poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mieszkańcy Konarzewa i Chachalni zapłacą mniej

Radni większością głosów zaaprobowali obniżenie opłaty
Burmistrz Zdun wystąpił do zarządu powiatu o zwolnienie mieszkańców Konarzewa i Chachalni z opłat za nowe dowody rejestracyjne. Dotyczyłoby to osób, które od niedawna mają nowe adresy zamieszkania, spowodowane nadaniem w tych miejscowościach nazw ulic. Powiat tego nie zrobił, ale opłatę zmniejszył do 41 zł.

Na zmianę dowodów rejestracyjnych czeka obecnie 1.100 mieszkańców Konarzewa i Chachalni, którzy po zmianach administracyjnych mieszkają na nowych ulicach. Taki stan rzeczy spowodował, że wystąpili oni do gminy Zduny z petycją o zwolnienie ich z opłat za wydanie nowych dowodów rejestracyjnych. Burmistrz Zdun, Władysław Ulatowski, razem z radnymi wystosował więc odpowiednie pismo do starosty z zapytaniem, czy jest możliwe takie działania albo chociaż częściowe obniżenie stawki za nowy dowód.
- Koszt dowodu to 54 zł. Sporo powiat traci. Niestety, na tego typu stratę nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić i proponujemy działanie pośrednie - mówił skarbnik powiatu, Andrzej Jerzak. Okazuje się, że powiat zgodzi się na niewielkie obniżenie opłaty do 41 zł. - Oczywiście terminowo. Dajemy czas mieszkańcom do końca października tego roku. Później trzeba będzie zapłacić normalną stawkę - puentował skarbnik.
Wielu radnych dziwiło się, że w ogóle mówi się o jakiejkolwiek obniżce. - Myślę, że taką zmianę powinien zafundować mieszkańcom burmistrz i sam dopłacić do dowodów - uważali niektórzy rajcy, w tym rozdrażewski, Henryk Jankowski.
- Nie wolno winić ludzi za to, że chcą być zwolnieni za opłatę, która nie jest ich pomysłem -  dodawała radna, Sławomira Fedorowicz. - Gdyby gmina Zduny się dołożyła, to pewnie nie byłoby obniżki, tylko byliby całkowicie zwolnieni, bo resztę byśmy pokryli - puentował radny Janusz Baszczyński.
Niestety gmina Zduny nic nie dołożyła, a powiat jest w chwili obecnej tylko zmniejszyć opłatę o przysłowiową dychę. Ostateczna decyzja w tej sprawie podjęta zostanie jednak na kwietniowej sesji radnych powiatu.

Trzy kursy to za mało

Mieszkańcy mają do dyspozycji tylko trzy poranne kursy do Krotoszyna
Jak bumerang powraca w gminie Kobylin temat połączeń autobusowych z Krotoszynem. Mieszkańcy apelują, by zwiększono ich liczbę.

Mieszkańcy gminy Kobylin chcą, by kursowały u nich autobusy krotoszyńskiego Miejskiego Zakładu Komunikacji. Ich zdaniem usługi, jakie na ich terenie świadczy prywatny przewoźnik, Bob-Kom, są niewystarczające, bo kursów jest zbyt mało. Mieszkańcy mają do dyspozycji trzy kursy o godzinie 7.17, 10.03 i 12.20 - Muszę jeździć codziennie do Krotoszyna, bo mam kogoś w szpitalu. Niestety, jestem skazany na jeden kurs poranny, bo nie ma nic poza tym. Gdyby nie życzliwy sąsiad, to nie wiem, co bym zrobił. Jesteśmy miastem, a połączenia mamy jak na jakiejś zapomnianej wsi. Rozumiem nierentowność linii i inne rzeczy, ale chyba gmina powinna ułatwiać mieszkańcom dostęp do miasta powiatowego - mówi Tomasz Kuczyński z Kobylina. Dodaje, że wielu jego znajomych z chęcią by korzystało z innych połączeń, gdyby takowe istniały. - Tymczasem jak wyjadą z Kobylina o 7.00, to powrót mają dopiero o 14.00. To zdecydowanie za długi czas oczekiwania, sprawunki aż tyle nie trwają – kończy.
Właściciel firmy Bob-Kom, Bogdan Cierniewski, nie planuje jednak większej liczby  kursów. Jego zdaniem wina leży po stronie mieszkańców, którzy wprawdzie deklarują, że będą jeździli, ale biletów miesięcznych kupować nie chcą. - Miałbym gwarancję, że trasa będzie obłożona, że nie będę woził powietrza. A tak to wprowadzę kurs i się okaże, że jedna osoba jedzie - twierdzi.
Burmistrz Kobylina, Bernard Jasiński, proponuje, by zebrała się grupa ludzi, która zadeklaruje, że będzie jeździła autobusami w określonych godzinach. - Jeżeli taka grupa się znajdzie, bilety kupi, to ja chętnie kurs dodatkowy wprowadzę – mówi.
A co z możliwością wprowadzenia na trasę do Kobylina autobusów krotoszyńskiego MZK? - Prowadziłem rozmowy w tej sprawie. Niestety, MZK także ma problem z opłacalnością kursów. Jeżeli mieszkańcy bardzo chcą, to muszę mieć przynajmniej kilkadziesiąt głosów w tej sprawie. Wtedy mogę negocjować z MZK i próbować takie połączenie utworzyć – kończy burmistrz.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Część Kobierskiej gotowa

Nowa nawierzchnia kosztowała 79 tys. zł
W ubiegłym tygodniu Powiatowy Zarząd Dróg położył nową nawierzchnię na ulicy Kobierskiej w Gorzupi. To jednak tylko połowa prac, które będą na niej wykonane.
 

Mieszkańcy Gorzupi od l at narzekają na fatalny stan Kobierskiej. PZD systematycznie uzupełniał ubytki, ale niektóre były tak duże, że podjęto decyzję o kapitalnym remoncie.  Deklaracje padły pod koniec ubiegłego roku. W zeszłym tygodniu na ul. Kobierskiej w Gorzupi przez trzy dni modernizowano nawierzchnię na powierzchni 1302 m kw. - Wyrównano profil drogi, położono masę asfaltową oraz pięć centymetrów warstwy ścieralnej. To połowa zaplanowanych prac. Być może jeszcze w tym roku uda się zrobić drugą połowę, ale zależy to od pieniędzy. Wspomniany odcinek kosztował 79 tys. zł - informuje dyrektor PZD, Krzysztof Jelinowski.
Prace wykonywało Przedsiębiorstwo Budowlano-Handlowe Marzyński z Jarocina. - Mamy nadzieję, że na nich się nie skończy i cała Kobierska zostanie w końcu zrobiona - mówi sołtys Gorzupi, Henryk Kubiak.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Parkingi niebawem

Najpierw powstaną parkingi na ul. Wałowej i Kościelnej
Gmina zamierza jeszcze w tym roku rozwiązać problem parkowania w Kobylinie. Rozwiązaniem mają być dwa nowe parkingi – na ulicy Wałowej i alei Powstańców Wlkp.

Kobyliński rynek, szczególnie w godzinach południowych, pęka w szwach. Nic więc dziwnego, że przyjezdni parkują, gdzie się da, a mieszkańcy parkują mimo zakazów obok własnych posesji. Wkrótce problem ma zostać rozwiązany. 
Pierwszy nowy parking będzie na ul. Wałowej i ul. Kościelnej (obok kościoła), gdzie w ubiegłym roku zakończono modernizację nawierzchni. Na ten rok gmina zabezpieczyła na budowę parkingów 250 tys. zł. 
Radny Jan Patryas uważa jednak, że budowa miejsc parkingowych pomoże w rozkorkowaniu miasta, ale nie spowoduje, że wszyscy zaczną parkować jak należy. - Najlepiej byłoby postawić parkomaty, wtedy byłby spokój – zasugerował podczas posiedzenia jednej z komisji rady gminy. Inni radni poparli go, bo także ich zdaniem metoda ta skutecznie zmniejszyłaby bezmyślne blokowanie ulic przez kierowców.
Burmistrz ma jednak inny plan – zamierza wybudować oprócz parkingu koło kścioła kolejny, na alei Powstańców Wlkp.: - Wyliczyłem, że na obu tych parkingach będzie w sumie kilkadziesiąt miejsc, co powinno rozwiązać problem. Budowa parkingu na Wałowej powinna się rozpocząć w najbliższym czasie, a inwestycja na alei Powstańców Wlkp. planowana jest na 2015 rok.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

O poręczeniu kredytu i manipulacjach opinią publiczną

„Poręczenie nie spowoduje, że coś złego się stanie” – przekonywał dyr. Jakubek
Podczas komisji powiatowych w minionym tygodniu radni większością głosów zaopiniowali uchwałę dotyczącą poręczenia finansowego w kwocie miliona złotych dla krotoszyńskiego szpitala.

Konieczność poręczenia kredytu wynika z trudnej sytuacji finansowej SPZOZ w Krotoszynie, o czym przekonywał obecny na komisjach dyrektor placówki. - Wcześniej nie mieliśmy tego problemu. Niestety, sytuacja we wszystkich szpitalach w Polsce i cięcia budżetowe wpłynęły na to, że banki wymagają poręczenia już nie od nas, lecz od instytucji, której podlegamy. Nic złego się nie dzieje i traktować to należy jak debet na koncie, który na bieżąco spłacamy - tłumaczył  dyr. Paweł Jakubek.

Bóg to jeden tylko wie
Brak możliwości zaciągnięcia kredytu przez SPZOZ - zdaniem skarbnika powiatu - oznaczałby utratę płynności finansowej zakładu. - Kredyt w wysokości 1 mln zł będzie wymagalny na dzień 30 kwietnia 2015 roku. Dlatego nie przewiduje się żadnych obciążeń finansowych z tytułu poręczenia w roku bieżącym, natomiast wspomniana kwota będzie ujęta w wydatkach bieżących powiatu w roku 2015, co ma swoje odzwierciedlenie w Wieloletniej Prognozie Finansowej. Nie przewidujemy, myślę, żadnych nieprzewidzianych problemów, żeby coś nagle się stało i szpital dalej się zadłużał. Ale Bóg to jeden tylko wie, no i oczywiście dyrektor Jakubek - argumentował Andrzej Jerzak.
- Czy ten kredycik, który mamy poręczyć, to my musimy to robić. Nie może sam szpital np. gruntów w zastaw dać albo nieruchomości - dopytywał radny Henryk Jankowski. - Wszystko to, o czym radny mówi, nie jest w naszej gestii, tylko w gestii powiatu - tłumaczył dyrektor.

Jednego przestępcy mniej
Radny jednak nie dawał za wygraną i zapytał o doniesienia prasowe na temat 20 tys. zł, które powiat miał zapłacić za przegrany proces zakładu opieki zdrowotnej z tygodnikiem Informacje Krotoszyńskie. Oto odpowiedź (autoryzowana), która padła z ust dyr. Jakubka: - Pytanie pana radnego jest przykładem na to, jak można kolejny już raz manipulować opinią publiczną. 5 października 2010 roku w ,,Informacjach Krotoszyńskich” ukazał się artykuł ,,Wożą umierających do Koźmina” poprzedzony na pierwszej stronie gazety tytułem ,,Koźmin nie chce być umieralnią”. W pierwszym zdaniu tego artykułu pojawiło się stwierdzenie autora, że ,,niektórych zmarłych lub umierających pacjentów ze szpitala w Krotoszynie przewozi się do Koźmina”. Chodziło o nieistniejący już pododdział opieki średnioterminowej oddziału wewnętrznego a powodem tego ,, procederu” miało być ,,poprawienie statystyki zgonów”. Była to oczywista nieprawda i uznałem jego treść za zniesławienie i poniżenie w opinii publicznej SPZOZ i jego pracowników medycznych, czyli przestępstwo z art. 212 KK. Koszt sprawy w I instancji wyniósł trzysta zł, apelacji sto pięćdziesiąt. Nie wiem skąd w ostatnim artykule pojawiła się kwota dwudziestu tysięcy złotych. Dlaczego taki prezent otrzymałem od gazety akurat na święta też nie wiem, gdyż wyrok ostatecznie uniewinniający zapadł już w ubiegłym roku. Od długiego czasu jestem ,,na celowniku” redaktora prowadzącego tej gazety. Czytałem już w niej różne niedorzeczne rzeczy, np. że szpital zatruwa miasto albo że budowa parkingu przy szpitalu służyć miała temu, by służbowa limuzyna dyrektora nie tonęła w błocie. Sąd uniewinnił tego Pana i właściwie się cieszę, bo mamy w kraju jednego przestępcę mniej. Osobiście, po tylu latach, nie mam już do Niego żadnego żalu. Już wiem, że wolno napisać wszystko. Gratuluję wyroku i dobrego samopoczucia.
Radni nie drążyli już dalej tematu i większością głosów zgodzili się na poręczenie kredytu w kwocie 1 mln zł. Ostateczna decyzja zapadnie jednak na kwietniowej sesji.

Chcą ograniczenia tonażu

Ograniczenie tonażu ma zapobiec dalszej dewastacji tej drogi
O drodze w Perzycach (gm. Zduny) pisaliśmy dwa tygodnie temu. Radny gminny, Grzegorz Grobelny, chciałby wprowadzenia tam ograniczenia tonażu pojazdów. Z wnioskiem muszą jednak wystąpić mieszkańcy wsi.

Nawierzchnię perzyckiej drogi niszczą ciężkie pojazdy, dojeżdżające tamtędy do pobliskich  pól oraz firmy zajmującej się maszynami rolniczymi i budowlanymi. Podczas ostatniej gminnej sesji na problem zwrócił uwagę m.in. radny i mieszkaniec wsi, G. Grobelny, który zabiega o ograniczenie na wspomnianej drodze dopuszczalnego tonażu pojazdów. Kiedy odwiedziliśmy Perzyce, wielu mieszkańców tej wsi przyznawało radnemu rację. - Trzeba jednak tak zrobić, żeby nie zaszkodzić rolnikom, którzy tamtędy jeżdżą na pola, bo możemy doprowadzić do absurdu – powiedział nam 56-letni pan Mieczysław.
Burmistrz Zdun, Władysław Ulatowski, zapewnia, że jeżeli społeczność wsi przygotuje  petycję o ograniczenie tonażu, to podejmie działania: - Zwrócimy się z tym do powiatu. Myślę jednak, że ograniczenie nie powinno być większe jak do 20 ton, aby maszyny rolnicze mogły się poruszać.  Stosowny wniosek ma wpłynąć na dniach do burmistrza. Do tematu powrócimy.

Pomagają czy szkodzą?

Zdaniem naszej rozmówczyni ośrodkowi zabrakło przed świętami ludzkiego zrozumienia
Do naszej redakcji zgłosiła się chcąca pozostać anonimową mieszkanka Krotoszyna, która jest zbulwersowana zachowaniem się pracowników Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krotoszynie, który nie wypłacił zasiłków rodzinnych i alimentacyjnych przed świętami. - Zdecydowałam się, że nie będę robić świąt - mówi kobieta.

Nasza rozmówczyni, z którą skontaktowaliśmy się po otrzymaniu informacji mówi, że sprawa jest bardzo złożona. Sama wychowuje trójkę małych dzieci. Mieszka z dziećmi w Krotoszynie i stara się być jak najlepszą matką dla swoich pociech. Żyje tylko z zasiłku rodzinnego i alimentacyjnego, ponieważ jak nam mówiła nie pracuje nigdzie do tej pory ze względu na dzieci, którym chce poświęcać czas. - Zasiłki na konta miały być wypłacane w piątek przed świętami. Zawsze były przelewy zgodnie z terminarzem, a nawet i wcześniej.
Zawiodłam się. Pieniądze nie zostały przelane, ani wypłacone. Czy w takiej sytuacji powinnam przełożyć święta o tydzień? - pyta rozżalona krotoszynianka.
Zdaniem kobiety taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, a panie które pracują w MGOPS w Krotoszynie powinny zrozumieć, że święta to szczególny okres w roku kiedy pieniądze są ludziom bardzo potrzebne. - Zdecydowałam, że nie będę robiła świąt, ale znaleźli się ludzie, którym nasz los nie był obojętny i jak mogli, tak pomogli. Czy panie które pracują w MGOPS pomagają ludziom czy szkodzą? - kontynuuje kobieta.
Na zakończenie rozmowy krotoszynianka dodaje, że zostały wypłacone tylko zasiłki stałe. -  Ludziom, którzy jak wiadomo mają tylko jedno w głowie. Odebrać, wejść do sklepu i się napić. Być może nie wszyscy, ale większość tak robi - kończy nasza rozmówczyni.
Skontaktowaliśmy się z dyrekcją ośrodka, która spokojnie tłumaczy całą sytuację. - Mamy pewne terminy, które nie są zależne od nas i musimy się ich trzymać, żeby nie zapanował żaden chaos. W tym roku jest to ostatni tydzień każdego miesiąca i tak też pieniądze były i są wypłacane. Nie możemy zmieniać sobie terminu wypłat jak nam się podoba. Dla dobra ośrodka i samych osób korzystających z różnego typu świadczeń musi być pewna systematyczność naszej pracy, którą staramy się zachować - poinformowała dyrektorka, Teresa Stemplewska.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Wstyd mi za krotoszynian

Zanim coś wrzucimy do pojemnika, sprawdźmy, czy aby na pewno powinno to się w nim znaleźć
Tadeusz Rozenek z Krotoszyna przed świętami odwiedził cmentarz, by posprzątać groby bliskich. To, co zobaczył, mocno go zbulwersowało. - U nas ludzie w mieście są niereformowalni. Widać, że nowy administrator zaczął dbać o nasz cmentarz, a ludzie do tej pracy nie mają żadnego szacunku – mówi.

Chodzi o nowe pojemniki na odpady segregowane, które w ub. miesiącu stanęły na krotoszyńskiej nekropolii. Pojemniki na szkło, plastiki i odpady ustawiono w różnych miejscach, ale ludzie nie korzystają z nich zgodnie z przeznaczeniem. - Byłem świadkiem, jak starsza pani bez skrupułów to, co wysprzątała, czyli puste znicze, ziemię i kwiaty,  w jeden worek wsadziła i wyrzuciła do kontenera na szkło,  mimo że nawet na mszach ksiądz informuje, że nie wolno tego robić. Kiedy zwróciłem jej uwagę, ochrzaniła mnie i powiedziała, że nie mój interes - mówi pan Tadeusz. Jsugeruje, iż podobnych wspomnanej kobiecie osób jest więcej, co wywnioskował przyglądając się zawartości pojemników. - To smutne i lekceważące, zwłaszcza że nowy administrator stara się zrobić porządek na cmentarzu - kończy nasz rozmówca.
Sam administrator zdaje sobie sprawę, że zmiany nie nastąpią od razu i potrzeba będzie sporo czasu, żeby wszystko zaczęło układać się tak, jak założył. - Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że później pracownicy mają dodatkową robotę i muszą segregować odpady, które już miały być posegregowane. Jak jest tego sporo, to firma wywożąca traktuje takie śmieci jak odpady zmieszane, a ich wywóz jest przecież droższy - mówi Marek Wieczorek, który w imieniu parafii farnej zarządza cmentarzem.  - Prosimy o zrozumienie. Są pojemniki, na dokładkę dobrze opisane, co dokładnie można, a czego nie można tam wyrzucać. Myślę, że wystarczy tylko trochę dobrej woli, by wszystko zaczęło dobrze funkcjonować. 
foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kopalnia manganu zamiast wodociągu?

„Sprawdzamy nawet anonimowe zgłoszenia” – mówił D. Wawrzyńczak
W ubiegłym tygodniu podczas komisji powiatowych wiele miejsca poświęcono sprawozdaniu Powiatowego Inspektora Sanitarno-Epidemiologicznego w Krotoszynie za miniony rok.

Sprawozdanie przedstawił pracownik krotoszyńskiej placówki Dominik Wawrzyńczak, który krótko omówił najważniejsze działania podejmowane w minionym roku. Jeżeli chodzi o stan wody w powiecie, to jest on dobry. - Nic się nie zmieniło i nadal mamy pod kontrolą 14 wodociągów, w których woda jest zdatna do spożycia. Przeprowadziliśmy ogółem 1.870 kontroli w nadzorowanych obiektach. Nie wszystkie spełniły nasze oczekiwania. Na skutek nieprawidłowości wystosowaliśmy mandaty karne na kwotę ponad 3 tys. zł. Dziś jednak już programy naprawcze zostały wdrożone w życie – informował.
Nieprawidłowości wykazano głównie w wodociągu koźmińskim i ujęciu w Dzielicach (gm. Rozdrażew). - Co dokładnie wykazały kontrole? - dopytywali radni Albin Batycki i Henryk Jankowski. Padła odpowiedź, że w przypadku Koźmina wykryto znaczne stężenie manganu, który jednak został już zniwelowany, a jego wzrost nie wpływał znacząco na jakość wody. Z kolei w Dzielicach woda wymaga lepszej filtracji, którą może zapewnić tylko modernizacja budynku punktu uzdatniania wody.
- Wszystko jednak kosztuje. W Koźminie jest o tyle gorzej, że woda jest wydobywana z pokładu ponad 300 metrów z głębi ziemi i jest mocno zanieczyszczona już sama w sobie. Natomiast w Dzielicach potrzebna jest pilna modernizacja, żeby zapobiec zanieczyszczeniom - tłumaczył D. Wawrzyńczak. - Może zatem zamknąć wodociąg w Koźminie i zrobić tam kopalnię manganu? - żartował wicestarosta, Krzysztof Kaczmarek. - Niestety, Koźmin nie ma żadnej alternatywy na inne źródło pozyskiwania wody. Trzeba zatem robić tak, by poprawiać jej jakość wszelkimi możliwymi sposobami i unikać wysokiego stężenia manganu, który przy współczesnych formach oczyszczania wody i tak się wytrąca - puentował przedstawiciel Sanepidu. 
Jeżeli chodzi o kontrole żywności w sklepach i supermarketach, to sanepid przeprowadził łącznie 1.238 kontroli. - Odnotowaliśmy sześć obiektów, które naruszały wytyczne Głównego Inspektora Sanitarno-Epidemiologicznego. Było to pięć sklepów spożywczych i jeden zakład żywienia zbiorowego. W tej chwili już wszystko gra. W dalszym ciągu jednak sprawdzamy liczne obiekty i reagujemy nawet na anonimowe zgłoszenia, np. o  przeterminowanej żywności - tłumaczył D. Wawrzyńczak.
Sprawozdanie zostało jednogłośnie przyjęte przez radnych obu komisji.


Wycinka drzew na całego

Wiele osób zapewne ucieszy brak przydrożnych drzew
W gminie Kobylin wycinane są przydrożne drzewa, stanowiące zagrożenie dla użytkowników dróg. W sumie ma ich być wyciętych 135.

O wycinanie drzew przy drogach niejednokrotnie apelowali mieszkańcy powiatu, m.in. interweniując w naszej redakcji. W styczniu br. PZD wystosował wnioski do gminy o zezwolenie na wycięcie 135 drzew. Znajdują się one w obrębie Górki (115 olch), Kuklinowa i Rojewa (20 lip). W lutym roboty rozpoczęto od drogi Kobylin - Czeluścin, gdzie wycięto olbrzymie topole i lipy. - To były chore drzewa, w większości suche i podłamane. Ich usunięcie spowodowało, że jest już gotowe podłoże do budowy  w przyszłości kanalizacji sanitarno-deszczowej i chodnika na długości 700 metrów - informuje dyrektor PZD, Krzysztof  Jelinowski.
Aktualnie pracownicy PZD wycinają drzewa na trasie Kuklinów - Rojew i we wsi Górka. - Najpierw usuwamy górne gałęzie i za pomocą profesjonalnego sprzętu tniemy je na mniejsze kawałki. Praca idzie sprawnie, ale musimy uważać na linię wysokiego napięcia. Większych utrudnień w ruchu nie ma. Cała wycinka powinna się zakończyć w tym miesiącu – mówi dyrektor PZD.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Bożęciczki - Z Borzęciczek do reprezentacji

J. Tanaś i J. Stanisławski z opiekunem R. Klinkoszem
Mateusz Klepacki, Bartosz Ryczkowski, Jan Stanisławski i Jakub Tanaś to uczniowie   Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Borzęciczkach, którzy za wybitne osiągnięcia sportowe zostali powołani do reprezentacji  kraju na letnie igrzyska Olimpiad Specjalnych.
 

W samym superlatywach wyraża się o wymienionych sportowcach zarówno kadra ośrodka, jak  i jego podopieczni. Mateusz to uzdolniony narciarz, który w tym roku zdobył srebrny i brązowy medal w narciarstwie zjazdowym podczas regionalnego etapu OS w Zakopanem. Dodatkowo pasjonuje się tenisem stołowym. Bartosz jest tenisistą stołowym, który potrafi z każdych niemal zawodów przywieźć medale. Jan to lekkoatleta specjalizujący się  w biegach na 60 i 100 m. Jakub dał się poznać jako świetny zawodnik w bowlingu (odmiana kręgli). - Wszyscy chłopcy wspólnie z trenerem Marcinem Jerzakiem wyjadą już niedługo na zgrupowanie, które ma ich jeszcze lepiej przygotować do sierpniowych igrzysk – mówi opiekun chłopców, Rafał Klinkosz. - Mateusz ma 20 lat, a Bartosz 19 lat. Obaj są uczniami szkoły przysposabiającej do pracy i obaj mają za sobą starty w podobnych zawodach. Dwaj pozostali chłopcy to szesnastoletni gimnazjaliści, dla których powołanie do kadry to ogromny splendor.
Wszyscy chłopcy traktują start w OS bardzo poważnie. - Będziemy robić wszystko, żeby wygrać. Cieszymy się z powołania - mówi J. Stanisławski.  - Najważniejsze, że stajemy się wzorem dla innych i pokazujemy, na co nas stać - dodaje J. Tanaś.
Dyrektorka ośrodka, Barbara Zakrzewska, podkreśla: - Zadaniem Olimpiad Specjalnych jest zapewnienie całorocznego cyklu treningów i zawodów sportowych w różnych olimpijskich dyscyplinach sportu osobom od ośmiu lat wzwyż z upośledzeniem umysłowym, zapewnienie ciągłej możliwości rozwijania sprawności fizycznej, demonstrowania odwagi, dzielenia się radością ze zdobytych nagród oraz nawiązywanie przyjaźni.

sobota, 19 kwietnia 2014

Biadki - Cała wieś przy stołach

Na stołach królowały potrawy wielkanocne
13 kwietnia w biadkowskim Domu Strażaka dbyło się uroczyste śniadanie wielkanocne, w którym wzięło udział ponad stu mieszkańców wsi. Wszyscy podkreślali, że to ani pierwsza, ani ostatnia inicjatywa mająca integrować biadkowian.

Imprezę zorganizowali: Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotnicza Straż Pożarna, zespół Biadkowianki oraz stowarzyszenie Wspólnie dla Biadek. - Postanowiliśmy, że nie będziemy się rozdzielać i zrobimy coś razem, aby pokazać, że potrafimy połączyć siły – mówi prezes OSP Biadki, Darian Paszek.
Na stołach królowały tradycyjne wielkanocne potrawy. - Wszystko razem kosztowało nas 680 zł, a jadła było tyle, że jeszcze sporo zostało – dodaje z uśmiechem D. Paszek. Najmłodsi mieszkańcy wsi mieli przy okazji nie lada frajdę, bowiem mogli obejrzeć strażacki wóz i skorzystać z przejażdżki.
Ksiądz Tomasz Flejszer przed rozpoczęciem posiłku pobłogosławił wszystkich i złożył uczestnikom życzenia z okazji zbliżających się świąt. Następnie wszyscy po kolei składali sobie życzenia wielkanocne. - Takie imprezy udowadniają, że wspólnie można wiele zdziałać. Podczas spotkania padło wiele ciekawych propozycji na dalszą działalność wszystkich organizacji – podkreśla prezes OSP.
 

foto by D. PASZEK

Krotoszyn - Rozmawiali o autyzmie

Na konferencji pojawiło się blisko 100 osób
W związku ze Światowym Dniem Świadomości Autyzmu, 11 kwietnia w krotoszyńskim muzeum odbyła się konferencja pod hasłem Porozmawiajmy o autyzmie.

Jej organizatorzy to krotoszyńskie III Liceum Ogólnokształcące o profilu pedagogicznym w ZSP nr 2 oraz konarzewski Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy. 
W konferencji udział wzięli m.in. rodzice dzieci z autyzmem, dyrektorzy placówek oświatowych, pedagodzy i nauczyciele pracujący z dziećmi autystycznymi. Celem było poszerzenie wiedzy na temat autyzmu oraz zapoznanie uczestników z najnowszymi metodami terapii i alternatywnymi sposobami porozumiewania się z osobami z poważnymi zaburzeniami w komunikacji.
Psycholog z konarzewskiego ośrodka, Maria Matysiak, przedstawiła krótko najważniejsze zagadnienia związane z tematem oraz nauczycielki ośrodka, które zaprezentowały wybrane metody i formy pracy z dziećmi autystycznymi. Ewa Kowalska z kolei, jako matka takiego dziecka, omówiła problemy wychowawcze. W trakcie konferencji prowadzono indywidualne rozmowy z rodzicami szukającymi wsparcia. Rozstrzygnięto też konkurs plastyczny na temat autyzmu.
W Polsce z zaburzeniami autystycznymi zmaga się około 30 tys. ludzi. Wielu z nich na co dzień dotyka obojętność i brak zrozumienia,  konieczne jest więc szerzenie wiedzy na temat autyzmu. Liczba sób zmagających się z nim rośnie. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych, w ciągu ostatnich 20 lat zwiększyła się aż dziesięciokrotnie. Dziś zaburzenie jest bowiem diagnozowane łatwiej i wcześniej niż przed laty, bo specjaliści wiedzą o jego specyfice coraz więcej. Jednak postrzeganie osób autystycznych jest wciąż zniekształcane przez stereotypy.  - Chcemy walczyć z szablonowym myśleniem o autyzmie, dlatego zorganizowaliśmy tę konferencję. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że autyzmu nie należy postrzegać jako nieuleczalnej choroby. Najnowsze doświadczenia i wyniki badań dowodzą, że istnieje możliwość podejmowania różnorodnych działań wspierających rozwój autystycznego dziecka. Dzięki fachowej i intensywnej terapii można zniwelować wiele objawów  - mówi dyrektorka ośrodka,  Daria Rakowiecka-Nowacka.
Konferencję wsparły następujące stowarzyszenia i instytucje: stowarzyszenie Motylek, Bank Spółdzielczy z Krotoszyna, Fundacja Nowa Nadzieja z Poznania, Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół ZSP 2 w Krotoszynie oraz Piekarnia-Cukiernia Brykczyński Sp. z o.o.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Jury urzekł folklor i taniec

Grand Prix powędrowało do W. Kowalskiej i K. Marcisza oraz D. Sobańskiej i D. Sobeckiej
12 kwietnia w kinie Przedwiośnie odbył się finał Krotoszyńskich Talentów. Szczelnie wypełniona sala kinowa i emocje towarzyszyły każdemu występowi. W tym roku ex aequo zwyciężyły dwa duety: Wiktoria Kowalska i Kuba Marcisz  w tańcu towarzyskim oraz Dominika Sobecka i Dominika Sobańska, które wykonały piosenkę góralską.
 

Według dyrekcji KOK w gronie naszej młodzieży znajdują się prawdziwe diamenty, które należy szlifować. Od początku tegorocznej edycji uczestnikom towarzyszyły rzesze znajomych i rodzin. Do finału dostali się jednak nieliczni, którzy 12 kwietnia już byli wygranymi. O tym jednak, kto zwyciężył, zadecydowało specjalnie powołane jury w składzie: Piotr Czyżewski, Dominika Kaczała, Paweł Świca i Joanna Woźna.
Wykonawcy, mimo że występowali przed licznie zgromadzoną publicznością, nie okazywali tremy i zaprezentowali się od bardzo dobrej strony. - Poziom imprezy był naprawdę bardzo wysoki. Na tytuł Grand Prix zasługiwało na pewno kilku uczestników. Obrady były do tego stopnia burzliwe, że zdecydowaliśmy się na wybór dwóch par uczestników, reprezentujących odmienne dziedziny sztuki, czyli taniec i śpiew - mówi jurorka Joanna Woźna.
Wszystkich urzekł taniec towarzyski Wiktorii Kowalskiej i Kuby Marcisza, od którego nie można było oderwać wzroku. Jury podkreślało profesjonalizm wykonania, świadczący o olbrzymim zaangażowaniu duetu i przygotowaniach do finału. Z kolei Dominika Sobecka i Dominika Sobańska, łącząc świetny śpiew i grę na skrzypcach, porwały widownię kina w rytm góralskiego folkloru. - Inni też mieli to coś. Brawa należą się Adamowi Koziczyńskiemu za wykonanie utworu grupy Queen „Show must go on” czy też Piotrowi Drożdżyńskiemu za świetny hip-hop. O tych i innych osobach jeszcze nie raz na pewno usłyszymy - speuntowała Joanna Woźna.
Poza Grand Prix przyznano nagrodę publiczności. Najwięcej głosów zdobył Konrad Kordus. Tego tancerza uznano także za osobowość Krotoszyńskich Talentów, więc otrzymał nagrodę organizatora, czyli KOK-u. Stowarzyszenie Twoja Alternatywa, jako drugi organizator, wręczyło statuetkę Alternatywki żeńskiemu zespołowi tanecznemu Temperature, którego taniec to mocna dawka energetycznej radości i młodości.
Zwieńczeniem imprezy był występ kaliskiego zespołu rockowego The Purple Onions. Na scenie pojawił się również na moment Karol Okrasa, który tego dnia odwiedził Krotoszyn.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Film niczego nie wykazał

Oskarżony Marian J. nie odezwał się podczas tej rozprawy
17 kwietnia w krotoszyńskim sądzie odbyła się czwarta już rozprawa dotycząca śmiertelnego potrącenia 72-letniej Stefanii J.
 

Przypomnijmy: do śmiertelnego w skutkach zdarzenia doszło 26 stycznia ub. roku na przejściu dla pieszych obok sklepu Dino na ul. Rawickiej. Oskarżony kierowca pojazdu osobowego,  58-letni Marian J., mieszkaniec Krotoszyna pracujący w  firmie ochroniarskiej, potrącił późnym wieczorem kobietę, która wskutek uderzenia zmarła w szpitalu. Wątpliwości sądu budziło, czy kobieta zachowała szczególną ostrożność wchodząc na przejście dla pieszych oraz gdzie dokładnie znajdowała się w momencie uderzenia przez auto.

Policjant mało pamięta
Na czwartkowej rozprawie miało zeznawać troje świadków: - funkcjonariusz policji obecny na miejscu zdarzenia oraz dwie osoby z rodziny oskarżonego. Stawiło się tylko dwoje -  34-letni policjant oraz córka oskarżonego. Jej mąż nie mógł przybyć z racji pracy w transporcie zagranicznym. 36-letnia córka Mariana J. skorzystała z prawa do nieskładania zeznań. Wyjaśnienia złożył tylko funkcjonariusz. Powiedział,  że o wypadku został poinformowany przez dyżurnego komendy, który w ramach służby wysłał go na miejsce zdarzenia. Tam wspólnie z technikiem kryminalistyki przeprowadził oględziny miejsca zdarzenia i sporządził szkic powypadkowy. - Przesłuchałem również jednego świadka. Więcej nie pamiętam – stwierdził.
Rodzina zmarłej 72-latki zapytała  m.in., kto zasugerował, że ofiara wypadku była pod wpływem alkoholu (badania wykluczyły taką możliwość, ale na początku w notatkach służbowych policji znalazła się informacja o znikomej ilości alkoholu we krwi denatki.  - Auto oskarżonego zatrzymało się obok budynku nr 18. Czy wcześniej hamowało, bo jeśli tak, to znaczy, że siostra już się na psach znajdowała – zapytał brat ofiary wypadku, Józef Jaśkowiak. - Nie pamiętam. Jeżeli były ślady hamowania, to zostało to odnotowane w protokole - odparł funkcjonariusz.

Na filmie widać mało
Wątpliwości miał rozwiać film z kamery przemysłowej dyskontu Dino. Niestety, widać na nim niewiele. Kobieta o godz. 19.41 została uwieczniona, jak przechodzi przez pasy w kierunku sklepu Dino od strony ulicy Rawickiej, po czym idzie w stronę przejścia dla pieszych naprzeciw urzędu pracy. Tam jednak obiektyw kamery już nie sięga, więc nie wiadomo, czy znajdowała się na pasach, czy nie. Na filmie nie było również widać auta, którym kierował oskarżony.
Obecny na sali Marian J. nie zeznawał. Pełnomocnik rodziny ofiary wniósł o przesłuchanie kolejnego świadka - lekarki, która leczyła 72-latkę. - Kobieta miała dolegliwości  stóp, które znacznie spowalniały jej chód. Tymczasem biegły z zakresu ruchu drogowego wyliczył prędkość jej poruszania, biorąc pod uwagę osobę zdrową. To może mieć wpływ na osąd zdarzenia – poinformował. Sąd przychylił się do tego wniosku.

Rodzinie puściły nerwy
- Zeznania oskarżonego to kłamstwa. Robi się wszystko, żeby wypadek uszedł mu na sucho – powiedział brat zmarłej kobiety. Sędzia nie chciał jednak słuchać argumentów mężczyzny. Jak podkreślił, to sąd wyda wyrok. - To ewidentna wina kierowcy. Nie wiem, na co się czeka.  Najpierw sugerowano, że siostra była pod wpływem alkoholu, a teraz chce się na siłę udowodnić, że sama pod auto weszła. Będziemy walczyć - spuentował J. Jaśkowiak.
Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Motoserce po raz szósty

Oddawanie krwi nie boli – przekonywali dawcy
13 kwietnia na Małym Rynku w Krotoszynie klub motocyklowy Ignis Ardens zorganizował kolejną edycję imprezy pn. Motoserce. W jej trakcie 62 osoby oddały honorowo krew. Razem - prawie 28 litrów.

- Oddaję krew od trzech lat, zazwyczaj właśnie podczas akcji tego typu. Jest ich naprawdę sporo w Krotoszynie i trzeba się cieszyć, że mieszkańcy tak chętnie się włączają – powiedziała nam jedna z dawczyń, Olga Pawłowska.
Tegoroczne Motoserce było szóstym z kolei. Przez cały dzień w specjalnym autobusie można było oddawać krew. Aby zachęcić do tego jak najwięcej osób, klub motocyklowy Ignis Ardens przygotował wiele atrakcji. Była wystawa motocykli i zabytkowych samochodów, były konkursy i zabawy dla dzieci, na scenie prezentowali się najmłodsi i miejscowe zespoły. - W tym roku krew oddały 62 osoby, akcja udała się więc w stu procentach, co motywuje nas do kontynuacji - mówi prezes klubu Ignis Ardens, Norbert Duczmal.
Ciekawym elementem imprezy był pokaz ratownictwa. Przygotowano specjalny program z udziałem motocyklistów. - Ulica Rynkowa w Krotoszynie była zapełniona spacerowiczami. Choć jest zamknięta dla ruchu kołowego,  w pewnym momencie pojawił się na niej  motocyklista, który wjechał  w grupę nastolatków. W wyniku zderzenia pięć osób zostało poszkodowanych. Tak przedstawiał się scenariusz ćwiczeń zorganizowanych przez motocyklistów, strażaków i harcerzy – mówi krotoszyńskiej straży pożarnej, Mariusz Przybył.  Mieszkańcy Krotoszyna obserwowali sprawną akcję ratowników.
- Składamy serdeczne podziękowania wszystkim, którzy włączyli się w przygotowania do imprezy. Szczególnie dziękujemy dawcom, bo to dzięki nim można komuś uratować życie. Krew jest lekiem bezcennym, którego ciągle brakuje, a nie jest on do kupienia. To lek darowany człowiekowi przez drugiego człowieka z dobroci serca. - puentuje N. Duczmal.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Bożęciczki - Niech ten pan powie mi to w oczy

Mieszkaniec zarzuca Barbarze Zakrzewskiej, że zatrudnia rodzinę i wykorzystuje dzieci.
Do naszej redakcji zgłosił się, chcący pozostać anonimowy, mieszkaniec Borzęciczek, który po artykule Ośrodek pod lupą (RK 15/2014) zarzucił dyrektorce placówki Barbarze Zakrzewskiej nepotyzm.
 

Mężczyzna mieszka niedaleko ośrodka i twierdzi, że jest bacznym obserwatorem działań pani dyrektor. Do rozmowy nakłonił go ostatni artykuł w Rzeczy, w którym pisaliśmy, że kontrola przeprowadzona przez krotoszyńskie starostwo wykazała szereg nieprawidłowości w korzystaniu z funduszu socjalnego i działaniu placówki. - A tam dochodzi do jawnego nepotyzmu - sugeruje mężczyzna.

Rodzina i harówka
- U pani dyrektor pracuje jej mąż, bratowa i dwie kuzynki. Tak nie powinno być, żeby w jakiejkolwiek instytucji tyle osób z jednej rodziny pracowało. Dla siebie robią czy dla ludzi? – mówi.
Twierdzi także, że często był świadkiem wykorzystywania przy licznych pracach młodzieży z ośrodka. - Te dzieciaki robią tam wszystko. Pani dyrektor zrobiła tam takie minizoo, a dzieci gnój wynoszą i robią przy tym. Ostatnio garaże z tyłu za ośrodkiem firma rozbierała, to też dzieci tam robiły. One mają się tam uczyć i rozwijać, a nie harować jak woły - bulwersował się mieszkaniec.
Nasz rozmówca zastanawia się, czy nie zgłosić sprawy do prokuratury.

Jestem mocno poruszona
Barbara Zakrzewska jest dyrektorem Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego od 2001 r. Oskarżeniami jest mocno poruszona i nie wierzy w to, co od nas usłyszała. - To  zwykłe pomówienia i kłamstwa - mówi.
Na zarzuty mieszkańca odpowiada po namyśle. - Jeżeli chodzi o rodzinę, którą niby zatrudniłam, to ten pan jest w błędzie. Moja mama była wychowawczynią ośrodka dawno temu, a od 28 lat jest na emeryturze. Mój mąż jest nauczycielem od 1982 roku. Brat jest opiekunem nocnym. Oprócz nich zatrudniona była bratowa jako referent, ale też już jest na emeryturze. Pracuje jeszcze żona kuzyna. Wszystkie te osoby były jednak zatrudnione nie przeze mnie, ale przez moich poprzedników – tłumaczy.
Dodaje przy tym, że w ośrodku nie ma żadnych układów rodzinnych. - Ja zaczynałam  pracę też jako wychowawczyni. Oddałam całe swoje serce tutaj. Jestem mocno poruszona tymi oskarżeniami – kontynuuje.

Dzieci nie wykorzystuję
Jeżeli chodzi o udział dzieci w pracach, to pani dyrektor zupełnie nie rozumie oskarżeń. - Dzieci bardzo chętnie angażują się w wiele robót. Są to głównie uczniowie klas przysposabiających do pracy, którzy czują się potrzebni wykonując je tutaj. Garaże były rozbierane jakieś dwa lata temu. Młodzież brała udział w tych  pracach, ponieważ tworzona była tam tzw. ścieżka ekologiczna. Do dzisiaj zresztą ją pielęgnują, uprawiając ogród i dbając o zwierzęta. O ciężkiej pracy nie ma mowy. Ten pan jest w błędzie. Ja sama zakładam często kalosze, idę tam i wynoszę gnój. Nie wykorzystuję uczniów – podkreśla rozżalona Barbara Zakrzewska.

Proszę mieć godność
Pani dyrektor jest zdeterminowana i zamierza wyjaśnić całą sprawę. Jako gazeta musimy jednak chronić personalia naszego rozmówcy. Pani dyrektorka jest tego świadoma, ale ma widzi rozwiązanie sytuacji.
- Proponuję spotkanie z tym panem. Na neutralnym gruncie, np. u państwa w gazecie. Jeżeli w czymś uchybiłam jako dyrektorka, to przyznam się do tego publicznie. Nie mam jednak sobie nic do zarzucenia. Niech ten pan ma godność spotkać się ze mną i powiedzieć mi to wszystko prosto w oczy. Z chęcią wyjaśnię wszystkie niedomówienia - kończy Barbara Zakrzewska.
Nasz rozmówca, póki co, chce jednak poczekać na artykuł w tej sprawie. - Wtedy zdecyduję co dalej – odpowiada na przekazaną przez nas propozycję dyrektorki ośrodka.

W starostwie szok
Skontaktowaliśmy się również z wicestarostą, który twierdzi, że w urzędzie nikomu na ten temat nic nie jest wiadomo. - Sprawa nieprawidłowości została już wyjaśniona. Pani dyrektor złożyła stosowne wyjaśnienia i jest realizowany program naprawczy. Jeżeli chodzi o to, co teraz słyszę, to powiem szczerze, że jestem w szoku. Jeżeli ten ktoś anonimowo takie rzeczy opowiada, to powinien mieć odwagę stanąć wprost przed panią dyrektor i to powiedzieć.  Ja rozumiem, że gazeta podjęła temat, ale zawsze to inaczej, jak oskarżyciel osobiście wystąpi przeciw komuś z imienia i nazwiska. Anonimowo można wiele krzywdzących i nieprawdziwych informacji udzielić. Do nas żadne takie informacje nie trafiły - powiedział nam Krzysztof Kaczmarek.

Czy będzie na tyle odważny?
Jaki będzie finał tej sprawy? - Nie ukrywam, że będę chciała oskarżyć tego pana o zniesławienie. Mam nadzieję, że będzie na tyle odważny, by się ujawnić - mówi Barbara Zakrzewska.
Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

piątek, 18 kwietnia 2014

Wielka Noc (bez demonów)

.... bez demonów w te święta
takich życzeń bym się spodziewał
na Twoim miejscu
 

Bez obłudy i mroku działań
w przód wybiegu myśli
Tylko tyle, by spokojnie 

w gronie bliskich odnaleźć zająca 
co jak symbol pochłania
dzień ten rzeczywisty.
 

.... bez demonów w te święta
tego wszystkim życzę.

18.04.2014

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Krotoszyn - Nie będzie sralni na osiedlach

Dzięki tabliczkom osiedlowe trawniki będą na pewno czystsze
Do naszej redakcji zgłosił się właściciel psa,  zbulwersowany faktem, że na jego osiedlu postawiono tabliczki z informacjami o zakazie wchodzenia na trawniki ze zwierzętami.

48-latek, który chciał zachować anonimowość, rozumie, że posiadanie psa wiąże się z odpowiedzialnością. - Wstaję rano i wychodzę z nim pod blok. Pies ma swoje ulubione miejsce, gdzie załatwia potrzeby fizjologiczne, a ja zawsze po nim sprzątam. Teraz ktoś postawił tabliczki zakazujące wchodzenia na trawnik ze zwierzętami. Muszę teraz chodzić poza osiedle Dąbrowskiego. Kto to wymyślił? – mówi.
Niestety, większość właścicieli psów charakteryzuje się niską kulturą osobistą, bez względu na poziom wykształcenia czy status majątkowy. Dowodem na to są zanieczyszczone psimi odchodami trawniki (nie tylko osiedlowe), chodniki oraz  inne miejsca, w których właściciele czworonogów spacerują ze swoimi pupilami.
- W Krotoszynie stoją automaty z zestawami do sprzątania. Mieszkańcy są również na bieżąco informowani o konieczności sprzątaniu po pupilach. Tym, którzy widzą, że ktoś nie sprząta po swoim psie, nie pozostaje zatem nic innego, jak przekazać sprawę straży miejskiej. Niezdyscyplinowanym właścicielom psów, którzy nadal czują się bezkarni, przypominamy, że kara za zanieczyszczanie otoczenia psimi odchodami może wynieść nawet 500 zł – mówi rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Piotr Szczepaniak.
Akcja na osiedlu Dąbrowskiego ma zatem uzasadnienie. Potwierdza to m.in. Roman Olejnik, mieszkający tam radny. - Popieram w pełni tę akcję. Sam niejeden raz widziałem, jak pies załatwiał się pod oknem - mówi.
Tabliczki zamontowała spółdzielnia mieszkaniowa. - Ta akcja ma na celu doprowadzenie do porządku. Większość trawników obok bloków jest pięknie utrzymana. Ludzie sadzą sobie tam ozdobne krzewy i kwiaty Nikt chyba nie chciałby ciągle sprzątać zwierzęcych odchodów. Nie tylko na osiedlu Dąbrowskiego takie tabliczki się pojawiły. Są też na innych, a planujemy umieścić je  wszędzie tam, gdzie zieleń ma być zielenią, a nie miejscem do załatwiania potrzeb przez zwierzęta - tłumaczy prezes spółdzielni, Wiesław Świca, który zwraca też uwagę, że skala psiego problemu jest bardzo duża. Coraz więcej mieszkańców żąda zrobienia z tym porządku. Patrole straży miejskiej pojawiają się tylko sporadycznie, co pogłębia u właścicieli psów poczucie bezkarności. Niestety, wciąż rzadko można zobaczyć osobę zaopatrzoną w woreczek i łopatkę do sprzątania nieczystości po ulubieńcu.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Hipoterapia zawitała na stałe

Stajenka  już jest. Namiot ma pojawić się lada dzień
Pod koniec marca Zespół Szkół Specjalnych w Krotoszynie wzbogacił się o namiot do hipoterapii dla dwóch koni za ponad 90 tys. zł.
 

O wprowadzeniu zajęć z hipoterapii dyrekcja szkoły zabiegała od kilku lat. - Takie zajęcia pozwolą lepiej usprawnić nasze dzieci pod kątem sprawnościowym i manualnym. Dają one również nieopisaną radość w codziennym życiu ośrodka. Młodzież będzie też mogła uczestniczyć w opiece nad konikami i wykonywać wiele prac, które pozwolą jej na lepszą akceptację środowiska i samych siebie - tłumaczy dyrektor szkoły, Jolanta Szóstak.
Szansa za zakup namiotu pojawiła się niespodziewanie. Szkole udało się zebrać wkład własny w wysokości 67 tys. 161 zł. Brakowało jednak nadal 30 tys. zł. Z pomocą przyszło stowarzyszenie Pomost, które ściśle współpracuje ze szkołą. Maria Chyba i Anita Busza z tego stowarzyszenia otrzymały bowiem dofinansowanie z fundacji Mahle w kwocie ponad 117 tys. zł na realizację programu Wsparcie wszechstronnego rozwoju dzieci i młodzieży niepełnosprawnej umysłowo i fizycznie. - Część z brakującej kwoty została zadysponowana na namiot. Starczy także na zajęcia wspierające ogólny rozwój uczniów przez zabawę i pracę, jak również wyjazd plenerowy. W całym projekcie bierze udział 80 osób  od marca tego roku do końca 2015 roku - informuje dyrektorka.
Namiot już jest. Niestety nie stoi jeszcze na terenie szkoły, bo muszą zostać zakończone wszystkie procedury budowlane. - Z gminą mamy już wszystko załatwione. Teraz czekamy na ostateczną decyzję nadzoru budowlanego konserwatora zabytków. Projekt musiał uwzględniać wiele czynników, ważny jest kolor namiotu i wszystkie wytyczne związane z ochroną przeciwpożarową. Już wszystko gra, tak że namiot powinien stanąć niebawem - tłumaczy J. Szóstak.
Szkoła jednak nie próżnuje i już zaopatrzyła się w stajenkę dla dwóch koników, które pojawiły się w szkole na stałe. Są to Liza i Olek, które pod koniec marca tłumnie zostały powitane przez młodzież ośrodka.

Kobylin - Będzie zmiana ruchu

Wycięto m.in. potężne drzewo
Na rozwidleniu dróg za granicą miasta przy XVII-wiecznym kurhanie tatarskim już niedługo nastąpi zmiana organizacji ruchu. Główną drogą będzie ta w kierunku Pępowa. Natomiast droga do Pogorzeli stanie się drogą podporządkowaną.

Do tej pory kierowcy jadący od strony Kobylina w kierunku Pogorzeli poruszali się drogą uprzywilejowaną. Taki stan rzeczy już niedługo się zmieni. Wszystko to za sprawą przeprowadzonych w tym miejscu pomiarów częstotliwości ruchu. - Wykazały one, że w ubiegłym roku o połowę zmniejszyła się częstotliwość użytkowania tej drogi w kierunku Pogorzeli, natomiast zwiększyła się częstotliwość na drodze w kierunku Pępowa - tłumaczy dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Krotoszynie, Krzysztof Jelinowski.
W związku z tym pod koniec kwietnia ma nastąpić tam zmiana ruchu. Póki co PZD wykonuje prace związane ze zbieraniem poboczy, aby przygotować odpowiednią infrastrukturę pod montaż znaków informacyjnych i drogowych. - Usunęliśmy również drzewo by poprawić widoczność na drodze w kierunku Pogorzeli - informuje dyrektor.
Zaraz po pracach montowane będą nowe znaki. - Już teraz wyczulamy kierowców by zachowali szczególną ostrożność w tym miejscu. Może się bowiem zdarzyć, że wielu będzie jeździło na pamięć, a o kolizję wtedy nie trudno - kontynuuje K. Jelinowski. Dodaje jednocześnie, że miejsce obok kurhanu przy rozwidleniu dróg zostanie również wzmocnione specjalną masą i utwardzone. - Wszystkie prace powinny zakończyć się w tym miesiącu - przekonuje dyrektor.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Łagiewniki - Bloki widma zostaną zasiedlone?

Czy zapowiedzi właściciela znajdą pokrycie w rzeczywistości?
Wybudowane 17 lat temu dwa bloki w Łagiewnikach być może jeszcze w tym roku zostaną zasiedlone. Właściciel budynków czeka tylko na ostateczny podział gruntu.
 

Dwa budynki wielorodzinne, każdy z 18 mieszkaniami, zostały wybudowane 17 lat temu i nigdy nie były zasiedlone. Przylgnął do nich przydomek bloki widma, co w pełni obrazuje aktualny stan. - W pierwszym budynku ostatnimi czasy wymieniono okna i stolarkę. Obok bloku położono chodnik. Drugi budynek jest jednak w opłakanym stanie. Właściciel co jakiś czas coś tam robi, ale co zamierza, nikt nie wie - tłumaczy radny gminy Kobylin, Jan Patryas. - Może czeka, aż zniszczenia będą bardzo duże, a wtedy zburzy blok? Tutaj nie ma nawet kanalizacji doprowadzonej, nie ma też ogrzewania - dodaje sołtys Łagiewnik, Grzegorz Kreczmer.
Pierwszym właścicielem bloków był Instytut Hodowli i Aklimatyzacji Roślin z Radzikowa. Kiedy bloki powstawały, zakłady doświadczalne w Smolicach i Łagiewnikach podlegały właśnie wspomnianemu instytutowi. W budynkach mieli zamieszkać pracownicy. Potem jednak zakłady przekształcono w spółki. Ten w Łagiewnikach działa do dziś. Bloki zostały sprzedane. Kupił je przedsiębiorca z Kórnika, Ludwik Nowacki, który zapłacił za nie nieco ponad 100 tys. zł. Dziś twierdzi, że w najbliższym czasie zamierza je sprzedać. - Gmina Kobylin jest najtrudniejszą gminą, z jaką przyszło mi współpracować. Obecnie czekam na podział gruntów, żeby móc sprzedawać lokale zainteresowanym osobom. To jednak trwa dość długo - mówi L. Nowacki. Dodaje, że chętnych na mieszkania nie brak.  Od części osób pobrałem zaliczki. Część się wycofała, ale niektórzy wciąż czekają cierpliwie, by tam zamieszkać. Mam nadzieję, że w tym roku nastąpi zasiedlenie przynajmniej tego odnowionego bloku.
W odnowionym budynku może zamieszkać ok. 30 rodzin. To mieszkania 3-, 4- i 5-pokojowe, każde oczywiście z kuchnią i łazienką. - Z kanalizacją nie będzie problemu. Jak tylko gmina zrobi podział gruntów, to się nią zajmę, bo zbiorniki bezodpływowe już są. Ogrzewanie też nie stanowi kłopotu. Jeden dzień roboty i kotłownia gotowa - uważa właściciel.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rozdrażew - 62 tysiące na profilaktykę

Ponad 20 tys. zł wydała gmina na  zajęcia z logopedą
Podczas ostatniej sesji rady gminy dużo czasu poświęcono sprawozdaniu z działalności gminnego zespołu interdyscyplinarnego, odpowiedzialnego za zadania z zakresu profilaktyki.

Sprawozdanie przedstawiła przewodnicząca komisji, która wskazała najważniejsze aspekty działań gminnego zespołu interdyscyplinarnego. - Zespół realizuje i koordynuje zadania z zakresu rozwiązywania problemów przemocy w rodzinie na obszarze gminy. W minionym roku dwukrotnie uruchomiona została procedura tzw. Niebieskiej Karty. Trwają spotkania z rodzinami, zmierzamy do rozwiązania ich problemów - tłumaczyła Małgorzata Zagrodnicka. Dodała, że w zespole pracowały grupy robocze, realizujące plan pomocy wspomnianym rodzinom. - Oprócz tego w ramach działalności profilaktycznej zespół propaguje informacje o instytucjach udzielających pomocy ofiarom przemocy oraz możliwościach uzyskania wsparcia w środowisku lokalnym – poinformowała. Zwróciła również uwagę na działalność prospołeczną. W ubiegłym roku podczas Dni Rozdrażewa zespół zorganzował gry i zabawy sportowe dla dzieci i młodzieży, a wśród dorosłych rozprowadzał materiały informacyjne dotyczące m.in. uzależnień i przemocy w rodzinie.
Środki, jakie gmina wydała funkcjonowanie programu rozwiązywania problemów alkoholowych oraz przeciwdziałania narkomanii, to 62 tys. 304 zł. Najwięcej, bo aż 20 tys. 615 zł, przeznaczono na bezpłatne zajęcia korekcyjne z logopedą dla najmłodszych uczniów i kursy nauki pływania dla uczniów klas czwartych. Pieniądze poszły też m.in. na promocję aktywnego wypoczynku, w tym półkolonie, festyny i rajdy rowerowe - 16 tys. 167 zł, programy i zajęcia profilaktyczne w szkołach - 15 tys. 123 zł, badań osób uzależnionych - ponad 2 tys. zł, dofinansowanie Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krotoszynie – 6 tys. 500  zł.
Ważnym elementem sesji było przyjęcie uchwały o współpracy gminy z powiatem krotoszyńskim i gminą Krotoszyn w zakresie realizacji projektu pn. Aktywna Integracja. - Głównym celem projektu jest aktywizowanie zawodowe osób bezrobotnych korzystających z pomocy społecznej. Możliwe jest dofinansowanie tego projektu przez Unię Europejską, z czego oczywiście zamierzamy skorzystać – powiedział wójt Mariusz Dymarski.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Krotoszyn - Uwaga! Bomberman!

„Najadłem się strachu” – mówi właściciel firmy z ulicy Kobierskiej
W piątkowy poranek, 4 kwietnia ulica Kobierska na około trzy godziny była nieprzejezdna, a wszystko to za sprawą akcji Centralnego Biura Śledczego, które odwiedziło jeden z zakładów. W akcję zaangażowana była nasza Straż Pożarna, która postawiona została w stan gotowości.

Całość akcji osnuta jest tajemnicą. Wiadomo, że ok. godz. 8.00 komendant krotoszyńskiej Straży Pożarnej został postawiony w stan gotowości. – Zostaliśmy zadysponowani do zabezpieczenia. Przyjechał do nas wóz chemiczny z Ostrowa Wlkp. Co dokładnie się wydarzyło tego nie jestem w stanie stwierdzić, bowiem nasze wozy ani razu nie musiały wyjeżdżać – tłumaczy Mariusz Przybył. Wiadomo jednak, że jeżeli na miejsce wzywane jest auto chemiczne to chodzi o substancje chemiczne. – Kiedyś ten wóz już się u nas pojawił w Nowej Obrze, kiedy doszło do jakiegoś wycieku paliwa. Głównie jednak przyjeżdża do badań próbek paliwa i innych substancji oleistych, które są niebezpieczne i mogą spowodować wybuch – kontynuuje komendant. Akcja odbywała się na ulicy Kobierskiej. Z niepotwierdzonych danych, jakie udało się nam ustalić dowiedzieliśmy się, że „nalot” miał miejsce w krotoszyńskiej MZK. Kiedy udaliśmy się na miejsce prezesa nie zastaliśmy. Pracownicy jednak udzielili nam odpowiedzi. – Tak stali tutaj z CBŚ, ale nie chodzi o nas tylko o firmę naprzeciwko. Tam pytajcie. O co chodzi nie wiemy – mówił jeden z pracowników MZK. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że w akcji brał udział jeden z naszych funkcjonariuszy – dodawał rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Piotr Szczepaniak.
Nsa przeciw firmy znajduje się firma Mar-Gum specjalizująca się w sprzedaży opon i uszczelek gumowych do aut. Dodatkowo firma odnawia wszystkie gumowe elementy. Jak się dowiedzieliśmy od anonimowego mieszkańca ulicy Kobierskiej właściciel ponoć miał tam składować materiały wybuchowe. – Kupił siarkę i inne substancje, a to wiadomo z jednym się tylko kojarzy. Dużo tego miał i gdyby to „pierdykło” to by pół ulicy w powietrze wyleciało – mówił nam mieszkaniec.
Skontaktowaliśmy się z właścicielem, który tłumaczy, że faktycznie akcja miała u niego miejsce. – Sam się przestraszyłem jak ich zobaczyłem. Nie ma o czym mówić. Przyjechali i odjechali. Nie mam już nic do powiedzenia w tym temacie – zaczyna Grzegorz Szmolke. Kiedy jednak brniemy w temat pan Grzegorz wytłumaczył, że zakupił na serwisie allegro dwie beczki z siarką po 25 kg każda. – Oglądałem w telewizji taki program o próbach na mieszkankach oponowych. Chciałem sam spróbować to robić. Pewnie allegro było monitowane. Sprawdzono, że zakupiłem taką dużą ilość i się zaniepokoili, że od razu do produkcji materiałów wybuchowych. Ja tymczasem tylko próby mieszanek sobie robiłem nic więcej. Teraz już nie ma problemu. To się nie powtórzy, bo więcej takich wizyt mi nie potrzeba – zakończył właściciel.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Winni mieszkańcy czy InPost?

Kierownik InPostu w Krotoszynie twierdzi, że ktoś sam wyrzucił zawiadomienia, które znalazł 47-latek
Do naszej redakcji przyszedł 47-letni mieszkaniec Krotoszyna, który w piątek, 28 marca znalazł na drodze przy targowisku dwa zawiadomienia z firmy InPost adresowane do mieszkańców z ulicy Kobylińskiej w Krotoszynie. - Jak to zobaczyłem to zbaraniałem. To awiza przesyłek sądowych. Tyle się słyszy na ten temat, że postanowiłem zgłosić się do was bo piszecie o tych przekrętach - tłumaczy anonimowo mieszkaniec.

O tym, że przesyłki z firmy InPost nie trafiają do adresatów pisaliśmy na łamach naszej gazety już kilkakrotnie. Z resztą nie tylko nasza gazeta podejmuje ten temat. Problem z funkcjonowaniem obiegu tego typy przesyłek występuje w całej Polsce i jest przedmiotem głośnej już medialnej dyskusji na temat kompetencji PGP (Polska Grupa Pocztowa), która przejęła doręczanie m.in. przesyłek sądowych od Poczty Polskiej na początku tego roku. - Nie radzą sobie i tyle. U nas w Krotoszynie to już jaja na całego. Jak można nie dostarczyć takiego zawiadomienia. To dla mnie niepojęte. Żeby ot tak sobie awiza leżały koło targu? -dziwi się nasz rozmówca.
Postanowiliśmy to sprawdzić. Nasz dziennikarz podszył się pod mieszkańca, który znalazł zawiadomienia na krotoszyńskim targu i poszedł oddać je do siedziby InPostu w Krotoszynie na ulicy Koźmińskiej 35. Obecny na miejscu kierownik placówki nie pytał go o imię i nazwisko. Gdy zobaczył zawiadomienia zwrócił się w stronę personelu: - To jest Władka sektor? – pytał pracowników, ale odpowiedzi nie usłyszał. Następnie zwrócił się do naszego dziennikarza. - Ludzie to biorą i wyrzucają. W sądzie też kobitki przynoszą i mówią, że to nie do nich i doręczają przez pomyłkę to do sądu. To jest na dobrą sprawę tylko i wyłącznie druk. To musiał ktoś wziąć po prostu i to nie jego dotyczyło i wziął to i wyrzucił. Tak czy inaczej dziękuję i z Władkiem porozmawiam. Może akurat tam nikt nie mieszka , a my mamy przesyłki adresowane właśnie na ten adres i musimy awizować – mówił Rafał Borowicz.
Pytania aż same cisną się na usta. Co robiły zawiadomienia na krotoszyńskim targu, skoro na nich widnieje dokładnie imię i nazwisko danej osoby oraz dokładny adres zamieszkania? Przecież gdyby doręczyciel był w danym miejscu to awizo pozostałoby właśnie tam, a nie w przypadkowym miejscu. W takim razie, czy doręczyciel dostarczył zawiadomienie? A może po prostu je zgubił?

Krotoszyn - Sąd Rejonowy zostaje

Radość nieopisana
Podczas inauguracji wyborów do euro parlamentu w Bożacinie 30 marca senator Angelika Moźdżanowska z PSL poinformowała wszystkich o fakcie podpisania przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego nowelizacji ustawy o ustroju sądów, która przywraca 41 sądów rejonowych, zlikwidowanych wskutek tzw. reformy Jarosława Gowina.
 

Podpisanie nowelizacji miało miejsce dzień później, w poniedziałek 31 marca w Słupcy. -– Prezydent podpisał uchwałę o przywróceniu dwunastu spośród trzynastu sądów, które miały zostać zlikwidowane W Wielkopolsce. Sąd Rejonowy w Krotoszynie pozostaje. Udało się nam to wywalczyć po półtorarocznej batalii. Jedynym sądem, którego póki co nie udało się obronić to sąd w Ostrzeszowie, ale jak uda mu się zwiększyć ilość spraw do 5 tysięcy spraw rocznie to też zostanie. Wierzymy, że tak będzie – mówi A. Moźdżanowska. Dodaje jednocześnie, że
od samego początku Polskie Stronnictwo Ludowe stanowczo sprzeciwiało się likwidacji sądów rejonowych. Dzięki wielu ważnym inicjatywom, jak chociażby wniosek do Trybunału Konstytucyjnego czy złożenie obywatelskiego projektu ustawy, pod którym podpisało się ponad 150 tys. obywateli, doprowadziło do powrotu sądów na mapę Polski lokalnej. – Jest to związane z faktem, że to właśnie w naszym regionie najwięcej małych sądów stało się wydziałami zamiejscowymi większych placówek. Dziś już wiemy, że sądy powrócą do Chodzieży, Gostynia, Nowego Tomyśla, Obornik, Rawicza, Śremu, Wolsztyna, Wrześni, Złotowa, Krotoszyna, Pleszewa i Słupcy – kończy senator.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Krotoszyn - To istny tor przeszkód

Wtorek. Godzina 11.30. Na Spacerowej chodnika brak
Ulica Spacerowa w Krotoszynie tylko w nazwie mówi o tym, że można nią spacerować. Rzeczywistość jest jednak inna. Zaparkowane w godzinach szczytu auta powodują, że przejście chodnikiem na tej ulicy to prawdziwy tor przeszkód.
 

O problemach mieszkańców wspomnianej ulicy pisaliśmy w numerze 15/2013 roku. Już wtedy niektórzy mieszkańcy mieli dość samowoli kierowców, którzy zrobili sobie na chodniku przy ulicy parking. Sytuacja zdaje się nie zmieniła, bo po raz kolejny apelują oni o zainteresowanie się tym tematem.- Najgorzej jest w godzinach przedpołudniowych. Stają jak popadnie, że przejść nie idzie. Nie raz widzę jak matka z dzieckiem musi iść ulicą bo auta sobie zaparkowali tak, że ledwo się mieści tam jedna osoba, a co dopiero kobieta z wózkiem - mówi rozgoryczona mieszkanka ulicy, która chce pozostać anonimową.
Sprawa jest bardzo złożona. Część mieszkańców parkuje tam bo tylko na chwilę przyjechało do domu np. na obiad i nie chciało im się wjechać do garażu. Część aut należy do pobliskiego warsztatu samochodowego, który nie jest w stanie pomieścić wszystkich aut. Z kolei reszta to auta innych mieszkańców Krotoszyna, którzy mając liczne sprawunki do załatwienia w tym rejonie miasta po prostu parkuje tam by załatwić je szybciej. - Parking sobie zrobili i tyle. A my chcemy tylko godnie tutaj żyć i mieć chodnik, po którym można po ludzku chodzić, a nie jakiś tor przeszkód - tłumaczyła nam kobieta.
Sprawą parkowania na wspomnianej ulicy interesuje się zarówno Straż Miejska, jak i krotoszyńska policja. Ba, każe nawet mandatami parkujących tam kierowców. Problemu póki co nie udaje się załatwić. - Problem jest znany i nam i strażnikom. Niestety nie jesteśmy w stanie być na okrągło tylko i wyłącznie na tej ulicy i pilnować żeby tam nie stawały auta. Tymczasem jest to niezgodne z przepisami o ruchu drogowym i grozi mandatem karnym 100 zł i jednym punktem karnym. Zwiększymy tam na pewno ilość patroli i będziemy monitować sytuację - informuje rzecznik krotoszyńskiej policji, Piotr Szczepaniak.
Dodaje jednocześnie, że warto przypomnieć kierowcom o tym, że zabronione jest również parkowanie w odległości mniejszej niż 10 metrów od skrzyżowania. Na drodze jednokierunkowej możemy parkować za przejściem dla pieszych, natomiast przed pasami musimy zostawić wolne 10 metrów. Za parkowanie w mniejszej odległości niż 10 metrów od skrzyżowania zapłacimy 300 złotych i otrzymamy jeden punkt karny. - Pamiętajmy, że aby kierowca mógł zaparkować na chodniku, musi pozostawić pieszym pas o szerokości co najmniej 1,5 metra - kończy rzecznik.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Stasiu zmienił auto

St. Szczotka z nowym autem
30 marca podczas konferencji senator Angeliki Możdżanowskiej w Bożacinie nie lada prezent sprawili partyjnemu koledze sama pani senator i szef departamentu inżynierii miejskiej w krotoszyńskim magistracie, Franciszek Marszałek. Stanisław Szczotka otrzymał piękne, nowe auto. Auto marki bliżej nieokreślonej, w niebieskim kolorze to prezent dla wnuczki przewodniczącego rady powiatu, która w tym dniu miała swój roczek. – Dziękuję bardzo. I mam nadzieję, że Lidce się spodoba – spuentował krótko St. Szczotka.

Roszki - Remont za 150 tysięcy

Remont? Jak najbardziej...
3 kwietnia na sali wiejskiej w Roszkach odbyło się spotkanie mieszkańców z dyrektorem Powiatowego Zarządu Dróg w sprawie remontu nawierzchni na ulicy Dobrzyckiej. Mieszkańcy jednogłośnie zdecydowali, że w pierwszej kolejności należy przeprowadzić remont na długości 200 mb. Od lasu w kierunku sklepu spożywczego we wsi.
 

Spotkanie rozpoczęło się punktualnie o godz. 19.00. Przybyło na nie kilkunastu mieszkańców, którzy pytali Krzysztofa Jelinowskiego o tę inwestycję. - Dlaczego tak długoi zwlekano z remontem nawierzchni. Ona już nawet drogi nie przypomina - mówili zebrani. Dyrektor tłumaczył, że wspomniana droga Roszki-Koźminiec to siedmiokilometrowy odcinek, który był już ujęty w planach powiatu w 2007 roku. - Gotowa była dokumentacja i określona kwota przebudowy. Całość inwestycji miała kosztować 5,7 mln zł z czego również liczono na pomoc w postaci środków z Unii Europejskiej. Były nawet uzgodnienia z ówczesna Energetyką, która w 2007 roku chciała zakładać przez las w kierunku Roszek linię energetyczną. Zdeklarowali wtedy, że w zamian za to wyremontują drogę. Ostatecznie jednak pociągnęli linię górą i droga nie powstała. Potem były już rozmowy z urzędnikami z Dobrzycy i naszym powiatem. Powstała wtedy dokumentacja i Dobrzyca od swojej strony drogę wykonała, a z naszej niestety nie - mówił K. Jelinowski.
Na ten rok powiat wygospodarował kwotę 150 tys. zł na rozpoczęcie prac. - To nie dużo, ale przynajmniej rozpoczniemy remont - tłumaczył dyrektor. Mieszkańcy zgodzili się na to i zaproponowali odcinek, który należy zrobić w pierwszej kolejności. Będzie to 200 mb od lasy w kierunku na Dobrzycę do łuku drogi we wsi obok sklepu spożywczego. - Złożyłem również wniosek o kolejne 150 tys. zł do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Jeżeli zostanie on zaakceptowany to rozszerzymy nasze działania o kolejny odcinek - puentował K. Jelinowski.
Całość prac ma rozpocząć się jeszcze w tym miesiącu, a zakończyć najpóźniej w miesiącu maju.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Ptasi snajper z Parcelek

Martwy ptak upadł na ścieżkę rowerową na ul. Urbanowiczówny i został szybko uprzątnięty przez „snajpera”
Do naszej redakcji zgłosił się anonimowy mieszkaniec ulicy Samulskiego, który był świadkiem niecodziennego zdarzenia. W niedzielę, 30 marca, był świadkiem, jak inny mieszkaniec strzelał z wiatrówki do ptaków. - Akurat szedłem i zobaczyłem, jak na chodnik pada glapa. Przeraziłem się, bo jakby tak dziecko tamtędy szło? – powiedział.
 

Nasz rozmówca zna mężczyznę, który strzelał do ptaków. - Nie osobiście, ale wiem kto to jest. Zaraz jak oddał strzał i zabił glapę (potocznie o kruku, gawronie, wronie - red.), to się schował. Podszedłem z innymi żeby zdjęcie zrobić i wam pokazać. Nie chcemy żeby go za to zapuszkowali, bo szkoda chłopa, ale postraszyć nie zawadzi - tłumaczy nam 42-letni krotoszynianin. Dodaje jednocześnie, że może by machnął na to ręką, ale to była niedziela i ludzie przechodzili tamtędy do kościoła. - Wiadomo jak to jest. Dziecko wyrwie się czasami do przodu, a on strzela. Jakby trafił śrutem dzieciaka to tragedia gotowa – mówi.
Mimo że próbowaliśmy ustalić personalia strzelca, nasz rozmówca nie chciał ujawnić nazwiska. - Wystarczy, że go postraszycie w gazecie. Może odechce mu się strzelać. Jak nie, to następnym razem zgłoszę na policję - kończy.
Krotoszyńska policja sprawą z chęcią by się zajęła i niewykluczone, że po publikacji podejmie odpowiednie kroki. - Najlepiej by było jednak, żeby od razu ten ktoś się do nas zgłosił. Zawsze to zeznanie bezpośrednie, a tak ciężko będzie cokolwiek danej osobie udowodnić - tłumaczy rzecznik prasowy, Piotr Szczepaniak.
Wiadomo, że do ptactwa, ot tak sobie, strzelać nie wolno. Potwierdza to myśliwy z koła łowieckiego Knieja. - U nas jest to zabronione, mimo że tego typu gatunek to spory szkodnik. Oczywiście, gdyby mężczyzna posiadał uprawnienia i byłyby takie uwarunkowania do odstrzału, to i owszem, ale nic takiego miejsca nie ma więc jest to sytuacja co najmniej kuriozalna - mówi Przemysław Jędrkowiak.
Tego typu działanie to - w rozumieniu prawa - przestępstwo zagrożone pozbawieniem wolności. Nie tak dawno, bo na początku tego roku w Oleśnicy (woj. dolnośląskie) sąd skazał 42-latka za to, że strzelał do gołębi i kotów na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę w wysokości 1,2 tys. zł. - Myślę, że w tej sytuacji byłoby podobnie i jeśli dotarłoby do nas zgłoszenie i udowodnilibyśmy, że to ten pan strzelał, sprawa skończyłaby się w sądzie z podobnym skutkiem. Póki co żadnego oficjalnego zgłoszenia nie otrzymaliśmy - kończy P. Szczepaniak. Dodaje jednocześnie, że ma nadzieję, że artykuł będzie przestrogą dla snajpera z Parcelek, by zaprzestał swoich praktyk.

Ustawa o ochronie zwierząt (art. 6)
Zabrania się zabijania zwierząt, z wyjątkiem:

- uboju i uśmiercania zwierząt gospodarskich oraz uśmiercania dzikich ptaków
i ssaków utrzymywanych przez człowieka w celu pozyskania mięsa i skór,
- czynności podlegających zakazom w stosunku do gatunków chronionych,
określonym w ustawie z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody (Dz.U. z
2013 r. poz. 627, 628 i 842), wykonywanych na podstawie właściwych zezwoleń,
- uśmiercania zwierząt gatunków obcych zagrażających gatunkom rodzimym lub
siedliskom przyrodniczym.

Rozdrażew - Woda i ścieki nie drożeją

Wojt, Mariusz Dymarski
W gminie Rozdrażew ceny wody i odprowadzania ścieków pozostają na poziomie ubiegłorocznym.
 

Metr sześcienny wody kosztuje więc 4,32 zł, a za ścieki mieszkańcy płacą nadal 2,89 zł. To ceny brutto, niezmienne od trzech lat. Zdaniem prezesa Spółdzielni Kółek Rolniczych w Rozdrażewie, taki stan rzeczy jest wytłumaczalny. - Może to wyglądać jak wolontariat, ale wypracowaliśmy zysk na poziomie 11 tys. zł za ubiegły rok, co jest kwotą satysfakcjonującą, więc nie ma potrzeby podnoszenia stawek - tłumaczy Krzysztof Bałoniak.
Zysk mógłby być wyższy, gdyby wszyscy uiszczali opłaty na czas. Tymczasem tylko zeszłoroczne zaległości sięgają prawie 17 tys. zł. - Wszystkie zaległości mogą wynosić nawet  40 tys. zł, bo niektóre podmioty gospodarcze mają je jeszcze z lat ubiegłych – dodaje wójt Mariusz Dymarski. - Jeżeli ściągalność byłaby na tym samym poziomie, co teraz, i udałoby się jeszcze coś ściągnąć z lat ubiegłych, to myślę, że w następnym roku też nie trzeba by było podnosić opłat – uważa K. Bałoniak.
Problemem jest jednak konieczność ciągłego modernizowania  sieci wodociągowej, a także niezbędne naprawy, które pochłaniają wiele pieniędzy. Jak twierdzi Wanda Jaśniak z rozdrażewskiego magistratu, mieszkańcy nie dbają o sieć wodociągową i sanitarną . - Ludzie wyrzucają różne rzeczy, np. bandaże, chusteczki nawilżane, sznurki, frędzle od mopów, a nawet elementy bielizny. Sami sobie szkodzą, bo awaryjność sieci generuje dodatkowe koszty, co może poskutkować wyższymi stawkami – twierdzi urzędniczka.
Tylko w ubiegłym roku gmina musiała usunąć 16 awarii pomp, co kosztowało ponad 16 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć konserwację sieci  za 12 tys. zł. - Wysłaliśmy do sołtysów pisma, w których apelujemy, aby ludzie nie wrzucali do kanalizacji przedmiotów, które mogą spowodować uszkodzenia – podkreśla W. Jaśniak.
Co poradzić na taką sytuację? Niektórzy radni widzą lekarstwo w podniesieniu opłat za wodę i ścieki. Wójt jednak proponuje inne wyjście: - Sugeruję, aby  powiesić w widocznym miejscu odzież wyciągniętą z sieci w danej wsi. Może ktoś ją rozpozna? - podsumował dyskusję wójt Dymarski.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Zalesiańskie prace w toku

Wycinka poboczy ma poprawić bezpieczeństwo
Dwa sołectwa w gminie pięknieją z dnia na dzień. W Zalesiu Małym zajęto się na dużą skalę wycinką krzewów i porządkowaniem poboczy. W Zalesiu Wielkim natomiast trwają prace wykończeniowe w świetlicy.

O poboczach drogi prowadzącej do Zalesia Małego pisaliśmy na łamach Rzeczy na początku roku. Powiatowy Zarząd Dróg słowa dotrzymał i rozpoczął prace na dużą skalę. Aktualnie usuwane są krzaki oraz obcinane gałęzie drzew. - Cieszymy się, że to robią, bo były już takie miejsca, gdzie naprawdę ciężko się jechało, a jak leciał jakiś samochód ciężarowy, to osobówką trzeba było trzymać się blisko krzaków, które rysowały auta - tłumaczy mieszkaniec wsi Andrzej Janik. Dodaje jednocześnie, że może przy okazji PZD zainteresowałby się tzw. miękkim poboczem na łuku drogi prowadzącej do wsi. - Tam często auta muszą zjeżdżać na pobocze. Jest ono nieutwardzone i jak szybciej się jedzie, to ściąga na pole - dodaje.
Dyrektor PZD zna problem i obiecuje zająć się tym tematem. - Aktualnie trwa wycinaka. Oczywiście zrobimy wszystko, żeby poprawić bezpieczeństwo w najbardziej newralgicznych miejscach. Prosiłbym również wszystkich sołtysów o zgłaszanie tego typu rzeczy do nas. Wobec każdego tematu nie przejdziemy obojętnie - mówi Krzysztof Jelinowski.
W Zalesiu Wielkim natomiast kończy się modernizacja świetlicy wiejskiej za ok. 700 tys. zł.
Prace wykonuje firma Mariana Bzdęgi z Pępowa. Dobudowane zostało skrzydło świetlicy, które już w pełnej okazałości stoi. Firma położyła już nową elewację, a aktualnie wykonuje prace wewnątrz obiektu. - Teraz zakładamy przyłącze gazowe. Potem już zostanie tylko sufit zamontować i pomalować całość. Myślę, że około miesiąca i obiekt będzie gotowy - mówi Jacek Kordek, pracownik firmy z Pępowa.
Sołtys wsi, Ireneusz Nowak cieszy się z postępu prac. Teraz, jak wskazuje, pozostanie już tylko zajęcie się wyposażeniem kuchni świetlicy. - Oprócz modernizacji placówki w planach ujęto również boisko i plac zabaw dla dzieci. To wszystko jednak przyszłościowe plany - mówi sołtys.
foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK