Rodzice dzieci przebywających w ośrodku poczuli się skrzywdzeni słowami anonimowego mieszkańca Borzęciczek, który póki co nie ma odwagi się ujawnić |
w obronie dyr. Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowwczego w Borzęciczkach stanęli rodzice przebywających tam dzieci.
Chcący pozostać anonimowym, mieszkaniec tej miejscowości zarzucił dyrektorce placówki, Barbarze Zakrzewskiej, że zatrudnia rodzinę i wykorzystuje dzieci do ciężkich prac. Ta w sposób przekonujący odparła zarzuty, apelując jednocześnie do informatora o ujawnienie się i konfrontacyjną rozmowę. Mężczyzna tego jednak nie zrobił.
Jako pierwsi w jej obronie wystąpili pracownicy, w tym szeroka kadra nauczycielska, której oświadczenie wydrukowaliśmy tydzień temu. 30 kwietnia z kolei w ośrodku odbyło się spotkanie rodziców przebywających tam dzieci, którzy - jak powiedzieli - sprawę przeżyli także na swój sposób. - Na początku byliśmy rozbici tą informacją. Taka rzecz może zaszkodzić wizerunkowi ośrodka w Polsce, a jest on dla nas najlepszym ośrodkiem, do jakiego trafiła nasza córka - zaczął Jan Kociemba z Konojadu, który przejechał aż 80 km, by móc ustosunkować się do zarzutów anonimowego mieszkańca. - Ten pan nie ma pojęcia, ile krzywdy wyrządził nie tylko pani dyrektor, ale przede wszystkim naszym dzieciom. Każdy z nas mógłby tutaj opowiadać o swoich pociechach, które zmagają się w mniejszym lub większym stopniu z chorobą, która dla wielu jest i pozostanie niezrozumiała - mówiła inna matka, Małgorzata Rybarczyk.
Po kolei rodzice przedstawiali historie swoich dzieci. - Nie jest łatwo wychowywać je. Ten pan nie zdaje sobie z tego sprawy. Moja córka ma ciągłe ataki złości. Potrafi w domu głową stół rozwalić. Tutaj tego nie ma. Ona z radością tutaj jeździ i chce tutaj być – mówił jeden z nich. Inni rodzice tłumaczyli, że praca, którą ów mieszkaniec porównał do harowania jak woły jest nie na miejscu, ponieważ ich dzieci poprzez prace stają się samodzielne i bardziej otwarte. – One mają nauczyć się żyć. Po to jest praca w ośrodku. One mają wiedzieć do czego dane narzędzie czy urządzenie służy i potrafić się nim posługiwać - mówiła Beata Bączkiewicz, mama 14-letniej dziewczynki.
Głos zabrała również prezes działającego w ośrodku stowarzyszenia Wspólna Droga, która akcentowała inną ważną rzecz. - Każde dziecko ma u nas imię i nazwisko. Wiemy o nich wszystko. Tak jak wiedzą o nich ich rodzice. Dzieci potrafią na swój sposób pokazywać emocje i bardzo często je pokazują. Jeżeli coś jest nie tak, to zawsze rodzice mówią nam o tym. Współpraca odbywa się w dwie strony z wymiernymi skutkami, dlatego te oskarżenia są krzywdzące dla nas wszystkich - mówiła Elżbieta Tomczyk.
Rodzice podkreślali, że w przeciwieństwie do mieszkańca Borzęciczek mają odwagę wystąpić z imienia i nazwiska. - Musieliśmy ustosunkować się do jego słów, bo zależy nam na naszych dzieciach, które tutaj w mają się dobrze i nikt im tego nie powinien zabierać – powiedział na zakończenie Jan Kociemba.
foto by P.W.PŁÓCIENICZAK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz