poniedziałek, 24 lutego 2014

Katowice - Powroźnik rekordzistą Europy

A. Pauter i K. Powroźnik to szanse medalowe na zbliżające się ME w Rosji
8 lutego w Katowicach odbyły się zawody pływackie w ramach Pucharu Silesia 2014. Konrad Powroźnik z klubu Krotosz na dystansie 50 m stylem klasycznym ustanowił indywidualny rekord Europy niesłyszących, co dobrze rokuje przed czerwcowymi mistrzostwami kontynentu w Rosji.
W katowickich zawodach wzięło udział 614 pływaków z całej Polski, w tym dwóch krotoszynian - Konrad Powroźnik i jego klubowy kolega Artur Pauter. - Duża liczba startujących w tych jednodniowych zawodach oznaczała dla naszych chłopców konieczność uzbrojenia się w cierpliwość, a także wyzwolenia dużej energii i  motywacji. Ich postawa jest godna najwyższego  szacunku – mówi opiekunka Konrada, Agnieszka Rozum.
Konrad ustanowił indywidualny rekord Europy niesłyszących na dystansie 50 m stylem klasycznym. Osiągnął wynik 0:31,12, poprawiając o równe pół sekundy poprzedni rekord, który wynosił 0:31,62. To jednocześnie nowy rekord Polski w kategorii młodzieżowców oraz seniorów.
Konrad startował jeszcze na dystansach 100 m stylem klasycznym oraz 100 i 200 m stylem dowolnym. We wszystkich konkurencjach ustanowił swe rekordy życiowe, a czasy osiągnięte na 100 m stylem klasycznym i 200 m stylem dowolnym pozwoliły mu ponownie zaistnieć w tabeli pływackich rekordów Polski niesłyszących. - To bardzo ważne w aspekcie Mistrzostwa Europy Niesłyszących, które odbędą się pod koniec czerwca w Rosji – kończy A. Rozum.
Znakomicie spisał się też Artur Pauter, który równiez we wszystkich konkurencjach, w których startował, ustanowił rekordy życiowe. Niespełna 13-letni pływak na 50 m stylem dowolnym uzyskujął czas 0:30,96, na 50 m stylem klasycznym -  0:38,83,
na 100 m stylem klasycznym - 1:24,46 (drugi w swoim roczniku) oraz 100 m stylem zmiennym - 1:20,03.

Rozdrażew - Na wsiach boisko i plac zabaw

W Nowej Wsi zmodernizowany będzie plac zabaw, a w Grębowie za świetlicą powstanie boisko
Ponad 71 tys. zł ze środków Programu Rozwoju Obszarów Wiesjkich gmina przeznaczy na dwie inwestycje, które zamierza zrealizować w tym roku. Chodzi o modernizację placu zabaw w Nowej Wsi i budowę boiska w Grębowie.

Gmina Rozdrażew wygospodarowała ponad 15 tys. zł na budowę boiska w Grębowie. Na ten cel otrzymała również dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego, w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich - 47 tys. 197 zł. – Boisko ma powstać za świetlicą – informuje radny powiatowy z gminy Rozdrażew Henryk Jankowski. – Grębów nie ma boiska, a to ważna dla mieszkańców inwestycja, która umożliwi organizowanie imprez plenerowych.
Z kolei w Nowej wsi zostanie zmodernizowany plac zabaw przy przedszkolu, na co gmina przeznaczyła niecałe 10 tys. zł środków własnych, a dofinansowanie to 24 tys. 232 zł. O zasadności przedsięwzięcia jest przekonana dyrektorka przedszkola Małgorzata Kraszkiewicz: – Do przedszkola uczęszcza aktualnie 25 dzieci, które zasługują na plac zabaw z prawdziwego zdarzenia. Ten, który mamy,  już się zużył i większości drewnianych elementów nie da się naprawić. Plac ma zostać wzbogacony o nowy sprzęt, między innymi domki i tory przeszkód. Plac ma być również otwarty dla wszystkich chętnych dzieci po godzinach pracy przedszkola.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Wybrano dwoje animatorów

Od marca „Orlikiem” zarządzać będą dwie osoby
17 lutego dyrektorka zespołu szkół wybrała osoby, które od 1 marca do końca listopada br. będą pełnić funkcje animatorów kobylińskiego boiska Orlik. Zostali nimi dotychczasowa animatorka Malwina Gumienna i nauczyciel Jakub Pernak.

Oprócz Gumiennej i Pernaka swą ofertę złożył komendant miejscowej ochotniczej straży,  Stanisław Frąckowiak. - Wszystkie kandydatury spełniały wymagania. Kogoś jednak trzeba wybrać. Zdecydowałam się na dwie osoby z kilku względów. Zależało mi na tym, żeby na boisku była nie tylko piłka nożna, ale również zajęcia taneczne, tenis ziemny czy zajęcia dla osób starszych. Pan Jakub jest nastawiony na koszykówkę, piłkę nożną i siatkówkę, a pani Malwina na taniec i gimnastykę. Będą się wzajemnie  uzupełniali – mówi dyrektorka szkoły Emanuela Czwojdzińska.
Przypomnijmy: podczas styczniowej sesji rady gminy radny Jan Lisiecki najpierw negatywnie ocenił pracę Malwiny Gumiennej jako animatorki, po czym ze wszystkiego się wycofał i ją przeprosił. Z tego powodu M. Gumienna początkowo wycofała się ze startowania w konkursie. Dlaczego zmieniła zdanie w ostatniej niemal chwili? Jak mówi, zdecydowała, że chce być animatorką, bo lubi tę pracę. 
Przegranym okazał się S. Frąckowiak, który wcześniej złożył na ręce burmistrza rezygnację z pełnienia funkcji komendanta OSP. –  Jakoś sobie poradzę. Miałem rozmowę z naczelnikiem miejsko-gminnym OSP Janem Waleńskim, żeby jednak pociągnąć moją funkcję do końca kadencji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie – mówi.

Krotoszyn - Droga zupa ogórkowa i inne akcje strażaków

„Pożary w większośći wybuchają z winy ludzi” – mówił T. Niciejewski
19 lutego podczas komisji spraw społecznych komendant
Na spotkaniu w krotoszyńskiej siedzibie zawodowej straży pożarnej jej komendant powiatowy Mariusz Przybył podsumował miniony rok.  Okazuje się, że do większości zdarzeń dochodziło z winy lekkomyślności i nieostrożności ludzi.

Na początku rzecznik prasowy krotoszyńskiej straży pożarnej Tomasz Niciejewski przedstawił krótką charakterystykę komendy i najważniejszą statystykę zdarzeń. W minionym roku miało miejsce 121 pożarów. Zgłoszono 274 miejscowe zagrożenia (wypadki, otwieranie zatrzaśniętych drzwi itp.). Były też 6 fałszywych alarmów. - Najwięcej zdarzeń było w Krotoszynie. Nieostrożność osób dorosłych stanowiła najczęstszą przyczynę pożarów, a niezachowanie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym  najczęstszą przyczyną miejscowych zagrożeń  - mówił rzecznik. Straż przeprowadziła też kontrole budynków. Skontrolowano 281 obiektów, wykrywając 448 nieprawidłowości. – Myślę, że nie tylko ja, ale i szanowni radni wiedzą, że możemy czuć się dzięki wam bezpieczni. Chcielibyśmy jednak żeby podał pan chociaż jedno takie zdarzenie wynikające z bezmyślności ludzkiej – dopytywał wice starosta Krzysztof Kaczmarek.
Rzecznik przedstawił sytuację starszego małżeństwa z Krotoszyna, które zamówiło opał do domu. – Drewno przyjechało mokre więc kobieta układała je koło pieca żeby przeschło. Niestety nie chciało się palić i przyniosła dwie butelki rozpuszczalnika żeby lepiej się paliło. Piec buchnął i butelki rozlały się na drewno w piwnicy. Strażakom udało się opanować ogień, ale to pokazuje pewną nieostrożność i bezmyślność. Na szczęście nikt nie ucierpiał bo mogło się to skończyć naprawdę tragicznie – mówił T. Niciejewski. Innym przypadkiem była sprawa pożaru w pewnym bloku, gdzie kobieta zostawiła na gazie zupę ogórkową i poszła do sąsiadki po sól. – Zagadała się kobieta i garnek się zapalił. Była to najdroższa zupa w jej życiu bo kosztowała mandat karny w wysokości 250 zł – kończył T. Niciejewski. – Myślę, że to w pełni obrazuje tę sytuację. Możemy tylko wyczulać ludzi na takie sytuacje – puentował wice starosta.
 

737 miejscowych zagrożeń było w 2010 r. W minionym było ich już tylko 275
Spadła też liczba pożarów ze 150 w roku 2010 do 121 w roku ubiegłym

Krotoszyn - Działają po kosztach

Krotoszyńskie schronisko bywa odwiedzane przez radnych podczas komisji terenowych
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Krotoszynie w ub. tygodniu podpisało umowę na prowadzenie krotoszyńskiego schroniska. Było ono jedynym podmiotem, który zaoferował swoje usługi. Będzie to robić za 175 tys. zł.

Jak informuje prezes TOnZ w Krotoszynie Katarzyna Hirszfeld – Odrowska towarzystwo zawsze startowało do otwartego konkursu ofert jako organizacja pozarządowa, a w tym roku odbył się przetarg na schronisko. Związane jest to z powstaniem związku Eko-Siódemki, która przejęła temat zwierząt bezdomnych od gminy. - Wiem, że tam ktoś inny chciał się zgłosić, ale na końcu okazało się, że tylko my wystartowaliśmy. Podpisaliśmy umowę w ubiegłym tygodniu. W tamtym roku gmina dała nam 100 tys. zł, a wydałyśmy ponad 190 tys. zł. W tym roku jest trochę więcej – zaczyna prezes - Obliczyłyśmy, że jesteśmy w stanie pracować najniższym kosztem, więc wystartowałyśmy na 175 tys. zł i nasza oferta została przyjęta – kontynuuje.
TOnZ istnieje od 2010 roku. Od tego czasu udało się w schronisku przeprowadzić wiele zmian. Zostały wybudowane nowe boksy, a już istniejące są systematycznie odnawiane. W kilkunastu boksach zostały położone płytki, co zdecydowanie ułatwia utrzymanie w nich czystości. W 2011 roku miasto zadaszyło jeden z korytarzy między boksami i zostało odnowione pomieszczenie socjalne dla pracowników. Niestety w Schronisku brakuje wybiegu i zwierzęta są zmuszone długotrwale przebywać w zamknięciu, zdane tylko na spacery z wolontariuszami.
Krotoszyńskie Schronisko jest bardzo małe i zajmuje powierzchnię niespełna 700 m kw., brakuje w nim pomieszczenia zabiegowego, pomieszczenia dla zwierząt chorych, pomieszczeń socjalnych. - W Schronisku jest miejsce na 85 psów, ale stale przebywa w nim ponad 100. Wszystkie psy są oznakowane przez gminę Krotoszyn mikroczipem, a Towarzystwo zapewnia opiekę weterynaryjną, szczepienia, przeprowadza konieczne zabiegi operacyjne. Każdy psiak posiada książeczkę zdrowia. W ramach możliwości finansowych przeprowadzamy zabiegi kastracji i sterylizacji – mówi K. Hirszfeld-Odrowska. Dodaje, że dzięki wspólnemu zaangażowaniu zarządu i członków towarzystwa, pracowników schroniska i wolontariuszy zdecydowanie poprawiły się warunki zwierząt przebywających tutaj.
Aktualnie prezesem jest pani Katarzyna. Funkcję wiceprezesa pełni Monika Marciniak. Skarbnikiem jest Bogna Goździewicz, a sekretarzem Magdalena Kowal. - Towarzystwo współpracuje też  z dwiema holenderskimi fundacjami, które aktywnie wspierają schronisko. Przekazują na rzecz schroniska karmę, szukają domów dla naszych zwierząt na terenie Holandii – kontynuuje.
Towarzystwo zajmuje się również szeregiem działań zmierzających do poprawy świadomości społeczeństwa w zakresie ochrony zwierząt i opieki nad zwierzętami. Strona internetowa, którą prowadzim promuje adopcję psów i kotów. Schronisko ma też swój profil na facebook-u. Krotoszyńskie psy są dodatkowo stale ogłaszane na kilkudziesięciu innych stronach internetowych. - Działania te zdecydowanie zwiększają adopcję naszych zwierząt, które trafiają do domów w różnych częściach Polski i za granicą – kończy prezes.
 

foto by. P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Naiwność ludzka nie zna granic

„Podczas takich prezentacji można dokonać najdroższego zakupu w swoim życiu” – ostrzegają A. Załustowicz i powiatowi  radni
Podczas komisji spraw społecznych 19 lutego sprawozdanie z działalności przedstawił powiatowy rzecznik praw konsumenta Andrzej Załustowicz, który w minionym roku miał pełne ręce roboty. Ponad 300 różnych spraw skierowanych do niego to bilans, który daje do myślenia.

W 2013 roku najwięcej skarg klientów dotyczyło spraw z tytułu reklamacji obuwia, odzieży, usług bankowych i ubezpieczeniowych, telefonii stacjonarnej i komórkowej. – Były to sprawy błahe tak jak w przypadku jednej z pań, która kupiła nowe buty i po paru dniach chciała je zareklamować bo jej nie pasowały po cięższe przypadki związane z promocjami np. zakupu garnków czy też zmiany operatora telefonii stacjonarnej – zaczyna rzecznik Andrzej Załustowicz. W tym drugim przypadku rzecznik podaje, że w całym minionym roku miało miejsce masowe dokonywanie oszustw na rzecz klientów przez Polską Telefonię stacjonarną S.A. z siedzibą we Wrocławiu. – To dawniejsza telefonia „Dzień Dobry”. Dzwonili do klientów i przedstawiali się jako pracownicy TP S.A. oferując obniżenie rachunków za telefon. Tak pięknie nakręcali klientów, że ci godzili się na warunki. Nie było jednak mowy o tym, że oferta ważna jest w promocyjnej cenie tylko przez okres trzech miesięcy, a potem rachunki były nawet znacznie wyższe niż u dotychczasowego operatora – kontynuuje rzecznik. Dodawał jednocześnie, że był zmuszony do wystąpienia do Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, gdzie obecnie sprawy są w toku. – Na dzień dzisiejszy jest to osiem spraw. Zainteresowani z powiatu krotoszyńskiego byli już przesłuchiwani przez funkcjonariuszy policji. Sprawy są w toku – informuje A. Załustowicz.
Zdaniem rzecznika, tego typu sprawy są bardzo poważne, bowiem firmy bardzo często zawiązują się z zamiarem jawnego oszukiwania klienta. Wtórował mu w tym radny Albin Batycki, który mówił o metodach takich firm. – Przedstawiciele są tak szkoleni, żeby sprzedać dany towar czy usługę. Czasami wystarczy tylko wyrażenie pozytywnej opinii na temat danego towaru i usługi i to już jest wiążące. Smutne jest to, że nabierają się szczególnie ludzie starsi bo pan czy pani tak ładnie mówiła o danym towarze. – mówił koźmiński radny. Podawał tutaj przykład prezentacji np. pościeli czy garnków. – Ludzie często za obiad czy drobne upominki tam chodzą. Dostają prezent i muszą na karcie podpisać, że otrzymali upominek. Po paru tygodniach przychodzi list z umową na zakup towaru na 36 rat, a oni tego nie kupili. Odebrali tylko upominek – kończy A. Batycki.
Rzecznik potwierdza, że tego typu praktyki są obecne na terenie powiatu krotoszyńskiego. – Powiem więcej, bardzo często fałszowane są podpisy klienta. Obecnie w prokuraturze jest 14 spraw z tym związanych. W czterech przypadkach udowodniono fałszerstwo podpisów klientów i operatorzy usług zostali zobligowani do anulowania umów – mówi A. Załustowicz. Dodaje jednocześnie, że każdy niezależnie czy jest osobą starszą czy też młodą powinien uważać na tego typu praktyki i być ostrożnym przy zawieraniu jakichkolwiek umów czy to na prezentacjach, czy też przez telefon. – Jest o tym coraz głośniej, ale wciąż zdarzają się przypadki, że to naiwność ludzka bierze górę. Kiedy już dochodzi do podpisania czegokolwiek to trudno jest potem taką sprawę prowadzić bowiem firmy oferujące swoje usługi mają swoich rzeczoznawców i silną grupę prawników i radców. Dlatego warto ludziom o tym mówić i wciąż przypominać o tym żeby uważali na wszelkiego rodzaju przedstawicieli, którzy działają w ten sposób żeby sprzedać swoje usługi i na tym tylko i wyłącznie zarobić – zakończył A. Załustowicz.

309 spraw skierowali klienci do rzecznika w 2013 roku
200 spraw zakończyło się pozytywnie, a 109 spraw negatywnie

poniedziałek, 17 lutego 2014

Kobylin - OSP bez komendanta

„Nie zmienię już zdania” – mówi St. Frąckowiak
Tylko do 28 lutego funkcję komendanta będzie sprawował Stanisław Frąckowiak. W ubiegłym tygodniu złożył na ręce burmistrza Bernarda Jasińskiego rezygnację z dalszej pracy.

Burmistrz Kobylina przyznaje, że otrzymał od komendanta rezygnację z pełnienia funkcji z dniem 28 lutego. Jak twierdzi, nie zna powodów bowiem żadne uzasadnienie w tej sprawie do niego nie trafiło. Jak twierdzi może to być spowodowane faktem, że pan Frąckowiak zamierza zostać animatorem na kobylińskim Orliku i może to powodować konflikt w wykonywaniu przez niego obowiązków związanych ze strażą. Burmistrz będzie chciał jeszcze rozmawiać z nim osobiście i przekonać do nie rezygnowania z funkcji.
Sam zainteresowany nie chce jednak rozmawiać. – Złożyłem już oficjalne wymówienie i nie zamierzam tego cofać. Mamy z burmistrzem inne wizje prowadzenia straży. To nie jest rozmowa na telefon. Z chęcią porozmawiam, ale w innym terminie i powiem o co chodzi w całej sprawie – poinformował nas St. Frąckowiak, z którym umówiliśmy się na rozmowę w przyszłym tygodniu bowiem w czasie składu gazety miał już inne pilne rzeczy na głowie.
Jeżeli do końca lutego Stanisław Frąckowiak nie zmieni zdania, to na jego miejsce zostanie powołany pełnomocnik. – Zarząd wybierze pełnomocnika, a następnie będą wybory na stanowisko komendanta – wyjaśnia prezes zarządu miejsko – gminnego OSP w Kobylinie Jan Waleński.  

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Gimnazjaliści pobili 18-latka

Wszyscy nieletni odpowiedzą za swoje czyny przed sądem rodzinnym
9 lutego na terenie gminy Krotoszyn doszło do dwóch niepokojących zdarzeń z udziałem nieletnich. Najpierw 15-latek pobił właściciela jednego z podmiejskich sklepików i skradł skrzynkę piwa. Później trzech innych  młodych ludzi pobiło mężczyznę na jednym z krotoszyńskich osiedli.

Do pierwszego zdarzenia doszło około 18.30 w jednej z wiosek gminy Krotoszyn. Do sklepu spożywczego wszedł młody chłopak, ukradł skrzynkę z piwem wartym 70 zł i szybko opuścił pomieszczenie. Zauważył to mąż właścicielki sklepu. Natychmiast za nim wybiegł. - Próbując odebrać skradzioną rzecz mężczyzna został uderzony przez chłopaka skrzynką. Następnie młody człowiek uciekł z piwem. Właścicielka sklepu zatelefonowała na komendę  – informuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji Piotr Szczepaniak. - Sprawcą okazał się nim 15-letni mieszkaniec gminy Krotoszyn. Po zatrzymaniu wskazał policjantom miejsce ukrycia mienia. Mundurowi udali się z nieletnim i jego matką na komendę, gdzie sprawdzili trzeźwość chłopaka. Badanie wykazało 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
Tego samego dnia nieco później policja została powiadomiona, że na jednym z krotoszyńskich osiedli doszło do pobicia 18-letniego mężczyzny. Funkcjonariusze natychmiast tam pojechali. Na miejscu zatrzymali trzech chłopaków w wieku 14 i 15 lat. -  Zabrali wszystkich na komendę. Powiadomili rodziców małoletnich i wezwali ich do odebrania synów. W czasie rozmów z nieletnimi w obecności rodziców dwóch z nich przyznało się do popełnienia zarzucanego im czynu. Cała trójka to mieszkańcy Krotoszyna. Teraz staną przed sądem -  kontynuuje rzecznik policji. - Przyczyny takich zachowań są różne: brak opieki ze strony rodziców, przebywanie w zdemoralizowanych grupach rówieśniczych, chęć zaimponowania kolegom, bezmyślność, alkohol. Co zaważyło w tym przypadku? Na to pytanie odpowie śledztwo.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

W 2013 roku 45 nieletnich na terenie powiatu krotoszyńskiego popełniło 98 czynów karalnych
W roku 2012 czynów karalnych było 66 popełnionych przez 60 nieletnich


Zduny - Nasz proboszcz nie dba o cmentarz

Z tyłu cmentarza należałoby skosić trawę
Kontenery mogłyby bez problemu stanąć w tym miejscu i nikomu nie wadzić
16 stycznia na terenie cmentarza przy parafii św. Jana Chrzciciela w Zdunach odbyła się wizja lokalna przeprowadzona przez urzędników z gminy. Kilka dni później kontrolę przeprowadzili przedstawiciele związku Eko-Siódemka. Powodem była opisywana przez nas sprawa bałaganu na zdunowskim cmentarzu. Obie wizytacje wykazały, że na cmentarzu panuje porządek. Mieszkańcy twierdzą inaczej.

Przypomnijmy tylko, że ksiądz kanonik Andrzej Nowak sprawujący w Zdunach funkcję proboszcza jako zarządca przed wejściem w życie ustawy śmieciowej zobowiązany był do wypełnienia deklaracji. Ksiądz proboszcz zadeklarował, że posiada pojemnik KP 7 na 7 tys. litrów. Tymczasem na cmentarzu stały trzy mniejsze pojemniki o pojemności 3 tys. litrów. Dodatkowo ksiądz zobligował się do segregacji odpadów, czego ponoć nie czynił. Dodatkowo za parkingiem przy parafii utworzył też kompostownik, na który wywoził rzekomo odpady roślinne z cmentarza tj. kwiaty i liście. Trafiały tam jednak nie wiadomo skąd również znicze, wieńce i szarfy, a więc odpady z cmentarza, które winne być umieszczane w kubłach.

Według kontroli wszystko gra
Kontrole, które odbyły się w styczniu wykazały, że cmentarz posprzątano, a na miejscu trzech małych kontenerów pozostał tylko jeden brązowy na odpady roślinne, natomiast w miejsce dwóch innych pojawił się kontener, który wcześniej był deklarowany. Na kompostowniku natomiast znajdują się już tylko liście i odpady roślinne z cmentarza. – Ksiądz nie poniósł żadnych konsekwencji prawnych ponieważ uiszczał opłatę zgodną z zadeklarowaną wielkością pojemników. Po przeprowadzonych oględzinach przez pracowników Eko-Siódemki stwierdzono, że  teren cmentarza w Zdunach jest uporządkowany – informuje młodszy referent związku Eko-Siódemka Marcin Gaszek.

Mieszkańcy są innego zdania
Według mieszkańców, którzy zgłosili się do redakcji kontrolujący mają inne pojęcie porządku niż oni. – I owszem pojemnik się pojawił, ale stoi obok krzyża i według nas nie jest to miejsce gdzie powinien stać. Jak to tak śmieci obok krzyża – mówią anonimowo mieszkańcy. Dodają jednocześnie, że na cmentarzu znajduje się miejsce zabudowane, które służyło do tej pory za śmietnik z boku cmentarza. – Tam pojemniki nie rzucały się w oczy i był porządek, ale ksiądz robi nam na złość i postawił sobie pojemnik obok krzyża. Czy tak zachowuje się pasterz swojej parafii – kontynuują. Dodatkowo wskazują na zarośnięte przez trawę miejsca na cmentarzu, które ich zdaniem już dawno powinny zostać wycięte. – Jak ktoś był to powinien zwrócić na to uwagę. Widocznie kontrolujący zajął się tylko kwestią pojemników, a nie patrzył już na całość cmentarza, a tymczasem trawa z tyłu cmentarza jest taka duża, że za jakiś czas do niektórych grobów to trzeba będzie z kosą chodzić żeby utorować sobie drogę – kończy jeden z mężczyzn.
Sprawdziliśmy. Faktycznie na cmentarzu jest miejsce, gdzie bez problemu zmieściłby się kontener na odpady i poprawiłby on znacznie estetykę zdunowskiego cmentarza. Dlaczego zatem ksiądz nie skorzysta z propozycji mieszkańców? Tego niestety się nie dowiedzieliśmy bowiem ksiądz nie chciał z nami rozmawiać na ten temat. Podobnie z resztą jak na temat skoszenia trawy, która w niektórych miejscach sięgała nam dobrze po ramiona.

Za księdza Orpla nie było problemów
Nasi rozmówcy nie rozumieją postępowania księdza proboszcza. Mówią nam, że za czasów probostwa śp. Jana Orpla, który swoją posługę sprawował w latach 1983 – 2003 nie było takich problemów jak z proboszczem Nowakiem. – Wybudował dom parafialny, odwilgocił kościół, utwardził teren wokół kościoła, otworzył w domu parafialnym przedszkole, położył posadzkę w kościele. Wraz z władzami gminy uruchomił dom pogrzebowy wraz z kostnicą, podłączył ogrzewanie kościoła oraz uporządkował teren cmentarza i postawił miejsce na kubły, które do czasu przyjścia proboszcza Nowaka nikomu nie wadziły – tłumaczy anonimowy mężczyzna.
Teraz jest inaczej. – Chcielibyśmy żeby śmietnik wrócił na swoje stare miejsce, ale proboszcz nie chce o tym słyszeć. Kiedy my je tam przesuwamy to na następny dzień są już spowrotem obok krzyża i szpecą cmentarz. Za księdza Orpla takiego burdlu nie było. Jest gorzej niż w Smoleńsku, a proboszcz tylko mówi nam, że tak musi być bo Chrystus musi widzieć, gdzie my śmieci wyrzucamy – kończy inna mieszkanka Zdun.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Koty pani Doroty mają się dobrze

Wszystkie koty są już odrobaczone i przeszły specjalistyczne badania
Pod koniec grudnia ub. roku w bloku na ulicy Kobylińskiej 4a w Krotoszynie pracownicy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Ośrodka Interwencji Kryzysowej oraz lekarz weterynarz i policja odebrali 40-letniej mieszkance bloku dwadzieścia kotów. Większość zwierząt znalazła już nowy dom. Pomoc otrzymała również pani Dorota.

O kocim fetorze w bloku na ulicy Kobylińskiej pisaliśmy wielokrotnie. Problem zgłosili gazecie mieszkańcy bloku. Właścicielka kotów nie chciała nas wpuścić do środka, mimo że kilka razy próbowaliśmy z nią porozmawiać. Powiadomiliśmy Sanepid i weterynarię. Niestety, służby te także nie zostały przez panią Dorotę wpuszczone. Mieszkańcy bloku nie rezygnowali, pisząc pisma do Sanepidu i TOZ, gdzie po sugestii, że kotom może dziać się krzywda, wszczęto procedurę umożliwiającą wejście. W końcu 21 grudnia ub. roku udało się odebrać jej zwierzęta.
W sumie kobiecie odebrano 19 dorosłych kotów i jedno kociątko. Wszystkie zwierzęta były zapchlone i zarobaczone. Miały też zmiany skórne.

Koty mają się dobrze
W trakcie grudniowej interwencji okazało się, że koty przebywały w strasznych warunkach. Niektóre między sobą walczyły i miały liczne rany. Trzy kotki były ciężarne. Większość kotów była jednak dobrze odżywiona. Obecna na miejscu lekarz weterynarii Patrycja Polcyn zadecydowała, że wszystkie zwierzęta przejdą odpowiednie badania i odrobaczenie. - W końcu znalazłyśmy miejsce dla kotów. Czternaście zostało zawiezionych do Konstancina do zaprzyjaźnionej fundacji „Koci świat”. Aktualnie kilka kotów przebywa jeszcze u nas pod opieką. Wciąż są trochę zalęknione, ale powoli się aklimatyzują i jak dojdą do siebie to będziemy również dla nich szukać domu – informuje prezes TOZ Katarzyna Hirszfeld-Odrowska.
Pomocne w całej sprawie okazały się wpłaty od ludzi dobrej woli, których było całkiem sporo. – Dzięki nagłośnieniu całej sprawy i apelowi na łamach waszej gazety udało się zebrać trochę pieniędzy potrzebnych na leczenie kociaków. Uzbierane jest około dwóch tysięcy złotych, ale to wszystko poszło do fundacji no bo jednak koszt wyżywienia i samego leczenia takich kotów to spora suma – kontynuuje pani prezes.

40-latka pod opieką
Historia kotów to jedno. Pomocy potrzebuje nadal ich właścicielka. – Dla pani Doroty to osobisty dramat. W dalszym ciągu ją odwiedzamy i jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Jej mieszkanie zostało całkowicie wysprzątane. Teraz załatwiamy jej różne rzeczy. Już się udało meblościankę wstawić i tapczan, żeby miała na czym spać. Oprócz tego ma również stół i szafę na rzeczy. Żadnych kotów nie sprowadza już także jedsteśmy dobrej myśli – tłumaczy K. Hirszfeld-Odrowska.
Jak dodaje prezes kobieta porządkuje swoje mieszkanie i zaczyna wychodzić z domu, a to dla niej najważniejsze teraz. – Kobieta stara się odzyskać swoją córkę. Zrobiła olbrzymi krok do przodu i mam nadzieję, że będzie dalej szła do przodu, a wszystko jakoś się ułoży – zakończyła pani prezes.


Kobylin - Wytną 135 drzew

Na trasie Kuklinów - Rojew ma zostać wyciętych 20 drzew
Na terenie gminy wyciętych zostanie aż 135 drzew, które zdaniem Powiatowego Zarządu Dróg zagrażają bezpośrednio kierującym autami na gminnych drogach.
 

Kiedy dochodzi do tragicznego wypadku, w którym giną ludzie, po tym jak ich samochód uderza w drzewo, powraca pytanie czy drzewa powinny stać wzdłuż dróg czy nie. Czy powinno się je usuwać, bo chociaż to nie drzewa, ale zbyt duża prędkość odprowadza do wypadku, to jednak drzewo stanowi przeszkodę, często nie do pokonania.
Usuwać je, bo może to uratować część kierowców czy raczej na „wariatów” drogowych nie ma siły. – Na terenie naszej gminy trzeba usunąć większość drzew. Tutaj nie chodzi o to, że kierowcy nie wiedzą, że one są, bo wiedzą o tym bardzo dobrze. Ich stan jest jednak straszny, a gałęzie, które zwisają nad drogą w każdym momencie mogą po prostu na jednię spaść i tragedia gotowa – mówi Paweł Witebski z Kuklinowa, który prosi nas o zainteresowanie się tym tematem.
Dla naszego rozmówcy mamy dobre wieści. Pod koniec stycznia bowiem Powiatowy Zarząd Dróg wystosował wnioski o wycinkę 135 drzew w gminie. Kolejno znajdują się one w obrębie takich miejscowości jak: Górka (115 sztuk drzew gatunku Olcha) oraz Kuklinów – Rojew (20 sztuk drzew gatunku Lipa). – Aktualnie czekamy już tylko na zgodę Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Poznaniu. Kiedy tylko ją otrzymamy rozpoczniemy pierwsze prace. Myślę, że to kwestia najbliższego czasu – tłumaczy dyrektor PZD Krzysztof Jelinowski.
Pracownicy jednak nie próżnują i niektóre prace związane z wycinką już wykonują. – W środę, 12 lutego rozpoczęliśmy wycinkę krzewów w rejonie miejscowości: Górka i Sroki. Do końca miesiąca planujemy zakończyć prace we wszystkich wspomnianych miejscowościach. Potem już zabierzemy się za drzewa – puentuje dyrektor.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Berdychów – Fijałów - To była kiedyś ważna droga

Stan odcinka Berdychów-Fijałów jest tragiczny. Ludzie muszą sobie jednak radzić jak mogą
Droga z Berdychowa do Fijałowa to prawdziwy odcinek specjalny pokonanie którego zajmuje sporo czasu mimo, że to tylko sześć kilometrów. Mieszkańcy wciąż czekają na zadeklarowane w ubiegłym roku prace na tym odcinku.
 

Dwa sołectwa: Berdychów i Fijałów od dawna czekają na remonty dróg. Niektóre odcinki są tak zniszczone, że przejechać przez nie graniczy z cudem. Ludzie jakoś jednak sobie radzą, bo nie mają innej możliwości.
O drodze w Berdychowie pisaliśmy już na łamach naszej gazety w bieżącym roku. Droga niestety jest bardzo wyboista i przypomina bardziej trakt polny niż nawierzchnię drogową. Dwa samochody ledwo się tutaj mieszczą i na zasadzie grzecznościowej kierowcy mijają się na tym odcinku. – Jak jedzie się z Kobylina na Berdychów to nawierzchnia jest jako taka. Ostatnio nawet lampy postawiły chyba tylko po to żeby było widać dziury w drodze – śmieje się anonimowy mieszkaniec Berdychowa. Gmina Kobylin zamierza poprawiać w tym roku stan dróg gminnych w obrębie ulicy Berdychowskiej prowadzącej do wsi, ale na modernizację mogą liczyć boczne ulice w kolejności: Jodłowa, Jałowcowa, Modrzewiowa i Świerkowa, które mają być robione za blisko 1,6 mln zł. – Szkoda, że nie spotkali się z dyrektorem PZD i nie uwzględnili drogi do Berdychowa i dalej w kierunku Fijałowa. To przecież droga, która łączy te dwie miejscowości i stanowi bardzo dobry skrót do Kobylina, a tak mieszkańcy z Fijałowa jeżdżą przez Wyganów i Kuklinów do Kobylina, a mogliby krócej – kontynuuje nasz rozmówca. Dodaje jednocześnie, że wspomniany odcinek był kiedyś ważną drogą komunikacyjną. – W większości to piękny bruk, ale już zniszczony mocno, a wiadomo, że tam gdzie była droga brukowana to uczęszczało w dawnych czasach bardzo dużo kupców. Dziś już mało kto o tym pamięta – kończy.
W Fijałowie nie jest lepiej. Od strony Berdychowa przejechanie to ponowna katorga dla kierowców i aut, które wystawiane są na prawdziwą próbę. Ci, co widzieli nas wyjeżdżających od strony Berdychowa dziwili się, że w ogóle daliśmy radę przejechać. – Tutaj w ogóle o drodze się nie mówi. Czujemy się czasami naprawdę gorsi od innych – mówią nam napotkani mieszkańcy. - Jeżeli chodzi o prace w tych miejscowościach to trzeba uzbroić się w cierpliwość. Byliśmy i widzieliśmy stan tych dróg. Na gruntowne remonty póki co trzeba czekać – puentuje szef PZD w Krotoszynie Krzysztof Jelinowski.
 

foto by P.W.PŁOCIENNICZAK

Krotoszyn - W poszukiwaniu pewnego listu

Firma ubezpieczeniowa, do której przez pośrednictwo tej firmy wysłał list polecony pan Leszek idzie już ponad dwa tygodnie
Do naszej redakcji zgłosił się pan Leszek Szydłowski z Krotoszyna, który chce przestrzec wszystkich mieszkańców przed firmą InPost z ulicy Koźmińskiej 35 w Krotoszynie, która zgubiła jego list polecony.
 

Pan Leszek mieszka kilka domów dalej od siedziby krotoszyńskiej firmy InPost, która zajmuje się doręczaniem listów, przekazów i paczek. Pracownicy firmy robią to samo co pracownicy Poczty Polskiej, ale jak deklaruje firma znacznie szybciej, sprawniej i pewniej.
24 stycznia nasz rozmówca spieszył się do pracy. Zazwyczaj wysyła listy i paczki korzystając z usług Poczty Polskiej. Tego dnia jednak chciał szybko załatwić sprawę wysyłki listu poleconego, a że InPost znajdował się bliżej skorzystał z usług tej firmy. – Po paru dniach z ubezpieczalni, do której wysyłałem ważne dokumenty listem poleconym zadzwoniono, że wciąż nie ma zadeklarowanych przeze mnie dokumentów. Zdziwiłem się, bowiem był 12 luty i minęło już sporo czasu. Udałem się więc do siedziby „InPostu” na Koźmińskiej – zaczyna nasz rozmówca.
Jak poinformował nas pan Leszek próbował grzecznie rozmawiać z paniami tam pracującymi, ale w pewnym momencie puściły mu nerwy. – Powiedziałem, że to „badziewna” firma i jakbym wiedział to bym normalnie na pocztę poszedł i nie byłoby problemu. Na to pani stwierdziła, że mogę sobie iść na pocztę. Zwykłe chamstwo – kontynuuje.
Sytuację uspokoił kierownik obecny w firmie, który całą sprawę oddał do działu reklamacji. – Mamy dzisiaj 13 lutego i nadal cisza, a tam są moje dane osobowe, numer konta bankowego. Nie daruję im tego – kończy nasz rozmówca.
Udaliśmy się do firmy w Krotoszynie i spytaliśmy o zaginiony list. Okazało się, że list pana Leszka utknął z niewiadomych powodów w centrali w Poznaniu, gdzie oczekuje aktualnie na dalszą wysyłkę. – Niezwłocznie po zgłoszeniu przez pana Leszka tej sprawy zgłosiliśmy sprawę do biura reklamacji i zaginionych przesyłek. Nie wiemy dlaczego tak się stało. Prosimy uzbroić się w cierpliwość. Do takich przypadków dochodzi naprawdę rzadko i są one sporadyczne – poinformował nas anonimowo pracownik krotoszyńskiego InPostu. – Będę czekał, ale nagłaśniam to żeby ludzie wiedzieli jak ta firma pracuje – kończy L. Szydłowski.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

poniedziałek, 10 lutego 2014

Kuklinów - Świnki śmierdzą, sąsiady narzekają

To z tego gospodarstwa w Kuklinowie wydobywa się uporczywy smród
Mamy już dość życia w takich warunkach – mówi M. Konieczna
Od dwóch lat mieszkańcy Kuklinowa borykają się z problemem odoru dochodzącego z masowej hodowli świń prowadzonej przez radnego gminy Kobylin Mariana Dymarskiego. Ich zdaniem, hodowca nie zastosował się do decyzji wydanej przez gminę i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Poznaniu ponieważ prowadzi swoją hodowlę w budynku stodoły, która nie jest do tego zupełnie dostosowana.

Dwa lata temu Marian Dymarski wydzierżawił od jednego z mieszkańców Kuklinowa teren wraz z chlewnią i stodołą na potrzeby swojej hodowli trzody chlewnej. Zaczął rozbudowę by móc zwiększyć własną produkcję, która oprócz Kuklinowa odbywa się też w Starymgrodzie, skąd pochodzi radny, Romanowie i Rojewie. Spora liczba trzymanych w Kukinowie świn (200 sztuk – przyp. red.) potrzebowała jednak dodatkowego miejsca. Dobrym rozwiązaniem okazał się niewykorzystywany budynek stodoły. Radny wystąpił zatem w 2012 roku do gminy Kobylin o zmianę sposobu użytkowania stodoły na przyszłą chlewnię. Burmistrz na początku zaakceptował prośbę i przychylił się do niej. Liczne wnioski mieszkańców jednak zobligowały go do cofnięcia decyzji i uchylenia się od tego kroku.

Smród jest nie do opisania
Mieszkańcy, którzy mieszkają najbliżej wspomnianego gospodarstwa mają dość odrażającego odoru, który nasila się szczególnie w ciepłe dni. – Smród jest taki, że trzeba okna zamykać, a o praniu to można w ogóle zapomnieć – zaczyna Monika Konieczna z Kuklinowa, która graniczy z hodowlą radnego. – Próbowaliśmy z nim rozmawiać na ten temat, ale to nic nie daje. Jak śmierdziało tak śmierdzi. Teraz jest w miarę dobra pogoda to tak nie czuć, ale jak robi się cieplej to jest strasznie i jeszcze wszędzie te muchy – kontynuuje kobieta.
Okazuje się, że radny wbrew zakazowi użytkowania (wydanemu w lutym 2013 roku – przyp. red.) stodoły trzyma tam swoje świnie. – To jest budynek zupełnie do tego niedostosowany. Nie ma stropu i wentylacji, co powoduje że smród jest mocno wyczuwalny. Oprócz tego nie ma odpowiedniego odprowadzenia gnojówki, co powoduje dodatkowe utrudnienia dla nas – tłumaczy kobieta. Dodaje jednocześnie, że wszyscy mają już dość tej sytuacji i nie wyobrażają sobie dalszej egzystencji w otoczeniu takiego gospodarza. – Jak przyjeżdża kontrol to wszystko pucuje na tip top, ale jak nie ma kontroli to te świnie trzyma w takich warunkach, że szkoda gadać. Sama pracowałam całe życie przy świniach i tak brudnego gospodarstwa to jeszcze nie widziałam – kończy M. Konieczna.

Kontrole po stronie mieszkańców
28 września 2012 roku odbyła się w Kuklinowie kontrola z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Inspekcja wykazała, że na terenie gospodarstwa wyczuwalny jest silny zapach gnojowicy, jak również bardzo duża ilość much, a także, że gnojowica wypływa na dzierżawione grunty i wsiąka do ziemi. Pracownicy z WIOŚ potwierdzili też występowanie uciążliwości odorowych z gospodarstwa stwierdzając, że pozostałości odchodów pozostające na powierzchni terenu są kolejnym źródłem odorów. Radny M. Dymarski został wtedy ukarany dwoma mandatami karnymi. Pierwszy w kwocie 400 zł w związku ze stwierdzeniem braku szczelnych zbiorników na gnojówkę i gnojownicę co było wykroczeniem z art. 41 ustawy O nawozach i nawożeniu, a drugi w kwocie 500 zł za wprowadzenie do ziemi ścieków bez pozwolenia wodnoprawnego co stanowiło wykroczenie z art. 351 ustawy Prawo ochrony środowiska. – Mamy dziś luty 2014 roku i nadal jest tak samo. Teraz ma małe świnie i trzyma je w chlewni, ale jak podrosną to będzie trzymał je znowu w stodole bo nic sobie z tego nie robi, a w gminie go chronią bo to radny. Ręka rękę myje prawda? – mówi M. Konieczna.

Ja wiem, gdzie świnie trzymam
Mariana Dymarskiego nie zastajemy w domu w Starymgrodzie. Jego żona jest jednak tak miła, że udostępnia nam jego numer telefonu. W rozmowie z nami radny nie kryje swojego zażenowania całą sytuacją. -Trudno jest tak ogólnie zająć stanowisko w tej sprawie, bo każdy ma swój punkt widzenia. Ja nie chciałbym się stać osobą medialną, ja chcę pracować – zaczyna M. Dymarski. Dodaje jednocześnie, że nie rozumie zarzutów mieszkańców bowiem stodoła nie jest miejscem do trzymania świń. – Stodoła nie jest dostosowana, nie ma zmiany sposobu użytkowania, ten obiekt jest przekształcony i tych świń tam nie ma w tej stodole. Jeżeli mieszkańcy twierdzą, że ja tam trzymam to mogą sobie mówić co chcą. Ja wiem co ja robię i wiem gdzie świnie trzymam. Tyle kontroli już przechodziłem i mogą nadal kontrole przyjeżdżać. W każdym razie spodziewam się zawsze kontroli, bo jestem pod szczególną ochroną, ja wiem co ja mówię – kontynuuje radny.
Na temat smrodu, który dochodzi z jego gospodarstwa wypowiada się krótko twierdząc, że to jest związane z tym, że Kukinów to wieś i panują tutaj warunki wiejskie. - Zdarzy się raz w tygodniu czy dwa, jak jest wysoki upał, że gdzieś tam zmiana wiatru nastąpiła i pojawił się jakiś smród. Z reguły ustępował po dwóch trzech godzinach. Także nie jest to zjawisko niekorzystne, z którym się nie da żyć, a jeżeli sąsiady twierdzą, że jest uciążliwy odór, który jest dzień i w nocy to jest bardzo mi przykro w tej sprawie. Ja współczuję sąsiadom i bardzo mi przykro, ale ja też muszę żyć i pracować. To wszystko – zakończył M. Dymarski.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Wolenice - Chcieliby zagospodarować park

W zabytkowym paku krajobrazowym mieszkańcy chcieliby urządzić swoje miejsce wypoczynku i rekreacji
Mieszkańcy Wolenic chcieliby żeby istniejący we wsi park krajobrazowy stał się miejscem rekreacji i wypoczynku. Podczas ostatniej sesji rozdrażewskich radnych Dariusz Kolenda wyszedł z taką propozycją do włodarza gminy. Ten chciałby przychylić się do jego wniosku, ale twierdzi, że ten teren to zwykły las, a więc nie można się starać o środki na ten cel w ramach tzw. małych projektów.

Radny Dariusz Kolenda przedstawił propozycję rekultywacji parku we wsi. Jego zdaniem, teren jest dobrym miejscem, gdzie mogło by powstać m.in. boisko do gry w piłkę nożną. Można by było również zrobić tam alejki, postawić ławeczki i zająć się całym terenem żeby we wsi było miejsce wypoczynku i rekreacji dla mieszkańców. – Sami w czynie społecznym sprzątamy to miejsce i nabiera ono cały czas nowego blasku. Niestety okazuje się, że mój wniosek nie załapie się na żadne granty ponieważ zdaniem wójta to las, a tego typu grunt nie podlega żadnym dotacjom – tłumaczy radny.
Takie informacje uzyskał radny podczas ostatniej sesji radnych. Wójt i owszem, chciałby móc taki wniosek złożyć, ale problem stanowi fakt, że to las, a nie park. Okazuje się jednak, że wójt jest w błędzie bowiem teren w Wolenicach to nic innego jak park krajobrazowy należący do zespołu folwarcznego powstałego w latach 1880-1915 wraz z przyległym do niego zabytkowym spichlerzem z II poł. XIX wieku. Dziś znajduje się tam Spółdzielnia Produkcyjna tzw. SKR Ustków – Wolenice. Park natomiast ogrodzony częściowo jest mocno zniszczony i po prostu zapuszczony.
Zdaniem prezesa stowarzyszenia LGD Wielkopolska z Wyobraźnią nie byłoby problemu żeby mieszkańcy wspólnie z sołtysem wystosowali wniosek na zagospodarowanie tego terenu w celach rekreacyjno-wypoczynkowych. – Nas nie interesuje czy to las czy park. Jeżeli mieszkańcy chcieliby ten teren przeznaczyć na cele rekreacyjne i wypoczynkowe to mogą się do nas zgłosić. Mamy specjalistów, którzy pomogą im taki wniosek napisać i zobaczymy co w tej materii uda się zrobić. Na początek liczy się dobry pomysł i inicjatywa mieszkańców. Zapraszamy do nas i przedyskutujemy całe przedsięwzięcie. Jak najbardziej w ramach tzw. małych projektów nadaje się on do rozważenia i przeanalizowania – tłumaczy prezes LGD Wielkopolska z Wyobraźnią Sławomir Szyszka.
We wsi jest jeszcze sporo do zrobienia. W tym roku większość funduszu sołeckiego pochłonie remont dachu świetlicy wiejskiej. – Z 12 tys. zł ponad 8 tys. zł będzie kosztować wymiana dachu. Chcielibyśmy jeszcze żeby powstały w świetlicy sanitariaty bo nie ma tutaj ani doprowadzonej wody, ani toalety. Zobaczymy co uda się zrobić – kończy D. Kolenda.
 

foto by P.W. PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Liczę, że w tym roku ta droga powstanie

„Jak tylko uda się pozyskać dofinansowanie to ruszamy z robotami” – mówi K. Jelinowski
W latach 2014-2015 rząd wyda 1,3 mld zł na budowę i remonty dróg lokalnych, czyli tzw. schetynówek. Duże szanse na granty z tego programu ma remont drogi Bożacin-Wróżewy- Lutogniew, który znajduje się obecnie na ósmym miejscu rankingowym oczekujących w Wielkopolsce przedsięwzięć. O drogowych celach opowiada szef Powiatowego Zarządu Dróg – Krzysztof Jelinowski.

Wszyscy wieszają psy na dyrektorze, a tymczasem wiele się ostatnio dzieje w PZD?
- Cały czas pracujemy. Zarówno kiedy jest pogoda, jak i jej nie ma. Nasi pracownicy wykonują swoje prace praktycznie w całym powiecie. Zbieramy pobocza, usuwamy zakrzaczenia i połamane gałęzie oraz na bieżąco monitorujemy nasz teren. Nie możemy być wszędzie jednocześnie i stąd zazwyczaj pretensje mieszkańców. Zawsze jednak reagujemy i jesteśmy tam, gdzie coś się dzieje.

Przejdźmy do meritum sprawy, a mianowicie tematu schetynówek?
- Ministerstwo  w latach 2014-2015 chce przeznaczyć 1,3 mld zł na budowę i remonty dróg lokalnych w ramach narodowego programu przebudowy dróg lokalnych pn. Bezpieczeństwo - Dostępność – Rozwój. Wielkopolska może liczyć nawet na 75 mln zł. Istnieje realna szansa, że uda się z tego zrealizować przynajmniej jedną dużą inwestycję u nas.

O jakim przedsięwzięciu mówimy?
- Chodzi o drogę Bożacin – Wróżewy – Lutogniew, która opiewa na kwotę 4 mln 200 tys. 167 zł. Z tego możemy liczyć nawet na rozdzielenie tej sumy pół na pół tzn. połowa stanowiła by wkład własny, a druga połowa kasa ze schetynówki.

Czyli powiat musiałby mieć 2 mln zł?
- Tak, ale już rozmawialiśmy również z gminą, która zaoferowała, że przekaże nam również pieniądze. Będzie to 500 tys. zł. My później za to będziemy partycypować w jakimś zadaniu gminnym. Dzięki temu nasza pozycja w rankingu oczekujących przedsięwzięć z tzw. schetynówek jest wysoka, bo znajduje się na ósmym miejscu i ma szansę realizacji jeszcze w tym roku. Czekamy za decyzją.

Co będzie robione na wspomnianej drodze?
- Przede wszystkim droga ta będzie poszerzona do 5,5 metra z ok. 2,80 metra, bo tyle ma teraz. Będzie tam też nowa nawierzchnia z 12 cm warstwą asfaltową. Na całości położona będzie również specjalna siatka, która będzie zapobiegać pęknięciom asfaltu w przyszłości. Warto dodać, że droga ta była już robiona etapami w latach 2008-2013. Teraz będzie robiona na długości 744 mb od drogi krajowej nr 15  do ostatnich zabudowań w Lutogniewie tj. do skrzyżowania z ulicą Krotoszyńską w Krotoszynie.

Czy inne drogi mają szansę na jakieś środki ze schetynówek?
- Póki co tylko ta droga jest pewnikiem w tym programie. Jeśli jednak coś się zmieni i daj Bóg minister zwiększyłby środki na drogi to w drugiej kolejności na tapecie byłaby droga w Grębowie, która nota bene będzie w tym roku robiona bo już 500 tys. zł na nią w budżecie zabezpieczyliśmy.

Ile by zostało do zrobienia?
- Ok. 905 mb. Koszt to 2 mln 542 tys. 755 zł. Wniosek został złożony i jest aktualnie na etapie oceny. Może szczęście nam dopisze, ale tego nie wiem.

A ulica Dobrzycka w Roszkach?
- W tym roku zabezpieczyliśmy kwotę 150 tys. zł na rozpoczęcie przebudowy tej drogi. Pojawiła się szansa na możliwość dofinansowania do takiej samej kwoty z grantów Urzędu Marszałkowskiego. Taki wniosek też złożyliśmy. Jeśli pojawią się te dodatkowe środki to oczywiście będziemy kontynuować tam przebudowę o te pozyskane środki.

Czyli nie wygląda to wszystko aż tak źle?
- Zawsze chciałoby się robić więcej, ale środki jakie mamy muszą nam starczyć na realizację wielu potrzeb mieszkańców, a przecież dla każdej miejscowości ich działania są najpilniejsze i najważniejsze. My musimy to selekcjonować co nie zawsze wiąże się z zadowoleniem ludzi.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Pobiła go policja czy nie?

Czy 48-latek naprawdę został pobity czy może policja zareagowała prawidłowo? To wyjaśni śledztwo, które trwa
Po ostatnim artykule pt. Czy policjanci przekroczyli swoje kompetencje? Do naszej redakcji zgłosił się 36-letni mężczyzna, który rzucił nowe światło na sprawę domniemanego pobicia przez policję 48-letniego mieszkańca Krotoszyna.
 

Przypomnijmy, że zdaniem 48-letniego mieszkańca Krotoszyna 23 stycznia wieczorem był w domu wspólnie z ojcem i matką. Oglądał wtedy telewizję i pił whisky. Ktoś zgłosił, że w mieszkaniu jest głośno i dochodzi do głośnych krzyków. Policja przyjechała na interwencję domową. Mężczyzna mówił nam, że powiedział coś do policjantów, co rozzłościło ich do tego stopnia, że zaczęli go bić pałkami, zakuli w kajdanki i zabrali na izbę wytrzeźwień, gdzie spędził całą noc. Jak twierdzi nic nie zrobił, a policja nadużyła swoich kompetencji. Całą sprawę zamierza również zgłosić do sądu.

To wierutna bzdura
36-letni mężczyzna, który przyszedł do redakcji jest zbulwersowany całą sprawą. Zna on bardzo dobrze osobę, którą ponoć policjanci pobili i nie zgadza się z opisanymi przez nas faktami. Okazuje się, że jest on kuzynem mężczyzny. W dzień kiedy doszło do interwencji 36-latek wraz z matką szukali ojca, który jak się okazało poszedł w odwiedziny do mieszkania rodziców domniemanego pobitego. – Długo ojciec nie wracał. Mama się denerwowała więc pojechaliśmy po niego. Ja za dobrze z kuzynem nie żyję więc nie wchodziłem i czekałem na nią i ojca na klatce schodowej. W pewnym momencie matka wypadła z kuzynem na klatkę schodową i ten ją bił. Długo nie myślałem i zadzwoniłem po policję. To ja ją wezwałem – tłumaczy nam mężczyzna.

To on rzucił się na policję
W toku dalszej rozmowy pojawiły się nowe fakty w sprawie. – Kiedy zjawiło się dwóch funkcjonariuszy to mój kuzyn rzucił się na jednego. Wtedy drugi zareagował tak jak powinien moim zdaniem i sprowadził chłopa do parteru. Następnie skuli go i zawieźli na dołek bo tam jego miejsce – kontynuuje 36-latek. Dodaje jednocześnie, że domniemany pokrzywdzony to zwykły oszust, który nadużywa alkoholu i przemocy fizycznej i psychicznej wobec swoich rodziców. – To nieobliczalny człowiek. Teraz mu nie darujemy. Sprawa skierowana jest już do sądu i prokuratury – kończy. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy nad 48-latkiem zastosowany został już środek zapobiegawczy w formie dozoru policyjnego bowiem niedługo po incydencie 23 stycznia doszło tam do kolejnej interwencji policyjnej.

Wciąż wyjaśniają sprawę
Krotoszyńska policja dla dobra sprawy i nie stawania po żadnej ze stron jest oszczędna w słowach. Aktualnie są badane wszystkie okoliczności i przebieg całego zdarzenia. Przesłuchiwani są kolejni świadkowie zajścia. - Nadal jest prowadzone postępowanie wyjaśniające w powyższej sprawie. Ze względu na dobro prowadzonego postępowania nie można podać więcej szczegółów – informuje zastępca rzecznika prasowego krotoszyńskiej policji, Piotr Szczepaniak.

Cegielnia – Grębów - 180 ton tłucznia to za mało

Droga wytrzymała tylko cztery miesiące. Dziś na powrót nadaje się do remontu
Droga Cegielnia – Grębów to droga o nawierzchni tłuczniowej, która co roku nadaje się do kolejnych prac naprawczych. Powiatowy Zarząd Dróg w Krotoszynie robi wszystko co może by poprawić stan tej drogi. Okazuje się jednak, że droga ta wciąż wymaga kolejnych prac.
 

- Prosiłbym o podanie kwoty o podanie kwoty za jaką został wykonany remont tej drogi. Zaznaczam, że droga ta po niecałych dwóch miesiącach użytkowania ponownie osiągnęła stan przedremontowy – apelował na styczniowej sesji rady powiatu Henryk Jankowski. I trudno mu się dziwić bowiem wspomniana droga, przynajmniej dla aut osobowych stanowi prawdziwy odcinek specjalny, który ciężko jest w jakikolwiek sposób przejechać. Mieszkańcy są podzieleni co do komentarzy na temat tej drogi. – W większości to ciężki sprzęt rozjeżdża nam tę drogę i sami rolnicy, którzy muszą dojechać na pola. Gdyby tutaj jeździły tylko samochody osobowe to pewnie dłużej by wytrzymała – mówi jeden z mieszkańców Grębowa, którego spotkaliśmy na omawianej drodze. Inni twierdzą, że ta droga powinna być zrobiona raz, a porządnie nie metodą kładzenia na niej tłucznia lecz nawierzchni asfaltowej, co zakończyłoby dyskusję na temet jej stanu.
Dyrektor PZD tłumaczy, że wspomniana droga była robiona podobnie jak inne drogi tłuczniowe w powiecie we wrześniu ub. roku. Na ten cel poszło 116 tys. zł i zakupiono na remonty 1,5 tys. ton tłucznia. – W tym 183,90 ton przeznaczono na drogę Grębów- Cegielnia. Prace wykonywała wałbrzyska firma Logistyka, która za każdym razem przedstawiała nam dokument potwierdzający ile materiału zużyła na dane prace. Dodatkowo ważyliśmy każdy transport z tłuczniem i mamy pewność, że taka ilość została tam zużyta – zaczyna Krzysztof Jelinowski.
Dlaczego zatem po aledwie czterech miesiacach droga jest już praktycznie nie do użytku? – To zmiana przepisów związanych z ochroną środowiska, które weszły jakieś trzy lata temu. Dawniej kiedy kładło się tłuczeń na koniec całość smarowało się smołą żeby tłuczeń wiązał się z sobą. Teraz tego się nie robi, a tylko ubija. Wiadomo, że to się rozchodzi w zależności od ciężaru pojazdu. Żeby tłuczeń porządnie się związał potrzeba jest kilkunastu naworzeń tym materiałem. My to robimy i będziemy robić daklej póki co – tłumaczy dyrektor. W tym roku są również przewidziane prace – Na początku wiosny zamierzamy ponownie remontować drogi tłuczniowe. Droga Cegielnia – Grębów jest ujęta w pracach – zakończył dyrektor.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

wtorek, 4 lutego 2014

Mahle - Wypadki się zdarzają

Do trzech wypadków przy pracy doszło w minionym tygodniu w krotoszyńskiej firmie Mahle. Jeden z pracowników trafił nawet do szpitala w Poznaniu, ponieważ doznał poważnego urazu dłoni. Pracownicy są zaniepokojeni. Niektórzy wprost mówią, że to wina niektórych kierowników, którzy wymuszają na załodze pracę przy zablokowanych osłonach by zwiększyć wydajność produkcji.

Do wypadków doszło w przeciągu pierwszych trzech dni ubiegłego tygodnia. Z relacji młodych pracowników, którzy zgłosili się do nas wiemy, że dwa miały miejsce na hali produkcji tłoków, a jeden na hali produkcji tulei. – W pierwszym przypadku jeden z kierowników poślizgnął się i uderzył głową w maszynę. Dwa kolejne miały miejsce przy maszynach, które miały zablokowane osłony i skończyło się prawie tragedią. Jednemu pracownikowi naderwało palec, a drugiemu tak wyrwało, że łącznie ze ścięgnami pocharatało tak, że wylądował w szpitalu – mówi nam anonimowo dwójka pracowników firmy. Dodają jednocześnie, że to wina kierownictwa, które dostało wytyczne by zwiększać wydajność produkcji i stąd praca przy zablokowanych osłonach. – Oczywiście robią to tak, że niby wszystko gra, a my mamy pracować bo wiadomo, że w firmie nie ma co dyskutować bo można wylecieć za byle jaki pretekst – kończą.
W krotoszyńskim szpitalu znajdujemy potwierdzenie zaistnienia przedstawionego przez pracowników wypadku. – Potwierdzam, że na SOR trafił do nas mężczyzna z urazem dłoni. Po zabezpieczeniu mężczyzny zdecydowano, że trafi na oddział chirurgiczny w Poznaniu, gdzie podjęto kolejne działania – informuje dyrektor SPZOZ Paweł Jakubek. Jak się dowiedzieliśmy jego zdrowiu już nic nie zagraża. Zgłoszenie o wypadkach otrzymała również Państwowa Inspekcja Pracy w Ostrowie Wlkp. – Zawsze kiedy dochodzi do wypadków, w których dochodzi do uszkodzenia ciała lub zagrożenia życia pracowników są one do nas zgłaszane. Tak było też w tym przypadku. Obecnie powzięliśmy działania kontrolne zmierzające do wyjaśnienia okoliczności tych zdarzeń. Powinny się one zakończyć do końca lutego – informuje rzecznik prasowy PIP w Ostrowie Wlkp. Jacek Strzyżewski.
O wypowiedź na ten temat poprosiliśmy Piotra Staśkowiaka odpowiedzialnego w firmie za BHP. – Nie jestem upoważniony do udzielania informacji w tym temacie – odpowiedział. Zdziwiło nas to bowiem kto jak kto, ale osoba zajmująca się sprawami BHP w zakładzie wydała się nam najbardziej kompetentna osobą właśnie w tym temacie. Skierowano nas do kierownictwa biura zarządu, do pani Pauliny Borowicz. Kilkanaście telefonów wykonanych do niej nie przyniosło jednak rezultatów. W końcu jednak odpowiedzi udzielił szef związku Metalowców w firmie. - Potwierdzam, że wiadomo mi o wypadkach. Muszę jednak podkreślić, że nie zdarzyły się one z winy pracowników, a błędów i awarii  maszyn, które się zdarzają - mówi Maciej Ratajczak. Dodaje jednocześnie, że praca przy zablokowanych osłonach maszyn jest zabroniona i gdyby tak się zdarzyło to taka osoba, która wiedziałaby o tym i do tego dopuściła już by nie pracowała w firmie , ponieważ grozi to ciężkiemu naruszeniu przepisów BHP oraz naraża pracownika na okaleczenie lub bezpośrednie zagrożenie życia. - Jeżeli ktoś widzi coś takiego to powinien niezwłocznie zgłosić taki fakt przełożonemu: brygadziście, mistrzowi lub kierownikowi. Przypominam, że na każdym wydziale są przedstawiciele Związków Zawodowych pełniący funkcje społecznych działowych inspektorów pracy, którzy mają obowiązek reagować na takie informacje i do nich można zgłaszać takie problemy – kończy M. Ratajczak.

Krotoszyn - Czy policjanci przekroczyli swoje kompetencje?

Czy krotoszyńscy policjanci bez powodu pobili mężczyznę. To wyjaśni wszczęte postępowanie
48-letni mieszkaniec Krotoszyna twierdzi, że policjanci w trakcie interwencji domowej nadużyli swojej władzy. – Bili mnie. Zakuli jak psa i zabrali na dołek. Podam ich do sądu – mówi.
Mężczyzna feralnego dnia był w domu wspólnie z ojcem i matką. Był wieczór. Wspólnie z ojcem oglądał telewizję. – Nie pamiętam już co. Piłem sobie whiskym kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi – zaczyna.

Oglądali się za dużo filmów
Otworzyć poszedł ojciec mężczyzny, który poinformował go, że policja do niego. Okazało się, że ktoś zgłosił, że w mieszkaniu jest głośno i dochodzi do głośnych krzyków. Policja przyjechała zatem na interwencję domową. – Zaprosiłem dwójkę młodych policjantów do kuchni. Coś do nich powiedziałem, ale już nie pamiętam co. To ich rozłościło do tego stopnia, że jeden z nich zaczął nie okładać pałą – kontynuuje mężczyzna. Na dowód tego co mówi pokazuje nam opis szpitalny z następnego dnia, na którym widnieją jego obrażenia w postaci urazu głowy, okolic lewej łopatki, nadgarstków i podudzia. – W końcu wyciągnęli gaz i dali mi nim po oczach. Oberwało się również mamie. Zniszczyli mi nawet aparat słuchowy za 5 tys. zł. bo jestem osobą niepełnosprawną. Zachowali się nieludzko. Skuli mnie i wzięli na dołek, a ja nic nie zrobiłem. Byłem trochę wypity, ale oni zareagowali tak jakbym nie wiadomo co zrobił, a nic nie zrobiłem – mówi.

Na dołku całą noc
48-latek spędził noc w izbie zatrzymań. – Nie byłem pijany. Może trochę wypity. Nie wiedziałem o co chodzi, więc cierpliwie czekałem – kontynuuje. Rano na komisariacie zjawił się Jarosław Pasek, jeden z policjantów, który znał mężczyznę. – Spytał się co tutaj robię? Był tak samo zaskoczony jak ja. Wziął notatkę z interwencji i mnie wypuścił. Powiedziałem mu, że nie odpuszczę tej dwójce. Powiedział, że mogę robić co chcę – mówi dalej. Udał się więc do lekarza i zgłosił fakt pobicia. Lekarz zalecił kolejne wizyty w poradniach specjalistycznych by wykluczyć jakieś urazy wewnętrzne. – Do tej pory chodzę od lekarza do lekarza. Źle się czuję. Podam ich do sądu – kończy mężczyzna.

Wszczęli postępowanie
Krotoszyńska policja nie chce zajmować stanowiska w tej sprawie sugerując nam, że musi zbadać wszystkie okoliczności i przebieg zdarzenia. Czy doszło do przekroczenia kompetencji przez funkcjonariuszy? Odpowiedź komendanta Wojciecha Kasprowicza jest jedna. – W toku postępowania wyjaśniającego zbadamy całą sytuację – powiedział lakonicznie rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji Włodzimierz Szał.
Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rozdrażew - Przetargi już rozpisane

Świetlica będzie miała m.in. nową elewację i wymienione ogrzewanie
W pierwszej kolejności gminna kasa pójdzie na sołectwa Dąbrowa i Trzemeszno. Urząd rozpisał już przetargi na planowane w tych wsiach działania. Teraz trwa oczekiwanie na odpowiednich wykonawców prac.
Modernizacja świetlicy w Dąbrowie, o której pisaliśmy na łamach naszej gazety zakłada prace na ok. 600 tys. zł. Ogłoszony przez gminę przetarg potrwa do 14 lutego i do tego czasu wszystkie zainteresowane firmy winny składać swoje oferty. Prace jakie mają być robione w świetlicy są dość spore. W zakres prac ma wejść m.in. malowanie dachu, elewacji z zewnątrz oraz malowanie wewnątrz. Do tego wymiana podłogi na sali i wymiana ogrzewania elektrycznego na c.o. Najbardziej oczekiwaną pracą jest wymiana pieca, który ma rozwiązać problem z ogrzewaniem świetlicy. – Przede wszystkim będzie ono tańsze i efektywniejsze. To co mamy teraz nie spełnia już swojej funkcji i bardzo często żeby zorganizować jakąś imprezę to musimy, szczególnie zimą, dogrzewać budynek wcześniej – tłumaczy sołtys wsi Wiesław Jankowski. Przypomnijmy tylko, że całość prac planowana jest na marzec i powinna zająć kilka miesięcy.
Drugi przetarg dotyczy  przebudowy przepustu drogowego w Trzemesznie, który już w ubiegłym roku był tematem przetargowym, ale firmy, które zgłosiły swój akces w nim zaoferowały sumy znacznie przekraczające kwotę, którą oferowała gmina. Była to suma 75 tys. zł, a firmy oferowały dwa razy tyle. W tegorocznym budżecie na ten cel wygospodarowano kwotę 129 tys. zł. Z tej sumy jednak część pieniędzy ma iść również na drogi we wsi (ok. 50 tys. zł – przyp. red.). Przetarg potrwa do 10 lutego. Czy tym razem uda się znaleźć kogoś kto zajmie się remontem przepustu. – Trudno cokolwiek wyrokować w tej sprawie. Wójt dobrze wie, że tylko porządny remont tego przepustu pozwoli uniknąć sytuacji z 2010 roku kiedy doszło do podtopień pól. Do teraz przecież część rolników walczy z nim o odszkodowania za tą sprawę – uciął krótko jeden z mieszkańców Trzemeszna.
Rezultaty przetargów poznamy niebawem i będziemy informowali o postępach w tych sprawach.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Oferta ważna na sześć miesięcy

W mieście jest wiele urokliwych miejsc, o które dba się z należytą starannością
Gmina zamierza zatrudnić chętne osoby do utrzymywania czystości i zieleni miejskiej w Kobylinie. Decyzja taka jest efektem zeszłorocznych rozmów radnych podczas komisji, na których padały propozycje tego typu rozwiązania, które ma przynieść gminie oszczędności.

Przypomnijmy, że do tej pory utrzymaniem porządku i zielenią miejską zajmowała się w Kobylinie firma Janmar ze Zdun, która co miesiąc inkasowała z konta gminy kwotę od 3 tys. zł do nawet 11 tys. zł za swoją pracę. Zdaniem wielu radnych takie kwoty były duże, a jak wskazywał wielokrotnie radny Piotr Chlebowski z tego typu pracami bez problemu poradziłoby sobie kilka zatrudnionych przez gminę osób.
Urząd gminy przekalkulował dotychczasowe koszta, które wypłacał firmie Janmar. Okazało się, że stawki brutto kształtowały się następująco: zamiatanie chodników, grabienie liści, odśnieżanie w okresie zimowym – 16 gr/m; koszenie trawy – 21 gr/m; przycinanie żywopłotu – 3,69 z³/mb, przycinanie drzew – 31 z³ od sztuki. To w skali całego roku to spory wydatek sięgający nawet kwoty ponad 100 tys. zł.
Burmistrz Kobylina wyliczył opłacalność wariantu proponowanego przez radnych i okazało się, że pomysł zostanie wdrożony w życie jeszcze w tym roku. Najprawdopodobniej pracą związaną z utrzymywaniem czystości i zielenią będą wykonywały dwie lub trzy zatrudnione przez gminę osoby. Jak informował burmistrz, zawsze będzie można je wesprzeć pracownikami z robót publicznych gdyby pracy okazało się nieco więcej. Aktualnie trwa nabór chętnych osób, który potrwa do 20 lutego. – Wszystkie chętne osoby mogą zgłaszać się do urzędu miejskiego w pokoju nr 1. Muszą to być osoby zarejestrowane w Powiatowym Urzędzie Pracy w Krotoszynie. Czas wykonywanej przez zatrudnione osoby pracy to termin od 1 marca br. na okres sześciu miesięcy – informuje włodarz gminy Bernard Jasiński.
Czy zatrudnione osoby spełnią swoją funkcję należycie pokaże czas. Czy gmina dzięki temu zaoszczędzi też nie wiadomo. Do dotychczasowej pracy firmy bowiem nie było żadnych zastrzeżeń i wszyscy podkreślali, że w Kobylinie dbano o zieleń i porządek. Jak będzie wyglądać to teraz pokażą najbliższe miesiące.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Zalesie Małe - Pobocza – nasza zmora

Zdaniem mieszkańca pobocze drogi w kierunku Zalesia Małego to pułapka dla kierowców
Zalesie Małe to prężnie rozwijające się sołectwo. Główna zasługa w tym istniejącej tam firmy Bolsius, która zajmuje się produkcją świec. Dojazd do wsi jest jednak trudny zważywszy na fakt, że droga jest dość wąska i często dwa mijające się auta muszą zjeżdżać na pobocza, a te są w katastrofalnym stanie.
Temat zgłosił jeden z mieszkańców wsi, który zwrócił nam uwagę na rozjechane pobocza drogi, która prowadzi do wsi. – Wiadomo, że po transport przyjeżdżają duże samochody, które jak jedzie ktoś z przeciwka zjeżdżają na pobocze żeby nie doszło do adnego zdarzenia. Wskutek tego pobocza wyglądają strasznie. Głębokie wyrwy i ślady po dużych oponach są pułapką dla mniejszych aut –tłumaczy mieszkaniec. Dodaje jednocześnie, że najgorzej jest porą wieczorną i nocą kiedy nie widać dokładnie tego jak pobocza wyglądają. – Niejednokrotnie ktoś zjechał na pobocze i lądował w rowie. Nic poważniejszego się nie stało, ale te pobocza należałoby utwardzić albo w przyszłości poszerzyć tą drogę – kończy.
Skontaktowaliśmy się z dyrektorem Powiatowego Zarządu Dróg w Krotoszynie, który podjął temat. O poszerzaniu drogi póki co nie ma mowy, ale poboczami PZD zamierza się zająć. – Oczywiście przyjrzymy się temu tematowi i zrobimy wszystko żeby poprawić bezpieczeństwo w najbardziej newralgicznych miejscach. Prosiłbym również wszystkich sołtysów o zgłaszanie tego typu rzeczy do nas. Wobec każdego tematu nie przejdziemy obojętnie – mówi Krzysztof Jelinowski.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Zalesie Wielkie - Przede wszystkim chodzi nam o światło

Na tzw. „kanadzie” lampy są pilnie potrzebne
Zalesie Wielkie to dość spora wieś w gminie Kobylin, która jak każda ma swoje potrzeby. Te widzą mieszkańcy, którzy apelują za pośrednictwem naszej gazety o zajęcie się tematem oświetlenia we wsi oraz przyspieszeniem prac związanych z odśnieżaniem ich dróg w sołectwie.

- Mamy XXI wiek, a w naszej wiosce są jeszcze miejsca, gdzie nie ma lamp. Chodzi mi głównie o tzw. „kanadę”. Tam niektórzy mieszkają już 70 lat i lamp do tej pory nie ma. Oprócz tego wato by było zainteresować się odśnieżaniem przez pracowników PZD. Ostatnio byli, ale piaskarka tylko przejechała przez wieś i nawet nie posyopała nam dróg – informuje nas telefonicznie anonimowy mieszkaniec Zalesia Wielkiego.
Udajemy się do wsi. Droga jest przejezdna więc sprawdzamy informacje mieszkańca u źródła. – Mógł być taki moment, że akurat było tam nieprzejezdne. Pracownicy jednak pracowali cały czas, a wiadomo, że mamy kilka gmin do objazdu. Jak Pan widzi teraz problemu nie ma i wszystkie drogi w gminie Kobylin są przejezdne. Pracujemy non stop do późnych godzin wieczornych także prosimy mieszkańców o cierpliwość – mówi dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Krotoszynie Krzysztof Jelinowski.
Sprawa oświetlenia jest już bardziej złożona. Faktycznie droga na tzw. „kanadzie” (domki jednorodzinne wkoło wsi – przyp. red.) tylko do połowy posiada oświetlenie uliczne. Zdaniem sołtysa wsi oświetlenie w tej części sołectwa jest wskazane. – Wnioskowałem o 24 nowe lampy. Według założeń powinny one się pojawić na wspomnianej drodze. Kilka z lamp powinno także pojawić się koło kościoła i przy cmentarzu – mówi sołtys Zenon Miedziński.
Kiedy ruszą prace? – Aktualnie jesteśmy po spotkaniach ze wszystkimi sołtysami i zebraliśmy zapotrzebowanie na punkty oświetleniowe. Teraz wspólnie z burmistrzem będziemy robili jeszcze objazd wszystkich miejscowości i brali pod uwagę zasadność wnioskowanych punktów. Potem przejdziemy do realizacji działań. Nie jestem w stanie teraz powiedzieć czy nastąpi to jeszcze w tym roku czy później. Na pewno jednak będziemy starali się żeby w najbardziej newralgicznych miejscach gminy lampy się pojawiły – spuentował Czesław Piskorek z kobylińskiego magistratu.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK