskarżali pracowników o dewastację terenu.

Do naszej redakcji zadzwoniła pani Halina K. (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), która mieszka na ulicy Wojciechowskiego w Krotoszynie. – Byłam na spacerze z psem i zauważyłam jak wycinają krzaki i drzewa przy wale kolejowym. Niektóre drzewa były piękne. Wycinali wszystko jak popadnie. I dęby i topole. Co oni tam robią? Te drzewa odgradzały nas chociaż trochę od hałasu ulicy Kobylińskiej, a teraz pusto i wszystko słychać – mówiła pani Halina.
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem prasowym PKP PLK z Ostrowa Wlkp. odpowiedzialnego za inwestycje na naszym terenie. Okazuje się, że wszystkie prace wykonywali pracownicy PKP w ramach tzw. modernizacji sieci kolejowej i porządkowaniu terenu. – Wszystko odbywało się zgodnie z prawem i decyzjami. Musimy dbać o wały kolejowe i je czyścić. Wycinka miała na celu poprawę bezpieczeństwa w tym miejscu i zapobieganie ewentualnym zagrożeniom wynikającym np. z powaleniem się drzew na torowisko – informuje Zbigniew Wolny.
Dodatkowo na przejeździe obok krotoszyńskiego elewatora PKP wymieniło część torowiska by poprawić w tym miejscu bezpieczeństwo dla przejeżdżających aut. – Wymieniono tam tory i zniwelowano niedogodności, z którymi do tej pory borykali się kierowcy. Teraz przejazd jest w pełni bezpieczny. Co jakiś czas monitorujemy przejazdy i naprawiamy je w ramach potrzeby stąd te działania – zakończył Z. Wolny.

Posterunek policji w odstawkę?

Likwidacja z nowym wozem?
O oszczędnościach w policji dzięki likwidacji posterunków mówi się już od blisko roku. Na pierwszy rzut w powiecie krotoszyńskim miałby zostać zlikwidowany posterunek w Kobylinie. Jak do tej pory jednak żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły.

Nie tak dawno pisaliśmy o nowym aucie kobylińskich funkcjonariuszy, którzy mają obecnie do dyspozycji szybką Kię Ceed. Pieniądze na ten cel dała Komenda Główna w Poznaniu wespół z gminą Kobylin. Bezpieczeństwo na terenie gminy na pewno się zwiększyło o czym przekonani są wszyscy. Tym bardziej niepokojący jest fakt rozbrzmiewających wokół głosów, że auto było kupione tylko po to, żeby patrolować gminę z zewnątrz bowiem posterunek w Kobylinie ma pójść jeszcze w kwietniu w odstawkę. – Coraz częściej jak rozmawiam ze znajomym policjantem z Kobylina to napomyka mi o tym, że to już przesądzone i kwestia czasu. Nie rozumiem tego. Z resztą jak większość mieszkańców. Najlepiej wszystko nam zlikwidować. Najpierw PKP teraz policja. Wioskę chcą z nas zrobić i tyle – informuje nas w e-mailu chcący pozostać anonimowym mieszkaniec Kobylina.
Jak tłumaczy mieszkaniec w małych miejscowościach, takich jak Kobylin posterunek to jedyna forma kontaktu z policją. Mieszkańcy mogą szybko dotrzeć i osobiście porozmawiać z funkcjonariuszami, zgłosić jakiś problem, przestępstwo. Gdy posterunki zostaną zlikwidowane, trzeba będzie z podobnymi sprawami jeździć do większych miejscowości, gdzie są komisariaty.  – Jak do tej pory żadne oficjalne pismo w tej sprawie do urzędu nie trafiło. Szczerze powiem, że nie wyobrażam sobie by zlikwidowano u nas posterunek. Jeśli tylko coś otrzymamy to będziemy się do tego ustosunkowywać – mówi sekretarz gminy, Paweł Sikora.
O likwidacji póki co nie mówi również rzecznik krotoszyńskiej policji. – Echa są różne. Mówi się o Kobylinie i Zdunach, ale naprawdę nie chciałbym na razie wszczynać hałasu wśród opinii publicznej. Póki co posterunki istnieją, a funkcjonariusze wykonują dobrze swoją pracę. Oficjalnych decyzji nie ma także nie jestem w stanie udzielić większych informacji – mówi Włodzimierz Szał.
Jeśli jednak doszłoby do likwidacji posterunków zarówno w Kobylinie jak i Zdunach to zgodnie z tym co zakłada minister sprawiedliwości pozostałyby one na swoich miejscach jako posterunki zaoczne. Policjanci zobligowani byliby do dyżurów o odpowiednich godzinach w dane dni tygodnia. Do tematu powrócimy.

O śmieciach i Eko-siódemce

Aktualnie gmina ustala stawki za śmieci
W gminie Rozdrażew jak do tej pory nie ustalono jeszcze stawek za odbiór nieczystości. Również ostatnia sesja radnych nie przyniosła rozstrzygnięcia w tej materii. Mieszkańcy są coraz bardziej zaniepokojeni całą sytuacją bowiem wciąż nie wiedzą na jakich zasadach będzie się to odbywać.

Podczas sesji do tematu odbierania śmieci na terenie gminy Rozdrażew powrócili w wolnych wnioskach zarówno sołtysi wsi jak i zebrani licznie rolnicy. – Chcielibyśmy wiedzieć jak to dokładnie będzie wyglądało bowiem czas nagli, a my nadal nic nie wiemy. W końcu zostaniemy postawieni pod ściana i będziemy musieli płacić, a tak chyba być nie powinno – mówił jeden z rolników, Ryszard Bała. – Co stanie się z tymi pojemnikami co teraz mamy. Czy będziemy musieli zakupić jakieś nowe? – pytali inni zebrani na sali.
Gmina oficjalnie przystąpiła już do związku Eko-siódemka, który będzie odpowiedzialny za gospodarkę odpadami w najbliższym czasie. W przeciwieństwie jednak do innych gmin stawek za odpady posegregowane i nieposegregowane jeszcze nie ustaliła. – Czekamy wciąż na ostateczne decyzje w tej sprawie, które zapadają w rządzie. Aktualnie mieszkańcom zostaną rozesłane specjalne broszury, w których zawarte będą informacje jak to wszystko ma wyglądać – zaczął wójt, Mariusz Dymarski. – Nie lepiej by było zrobić jakieś konsultacje społeczne na wsiach – pytał jeden z sołtysów. Włodarz szybko ripostował. – Zazwyczaj jest tak, że jak zrobimy spotkanie to okaże się, że większości coś tam wypadło i na zebraniu pojawi się mała liczba osób. Dlatego forma rozesłania informacji jest najbardziej optymalna bo dotrze do wszystkich – mówił M. Dymarski.
Wójt dodał jednocześnie, że gmina pracuje nad ustaleniem stawek za wywóz śmieci. – Będziemy brali pod uwagę wszystkie aspekty i mam nadzieję, że stawki będą jak najbardziej obiektywne i niekrzywdzące naszych mieszkańców. Co zaś się tyczy pojemników to należy wypowiedzieć umowy firmie „Skórex”, która aktualnie zajmuje się odbieraniem od Państwa nieczystości. Jeśli macie kubły o pojemności 120 l to warto rozważyć opcję pozostawienia ich sobie na własność jeśli jeszcze Państwo nie uczynili tego – kończył wójt.
Stawki za śmieci mieszkańcy poznają na kolejnej sesji rozdrażewskich radnych, która odbędzie się we wtorek, 12 marca o godz. 13.00.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Remont „Kubusia” do końca marca

... i wszystko wróci do normy
Do naszej redakcji zgłosili się rodzice swoich pociech, które uczęszczają do przedszkola nr 6 przy ulicy Sienkiewicza w Krotoszynie. Pytają kiedy zakończy się trwający od ponad dwóch lat remont bowiem aktualne prace powodują, że ich dzieci niechętnie chcą do placówki uczęszczać.

Obiekt przedszkola „Kubuś” objęty jest całkowitą modernizacją zarówno ze środków gminnych jak i pieniędzy pochodzących ze źródeł zewnętrznych. To koszt kilkuset tysięcy złotych, a prac do wykonania jest jeszcze sporo. W tym roku ma nastąpić oficjalne zakończenie wszystkich robót, ale pracownicy by dopełnić terminów muszą wykonywać szereg prac również w godzinach otwarcia placówki. – Dzieci gnieżdżą się na jednej sali. Mój synej ostatnio niechętnie chce w ogóle chodzić bo twierdzi, że jest głośno. Mówili, że już kończą, ale wożę codziennie swoje dziecko, a prace wciąż trwają. Prosiłbym o dowiedzenie się czegoś więcej bo jak chcemy rozmawiać z panią dyrektor to jakoś dziwnym trafem nigdy jej nie zastajemy – mówi chcący pozostać anonimowym rodzic dziecka z przedszkola „Kubuś”.
Skontaktowaliśmy się z panią dyrektor, która wytłumaczyła nam całą sytuację. – Prace mają zakończyć się do końca marca. Obecnie normalnie odbywają się zajęcia. Dzieci przebywają na dużej sali i staramy się żeby jak najmniej odczuwały panujący na razie dyskomfort. Na wykończeniu są prace związane z modernizacją klatki schodowej i elewacji. Sale już praktycznie są gotowe także niebawem dzieci wrócą do swoich oddziałów. W tym miejscu chciałabym podziękować rodzicom za ich zrozumienie i wytrwałość w całej tej sytuacji – poinformowała Renata Kmieciak.
Cóż, niektórym rodzicom przyjdzie zatem uzbroić się w oręż cierpliwości i spokojnie czekać na koniec remontu, który jak by nie patrzeć pozwoli dzieciom na przebywanie w placówce na miarę już XXI wieku.


foto by Ł. CICHY

Biedronka już prawie gotowa

W kwietniu market ma być już czynny
Na koniec marca ma nastąpić oficjalne zakończenie prac związanych z budową dyskontu „Biedronka” w Kobylinie na terenie obok dworca PKP. Prace powoli dobiegają końca. Trwają już tylko tzw. „wykończeniówki” związane z uruchomieniem obiektu.
Przyszły obiekt „Biedronki” prezentuje się dość okazale. Z informacji jakie uzyskaliśmy od pracowników od otwarcia marketu dzieli mieszkańców już niecały miesiąc. – Zaplanowaliśmy koniec prac na 28 marca. Także po odbiorze już w kwietniu sklep powinien być czynny. Jak widać już tylko elewacja i wykończeniówka leci także jak pogoda będzie nadal dopisywać to wszystko zakończymy na czas – informuje jeden z pracowników.
Wśród mieszkańców Kobylina głosy w sprawie marketu są podzielone. Jedni cieszą się, że „Biedronka” powstanie, inni – szczególnie okoliczni sklepikarze boją się o swoje miejsca pracy. – Zazwyczaj jeździłam do „Biedronki” w Krotoszynie bo w „Dino” wszystkiego nie kupiłam. Fajnie, że będziemy mieli u siebie taki market. Mają często różne promocje i dobre rzeczy. Już nie mogę doczekać się otwarcia – mówi Anna P. z Kobylina. Pan Bogdan, który prowadzi mały sklepik ma jednak pewne obawy. – Mamy już „Dino”, które i tak odebrało nam sporo klientów. Teraz praktycznie naprzeciw stanie „Biedronka”. Lekko nie będzie. Nie wiem czy wytrzymamy tę presję. Czas pokaże, ale już wiem, że będzie nam ciężko się utrzymać. Dziwi mnie postępowanie gminy, która miast dbać o swoich lokalnych sklepikarzy pozwoliła na budowę marketu, który może po prostu zabić nasz biznes – tłumaczy mieszkaniec.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy w obiekcie będzie funkcjonować tylko i wyłącznie dyskont „Biedronki”. Nie przewidziane są powierzchnie pod inną działalność. – Powstanie „Biedronki” to dużo plusów. Nowe miejsca pracy, uatrakcyjnienie terenu gminy oraz wpływy do budżetu – zaczyna sekretarz gminy, Paweł Sikora. Na pytanie czy taki obiekt jest potrzebny w Kobylinie i czy nie boi się, że upaść może rynek małych sklepikarzy sekretarz odpowiada dość ostrożnie. – Osoba, która wykupiła teren i zainwestowała kilkaset tysięcy w budowę musiała najwidoczniej wcześniej zrobić jakieś rozeznanie rynku potrzeb. Najwidoczniej opłaca mu się taki obiekt postawić w Kobylinie. Co do sklepikarzy to myślę, że zawsze pozostaje rzesza wiernych klientów, którzy będą chcieli zaopatrywać się u nich, a nie w „Biedronce” – kończy P. Sikora.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Sołtys Kuklinowa nowym radnym

Edward Jańczak
Dokładnie 21 kwietnia w okręgu nr 5 w Kobylinie odbędą się wybory uzupełniające do rady miejskiej wskutek rezygnacji na początku tego roku radnego Wojciecha Styburskiego. Do delegatury komisarza wyborczego wpłynęła tylko jedna deklaracja komitetu wyborczego Edwarda Jańczaka z Kuklinowa.

Przypomnijmy, że Wojciech Styburski był do tej pory przewodniczącym komisji budżetowej kobylińskiej rady miasta. Przed posiedzeniem komisji w styczniu br. złożył na ręce burmistrza Bernarda Jasińskiego rezygnację z pełnionej funkcji oraz mandatu radnego.20 lutego wojewoda wielkopolski zarządził zatem wybory uzupełniające do rady gminy.
Wezmą w nich udział mieszkańcy okręgu nr 5 tj. Kuklinowa, Lipówca, Rojewa i Staregogrodu. – Do komisarza wpłynęła tylko jedna kandydatura, Edwarda Jańczaka, który jest sołtysem Kuklinowa. Mimo, że termin zgłaszania kandydatów mija dopiero 15 marca pierwszym oficjalnym krokiem było zgłoszenie komitetu wyborczego. Tak też uczynił sołtys i jest jedynym formalnym kandydatem. 21 kwietnia zostanie powołana komisja miejska i sporządzi odpowiedni protokół, z którego będzie wynikać, że to Edward Jańczak został radnym bez potrzeby przeprowadzania głosowania. Takie procedury obowiązują przy tego typy sytuacjach kiedy startuje tylko jeden kandydat – informuje sekretarz gminy, Paweł Sikora.
Nowy radny, który formalnie zostanie nim w kwietniu od 30 lat sprawuje swoją funkcję jako sołtys. Bierze aktywny udział w posiedzeniach sesyjnych gminy i walczy o dobro swoich mieszkańców. Jak sam mówi jest gotowy by bronić interesów całego okręgu. Jego kandydatura motywowana jest tym, że zamierza kontynuować pracę W. Styburskiego, z którym do tej pory współpracował. – Będę zabiegał m. in. o remont drogi biegnącej przez Kuklinów oraz wspierać innych sołtysów w ich staraniach o remonty np. świetlic i sal wiejskich. Do zrobienia jest wiele również na drodze powiatowej w kierunku Dzierżanowa. Mam nadzieję, że ze sprawowanej przeze mnie funkcji będą się wywiązywał sumiennie i na tyle by wszyscy byli zadowoleni – kończy sołtys.  

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Anonim w prokuraturze

Dionizy Waszczuk
W ubiegłym tygodniu prokuratura rejonowa w Krotoszynie przekazała policji w Zdunach zbadanie sprawy związanej z anonimem jaki otrzymała na dyrektora DPS Baszków, Dionizego Waszczuka, któremu ponoć personel ośrodka zarzuca dyktatorski styl zarządzania placówką. Postępowanie w tej sprawie trwa.

To nie pierwsze tego typu, anonimowe zgłoszenie na działalność D. Waszczuka. W ubiegłym roku podobny list trafił do starostwa, które zleciło wtedy gruntowną kontrolę w DPS. (pisaliśmy o sprawie w ub. roku – przyp. red.). Przypomnijmy tylko, że zarzuty dotyczyły wtedy złego traktowania niektórych mieszkańców przez personel oraz jedzenia na stołówce w ośrodku. Po kontroli i ustosunkowaniu się do zaleceń pokontrolnych DPS kontynuował swoją działalność. Dziś już wiadomo, że anonim nie miał większego pokrycia z rzeczywistością, a niedogodności związane były z ciągłą modernizacją ośrodka by zapewnić jak najlepszą jakość usług oferowanych mieszkańcom. Obecnie trwa remont kuchni i stołówki, który raz na zawsze powinien rozwiązać problem z posiłkami.
Obecnie do prokuratury trafił jednak anonim podpisany przez personel ośrodka, który ponoć zarzuca dyrektorowi zbyt dyktatorskie rządy. – Sprawa jest obecnie przekazana zdunowskiej policji, która bada wszystkie aspekty sprawy zawarte w piśmie skierowanym do prokuratury. Jeżeli stwierdzą oni, że sprawa ma znamiona jakichś nieprawidłowości to wróci do nas do ponownego rozpatrzenia – poinformował gazetę rzecznik prasowy ostrowskiej prokuratury, Janusz Walczak. – Na tym etapie trwa wyjaśnianie sprawy i przesłuchiwanie osób. Nic więcej nie mogę na razie powiedzieć – informuje z kolei rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Włodzimierz Szał.
Sam zainteresowany w tej materii ma niewiele do powiedzenia twierdząc, że po raz kolejny ktoś próbuje go zdyskredytować w oczach innych. –Nie mam sobie nic do zarzucenia. To kolejny anonim, który nijak ma się do rzeczywistości. Z personelem współpracuje mi się bardzo dobrze i zawsze jestem skłonny do rozmów nawet na trudne tematy. To zapewne kolejny donos ze strony niektórych mieszkańców, którzy za wszelką cenę próbują coś udowodnić. Tylko, że nie mają ku temu podstaw bowiem sami uchylają się od obowiązków nie płacąc np. za pobyt w placówce. – powiedział D. Waszczuk.
Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Staw i świetlica w centrum uwagi

Remont Domu Wiejskiego za zgodą konserwatora
Sołtys Trzemeszna (gm. Rozdrażew) chciałby uporządkować teren wokół stawu znajdującego się we wsi. Obecnie jest on w katastrofalnym stanie, a niegdyś służył jeszcze wędkarzom. Dodatkowo na remont czeka Dom Wiejski, który jednak jako zabytek musi być konsultowany z konserwatorem zabytków w Kaliszu.

Swoje uwagi sołtys Trzemeszna, Karol Panek, który sprawuje tę funkcję od 2010 roku zgłosił oficjalnie podczas ostatniej sesji rozdrażewskich radnych. – Chciałbym prosić o to, żeby zainteresować się stawem we wsi. Przydałoby się chociaż odszlamowanie tego terenu tak żeby uporządkować jego wodną infrastrukturę – mówił sołtys. Okazuje się, że staw jest bardzo zaniedbany. Zarośnięty i praktycznie nieużytkowany od lat, a znajduje się w centrum wsi stanowiąc jego wizytówkę. Nie zawsze tak było. Kiedy pojechaliśmy do Trzemeszna spotkaliśmy pana Stanisława Bałę, który bardzo chętnie opowiedział nam o losach stawu w Trzemesznie.
Jeszcze do 2011 roku staw był połączony z sąsiadującym obok akwenem wodnym, który jednak zakupił prywatny przedsiębiorca. We wsi został tylko pierwszy staw obok pobliskiej drogi powiatowej. Pan Stanisław jako prezes koła wędkarzy w Trzemesznie dbał o staw i zarybiał go. – Około 100 osób, które chciały wędkować korzystały z niego. Były tutaj dobre ryby. I karpie i amury, a nawet szczupaki – mówi mieszkaniec. Potem jednak staw przeszedł w ręce wsi, a właściwie sołtysa, który przestał się interesować tym zbiornikiem. – Teraz dopiero coś tam chce robić. I dobrze ponieważ ten staw mógłby śmiało stać się ciekawym miejscem wypoczynku nie tylko dla mieszkańców wsi. Do zrobienia jest jednak wiele. Trzeba go odszlamować i naprawić stanowiska dla wędkarzy. Przydałoby się też pomyśleć o jakiejś wiacie bo ta co jest to trochę za mała i nie spełnia swojej funkcji – kończy mieszkaniec.
Podczas sesji do ewentualnych prac związanych ze zbiornikiem wodnym ustosunkował się włodarz gminy. – Myślę, że odszlamowanie stawu to nie problem, ale znajduje się on obok drogi powiatowej, którą należy zabezpieczyć. Jeżeli starostwo będzie skłonne do współpracy to nie widzę przeszkód żeby odbyło się to niebawem – tłumaczył Mariusz Dymarski.
Druga sprawa to Dom Wiejski w Trzemesznie, który stanowi dla mieszkańców miejsce ich integracyjnych spotkań. – Budynek wciąż wymaga nakładów i napraw. Prosiłbym o uwzględnienie tego w najbliższym czasie - mówił sołtys wsi. Obecni na sali mieszkańcy Trzemeszna widzieli jednak inne wyjście. – Zburzyć i postawić w tym miejscu świetlicę z prawdziwego zdarzenia – mówili mieszkańcy.
Problem tylko w tym, że Dom Wiejski to zabytek tzw. „poniatówka”, którego zburzyć nie można bo znajduje się w dość dobrym stanie. – Jeżeli chodzi o remont tego obiektu to można starać się o pieniądze na dofinansowanie remontów lub modernizacji w ramach dotacji na zabytki. O tym sołtys bardzo dobrze wie – spuentował wójt Rozdrażewa.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

poniedziałek, 4 marca 2013

Rolnicy vs wójt – 0:0

Proszę mnie podać do prokuratury - stwierdził wójt
Podczas sesji rozdrażewskich radnych 27 lutego ponad godzinę próbowano dojść do porozumienia na temat wypłaty przez GOPS zasiłków powodziowych rolnikom, którzy w maju 2010 roku ucierpieli wskutek deszczów nawalnych. Zarówno rolnicy,  jak i wójt do wspólnego konsensusu jednak nie doszli.
Przypomnijmy, że w maju 2010 roku w gminie Rozdrażew silne opady deszczu spowodowały, że 371 rolników prowadzących swoje gospodarstwa i posiadających uprawy rolne straciło według oszacowanych strat 30 proc. swoich upraw. Część z nich (19 rolników – przyp. red.) wystąpiło wtedy do gminy z wnioskami o wypłatę tzw. zasiłków powodziowych wpisując w nich, że głównym powodem szkód był deszcz nawalny. Wnioski gmina odrzuciła bowiem zgodnie z tym co wymagane było we wnioskach przez Urząd Marszałkowski w Poznaniu jedynym powodem do wypłaty zasiłków była powódź, która niestety nie została wpisana przez rolników we wnioskach. Kilka miesięcy później marszałek zmienił kwalifikację przyczyny strat upraw i stwierdził, że deszcz nawalny jest jednak brany pod uwagę jako element powodzi i przedłużył składanie wniosków o wypłatę świadczeń. Rolnikom z Rozdrażewa jednak nie kazano składać wniosków, a tymczasem w sąsiedniej Dobrzycy rolnicy składający podobne wnioski odszkodowania otrzymywali. Wśród rolników wrzało. 12 z nich złożyło oficjalne wnioski do samorządowego kolegium odwoławczego w Kaliszu. Stamtąd wracały one do gminy i GOPS-u aż w końcu znalazły się w sądzie. W ub. roku, w grudniu jeden z wniosków został przez sąd uznany i Jaromir Zasieczny otrzymał wypłatę ok. 4 tys. zł. Rolnicy zostali postawieni w szachu. To była powódź? Czy jej nie było?

Podważyli pracę biegłego
Obecnych na sali 12 rolników miało wiele pytań do urzędników gminy. Przede wszystkim opierając się na wyroku pana Zasiecznego chcieli wiedzieć co stanie się z innymi rolnikami, którzy podobnie jak on złożyli swoje wnioski o wypłatę zasiłku. – Wyście nam nie kazali składać wniosków, a tymczasem okazało się, że ci, co złożyli pieniądze otrzymali. Kiedy zorientowaliście się, że namieszaliście to wstyd było wam się do tego przyznać – mówił Ryszard Bała. Inni rolnicy dodawali, że winą za taki, a nie inny stan rzeczy jest biegły, który nie był odpowiednia osobą do oszacowania strat i wykonania odpowiedniej dokumentacji. – Pan, który wykonywał wszystkie pomiary nie był biegłym sądowym z zakresu hydrologii i wykonał swoją pracę nierzetelnie. Nie brał żadnych naszych sugestii pod uwagę – mówili rolnicy.
Wiele gorzkich słów padło również w stronę wójta, Mariusza Dymarskiego. – Tonący brzytwy się chwyta. Pan twierdzisz, że to sprawa polityczna, a my panu mówimy, żeś pan pozbawił ludzi pieniędzy. To na panu ciążył obowiązek zadbania o nasze interesy, a pan nie zrobił nic w tej sprawie – kończył R. Bała. Po stronie rolników stanął radny, Zdzisław Filipiak, który próbował uargumentować pretensje przybyłych na salę. –To, co u nas stało się w 2010 roku to była powódź wskutek silnych, nawalnych deszczów i mieliście jako gmina wypłacić tylko zasiłek celowy w kwocie do 4 tys. zł. Nie zrobiliście tego. Pytanie jest jedno. Dlaczego odrzucaliście wnioski? – puentował radny.

Rozstrzygnie sąd
Obecna na sali kierowniczka Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, Donata Krzyżosiak przedstawiła zebranym swoje stanowisko do kłopotliwej sprawy. – W sprawie jednego z rolników sąd w Kaliszu wskazał, że bezsprzecznie była powódź i otrzymał on odszkodowanie. Kolejne trzy sprawy są nadal rozpatrywane. Sąd bowiem nie posiada ostatecznych dowodów, że była to powódź. Ze zgromadzonego materiału wynika bowiem inaczej – mówiła kierowniczka. Za przykłady podała m. in. notatki z Powiatowego Zarządu Dróg oraz Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie z maja 2010 roku. – PZD stwierdziło w nich, że w tym okresie nie odnotowano naruszenia konstrukcji dróg na terenie gminy. Natomiast PSP Krotoszyn podkreślało, że było 8 interwencji, ale związanych głównie z wypompowywaniem wody z piwnic. Nie było natomiast ewakuacji zwierząt czy ludzi charakterystycznych dla zjawiska powodzi – kończyła D. Krzyżosiak.
Z takim tłumaczeniem nie zgadzali się rolnicy. – Na terenie doszło do wezbrania wody w „Rowie Rozdrażewskim” w następstwie deszczów nawalnych, co spowodowało powódź. Tak jest w oficjalnym wyroku pana Zasiecznego. Pani próbuje podważyć to, co sąd napisał – mówił R. Bała. – I wszystko się zgadza ponieważ powódź to wynik wylania cieku naturalnego jakim na pewno jest „Rów Rozdrażewski” i grunty pana Zasiecznego znajdowały się blisko tego rowu, a więc jego wniosek został zaklasyfikowany jako powódź. Reszta gruntów i gospodarstw według danych znajdowała się wtedy w odległości ok. 2 km, a więc nie mogło dojść do powodzi wskutek wylania cieku naturalnego jakim jest woda z „Rowu Rozdrażewskiego” – mówili niektórzy radni, których temat zasiłków zaczął już mocno irytować.

Wyście powodzi nie widzieli
O tym, czy w gminie była powódź czy też nie nikt nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Dla rolników przygotowano jednak krótką prezentację medialną. Na slajdach mogli zobaczyć ogrom zniszczeń jakich dokonała powódź w niektórych zakątkach w Polsce w 2010 roku. – W maju 2001 roku była u nas większa woda i jakoś wtedy nikt nic nie wyciągał na wierzch, a dziś robimy cyrk medialny. To, co tsunami tu było? My tak naprawdę nie wiemy co to powódź. I życzę wszystkim żeby tak zostało – mówił jeden z radnych.
Wójt całą dyskusją był mocno podirytowany. – Najlepiej wszystko zrzucić na gminę i przylepić wójtowi łatkę tego niedobrego, a tymczasem zabrakło przyznania się do winy Urzędu Marszałkowskiego, który w pewnym momencie zmienił zasady gry. Tylko jeśli doszło u nas do powodzi to ja się pytam rolników. Gdzie przerwano linię kanalizacyjną? Gdzie nie było prądu? Proszę pokazać mi te miejsca – mówił M. Dymarski. – Tak jak pan nas traktujesz to woła o pomstę do nieba. Chcieliśmy tylko wyjaśnień, a wy jak zwykle nabijacie nas w butelkę. A my płacimy podatki i chcemy tylko sprawiedliwości – kończył R. Bała. Wójt nie pozostawał obojętny. – Proszę w takim względzie udać się do prokuratury z tym wszystkim jak już niejednokrotnie mnie pan tym straszył. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia – zakończył M. Dymarski.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy rolnicy zamierzają założyć formalny komitet założycielski poszkodowanych w 2010 roku przez powódź i wystąpić do prokuratury w Krotoszynie. Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK