poniedziałek, 28 października 2013

To ważny remont

Trwają pomiary na przepuście w Trzemesznie
Przetarg na przebudowę przepustu we wsi Trzemeszno nie przyniósł rozwiązania. Gmina oszacowała, że remont powinien kosztować do 75 tys. zł. Tymczasem obie firmy, które zgłosiły się do przetargu, zaproponowały kwoty znacznie wyższe.

Przepust komunikacyjny na rowie melioracyjnym w Trzemesznie wymaga pilnego remontu. Zdaniem niektórych mieszkańców pozwoli uniknąć podtopień części Trzemeszna i pobliskiego Grębowa. – Ten przepust to bolączka nas wszystkich już od dobrych kilku lat. Zamiast zrobić go raz, a  porządnie, zrobiono go tak, że tworzą się rozlewiska – uslyszeliśmy od trzemesznianina. Inni mieszkańcy wsi sugerują: - Powinni wstawić jedną, konkretną rurę i byłoby po problemie, a tak duża woda wpada w każdą z czterech rur i tworzy się wir, który rozlewa ją naokoło. Myślą też o nowej nawierzchni drogi:  – Do przepustu asfalt jest, ale dalej już nie. Może za jednym razem zrobią porządek z nawierzchnią.
O nowej nawierzchni na razie cisza. Przetarg na remont przepustu jednak się odbył. Jak informuje wójt Mariusz Dymarski, kwota, jaką gmina ma przeznaczoną na ten cel, to 75 tys. zł. Do przetargu przystąpiły dwie firmy. Oferta z niższą ceną opiewała na 128 tys. 754 zł. Przetarg unieważniono, gmina szykuje się do następnego. – Tego tanio nie da rady zrobić. Jak gmina chce mieć spokój z podtopieniami, to powinna naprawdę porządnie w ten przepust zainwestować – uważają mieszkańcy Trzemeszna.
Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Należy się zniżka czy nie?

Aktualne ulgi można sprawdzić na stronie www.mzk.krotoszyn.pl
Do naszej redakcji zgłosił się pan Janusz (60 l.) ze Staregogrodu (gm. Kobylin), który nie rozumie zasad udzielania zniżek na przejazdy autobusami krotoszyńskiego MZK.  – Raz płacę o 50 proc. taniej, raz 37 proc., a jeszcze innym razem płacę za cały bilet. Czy nie powinno być stałych zniżek? – pyta.

Pan Janusz (nazwisko do wiadomości redakcji) kilka razy w tygodniu jeździ autobusem do Krotoszyna. Korzysta z różnych połączeń autobusowych i różnych przystanków.  – Jak wsiadam na przystanku u siebie w Starymgrodzie, to płacę za cały bilet. Na przystanku w Romanowie mam taniej o 37 proc.  Skąd biorą się takie różnice? – pyta.
Skontaktowaliśmy się z Miejskim Zakładem Komunikacji w Krotoszynie. Dyspozytor powiedział: – Nie rozumiem, skąd takie pytania. Wszystkie informacje na temat zniżek znajdują się zarówno na przystankach, jak i na naszej stronie internetowej. Ten pan mógł także do nas zatelefonować.
Przystanek w Starymgrodzie leży na terenie gminy Kobylin, gdzie zniżki nie obowiązują (MZK nie ma z tą gminą umowy o częściowej refundacji kosztów). Romanów z kolei to gmina Krotoszyn i zgodnie z taryfikatorem ulg ważnym od 1 czerwca 2011, Czytelnik płaci za bilet o 37 proc. mniej. – Na trenie gminy Krotoszyn emeryci i renciści mają 37 proc. zniżki. Poza terenem gminy osoby te płacą za cały bilet lub mają 50 proc. zniżki, ale tylko na linii K (Krotoszyn – Ostrów Wlkp. – przyp. red.). – tłumaczy dyspozytor.
Wszystkie zapisy widnieją na stronie internetowej MZK i tłumaczenie, że pan Janusz jest rencistą, niczego nie zmienia. – Jeśli ten pan byłby inwalidą wojennym czy też osobą niezdolną do samodzielnej egzystencji, ulga wynosiłaby 100 proc. Podobnie gdyby ten pan ukończył 70. rok życia. W innym przypadku takiej ulgi nie ma – kończy pracownik MZK.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK



Nieplanowane wydatki na straż

Gmina Kobylin wsparła OSP dodatkowymi 9 tys. zł 
Gmina zabezpieczyła na ten rok nieco ponad 175 tys. zł dla miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, jednak pieniędzy nie starczy. Potrzebne są dodatkowe - na naprawę pieca w remizie i paliwo.

Tylko w pierwszym półroczu 2013 roku na bezpieczeństwo publiczne i ochronę przeciwpożarową gmina wydała 89 tys. 678 zł. Większość tych pieniędzy przeznaczono na bieżące utrzymanie sprzętu oraz remizy. 21 tys. 516 zł poszło na wynagrodzenia kierowców wraz z pochodnymi oraz opłacenie umów zleceń. Wypłaty ekwiwalentu dla członków OSP biorących udział w działaniach ratowniczych oraz szkoleniach to nieco ponad 6 tys. zł. Więcej, bo ponad 13 tys. zł,  kosztowało gminę ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej członków jednostek OSP z całego jej terenu oraz ubezpieczenie samochodów i sprzętu. Prawie równie drogie były energia elektryczna i gaz ziemny dla remizy - nieco ponad 10 tys. zł. Na paliwo i części do samochodów poszło 11 tys. 585 zł, na zakup sprzętu pożarniczego – 5 tys. 261 zł, na drobne naprawy samochodów strażackich i sprzętu – ok. 3 tys. zł, dostawy wody – 102 zł.
Im bliżej końca roku, tym bardziej widać, że zabezpieczone przez gminę środki nie wystarczą. Chodzi głównie o koszty paliwa, które jest potrzebne do wyjazdów na różnego typu akcje, a tych nie brakuje. Jedna z większych miała miejsce w Smolicach, gdzie zderzyły się dwie ciężarówki.
W ostatnim czasie awarii uległ piec w remizie. – Są to nieplanowane przez nas wydatki, jesteśmy jednak po rozmowach w gminie, która zawsze nas wspiera. Także  tym razem zadeklarowała swoją pomoc – informuje komendant Stanisław Frąckowiak.
Jeżeli chodzi o paliwo, urząd gminy wsparł strażaków kwotą 4 tys. zł. Na remont pieca dołożył 5 tys. zł.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Dla gości miejsca nie ma

Czwartek, godz. 11.45 – problemu z zaparkowaniem nie było
Ulica Madalińskiego w Krotoszynie rok temu została wyłożona kostką. Po jednej stronie wyznaczono miejsca do parkowania, parking pojawił się również obok nowiutkiego placu zabaw. Jest jednak pewien problem.

Sprawę parkowania na Madalińskiego zgłosił redakcji mieszkaniec tej ulicy, który ma dość proszenia sąsiadów, żeby zwolnili miejsce na parkingu, bo jego goście nie mają gdzie zostawić samochodów. – Najgorzej jest w weekendy. Ludzie nie wjeżdżają do garażów, ale parkują na ulicy, choć moim zdaniem wyznaczone na niej miejsca są dla przyjezdnych. Jak nie mają gdzie stanąć, to parkują też po drugiej stronie i robi się naprawdę tłoczno – mówi.
Inni mieszkańcy nie rozumieją pretensji. – To gdzie niby mam parkować? Na chwilę czasami podjeżdżam, żeby obiad szybko zjeść, i dalej do roboty jadę - usłyszeliśmy od jednego z nich. Nasz rozmówca jednak nie odpuszcza: Może jak mandaty się posypią, to będą nawet na chwilę wjeżdżać na podwórze lub do garażu.
Komendant straży miejskiej Waldemar Wujczyk tłumaczy, że na wspomnianej ulicy faktycznie są wyznaczone miejsca do parkowania i należy się do nich stosować. Parkowanie poza tą strefą jest zabronione i karane stuzłotowym mandatem oraz jednym punktem karnym. – Nie przypominam sobie jednak, żeby było wiele zgłoszeń z tej ulicy. Najczęściej sąsiad skarży się na sąsiada i wtedy reagujemy. Myślę jednak, że wystarczyłoby trochę sąsiedzkiej wyrozumiałości  – mówi komendant.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Zarzuty dla kierowcy

Kierowca nie zachował szczególnej ostrożności włączając się do ruchu na rondzie
Prokuratura rejonowa w Krotoszynie otrzymała opinię biegłego w sprawie zdarzenia z 26 lipca br. na rondzie przy ul. Mickiewicza, Raszkowskiej i Koźmińskiej. Kierowcy zarzuca spowodowanie śmiertelnego wypadku.

51-letni kierowca ciężarówki przewożącej mleko, mieszkaniec naszego powiatu,  przejechał 26 lipca jadącą rondem 79-letnią rowerzystkę z Krotoszyna. 
Prokuratura na podstawie opinii biegłego z zakresu ruchu drogowego postawiła mężczyźnie zarzuty. Kierowca nie zachował szczególnej ostrożności i włączając się do ruchu na rondzie zatrzymał auto przed przejściem dla pieszych, na które wprowadzała rower kobieta. Tam jednak na skutek nieostrożności potrącił kobietę, która odniosła poważne obrażenia głowy i zginęła na miejscu – informuje rzecznik ostrowskiej prokuratury, Janusz Walczak. Dodatkowo biegły wskazał, że ostrożności nie zachowała również kobieta. – Śledztwo jeszcze trwa. Teraz najprawdopodobniej zostanie skierowany przeciwko mężczyźnie akt oskarżenia do sądu. Grozi mu kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności – kończy prokurator.

poniedziałek, 21 października 2013

21-latek zmarł w szpitalu

Prokuratura bada stan techniczny pojazdu. Niewykluczone, że było ono niesprawne
Mimo wysiłków krotoszyńskich lekarzy i przetransportowania Bartosza do Wrocławia nie udało się go uratować

14 października około godz. 5.00 w miejscowości Sroki (gm. Kobylin) doszło do wypadku. Z nieustalonych jak dotąd przyczyn Bartosz O., który rozwoził w tym czasie pieczywo z piekarni w Lutogniewie zjechał na przeciwległy pas jezdni i z impetem uderzył najpierw w betonowe ogrodzenie, a następnie w pobliską kapliczkę przydrożną. Wskutek obrażeń wewnętrznych zmarł w szpitalu wojskowym we Wrocławiu.

Do zdarzenia doszło przed godziną 5.00. Na zewnątrz zalegała tego dnia gęsta mgła. Bartosz O. Jak zwykle rozwoził pieczywo do sklepów na terenie gminy Kobylin. Nie wiadomo dlaczego nagle zjechał z wyznaczonego pasu drogi i odbił na lewy pas jezdni uderzając w betonowy płot, a następnie w kapliczkę. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący samochodem dostawczym marki Volkswagen LT z nieustalonej przyczyny zjechał na przeciwległy pas jezdni, a następnie uderzył w płot oraz murowaną kapliczkę. Na miejscu wypadku policyjna grupa dochodzeniowo-śledcza przeprowadziła niezbędne czynności procesowe. Funkcjonariusze pod nadzorem prokuratury szczegółowo wyjaśniają okoliczności i przyczyny tego zdarzenia – informuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Włodzimierz Szał.

Walka z czasemW całej sprawie jest wiele niejasności. Jak się okazuje bowiem 21-latek w momencie wypadku był przytomny i z miejsca zdarzenia wykonał telefon do rodziny, która przybyła na miejsce i zabrała go najpierw do domu. Potwierdza to prokurator okręgowy z Ostrowa Wlkp., Janusz Walczak. – Potwierdzam, że mężczyzna został zabrany przez najbliższych do domu. Dopiero kiedy poczuł się źle zabrano go do szpitala w Krotoszynie – mówi prokurator. W podobnym tonie wypowiada się krotoszyńska policja. – My zgłoszenie o zdarzeniu otrzymaliśmy o godz. 7.00 powiadomieniem ze szpitala. Na miejscu niezwłocznie zjawili się funkcjonariusze, którzy rozpoczęli zabezpieczanie śladów całego zdarzenia – mówi W. Szał. Dyrektor szpitala SPZOZ w Krotoszynie dodaje: - Poszkodowanego przywiozła żona. Kiedy zjawił się w SOR był przytomny. Po pewnym czasie doznał jednak zapaści. Przeprowadziliśmy wszelkie możliwe działania diagnostyczne oraz działania chirurgiczne. Mimo naszych wzmożonych działań niezbędna okazała się interwencja z zewnątrz. Mężczyznę trzeba było pilnie przetransportować do Szpitala Wojskowego we Wrocławiu do kliniki naczyń i wątroby. Wezwano helikopter, który zabrał go tam. Niestety 21-latek zmarł na skutek rozległych obrażeń wewnętrznych – informuje Paweł Jakubek.

Co było przyczyną?
Aktualnie policja pod nadzorem prokuratora wyjaśnia okoliczności i przebieg całego zdarzenia. Brane pod uwagę są wszystkie aspekty w tej sprawie. Więcej informacji pojawi się zapewne po sekcji ciała mężczyzny i wynikach badań krwi, którą mężczyźnie pobrano by stwierdzić czy w jego organizmie znajdował się alkohol. – Bierzemy wszystko pod uwagę. I na razie nie chciałbym zdradzać szczegółów śledztwa. Mamy już pewne ślady i okoliczności. Na pewno potrzebne będzie powołanie biegłego z zakresu ruchu drogowego, który oprócz wyjaśnienia okoliczności i przebiegu samego zdarzenia oceni realnie również stan techniczny pojazdu ponieważ pojawiły się poszlaki, że być może stan techniczny zaważył w tym przypadku – informuje J. Walczak.

To był dobry chłopak
Sprzedawcy, którzy we wtorkowy ranek odbierali zazwyczaj pieczywo od Bartosza byli całą sytuacją bardzo poruszeni. Znali młodego piekarza. Wiedzieli bardzo dobrze, że rok temu dopiero co ożenił się i miał małe dziecko. – To dla mnie szok. Nadal tego nie rozumiem. Takie sytuacje udowadniają, że nasze życie jest naprawdę kruche. Dziś jesteś, jutro już cię nie ma – mówi jedna ze sprzedawczyń z krotoszyńskiego rynku. Inni dodają, że Bartosz był zawsze uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. – Miał nawet kiedyś przejąć interes po ojcu. Teraz już tego nie zrobi. Łączymy się w bólu z jego rodziną.
Pogrzeb Bartosza odbył się w czwartek, 19 października na cmentarzu w Lutogniewie. Żegnały go tłumy osób. Niech spoczywa w spokoju.

foto by KPP Krotoszyn i P.W.Płócienniczak

Wolnoć Tomku, w swoim domku
















Blok na ulicy Przemysłowej nr 27 w Krotoszynie, którego zarządcą jest PGKiM został w 2007 roku adoptowany dla potrzeb mieszkalnych. Wcześniej znajdował się tam budynek biurowy, który za ponad milion złotych został odnowiony i oddany osobom, które najbardziej tego potrzebowały. Problem jednak w tym, że dziś budynek jest ustawicznie niszczony przez samych mieszkańców, którzy nie potrafią docenić tego, co mają.

Poniedziałek, 14 października, godz. 9.00. Kiedy zjawiamy się na parkingu obok bloku na ul. Przemysłowej czeka już na nas zarządca, Zygmunt Witczak z PGKiM w Krotoszynie. Na dzień dobry z rozwalonych, frontowych drzwi wybiega pies, który bez żadnych skrupułów załatwia swoją potrzebę zaraz obok nich. Za nim wychodzi młoda kobieta, która na nasz widok przystaje. – Wróci teraz pani po mopa i posprząta po swoim psie – zwraca jej uwagę zarządca. Kobieta bez słowa wraca do bloku wynosi mopa i jak gdyby nigdy nic sprząta odchody po swoim pupilu. – Widzą panowie jak tutaj jest. Tak żyją tutaj ludzie – zaczyna pan Zygmunt – Proszę zobaczyć jak tutaj wygląda. Ten blok ma zaledwie sześć lat, a już wygląda jak ruina. Niszczą go sami mieszkańcy. Proszę ze mną – kontynuuje zarządca.
Robimy wspólnie obchód bloku. Od wejścia czuć zapach moczu. Im wyżej, tym jest coraz gorzej. Powyrywane metalowe pręty z barierek szpecą całą klatkę schodową. Niektóre powyginane stanowią realne zagrożenia dla zdrowia. Korytarze brudne. Wszędzie walają się śmieci, od plastykowych opakowań po jedzeniu, na butelkach i niedopałkach skończywszy. Do tego brakujące zaślepki do instalacji elektrycznej i powgniatane osłony do zabezpieczeń gazowych.  – Tak żyją tutaj ci ludzie, a my musimy wszystkie rzeczy później naprawiać – tłumaczy pan Zygmunt. Na zewnątrz nie wiele lepiej. Wszędzie bałagan i mnóstwo śmieci, które sprawiają, że czujemy się jakbyśmy trafili do jakiegoś getta, a nie do bloku, w którym mieszkają ludzie.
Ci nie byli zbytnio rozmowni. Jeden pan przywitał nas z dwoma piwkami w ręku. Inna osoba nawet nie zwróciła na nas uwagi. – W miarę jest na dole, bo mieszkają tutaj ludzie, którzy mają mieszkania komunalne. W prowadzonym rejestrze zamian mamy wpisane rodziny chcące się zamienić na inne mieszkanie w obrębie zasobów komunalnych. Głównym powodem chęci zamiany mieszkania są delikatnie mówiąc nieciekawe relacje pomiędzy mieszkańcami, w których dochodzi do wulgarnych obelg i to nie tylko ze strony dorosłych – kończy Z. Witczak.

To należy piętnować
Koszt adaptacji budynku biurowego na mieszkalny na ulicy Przemysłowej wyniósł dokładnie 1 mln 77 tys. 120 zł, plus koszty projektu, nadzoru inwestorskiego i innych kosztów występujących w trakcie adaptacji w kwocie ok. 100 tys. zł.  - Ogółem w budynku znajduje się 26 mieszkań. 6 mieszkań na parterze to komunalne lokale mieszkalne. I i II piętro to lokale socjalne, gdzie stawka czynszu za 1 m kw powierzchni użytkowej wynosi 1,91 zł. Wielkość mieszkań jest zróżnicowana od 34,60 m kw do 64,30 m kw  - mówi Z. Witczak.

Niemałe pieniądze, jakie poszły w remont są teraz zdaniem zarządcy niedoceniane przez mieszkańców, którzy nie dość że nie szanują własnego mienia, to jeszcze wyrabiają nieciekawą wizytówkę całego bloku. – Szkoda mi sumiennych płatników. Im zachowanie sąsiadów i ich “gości” , którzy niszczą i zaśmiecają budynek i otoczenie również się nie podoba. – kontynuuje zarządca. – Dość często jesteśmy wzywani na tę ulicę. Interwencje dotyczą głównie kłótni domowych. Jeżeli chodzi o zaśmiecanie terenu nie było takich skarg – puentuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Włodzimierz Szał.

Syzyfowa praca
Zaskakujący i niezrozumiały jest rozmiar braku poszanowania mienia komunalnego. Oddane w najem zostały mieszkania wyremontowane, wyposażone w sprzęt, gotowe do zamieszkania. 20 lokali socjalnych zostało przeznaczonych dla rodzin z wyrokami eksmisyjnymi z poprzednich miejsc zamieszkania. – Nie wiem jak dalej będzie. Moi znajomi boją się do mnie przyjeżdżać, bo po prostu się boją. Dziwią się, jak mogę w ogóle tutaj mieszkać. Złożyłam wniosek o inne mieszkanie. Mam nadzieję, że takowe dostanę, bo tutaj jest coraz gorzej i już wszyscy z nas się śmieją i szufladkują – mówi nam jedna z mieszkanek bloku, która mieszka w lokalu komunalnym. - Gmina stworzyła warunki bardzo przyjazne i komfortowe z centralnym ogrzewaniem i ciepłą wodą, a w zamian jest budynek nadający się do remontu z zadłużeniem z tytułu niepłacenia czynszu w kwocie 230 tys. zł. Wiele do życzenia pozostawia dbałość mieszkańców o otoczenie, utrzymanie porządku, a raczej jego brak. Sprzątanie jest po prostu syzyfową pracą – kończy Z. Witczak.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK



Leśne biesiadowanie

Na biesiadzie nie zabrakło najlepszych psów, które prezentowały się wyśmienicie
W niedzielę, 13 października na strzelnicy myśliwskiej w Krotoszynie, odbyła się coroczna biesiada koła łowieckiego nr 3 Knieja. Zebrani przedstawiciele koła oraz zaproszeni goście wysłuchali bogatej historii koła, mogli podziwiać pokazy szkoleniowe psów czy też obejrzeć wystawę prac plastycznych młodzieży szkolnej. Wspólny grill i wymiana doświadczeń trwała do późnych godzin popołudniowych.

Organizatorem biesiady było koło myśliwskie Knieja, które zarządza strzelnicą myśliwską. Na początek wszystkich zebranych myśliwych, delegatów z innych kół oraz przedstawicieli różnych opcji politycznych oraz samorządowców przywitano oraz przedstawiono po krótce historię koła. Ukształtowanie się koła łowieckiego, którego obecna nazwa brzmi koło łowieckie nr 3 Knieja w Krotoszynie to rok 1951. W tym czasie wiele się wydarzyło. Widać rozwój koła, systematyczne zagospodarowanie łowisk, szczególnie leśnych.  Powstają urządzenia łowieckie, poletka zaporowe, Koło otrzymuje od Nadleśnictwa Krotoszyn stodołę w lesie, którą przeznacza na magazynowanie karmy dla zwierzyny.
W 1995 roku Wojewódzka Rada Łowiecka nadaje kołu nr 3, a decyzją Walnego Zgromadzenia Członków Koła zmienia się nazwa z Baszków na obowiązującą  do dnia dzisiejszego nazwę Koło Łowieckie nr 3 Knieja w Krotoszynie. Kolejne lata to powstanie strzelnicy myśliwskiej z umiejscowioną na niej sztuczna norą, gdzie odbyła się tegoroczna biesiada.
Mottem spotkań odbywających się od 2000 roku jest przede wszystkim ochrona zwierzyny drobnej. Spotkaniom przyświeca również cel szkolenia psów wraz z właścicielami, aby przez efektywną pracę w łowiskach mogli wpływać na zwiększenie liczebności zwierzyny drobnej poprzez ograniczenie nadmiernej liczebności lisów i jenotów i aby polowania z norowcami były jak najbardziej humanitarne. Psy norujące nie mogą bowiem dręczyć lisów w norach, muszą poprzez szybką i zdecydowaną pracę umożliwić myśliwym jak najbardziej humanitarne pozyskanie. - Biesiada nasza jest organizowana przez prawdziwych pasjonatów. Jest bowiem spotkaniem dedykowanym od myśliwych dla myśliwych, spotkaniem pasjonatów kynologicznych, spotkaniem nie mającym wsparcia finansowego. Spotkaniom przyświeca idea popularyzowania rasowego psa myśliwskiego zdolnego do pracy w polskim łowisku – tłumaczy członek koła, Przemysław Jędrkowiak.
Warto dodać, że krotoszyńska biesiada nie jest i nigdy nie była konkursem w rozumieniu regulaminu prób i konkursów, ponieważ na podstawie występu psa nie są wydawane dyplomy pracy, zaświadczenia o użytkowości czy jakiekolwiek inne dokumenty. Psy są oceniane przez kolegów myśliwych, mających duże doświadczenie w polowaniach z norowcami. Ocena ma charakter dydaktyczny, aby uczestnik miał możliwość uświadomienia sobie zdolności i wyszkolenia psa przed sezonem polowań w norach.
Oprócz tego organizatorzy zorganizowali wystawę prac plastycznych młodzieży na temat ochrony zwierzyny drobnej. – W tym roku było mnóstwo prac i każde dziecko otrzymało drobne upominki. Konkursy są świadectwem tego, że można edukować dzieci. Prace plastyczne dowodzą, że dzieci doskonale zdają sobie sprawę z potrzeby naszych czasów czyli ochrony zwierzyny drobnej przed drapieżnikami, których liczebność wymyka się spod kontroli – kontynuuje P. Jędrkowiak.
Ważnym elementem niedzielnej biesiady były również prelekcje na temat ekspansji drapieżników i sposobów polowania z norowcami. Prezentowano przykłady współpracy ornitologów i myśliwych w celu ochrony biotopu ptaków gniazdujących na ziemi przed drapieżnikami czy też inscenizowano pokazy sztuki wabienia. – Warto tutaj dodać, że nieustannie współpracujemy ze szkołami z okolic między innymi w ramach zbiórki kasztanów dla danieli. Jednak nasze kontakty z młodymi przyrodnikami nie ograniczają się tylko do akcyjnych zbiórek kasztanów jesienią. W Szkołach Podstawowych, z którymi współpracujemy, istnieją bardzo prężnie działające koła ekologiczne. Właśnie dzięki dużemu zaangażowaniu w poznawanie przyrody nie tylko z książki, ale także z zajęć praktycznych zacieśnia się nasza współpraca a łowiectwo przestaje być postrzegane poprzez pryzmat myśliwego, który tylko „strzela do zwierząt” – kończy P. Jędrkowiak.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK





Potrzebny pilny remont

“Nowa kuchnia to nasza największa bolączka” – mówiła M. Marcinek

Podczas komisji spraw społecznych radnych gminnych sprawozdanie z działalności krotoszyńskiego żłobka Miś na ulicy Sikorskiego przedstawiła dyrektor, Maria Marcinek. Zaapelowała do radnych o zainteresowanie się pilną modernizacją kuchni.

Aktualnie w krotoszyńskim żłobku przebywa 43 dzieci podzielonych na dwa oddziały. Żłobek zapewnia dzieciom warunki bytowania zbliżone do domowych oraz opiekę wychowawczą i pielęgnacyjną. – Dzieci mają zapewnione również trzy posiłki, których miesięczny koszt wynosi obecnie 250 zł. Z gminy otrzymujemy dotację w kwocie 16 tys. 340 zł. Obecnie zatrudnionych jest osiem osób i większych problemów nie mamy poza kuchnią – mówiła dyrektor. Okazuje się, że cały pion żywieniowy jest już mocno przestarzały. – Ma w sumie już 28 lat i powoli zaczyna być dla nas problemem. Cała kuchnia wymaga remontu. Potrzebne są nowe wyparzacze, lodówki i meble. Póki co utrzymujemy oczywiście kuchnię w należytym stanie technicznym i zgodnie ze wszystkimi wymogami, ale sprzęt mamy już naprawdę stary, a i mało oszczędny. Wyparzacze i lodówki pochłaniają sporo prądu – kontynuowała M. Marcinek.Radni dopytywali się jaki koszt wchodzi w grę. – Na pewno duży. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpowiedzieć – odpowiadała dyrektor. – Proponuję zainteresować się tym tematem. Niech pani dyrektor zrobi kosztorys modernizacji całego pionu żywieniowego, a my na pewno spróbujemy coś w tej materii zrobić żeby ten problem rozwiązać – mówił wice burmistrz, Ryszard Czuszke. – Jak będzie zrobiona kuchnia to mogę spokojnie iść na emeryturę – spuentowała z uśmiechem dyrektor.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


.

Dlaczego sportowcy nas nie promują?

W najbliższym czasie ma odbyć się spotkanie z klubami sportowymi na temat promowania przez nie miasta

Podczas komisji spraw społecznych podczas przyjmowania uchwały o współpracy z organizacjami pozarządowymi wywiązała się dyskusja na temat klubów sportowych, które zdaniem wielu radnych zbyt słabo angażują się w promocję miasta, a przecież pieniądze z gminy w formie dotacji dostają i to niemałe.

Bodźcem do dyskusji były tegoroczne obchody Krotofestu, który okazał się imprezą udaną i świetnie wpisującą się w krajobraz miasta Krotoszyn. Zaprezentowało się na nim kilkadziesiąt organizacji pozarządowch, w tym stowarzyszeń i grup, które w ramach współpracy z gminą oraz dotacjom jakie otrzymują od gminy prezentowały swój bogaty dorobek, a jednocześnie promowały gminę w mnogości form jakie występują na naszym terenie. Zabrakło na tej imprezie jednak klubów sportowych, które przecież dotacje mają spore, a chęci na pokazanie się podczas tego typu imprezy niestety żadne. – Nie rozumiem tego i mam ogromny żal do tych organizacji. Czujemy się ignorowani przez kluby, a przecież powinno być inaczej. Nie tak powinna wyglądać współpraca – mówił przewodniczący komisji, Krzysztof Manista. – Zgadzam się z tym w pełni. Młodzież jest bardzo zainteresowana takimi rzeczami. Jakby zobaczyła na żywo swoich ulubieńców to by było inaczej. Klubom powinno zależeć na promocji, a tak nie jest – dodawał radny, Jan Zych.
W podobnym tonie wypowiadał się również wice burmistrz, Ryszard Czuszke. – Myślę, że powinniśmy zrobić osobne spotkanie z klubami i poważnie porozmawiać na ten temat. To fakt, że organizacje sportowe otrzymują od nas pieniądze i to często bardzo duże, a nie pokazują się tak jak powinni np. na tego typu imprezach. To przecież też promocja i to nie mała – mówił wice burmistrz. W słowo wszedł mu radny Krzysztof Kasprzak. – My jako KS “Krotosz” promujemy miasto bardzo mocno i nie zgodzę się z takim uogólnianiem – parował radny. – Mówimy o większości klubów panie radny. Niestety bardzo często pieniądze kluby biorą, a miasta należycie nie promują. To jest topienie tych pieniędzy, a promocji zero – tłumaczył K. Manista.
Z trudnego tematu wybrnął J. Zych, który z humorystycznym akcentem zakończył dyskusję. – U nas każdy może się promować. Już 17 lipca (przyszłego roku – przyp. red.) każdy może się wypromować. U nas w Benicach. Mamy aż siedem hektarów do promocji – spuentował J. Zych.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK




wtorek, 15 października 2013

Mistrzyni Świata z Kobylina

Róża Gumienna wie, czego chce od życia. Sukcesy są tylko tego dowodem
W dniach 2-5 października w Sao Paulo (Brazylia) odbywały się Mistrzostwa Świata w kickboxingu. Bardzo dobrze spisała się w nich 24-letnia kobylinianka -  Róża Gumienna, która po zaciętych walkach zdobyła tytuł mistrzowski.
Sukces Róży Gumiennej jest nagrodą za jej ciężką pracę, którą wykonuje nieprzerwanie od ósmego roku życia. Młodziutką jeszcze Różę poznałem podczas mojej pracy w Zespole Szkół Technicznych i Agrotechnicznych w Miliczu (dziś Zespół Szkół Lesnych – przyp. red.). Jakoś tak się złożyło, że zostałem wychowawcą klasy, do której uczęszczała. Zawsze pogodna i radosna o sportowym zacięciu, chociaż czasy ogólniaka Róża spędzała bardziej na rozwijaniu umiejętności lekkoatletycznych niż kickbokserskich. Do tego zawsze pilna uczennica, która z wysoką średnią, wzorowym świadectwem i bardzo dobrymi wynikami egzaminu dojrzałości wstąpiła w dorosły świat. Zanim to jednak nastąpiło Róża trenowała, bo trening był dla niej bardzo ważny. – Najpierw trenowałam karate w Kobylinie i Krotoszynie pod okiem trenera, Mariusza Kaja. Później trenowałam lekkoatletykę. Ostatecznie przychodząc na studia do Wrocławia wróciłam do korzeni – sportów walki. Wstąpiłam do klubu kick-boxerskiego „Fighter” i tak zaczęła się moja przygoda z walkami – zaczyna R. Gumienna. Jej trenerem jest Tomasz Skrzypek (trener kadry narodowej – przyp. red.)). - Rok 2013 jest dla mnie wyjątkowym sezonem. Zdobyłam Mistrzostwo Polski w K1, zwycięstwo na Pucharze Świata w Szeged (Węgry) oraz zwyciężyłam walkę na zawodowej gali „The Gladiators K1 Rules” z Białorusinką, Ekateriną Verigo. W poprzednich latach byłam wielokrotnie medalistką Mistrzostw Polski seniorek, Mistrzynią Polski w K1 młodzieżowców, w 2012 roku zajęłam 3 miejsce na Mistrzostwach Europy w Turcji – wylicza fighterka.
Kolejnym krokiem na drodze kariery Róży były Mistrzostwa Świata w Brazylii, które zapamięta na bardzo długo. - Droga do mojego zwycięstwa nie była prosta. Pierwszą walkę stoczyłam z reprezentantką Meksyku, półfinał walczyłam z Chorwatką, natomiast finał z Francuzką. Konsekwentnie zbliżając się do finałowej walki, pojedynki były coraz cięższe. Werdykt ostatniej walki ważył się do samego końca, ostatecznie zaznaczyłam swoją przewagę i zdobyłam tytuł Mistrzyni Świata – mówi Róża.
Walki to jednak nie wszystko. Dzięki wyjazdowi udało się kobyliniance zobaczyć trochę Brazylii, chociaż jak sama mówi czasu na zwiedzanie było mało. - Jeżeli chodzi o walory turystyczne to Brazylia jest oczywiście pięknym krajem, chociaż nie było mi dane wiele zobaczyć. Dało się już zauważyć jednak wielkie kontrasty: biedę na przedmieściach i luksusy na wybrzeżu. Najpiękniejsze wspomnienie z Brazylii to oczywiście zwycięstwo w ostatniej walce, dekoracja i dźwięk Mazurka Dąbrowskiego – kontynuuje Róża.
Plany na przyszłość Róża ma sprecyzowane. - Na pewno nadal chciałabym podnosić swój poziom sportowy, w przyszłym roku zawalczyć na Mistrzostwach Europy, stoczyć parę zawodowych walk. Jednak to wszystko będzie uzależnione od wielu czynników: zdrowia, finansów, współpracy ze sztabem ludzi. Do tej pory wszystko dobrze zgrywało, podjęłam współpracę z firmą BM Kobylin, która wspiera mnie w moim rozwoju (za co bardzo dziękuje). Jeżeli nadal będzie tak jak do tej pory, to mam nadzieje, że na bieżąco będę mogła mówić konkretniej o swoich planach, celach sportowych i podnosić sobie poprzeczkę coraz wyżej – kończy mistrzyni.

Róża Gumienna – ur. 6 sierpnia 1989 roku. Pochodzi z Kobylina. Obecnie rozpoczęła studia doktoranckie na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Trenuje we wrocławskim klubie kickbokserskim Fighter. W wolnym czasie oprócz sportu lubi posłuchać dobrej muzyki i spotykać się z przyjaciółmi.

Tragiczny powrót do domu

Na miejscu zdarzenia mieszkańcy zapalili znicz
7 października na drodze z Kuklinowa do Starego Grodu przypadkowy rowerzysta odnalazł ciało 65-letniego mężczyzny, który najprawdopodobniej wracając do domu wpadł do rowu z wodą i utopił się. Sprawę bada krotoszyńska prokuratura.
65-latek pochodził z województwa śląskiego. Od dłuższego czasu mieszkał jednak w Kuklinowie i pracował w jednym z gospodarstw. – Wiem tyle, co inni. Znalazł go jakiś facet, co jechał akurat do Lutogniewa. Podobno zniknął już w niedzielę rano i długo nie wracał, ale nikt alarmu nie podnosił bo lubił sobie tam trochę wypić tak jak każdy – mówi nam anonimowy mieszkaniec Kuklinowa. – Nikomu na pewno nie wadził. Pracował sobie to tu, to tam. Nawet nie wiemy dokładnie jak się nazywał. Na pewno nie zasłużył na taką śmierć. Ludzie gadają, że wracał ze sklepu. To musiał być nieszczęśliwy wypadek. Pewnie zasłabł. Wpadł do rowu i zachłysnął się wodą – dodaje inna mieszkanka Kuklinowa.
Na miejscu zdarzenia przed południem w poniedziałek, 7 października zjawiła się krotoszynska policja i prokuratura, która obecnie wszczęła w tej sprawie śledztwo. Wyniki sekcji i badanie na zawartość alkoholu w organizmie mężczyzny mają pomóc wyjaśnić wszystkie okoliczności i przebieg tego tragicznego zdarzenia. – Pewne póki co jest to, że mężczyzna umarł wskutek utonięcia w wodzie, która znajdowała się w rowie. Inne okoliczności, jak i same przyczyny tego zdarzenia wykaże natomiast dalsze śledztwo – poinformował Janusz Walczak z ostrowskiej prokuratury.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kabaretowo po raz drugi

Każdy kabaret zapisał się na przeglądzie „złotymi literami”. Na scenie kabaret „Babiniec” w scence pt. „Jak się żyje mieszkańcom Kuklinowa?”
6 października w sali wiejskiej w Kuklinowie odbyła się II edycja przeglądu kabaretów amatorskich pn.  Kawoły i skecze najlepsze w powiecie. Amatorzy udowodnili, że potrafią śmiać się z własnych przywar, a prezentowane przez nich skecze stały na wysokim poziomie.

Organizatorem imprezy było stowarzyszenie Kuklinów. Przegląd został zorganizowany w ramach projektu dofinansowanego przez gminę Kobylin w wysokości 3 tys. zł. Podczas imprezy wystąpiły cztery kabarety: kabaret EWG z Doruchowa, Babiniec z Rozdrażewa, Na Fali z Krobi, kabaret z ZSP w Koźminie oraz wykonawcy indywidualni: Rafał Brzykcy - Łagiewniki, Sylwester Frąszczak – Wyganów, Marian Grześkowiak - Górka, Jagna Knap i Maria Konczewicz, Joanna Wojtkowiak - Kuklinów.
Występy amatorów oceniało jury w składzie: burmistrz Kobylina, Bernard Jasiński; wójt Pakosławia, Kazimierz Chudy; sołtys Kuklinowa, Edward Jańczak oraz dwie osoby z publiczności: Elżbieta Skrzypniak i Marek Gąszczak. Zadanie nie było łatwe bowiem każdy kabaret prezentował się wyśmienicie i wywoływał głośne salwy śmiechu. Amatorzy nie bali się ukazywać w swoich scenkach typowych dla własnego terenu zachować swoich mieszkańców, a co z tym się wiąże sytuacji komicznych. Stąd też dominowały ankiety, wywiady i scenki rodzajowe z życia społeczno-rodzinnego wsi. - Śniło mi się, że goniła mnie teściowa z krokodylem. Żebyś widziała te łapska, te zębiska, a jakbyś stara zobaczyła krokodyla – śmiali się z teściowej amatorzy z kabaretu Babiniec. Te i inne scenki były niełatwe do nagrodzenia. Jury jednak musiało wybrać najlepszych. I tak, pierwsze miejsce zajął kabaret EWG z Doruchowa. Druga nagroda powędrowała do Marii Konczewicz, Jagny Knapp i Joanny Wojtkowiak z Kuklinowa, a trzecie do Sylwestra Frąszczaka z Wyganowa. Wyróżnienie otrzymał z kolei kabaret Babiniec. - Sala była przepełniona. Wszystkich widzów częstowaliśmy kawą, herbatą i ciastkami. Przegląd to trzy godziny dobrej zabawy wypełnionej śmiechem. Wiele osób przejechało sporo kilometrów, aby uczestniczyć w imprezie. Udowodniliśmy po raz kolejny, że u nas dzieje się sporo. Nie ma bowiem nic gorszego, jeżeli grupa ludzi robi coś dla społeczeństwa, które w tym nie uczestniczy. Być może mają inne zainteresowania. Może i tak. Niestety większość po prostu siedzi przed telewizorem. Potem mówi, że nic się nie dzieje. Czy aby na pewno? – podsumowała organizatorka przeglądu, Barbara Gościniak.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Integracyjnie na Ostrowskiej

Umiejętności piłkarskie młodzieży stały często na wysokim poziomie
8 października na boisku Zespołu Szkół Specjalnych im. M. Grzegorzewskiej odbył się XI turniej integracyjny w piłce nożnej. W tym roku do sportowych zmagań przystąpiło sześć drużyn, które walczyły o tytuł mistrzowski. Wygrali chłopcy z Gimnazjum nr 2 rehabilitując się za ubiegłoroczną porażkę. Wygrali bowiem z ubiegłorocznym triumfatorem – Gimnazjum nr 4.

I integracyjny turniej odbył się na Stadionie Miejskim w Krotoszynie 6 czerwca 2003 roku. Pomysłodawcami i organizatorami turniejów od samego początku byli nauczyciele: Krzysztof Rettig, Adam Gwizd i Tomasz Graf. W ubiegłym roku obchodził swoją okrągłą, dziesiątą rocznicę. O tym przypomniała wszystkim dyrektorka ZSS, która zainaugurowała początki rozgrywek.– Cieszymy się, że już po raz jedenasty gościmy was na naszym turnieju. Życzymy wszystkim dobrych meczów w duchu fair-play – mówiła Jolanta Szóstak.
Ważne były jednak same rozgrywki. Przystąpiło do nich sześć drużyn: ZSS oraz gimnazja nr 1,2,3,4 i 5. – W tym roku dopisało naprawdę wszystko. I frekwencja i pogoda, która nie skapiła zawodnikom słońcem – śmiała się Paulina Zakrzewska, która kibicowała ekipie chłopców z Gimnazjum nr 3. Wszystkie mecze odbywały się systemem „każdy z każdym”, dwa razy po 8 minut. I jak to bywa na turniejach emocji nie brakowało. Ostatecznie zwyciężyli chłopcy z Gimnazjum nr 2, którzy zdetronizowali ubiegłorocznego mistrza - piłkarzy z czwórki. Tym samym powrócili oni na piedestał po rocznej zaledwie przerwie. Wcześniej w turnieju triumfowali aż trzykrotnie. Na trzecim miejscu znaleźli się zawodnicy z Gimnazjum nr 3, a tuz za podium znaleźli się gospodarze turnieju z ZSS.
Na zakończenie wszystkie drużyny otrzymały puchary i medale. Wręczono również puchar dla najlepszego strzelca turnieju. Został nim Remigiusz Kotecki z dwójki, który strzelił aż sześć bramek. Pamiątkowy plecak dla najlepszego zawodnika drużyny gospodarzy przyznano Przemysławowi Augustyniakowi. – Kolejny turniej przeszedł już do historii i udowodnił, że integracja naszych uczniów z uczniami szkół powszechnych ma sens i jest bardzo potrzebna. Oprócz tego takie turnieje to bardzo dobra promocja szkoły, która z tego rodzaju turniejów jest już dobrze znana w gminie. Teraz czas na powiat. Myślę, że za rok spróbujemy zaprosić inne szkoły by rozszerzyć formułę całego turnieju – podsumował imprezę, K. Rettig.

Składy zwycięskich drużyn: Gimnazjum nr 2: N. Aleksandrzak, B. Banaszak, J. Branecki, K. Cieplik, M. Kaźmierczak, R. Kotecki, K. Łusiak, T. Pogoda, K. Staniszewski, R. Zieleziński, op. M. Nowaczyk; Gimnazjum nr 4: M. Czekalski, K. Dymarski, Sz. Kołomyjec, N. Kozieł, F. Kułaga, O. Piwowar, J. Rybka, M. Sierodzki, op. D. Hylewicz; Gimnazjum nr 3: K. Chojnacki, P. Bieliński, M. Ludwiczak, K. Łasicki, D. Marcisz, P. Wałęsa, P. Wciórka, op. S. Król.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK










Kierowca ciągnika z zarzutami

Do wypadku doszło przed „kuźnią” w smolickim zakładzie
Krotoszyńska prokuratura postawiła zarzut 57-letniemu pracownikowi Instytutu Hodowli Roślin w Smolicach, który w maju br. spowodował groźnie wyglądający wypadek, w którym obrażeń doznał inny pracownik firmy.
Przypomnijmy, że 21 maja na terenie Instytutu Hodowli Roślin w Smolicach doszło do nieszczęśliwego wypadku. 55-letni pracownik podczas naprawiania pierścienia agregatu uprawowego został przygnieciony metalową ramą. Z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala w Krotoszynie. Podczas prac naprawczych przy agregacie uprawowym połączonym z ciągnikiem mężczyzna wszedł między ramę, a oś jezdną agregatu. W tym czasie z nieustalonych przyczyn kierowca ciągnika (57-letni mieszkaniec gm. Kobylin) włączył przycisk opuszczający ramę agregatu i jednocześnie podnoszący oś jezdną w górę. To spowodowało ściśnięcie tułowia pracownika naprawiającego maszynę.
Prokuratura badała sprawę przez ponad cztery miesiące i zdecydowała postawić mężczyźnie zarzut nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. – Poszkodowany żyje, ale jego rehabilitacja jeszcze potrwa długo bowiem doznał rozległych obrażeń jamy brzusznej. Pracownik, który zawinił nie zastosował się do obowiązujących przepisów BHP. Przede wszystkim nie wyłączył silnika traktora gdy naprawiał jedną z części maszyny oraz nie upewnił się, że w pobliżu znajduje się inna osoba. Wskutek tego doprowadził do zdarzenia, które mogło nawet zakończyć się śmiercią poszkodowanego – informuje Janusz Walczak z ostrowskiej prokuratury.
Teraz sprawa trafi do Sądu Rejonowego w Ostrowie. – Mężczyzna przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Grozi mu kara do trzech lat pozbawienia wolności – kończy prokurator.

Amatorzy na poziomie

Seniorzy na scenie rozbawiali publiczność do łez
W dniach 5-6 października po raz szósty z rzędu odbył się przegląd amatorskiej twórczości artystycznej. Tegoroczna edycja była bardzo ciekawa i bogata w różnorodne formy artystyczne. Okazuje się, że mieszkańcy gminy mają sporo do zaoferowania na polu szeroko pojętej kultury.
Impreza określana już skrótem ATA zorganizowana została przez gminną Bibliotekę Publiczną i rozdrażewski magistrat. Oficjalnego otwarcia imprezy dokonali: wójt gminy, Mariusz Dymarski oraz dyrektorka biblioteki, Alicja Banaszek. Dzień pierwszy to występ znanego i budzącego wiele emocji CeZika czyli Cezarego Nowaka z Gliwic, który popularność zdobył dzięki własnym aranżacjom znanych utworów m.in. jazzowej wersji
Ona tańczy dla mnie, piosenek stworzonych z wypowiedzi Czesława Mozila czy Krzysztofa Ibisza (czyli świetne KlejNuty), klipu Forfiter blues czy też utworowi Ta ostatnia niedziela wykonywanemu w rozmaitych aranżacjach. Podczas rozdrażewskiego recitalu CeZik nie tylko śpiewał i grał na instrumentach, ale także dość często uczestniczył w wielu dyskusjach z publicznością. – To prawdziwy artysta, który nie ma w sobie nic z megalomanii czy samouwielbienia. Potrafił nas oczarować swoją muzyką. Do tego był bezpośredni i pełen charyzmy jakiej brakuje współczesnym artystom – mówiła Agnieszka, jedna z uczestniczek sobotniego koncertu.
Kolejny dzień należał do artystów-amatorów z terenu gminy Rozdrażew, którzy na szóstą edycję imprezy przygotowali moc atrakcji. Szczelnie wypełniona sala wiejska mogła podziwiać występy wokalne, zespołowe oraz kabaretowe. W kolejności na scenie prezentowali się: Joanna Bochna, Aleksandra Roszak, Dagmara Juskowiak, zespół śpiewaczy Kalina, zespół śpiewaczy klubu seniora Aktywni, teatr Gracja, zespół Bez Sensu, zespół Babiniec, grupa bębniarzy, Monika Rupocińska, Roksana Paterczyk oraz Dariusz Rupociński.
Podobnie jak w latach poprzednich nie zabrakło również stoisk wystawienniczych. Na wystawie zaprezentowano rękodzieło tj. wyroby ze słomy Piotra Barańczaka; fotografie: Antoniego Króla, Zdzisława Pautera, Tadeusza Pachciarza;  kwiaty z bibuły Haliny Wałęsy; ręcznie robioną biżuterię Patrycji Kozłowskiej i Moniki Hordeckiej; rysunki: Klaudii Kramarczyk, Beaty Stęclik, Szymona Nowaka i Grzegorza Szkudłapskiego; film Jarosława Banaszka i Tomka Plucińskiego; hafty i koronki Jadwigi Szczepaniak, Czesławy Podemskiej i Teresy Poczta. W roli konferansjerów wystąpili Milena Duda i Jacek Krzekotowski.  – Podczas szóstego przeglądu przeglądzie gościła przedstawicielka Urzędu Marszałkowskiego, Agata Siwiak, która na co dzień jest kulturoznawczynią i kuratorką. Muszę przyznać, że była pod dużym wrażeniem mnogości form artystycznych na naszym terenie. Tym bardziej należą się wszystkim ogromne gratulacje.- powiedziała A. Banaszek.
Spotkanie artystów zakończono wspólną kawą i ciastem przygotowanym przez panie z KGW w Rozdrażewie.


foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

wtorek, 8 października 2013

Wciąż nie zrobili im drogi

W ub. roku wszyscy obiecali, że firma “Budimex” kiedy skończy prace, drogę mieszkańcom naprawi. Tak się jednak nie stało

W Lutogniewie zakończyły się prace związane z regulacją cieku Jawnik. Ulica Wrzosowa, która miała zostać naprawiona przez wykonawcę została jednak tylko rozgrabiona i pozostawiona mieszkańcom w fatalnym stanie. Deklaracje były inne. Mieszkańcy nie kryją swojego zdenerwowania i rozgoryczenia.

O problemach mieszkańców ulicy Wrzosowej w Lutogniewie pisaliśmy na łamach naszej gazety w ubiegłym roku (nr 36/2012 i 48/2012 – przyp. red.) Przypomnijmy, że dojazd do domów na wspomnianej ulicy prowadzi polnym traktem utwardzonym dość mocno grysem. Wjazd na ulicę i dalsza jej część to jednak zwykła polna droga, która od września ub. roku była eksploatowana przez ciężki sprzęt, który wykonywał prace związane z regulacją cieku Jawnik w tym miejscu. – Zakończyli pracę na cieku. W październiku ub. roku mówili, że drogi nie zrobią, bo jeszcze jakieś prace mają w środku pola robić. Czekaliśmy cierpliwie. Dziś już śladu po firmie nie ma. Obiecywali nam, że zrobią nam drogę i przywrócą ją do stanu sprzed prac, a tymczasem droga jest rozwalona i nic z nią nie zrobili – mówi pan Mariusz, mieszkaniec ulicy Wrzosowej. – To jakiś absurd. Ponad 40-sto tonowy sprzęt tędy jeździł i zupełnie nam drogę zniszczył. Rów, który był wykopany na odpływ wody też zniknął. Tak wyrównali – kończy.
Dokładnie 3 października ub. roku specjalnie powołana komisja spotkała się z mieszkańcami ulicy Wrzosowej. Jan Grzekiecki, który nadzorował kończące się prace firmy Budimex deklarował, że doprowadzi drogę do stanu pierwotnego.  Wszyscy zebrani obeszli całą drogę i wysłuchali mieszkańców. Przedstawiciel wykonawcy nie miał sobie nic do zarzucenia. – Prace widać, że zostały wykonane. Droga została wyrównana – mówił Artur Szymani. Mieszkańcy byli jednak innego zdania i pokazywali wszystkim fatalny stan ich drogi. Ostatecznie po półgodzinnej wizytacji ustalono wspólne stanowisko. – Gmina ma z firmą “Budimex” jeszcze roczny kontrakt. Prace w głębi pola jeszcze nie zostały zakończone, a więc do tematu powrócimy po zakończeniu wszystkich prac. Obowiązkiem wykonawcy jest przywrócenie drogi do stanu sprzed wykonywanych prac. Tak też będzie – informowała Joanna Ziembińska z wydziału inwestycji i rozwoju z krotoszyńskiego magistratu.
Prace się zakończyły. Po firmie ślad jednak pozostał i to niestety, zdaniem mieszkańców,  niekorzystny. Co na to krotoszyński magistrat? – Potwierdzam, że faktycznie zakończono już wszystkie prace związane z regulacją jawnika w tym miejscu. Ostatecznego odbioru jednak nie było. Mieszkańcy mają więc prawo do wnoszenia wszelkich uwag związanych z realizacją przedsięwzięcia. Jeśli coś będzie nie tak będziemy starali się wyegzekwować wykonanie potrzebnych jeszcze prac przez firmę “Budimex” – poinformował naczelnik wydziału, Andrzej Kaik.
Mieszkańcy uzbroili się w cierpliwość i kiedy tylko zjawi się na ulicy Wrzosowej komisja odbiorcza inwestycji na pewno swoje racje dosadnie przedstawią. Czy firma drogę im zrobi pokaże najbliższy czas. Do tematu na pewno powrócimy.


Modelling to jej pasja

Oliwia bez problemów  pozowała do zdjęć. Aparaty ją kochają
15-letnia zaledwie uczennica Zespołu Szkół w Orpiszewie, Oliwia Michalik oprócz nauki ma niecodzienna pasję. Od dwóch lat bowiem profesjonalnie zajmuje się modellingiem. Ostatnio przez ponad dwa miesiące brała udział w pokazach w odległej Tajlandii. O swojej pasji chętnie opowiada na łamach naszej gazety.

Przygoda Oliwii ze światem mody rozpoczęła się kiedy była w II klasie orpiszewskiego gimnazjum. Podczas jednego z pokazów w krotoszyńskiej galerii została zauważona przez profesjonalną agencję modelek EC Manegament z Warszawy. – Zaproponowali mi pracę i tak się zaczęło. Chociaż na początku byłam bardzo ostrożna w decyzji – zaczyna dziewczyna. Jak tłumaczy jej obawy bardzo szybko jednak zostały rozwiane przez opiekunkę, Ewę Chmielę, która na wszystkie dylematy potrafiła odpowiedzieć zarówno jej, jak i zainteresowanym rodzicom. – Obdzwoniliśmy wszystkie dziewczyny, które tam pracowały i sprawdziliśmy bardzo dokładnie agencję, w której przyszło mi pracować. Wspólnie z rodzicami stwierdziłam, że spróbuję swoich sił na wybiegu – kontynuuje.
Jak mówi Oliwia od początku miała świadomość tego, że nadaje się na modelkę. Trudno jej się dziwić bowiem jej wymiary mówią same dla siebie:1,76 cm wzrostu, 82 cm w biuście, 59 cm w talii i 79 cm w biodrach – to atuty młodej gimnazjalistki. Po kilku zaledwie pokazach w Polsce przyszła pierwsza poważna oferta. – Miałam jechać do Tokyo, ale ostatecznie stanęło na Tajlandii. Byłam pełna obaw, ale zgodziłam się. Spędziłam tam w sumie 75 dni i nie zapomnę ich pewnie do końca życia – mówi Oliwia. Tam pod okiem profesjonalistów młoda dziewczyna nabierała doświadczenia w modellingu. – W pamięci będę miała w szczególności pokaz na wyspie Corsa Mui, gdzie zostałam wyróżniona przez wszystkich znajdując się wśród dziewięciu najładniejszych modelek biorących udział w pokazie – kontynuuje.
Po powrocie do Polski miała być kolejna wyprawa, ale Oliwia zdecydowała się, że póki co zajmie się edukacją, która ma dla niej bardzo ważne miejsce w życiu. – Modelling traktuję jako hobby. Chcę obecnie skupić się na szkole i ją skończyć. Na chwile zawiesiłam swoją działalność w agencji. Wrócę jednak do nie na pewno – mówi Oliwia. – Nie chcę na razie się wyróżniać i denerwuje mnie jak ktoś traktuje mnie inaczej niż innych, a jestem taka sama jak każda inna dziewczyna w moim wieku – kończy Oliwia. Żeby nie być gołosłowną zdradziła nam m.in. że jako modelka nie trzyma się jakiejś specjalnej diety, a w dzień kiedy z nią rozmawialiśmy w plecaku na drugie śniadanie miała spory kawałek domowej babki.
Na co dzień Oliwia mieszka w Jasnym Polu razem z dwiema siostrami: bliźniaczką – Julią (15 l.) oraz Antoniną (6 l.). – Siostra też już stawia pierwsze kroki w modzie. Może kiedyś razem gdzieś pojedziemy – dodaje Oliwia. Oprócz mody Oliwia uwielbia pływać, tańczyć hip-hop oraz grać na gitarze. Jej mottem życiowym są słowa Nicholasa Sparksa z noweli pt. The Last Song: “Życie są jak piosenka: wstęp, rozwinięcie i krótkie zakończenie”.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Języki otwierają drzwi na świat

Młodzież chętnie angażowała się w zajęcia szkolne
26 września w Zespole Szkół w Orpiszewie odbyły się obchody europejskiego dnia języków. W tym dniu uczniowie na brak nudy nie narzekali poznając specyfikę różnych krajów oraz biorąc udział w wielu prezentacjach i panelach dyskusyjnych.

Szkoła w Orpiszewie po raz pierwszy włączyła się w obchody europejskiego dnia języków. O tym, że warto uczyć się języków jest przekonana w pełni dyrektor szkoły, Beata Molenda. – Nasza szkoła od zawsze wpaja młodzieży, że nauka języków obcych jest ich przepustką do lepszego życia. Dzisiaj znajomość języków to podstawa, bez której praktycznie nie można funkcjonować za granicą, ale również coraz trudniej we własnym kraju. Pracodawcy bowiem coraz częściej wymagają znajomości jakiegoś języka – mówiła pani dyrektor.
Młodzież szkolna z młodszych klas I-III odbywała tego dnia ciekawe zajęcia plastyczne zagłębiając się w kulturę europejskich krajów. Tymczasem starsi koledzy brali udział w uroczystej akademii poświęconej temu dniu. Uczniom i zebranym gościom zaprezentował się m.in. nauczyciel języka angielskiego, Karol Trawiński, który opowiadał młodzieży o swojej wyprawie po Indiach. Z wrażeniami z Tajlandii z kolei dzieliła się z przyjaciółmi uczennica szkoły, Oliwia Michalik, która spędziła tam aż 75 dni. - Europejski dzień języków to święto europejskiej różnorodności językowej oraz okazja do podkreślenia korzyści płynących z nauki języków. Oba aspekty są ważne, gdyż różnorodność językowa jest podstawowym elementem europejskiej tożsamości kulturowej, a zdolność posługiwania się różnymi językami otwiera szerokie możliwości. W całej Europie w salach lekcyjnych, w domach kultury, w instytucjach kulturalnych, restauracjach i na ulicach odbywają się różnorodne imprezy. Również u nas tego dnia zagościła Europa – zakończyła B. Molenda.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Europejski Dzień Języków (EDJ) został ustanowiony przez Radę Europy w 2001 r. i jest obchodzony we wszystkich krajach europejskich. Oficjalnie święto przypada 26 września – jego idea służy promocji bogactwa kulturowego Europy i jest okazją, by zachęcać ludzi – bez względu na wiek – do nauki języków obcych. Tegorocznym obchodom Europejskiego Dnia Języków przyświecało hasło: Włącz się!

Grębów doczeka się nowej drogi

W lipcu br. w końcu zmodernizowano kanalizację we wsi. Teraz czas na nawierzchnię
Podczas ostatniej sesji powiatowych radnych o modernizację drogi we wsi Grębów zaapelował po raz kolejny radny, Henryk Jankowski. Okazuje się, że powiat zamierza raz na zawsze zakończyć temat remontu tej drogi i wyremontować ją jak najszybciej.

O drodze w Grębowie pisaliśmy w tym roku bardzo często. Warto tutaj przypomnieć tylko, że od lat nawierzchnia we wsi wymaga kapitalnego remontu, o który walczy niezłomnie rozdrażewski radny, H. Jankowski. Zdaje się, że w końcu powiat zamierza zakończyć jego ciągłe składanie wniosków i interpelacji w tej sprawie. – Ja wiem, że ciągle mówię o tym samym, ale skoro mówię to znaczy, że problem wciąż jest i tyle. Miałem przygotowaną dla zarządu czerwoną kartkę, ale myślę, że nie będzie ona potrzebna jeśli zarząd odpowie mi w końcu czy zamierza załatwić sprawę Grębowa raz na zawsze – mówił podczas ostatniej komisji radny.
Z odpowiedzią niezwłocznie pospieszył mu wicestarosta, który stwierdził wprost, że wspólnie z innymi osobami z zarządu postanowili złożyć wniosek o dofinansowanie generalnego remontu drogi w Grębowie z programu tzw. “schetynówek”. – Wstępnie na ten cel oszacowaliśmy, że będzie potrzeba 2,6 miliona złotych. Z czego oczywiście będziemy liczyć na dofinansowanie ze “schetynówki”. Żeby jednak nasz wniosek nie upadł i miał szansę na dofinansowanie wymagalny jest wkład własny od nas i gminy Rozdrażew – zaczął Krzysztof Kaczmarek. – Z tego co wiem to starosta rozmawiał z wójtem na ten temat? Co ustaliliście? – pytał radny. – Wójt Rozdrażewa musiałby wyłożyć 20 proc. czyli jakieś 260 tys. zł. Z tego co wiem radni zaaprobowali ten pomysł i gmina Rozdrażew będzie te środki mieć by sprawa Grębowa została w najbliższym czasie zamknięta – puentował wicestarosta.
Oprócz kapitalnego remontu drogi mają znaleźć się również pieniądze na dokończenie budowy chodnika we wsi. – Czyli widać, że wszystko jest na dobrej drodze. Oby to miało tylko pokrycie w czynach, a nie w słowach – zakończył H. Jankowski.

foto by P.W.PŁOCIENNICZAK

Chude lata dla powiatu?

Podczas ostatniej sesji powiatowych radnych większością głosów zaaprobowano sprawozdanie naczelnika wydziału rozwoju, promocji, kultury i sportu z realizacji pozyskiwania przez powiat środków zewnętrznych w latach 2007-13. O ile ta część nie wzbudziła kontrowersji to perspektywa finansowa na kolejne lata zaniepokoiła obecnego na sesji wicestarostę.

Lata 2007-13 to szereg projektów, które w większości są jeszcze realizowane przez powiat. – Wartość uzyskanego dofinansowania wynosi ogółem 47 mln 783 tys. 113 zł. Zdecydowana większość środków zewnętrznych pochodzi z dotacji unijnych. Głównymi źródłami dofinansowania były: Wielkopolski Regionalny Program Operacyjny 2007-13 (umowy na 10 mln 661 tys. zł.), program operacyjny “Infrastruktura i Środowisko” (umowy na blisko 7 mln zł.) oraz program operacyjny “Kapitał Ludzki” (umowy na ok. 17 mln zł.) – informowała w sprawozdaniu Marzena Wiśniewska.
Kończący się rok 2013 charakteryzował się znikomą ilością konkursów na projekty inwestycyjne oraz mniejszym natężeniem konkursów czy naborów systemowych na tzw. projekty miękkie. Wiele jednak udało się pozyskać m.in. na projekty realizowane przez Powiatowy Urząd Pracy czy też Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. – Należy podkreślić, że aktywność PUP-u w zakresie ubiegania się o środki zewnętrzne była bardzo duża. Jednostka ta skorzystała praktycznie ze wszystkich możliwości aplikowania o środki w roku 2013 – informowała naczelnik. W większości pieniądze pozyskiwano na aktywizację osób bezrobotnych oraz na likwidację barier związanych z niepełnosprawnością.
Wśród projektów realizowanych przez PCPR w Krotoszynie na szczególną uwagę zasługują dwie inicjatywy skierowane do środowisk seniorskich. Są to: Senior z Inicjatywą oraz Uniwersytet III Wieku. – Wokół idei tych konsekwentnie przeprowadzanych od kilku lat udało się zgromadzić samorządy wszystkich szczebli – od samorządu województwa wielkopolskiego poprzez samorząd powiatowy i samorządy gmin powiatu krotoszyńskiego – kontynuowała M. Wiśniewska.
Rok 2013 był niełaskawy dla dofinansowania na najważniejsze dylematy powiatu, a mianowicie drogi. Tutaj wnioskowano zaledwie o dokończenie przebudowy drogi powiatowej Skałów – Gościejew. Projekt został wysoko oceniony, nie został jednak skierowany do dofinansowania z uwagi na ograniczoną ilość punktów. Udało się jednak sporo zrobić w przeciągu minionych pięciu lat. Wykonano m.in. przebudowę i remonty takich dróg jak: Chachalnia-Krotoszyn (II etapy za ponad 5 mln zł), drogi na osiedlu Parcelki za kwotę ponad 35 mln zł, drogę w Rębiechowie – 1 mln zł czy drogę w Chwaliszewie za 1,9 mln zł. Inne odcinki takie jak np. droga Skałów-Gościejew czy Bożacin-Lutogniew są w trakcie realizacji mimo, że upłynął okres programowy 2007-2013. Nie podjęto natomiast w ogóle tematu przebudowy drogi w Roszkach czy też drogi powiatowej do Ustkowa.
Ważnym elementem pozyskiwania środków zewnętrznych powiat wnioskował również o udzielenie dofinansowania z rezerwy celowej budżetu państwa na III etap modernizacji Szpitala Powiatowego w Krotoszynie. Szacunkowa wartość tego zadania to blisko 10 mln zł., z czego wkład własny ma wynieść ok. 2 mln zł. Dyrektor SPZOZ, Paweł Jakubek wnioskował również o zakup nowego tomografu komputerowego za nieco ponad 2 mln zł. Oba wnioski nadal czekają na rozstrzygnięcie.
Szanse na dofinansowanie z funduszy unijnych na kolejne lata 2014-20 są, ale już w nie takiej ilości jak w latach ubiegłych. Jak informowała pani naczelnik, z budżetu unijnego Polska otrzyma nieco ponad 72,9 mld euro. W tej dotacji na Wielkopolski Regionalny Program Operacyjny, a więc ten program, z którego najczęściej powiat otrzymywał dotację wpłynie tylko 2 mld 196 mln euro – Teraz już tak różowo nie będzie ja wcześniej. Patrząc na to, co się dzieje w państwie śmiem twierdzić, że mamy małą szansę żeby aplikować o cokolwiek – spuentował sprawozdanie wicestarosta, Krzysztof Kaczmarek.