poniedziałek, 31 marca 2014

Krotoszyn - Postawili nam śmietnik obok domu

Śmieci stoją około 30 metrów od domu państwa Tadaszaków
“Miał być porządek, a go nie ma” – twierdzą państwo Tadaszakowie

Państwo Tadaszakowie z ulicy Libelta w Krotoszynie nie rozumieją, dlaczego administrator cmentarza przeniósł pojemnik na odpady w miejsce graniczące z ich posesją. – Jak silniej zawieje, to te śmieci walają się wszędzie – mówi Aleksander Tadaszak.

Od 1 stycznia na zlecenie parafii farnej cmentarzem przy ul. Raszkowskiej zajmuje się Marek Wieczorek, prowadzący też zakład kamieniarsko-betoniarski. W momencie przejęcia miał do dyspozycji cztery kontenery, które jednak nie zawsze wystarczały. Tylko przez ostatnie pół minionego roku parafia zapłaciła za śmieci 27 tys. zł. M. Wieczorek ma wprowadzić oszczędności. Ma też zinwentaryzować cmentarz.
– Dlaczego usunięto pojemnik z miejsca obok wejścia na cmentarz i przeniesiono go na drugą stronę, gdzie teraz graniczy z naszym domem – zaczyna pan Aleksander. – W poprzednim miejscu śmietnik to był osłonięty betonowym murem, tutaj nic go nie zasłania. Śmieci walają się, a jak wieje wiatr, to wszędzie ich pełno. Ksiądz proboszcz Gendera obiecał zrobić porządek, tymczasem bałagan jest coraz większy – dodaje żona pana Aleksandra – Anna.  -  Boimy się szczurów, bo już tutaj były. Zróbcie coś, bo jesteśmy w stanie nawet ekologów i Sanepid ściągnąć. Kto to widział, żeby ludziom pod domem kubeł stawiać i wysypisko robić, skoro jest do tego miejsce obok wejścia na cmentarz.
Skontaktowaliśmy się z administratorem cmentarza. Jak wyjaśnił, wciąż poszukuje metody obniżenia kosztów odbioru śmieci. – Do lutego było tak, że wszystko lądowało w jednym z czterech pojemników dostępnych na terenie cmentarza i parafia płaciła jak za odpady zmieszane. Teraz stoją już pojemniki do segregacji  na odpady zielone, szkło i pozostałe, w tym plastiki. Znajdują się na terenie cmentarza – mówi M. Wieczorek. Dodaje, że przeniesienie kontenera niedaleko domu państwa Tadaszaków było uzasadnione. – Ten pojemnik znajduje się około 30 metrów od ich domu, oddzielonego od przestrzeni cmentarza płotem, więc nie wiem, w czym problem, bo stoi zgodnie z regułą prawa. Stoi tam, ponieważ w przyszłości wszystkie pojemniki będą znajdowały się na terenie cmentarza. Chodzi o zapobieżenie sytuacjom, że w nocy ktoś sobie podjeżdża i wyrzuca własne śmieci, a tak się zdarza– kontynuuje.
Murek w starym miejscu zostanie rozebrany. – Nowe zamierzamy ogrodzić, więc walające się  śmieci nie powinny być widoczne. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że są tam głównie stare wiązanki kwiatów i obcięte gałęzie. Odpady zielone “Eko-Siódemka” odbiera dopiero od 1 maja, więc póki co tam leżą.  Załatwiliśmy jednak rębak, którym będziemy rozdrabniali większe zielone odpady, aby potem je umieścić w specjalnych workach i pojemnikach – mówi M. Wieczorek.
Administrator wskazuje również na fakt, że swoje obowiązki wypełnia dopiero od trzech miesięcy, a pracy jest bardzo dużo. – Szacuję, że uda się zejść z kosztów utrzymania cmentarza o 20 proc. w najbliższym czasie. Apeluję gorąco do wszystkich osób odwiedzających cmentarz o segregowanie odpadów. Są pojemniki, do których można je wrzucać. Tylko od ludzi zależy, czy będzie porządek na cmentarzu, czy nie. Staram się wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej, ale niestety zawsze znajdą się osoby, którym się nie dogodzi – kończy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rozdrażewek - Auta lądują na poboczu, a PZD ma to w nosie

Źle wyprofilowana droga w tym miejscu stanowi niebezpieczeństwo dla kierowców
W Rozdrażewku, przy ostatnich zabudowaniach w kierunku Biadek, jest ostry zakręt, zdaniem mieszkańców bardzo niebezpieczny. 

Zdaniem mieszkańców źle wyprofilowana ściąga auta na pobocze. Dodatkowo droga boczna, którą łączy się z główną, jest zbyt wąska, więc manewr skrętu większym autem wymaga nie lada precyzji. Temat jest znany zarówno radnym gminnym, jak i radnemu powiatowemu z gminy Rozdrażew, Henrykowi Jankowskiemu. – Swego czasu deklarowaliśmy, że jeśli Powiatowy Zarząd Dróg wykopie tam odpowiedni pas i poszerzy drogę, to my sami nawieziemy materiału i ubijemy go.  Droga jest zbyt wąska, a nawierzchnię ma tak  zniszczoną, że ściąga auta na pobocze. Nieraz tutaj już ciężkie auta z przyczepami się wywracały – mówi radny gminny Mirosław Jarocki. – Apelowałem o zajęcie się tym tematem na posiedzeniach komisji i sesjach, podobnie zresztą jak o ścinkę poboczy i wycięcie gałęzi drzew na tej trasie. Prace nie są wykonywane, mimo pilnej potrzeby – dodaje Henryk Jankowski.
W krotoszyńskim PZD temat jest znany.  – Faktycznie, wielokrotnie wnioskowano o zainteresowanie się tą drogą. Ostatnio z radnymi z komisji ds. zarządzania ruchem zrobiliśmy jej objazd. Bierzemy pod uwagę prace na tym terenie. Szczegóły jednak są dopiero uzgadniane. Na pewno będziemy się starali jak najszybciej rozwiązać problem – informuje dyrektor PZD Krzysztof Jelinowski.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Świetlica i droga to pilne potrzeby

Droga do wsi wymaga choćby załatania dziur
18 marca w Długołęce odbyło się zebranie, podczas którego wiele mówiono a aktualnych potrzebach wsi. Obecny na nim burmistrz usłyszał, że świetlica wymaga modernizacji, podobnie jak droga prowadzącej do wsi od Kobylina.

Ponad 3 mln zł poszło w ub. roku z budżetu gminy na remonty gminnych świetlic. W tym roku kwota jest podobna, ale nie ujęto w niej świetlicy w Długołęce, która zdaniem wielu obecnych na zebraniu mieszkańców jest najgorszą świetlicą w gminie, a może nawet w powiecie krotoszyńskim. Zdaniem burmistrza Bernarda Jasińskiego modernizacja moglaby nastąpić najwcześniej w roku 2015. Mieszkańcy nie chcą czekać tak długo. - Trochę nas  boli taka sytuacja, bo przecież sami robimy w świetlicy sporo. Mimo tego, że nie w niej na przykład sanitariatów, ludzie przychodzą, ale tak nie powinno być – mówi sołtys Długołęki Grzegorz Okupnik.
Stan obiektu pozostawia wiele do życzenia. Brak aneksu kuchennego i toalety to najpoważniejszy problem. Ściany pękają. - Ostatnio tutaj różaniec się odbywał i impreza z okazji urodzin jednej z mieszkanki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby miało to miejsce w godnych warunkach, a takich ta świetlica nie stwarza. Jakby Sanepid tutaj przyjechał, to by pewnie kazał nam zamknąć ten obiekt – usłyszeliśmy od pragnącej zachować anonimowość mieszkanki wsi.
Burmistrz zna temat, rozważa jednak różne opcje - albo modernizację istniejącego obiektu, albo postawienie zupełnie nowej świetlicy, co  może okazać się tańsze. – Rozważamy różne opcje. Jedno jest pewne - w tym roku powstanie dokumentacja techniczna – mówi.
Kolejnym problemem jest droga powiatowa prowadząca do wsi. - Przede wszystkim jest wąska i ledwo mieszczą się tam dwa mijające się auta. Do tego dochodzą liczne dziury i zdradliwe pobocza, które przy nawet niezbyt szybkiej jeździe ściągają auta do rowów – tłumaczy nam pan Mirosław z Długołęki. Jak się dowiedzieliśmy, są plany zrobienia porządnej nawierzchni i poszerzenia jezdni do 6 metrów.  W pierwszej kolejności trzeba uporządkować pobocza. Potem będzie można przystąpić do modernizacji nawierzchni.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Jak w królikarni?

“Miniony rok był dobry. Oby ten był równie przychylny” – powiedział  A. Piotrowski
Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Andrzej Piotrowski podsumował miniony rok i kolejny raz zwrócił uwagę na ciasnotę w podległej mu instytucji.
 

19 marca, na posiedzeniu komisji spraw społecznych rady powiatu, A. Piotrowski opowiadał o pracy PCPR na rzecz lokalnej społeczności. Ośrodek przy ul. Młyńskiej zajmuje się m.in. usługami opiekuńczymi w domach pomocy społecznej, ochroną ofiar przemocy w specjalistycznym ośrodku wsparcia, interwencją kryzysową, pomocą uchodźcom, usługami z zakresu rehabilitacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych czy pieczą zastępczą. – Taka mnogość działań trochę nas niepokoi, zwłaszcza w obliczu mniejszych z roku na rok środków z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych oraz braku ofert pracy dla niepełnosprawnych  – zauważył  A. Piotrowski. Podkreślił celowość istnienia Warsztatów Terapii Zajęciowej i Ośrodka Interwencji Kryzysowej. – Bardzo dobrze, że te dwa ośrodki funkcjonują. My diagnozujemy problem, jednak nie zapewniamy dalszej terapii osobom, które potrzebują pomocy. Przydałby się  psycholog, który cały czas byłby obecny w PCPR.
Miniony rok to m.in. utworzenie rodzinnego domu dziecka oraz zawodowej rodziny zastępczej, organizacja kolejnych Dni Rodzicielstwa Zastępczego, rozszerzenie oferty aktywizującej seniorów. – Odwiedza nas coraz więcej osób, a nie mamy miejsca, by wszystkich pomieścić. Mam nadzieję, że w końcu dojdzie do przekazania budynku przy ulicy Kobierskiej powiatowi i będziemy mogli przygotowywać się do przeniesienia PCPR – podkreślił A. Piotrowski.
Radni zaakceptowali sprawozdanie dyrektora z uznaniem dla pracy kierowanego przezeń ośrodka. – Ja jestem przerażony warunkami, w jakich  obsługiwani są petenci PCPR. Sam widziałem, jak radca prawny musiał wejść z petentem do gabinetu dyrektora, żeby w spokoju porozmawiać, a dyrektor pozostał na korytarzu. Tam już jest jak w królikarni. Dobrze, że ten problem będzie wkrótce rozwiązany – zauważył radny Juliusz Poczta.
Wicestarosta Krzysztof Kaczmarek poinformował, że wciąż oczekuje na odpowiedź w sprawie przekazania budynku przy Kobierskiej powiatowi przez Ministerstwo Skarbu Państwa: – Liczymy,  że nastąpi to jeszcze w tym roku. Niezwłocznie przekażemy ten budynek PCPR.
 – Prosiłbym dyrektora, żeby już opracował wstępny plan rozlokowania PCPR w tym budynku, a nie czekał na decyzję – wtrącił radny Andrzej Piesyk. – Koncepcję już dawno mamy opracowaną – zapewnił A. Piotrowski.

Krotoszyn - Bezrobocie wciąż sporym problemem

“Bezrobocie nadal jest problemem” – stwierdził dyrektor Witczak
Podczas posiedzeń komisji rady powiatu, które miały miejsce pod koniec marca,  sprawozdanie z realizacji zadań kierowanej przez siebie instytucji przedstawił dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy, Stefan Witczak. Okazało się, że w porównaniu z zeszłym rokiem lekko spadła liczba zarejestrowanych bezrobotnych.

Na dzień 31 grudnia 2013 r. w powiecie krotoszyńskim liczba bezrobotnych pozostających w ewidencji PUP wynosiła 3.168 osób, czyli o 152 osoby mniej niż w roku 2012. – Wykonujemy wiele zadań i realizujemy wiele programów, które mają zmniejszać bezrobocie, ale ono wciąż pozostaje problemem – powiedział S. Witczak. Jak dodał, stopa bezrobocia w powiecie (odsetek bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wobec całej ludności cywilnej aktywnej zawodowo według danych Głównego Urzędu Statystycznego – przyp. red.) wynosiła w 2013 roku średnio 13,4 proc. i była podobna do tej w roku poprzednim. A jaka była w pobliskich powiatach? W Jarocinie wynosiła 13,9 proc., Pleszewie – 13,7 proc., Gostyniu – 11,9 proc, a Ostrowie – 10,5 proc.
– W minionym roku w PUP zarejestrowało się łącznie 5.256 osób bezrobotnych, w tym 2.909 kobiet. W porównaniu z 2012 rokiem było to o 225 osób mniej. Niepokojący jest fakt, że 80 proc. to ponowne rejestracje tych samych osób. Część z nich po prostu powraca i rejestruje się ponownie – tłumaczył dyrektor. Pracę podjęło 2.873 zarejestrowanych. – Wiele osób nie potwierdziło swojej gotowości do pracy lub po prostu zrezygnowało i wyrejestrowało się na własne żądanie. To daje nam liczbę 3.168 osób pozostających w ewidencji na koniec 2013 roku – kontynuował S. Witczak.  Najliczniejszą grupę pozostających bez pracy stanowiły osoby bez zawodu. Było ich 348, w tym 260 kobiet.
Poważnym problemem jest też niepełnosprawność bezrobotnych. Według danych statystycznych PUP w Krotoszynie osoby niepełnosprawne stanowiły w minionym roku 5 proc. ogółu zarejestrowanych.
PUP wychodził naprzeciw oczekiwaniom osób poszukujących pracy i oferował im szkolenia. – Najczęściej poszukiwane zawody w ofertach pracy to sprzedawca, kierowca samochodu ciężarowego, robotnik budowlany, przedstawiciel handlowy, brukarz, ślusarz-spawacz czy mechanik samochodowy. Organizowaliśmy też giełdy pracy, podczas których pracodawcy sami rekrutowali kandydatów. W 2013 roku odbyło się 11 takich spotkań, w których wzięło udział łącznie 259 osób – stwierdził S. Witczak.
 

Liczba osób bezrobotnych w 2013 roku
gmina            ogółem    kobiety
Krotoszyn        1712    1083
Kobylin              283    146
Koźmin              510    323
Rozdrażew         154    107
Sulmierzyce        129    77
Zduny                 380    228


poniedziałek, 24 marca 2014

Krotoszyn - Wytoczyli ciężkie działa przeciwko InPostowi

Czy nasza korespondencja jest bezpieczna?
Do redakcji zgłosiły się trzy młode osoby, które po naszych artykułach dotyczących opóźnień w sprawie dostarczania przesyłek przez krotoszyńską placówkę InPost z ulicy Koźmińskiej rzucają nowe fakty w sprawie tej firmy. Będąc pracownikami widzieli bowiem wiele nieprawidłowości, którymi ich zdaniem powinna zainteresować się prokuratura.

O problemach z dostarczaniem przez krotoszyńską firmę InPost przesyłek pisaliśmy na łamach naszej gazety dwukrotnie. Nie tak dawno również podczas jednej ze spraw sądowych dotyczących śmiertelnego potracenia 72-letniej kobiety sąd nie mógł również przesłuchać świadków ze względu na to, że nie otrzymali oni zawiadomień wysłanych przez tą firmę. Byli pracownicy firmy w Krotoszynie z ulicy Koźmińskiej twierdzą, że to normalne bowiem w tej firmie panuje bałagan i chaos, który jest po prostu do nie do opisania. Chcą pozostać anonimowi i tylko dlatego zgodzili się na rozmowę.

Praca tam to wyzysk
Osoby, które zgłosiły się do nas mają po 21 lat. Są to dwie kobiety i mężczyzna, którzy pracowali w firmie na przełomie października 2013 roku do końca stycznia 2014 roku kiedy InPost przejął dostarczanie przesyłek sądowych. – Nasza praca zaczynała się o 8.00 rano i trwała nawet do godziny 18.00 mimo, że kiedy przyjmowaliśmy się do pracy była mowa tylko o 5-6 godzinach. Kierownictwa nie interesowało to czy się wyrobimy czy nie. Mieliśmy dostarczyć przesyłki i tyle – zaczyna mężczyzna. Jedna z kobiet dodaje, że na początku było wszystko dobrze. Problem zaczął się przy pierwszej wypłacie. – Mieliśmy płacone od dostarczonych przesyłek. W zależności jaka to była przesyłka to różnie się klarowało, Kiedy dostałam pierwszą wypłatę w wysokości 900 zł netto zaczęłam się zastanawiać nad sensem tej pracy – mówi. Druga dodaje, że na cały dzień doręczyciele otrzymywali 20 zł na paliwo. – To kpina bowiem o wiele więcej wyjeździliśmy. Ja miałam cały Milicz pod sobą to łatwo policzyć, że po prostu musiałam dokładać do interesu. Jak fikaliśmy to słyszeliśmy tylko, że na nasze miejsce jest mnóstwo innych chętnych osób – mówi. Jak dodają rozmówcy rotacja w firmie była i jest bardzo duża. Tylko w przeciągu ich pracy przewinęło się kilkadziesiąt nowych osób. – Pewnego dnia nie wytrzymaliśmy i odeszliśmy z pracy. Nie chcemy mieć z tą firmą nic wspólnego – kontynuują.

Czytali listy i niszczyli przesyłki
Praca w InPoście była nie do zniesienia jeszcze z innych powodów. Byli pracownicy wytaczają ciężkie działa, w które nawet nam jest ciężko uwierzyć. – Kiedy np. ktoś przynosił list źle zaklejony to na własne oczy widziałam jak kierowniczka otwiera go i czyta ile ktoś ma np. do zapłaty za prąd – mówi jedna z kobiet. Inna dodaje, że kiedy były zwroty to zamiast awizować daną przesyłkę lądowała ona w niszczarce. – Bo mieli płacone od dostarczenia przesyłki i tyle – mówi. Dodatkowo postawa kierownictwa pozostawiała wiele do życzenia. Pracownicy byli świadkami złego traktowania klientów przez kierownictwo. – Pewien pan wysłał u nas list. Kiedy długo nie dochodził przyszedł do nas na skargę. Kierownik tylko zwyzywał go od palanta i kazał wyjść. Tak się nie robi po prostu – tłumaczy mężczyzna. Wszyscy dodają jednocześnie, że mają znajomych, którzy pracują w podobnych punktach w ościennych województwach i tam czegoś takiego nie ma. – Tylko u nas jakoś sobie z tym nie radzą i kombinują. Panuje tutaj chaos i bezprawie. Prokuratura się powinna tym zająć – kończą.

Właściciele dementują
Ustaliliśmy, że właścicielami punktu InPost na ulicy Koźmińskiej jest małżeństwo z Kalisza, Izabela i Rafał Borowicz. Spróbowaliśmy się skontaktować się z nimi. Udało się nam porozmawiać z panią Izabelą, która podsumowuje doniesienia dość stanowczo. – To wszystko bzdura. Nic takiego nie miało miejsca – mówi I. Borowicz. Niedostępny był mąż kobiety, z którym próbowaliśmy się skontaktować. Mimo wielu prób i naszych próśb o zajęcie stanowiska w tej sprawie żadnych innych informacji już nie uzyskaliśmy.

W prokuraturze cisza
Jak na razie jednak żadna z osób, które opowiedziały nam o sytuacji w firmie nie zgłosiła żadnego z opisywanych faktów do prokuratury. – Może ktoś inny to zrobi. My się boimy, bo przecież pracowaliśmy tam i mogą twierdzić, że to nasza wina – tłumaczy jedna z kobiet. Skontaktowaliśmy się z prokuraturą, która póki co żadnego zawiadomienia nie otrzymała. – Jeżeli takie zawiadomienie by wpłynęło to oczywiście niezwłocznie zajęlibyśmy się tą sprawą. Jak na razie jednak nic do nas nie trafiło – mówi Janusz Walczak z ostrowskiej prokuratury.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Mieszka w piwnicy, prosi o pomoc

Pani Gabriela prosi o mieszkanie bo boi się o własne życie
Gabriela Karwig (63 l.) od czterech miesięcy mieszka  w piwnicy domu na ulicy Kościelnej 13 w Kobylinie. Znalazła się tam na skutek życiowych zawirowań, z którymi sobie nie radzi. Porosiła gminę o mieszkanie socjalne. Ta niestety póki co żadnymi nie dysponuje.
 

O sytuacji pani Gabrieli poinformowali nas sąsiedzi, którzy są zaniepokojeni losem kobiety. – Musi mieszkać u swojego konkubenta w piwnicy, bo tam jest zameldowana. Ten jednak to pijak, który każe jej mieszkać w piwnicy. Pani Gabriela prosiła o mieszkanie, ale gmina jej nie chce pomóc. Mieszka więc dalej z tym człowiekiem, który jest w stanie zrobić jej krzywdę. Może wasza gazeta zainteresuje się jej losem – informuje nas anonimowo mieszkanka Kobylina.

Nie wie co ma zrobić
Pojechaliśmy pod wskazany adres. Pani Gabriela już na nas czekała. To schludna kobieta, która zaprowadziła nas do swojego domu przy ulicy Kościelnej 13. Wejście do piwnicy prowadzi od strony podwórza przez garaż. Wchodzimy do środka, gdzie od wejścia uderza nas chłód i zapach stęchlizny. – Tutaj mieszkam – rzuca w naszą stronę. Pomieszczenie w piwnicy jest małe. Ma około czterech metrów kwadratowych. Znajduje się tam łóżko. Kilka mebli oraz piecyk węglowy. Prądu nie ma. Podobnie jak wody. – Żyję tutaj jak pies. Nie mam nic – żali się nam kobieta.

Na początku się układało
Nie od zawsze pani Gabriela mieszkała w takich warunkach. Swojego konkubenta Juliusza G. (59 l.) poznała osiem lat temu. Wtedy mężczyzna zaproponował jej by zamieszkała razem z nim. Ona opiekowała się jego chorą matką. – Było dobrze. Potem przyszedł alkohol i długi i zaczęły się problemy. Zaczął pić na umór i robić mi awantury o byle co. Bił mnie, co spowodowało liczne interwencje policji. Miarka się przebrała w tamtym roku kiedy rzucił się na mnie z nożem – mówi pani Gabriela.
Po tym incydencie mężczyzna kazał kobiecie wynieść się z domu. Ona jednak nie chciała, bo jest w nim również zameldowana. – To również mój dom. Gdzie miałam się podziać? – pyta nas kobieta. Wówczas konkubent zasugerował, że może mieszkać w piwnicy i płacić mu za to kwotę 300 zł na miesiąc. – Przystałam na to początkowo, bo nie miałam innego wyjścia. Okazało się jednak, że jest coraz gorzej. On wciąż pił i robił mi awantury. Boję się, że w końcu zrobi mi naprawdę krzywdę – kontynuuje. 4 marca tego roku mężczyzna dostał wyrok roku i trzech miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat za pobicie kobiety i grożenie jej nożem. Mimo tego jednak nie otrzymał zakazu zbliżania się do pani Gabrieli. – Mieszka na górze i nawet drzwi do piwnicy nie są w stanie go powstrzymać jakby co. Dlatego poprosiłam o pomoc – mówi nasza rozmówczyni.

Mieszkań nie ma
Kobieta utrzymuje się z zasiłku stałego chorobowego ze względu na to, że przeszła poważną operację w 2013 roku. – Miałam robioną endoprotezę żylną. Jestem schorowana i nie mam sił na walkę – tłumaczy. Otrzymuje 560 zł miesięcznie. Pomaga jej również miejsko-gminny ośrodek pomocy społecznej. – Złego słowa na nich nie powiem. O co poproszę to zawsze pomogą. Z mieszkaniem jednak nie mogą pomóc – kontynuuje. Pani Gabriela zwróciła się zatem bezpośrednio do burmistrza gminy Bernarda Jasińskiego, któremu przedstawiła całą sytuację. – Burmistrz stwierdził, że nie jest w stanie mi pomóc, bo nie ma mieszkań. Powiedziałam, że ściągnę tutaj telewizję i panią Jaworowicz, na co on odpowiedział, że jak tak zrobię to nigdy mieszkania nie dostanę, bo w kolejce jest innych 50 osób. I co mam zrobić? – mówi pani Gabriela.

Proponowali pomoc
Włodarz Kobylina tłumaczy, że faktycznie przeprowadził z panią Gabrielą rozmowę i mówił jej, że póki co mieszkań nie ma. – Na dzień dzisiejszy nie mamy lokali. Staramy się tę sytuację zmienić. Osób jednak oczekujących jest sporo, a w pierwszej kolejności mieszkania przeznaczymy dla rodzin, gdzie np. są dzieci – zaczyna B. Jasiński. Dodaje, że sytuacja w jakiej znalazła się pani Gabriela jest sytuacją, w której znalazła się tylko i wyłącznie z własnej woli.- I pani ta przyznała w rozmowie, że tak jest. Trzeba uczciwie powiedzieć, że ta pani miała mieszkanie własne w Targoszycach, które sprzedała i zamieszkała z konkubentem. To trudny problem – kontynuuje burmistrz. Propozycja jednak z ust włodarza padła. – Zaproponowaliśmy pani, że możemy umieścić ją w Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Zdunach (tzw. Domu Samotnej Matki – przyp. red). W tym czasie próbowalibyśmy szukać jakiegoś rozwiązania tej sytuacji i próbować znaleźć lokal – mówi B. Jasiński. Kobieta jednak nie chce o tym słyszeć. – Ja nie chcę w Zdunach, bo będę miała związane ręce. Ja chcę mieszkanie tutaj. Wiem, że jest wolne po szewcu nad Klubem Seniora. Nie chcę wyjeżdżać z Kobylina – mówi G. Karwig. – To mieszkanie jest do kapitalnego remontu. Planujemy je zrobić i zaadoptować do potrzeb mieszkania socjalnego. Póki co jednak najlepszym wyjściem dla pani Gabrieli jest ośrodek wsparcia w Zdunach – kończy B. Jasiński.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Budowa ulic tańsza o 600 tysięc

Nowe ulice na osiedlu mają być zrobione do końca sierpnia
1 mln 600 tys. zł kosztować miała gminę budowa ulic: Jodłowej, Jałowcowej, Modrzewiowej i Świerkowej w Kobylinie, na tzw. osiedlu Berdychowskim. Procedura przetargowa już się zakończyła. Okazało się, że zaoszczędzono 661 tys. zł.
Do przetargu na budowę ulic na wspomnianym osiedlu przystąpiło dziewięć firm. Najkorzystniejszą ofertę złożył Bruk-Pol z Prosnej koło Gostynia, więc to on rozpocznie w tym tygodniu  roboty budowlane. – Kwoty były od ponad miliona złotych do  poniżej 900 tysięcy. Wszystkie oferty były poprawne pod względem formalnym, ale liczyła się najkorzystniejsza cena, a taką zaproponował “Bruk-Pol” – informuje sekretarz gminy, Mirosław Sikora. Na przykład krotoszyńska firma Gembiak- Mikstacki zaoferowała nieco ponad 1,1 mln zł, Mal-Pol z Krotoszyna - 1,4 mln zł, a firma Kasprzak z Koźmina Wlkp. 1,2 mln zł (wszystkie kwoty  brutto – przyp. red.).
Wspomniane ulice leżą w nowej części miasta, gdzie znajdują się osiedla domków, głównie jednorodzinnych. W 2012 r. położono tam kanalizację sanitarną za ponad 10,5 mln zł. - Konsekwencją tego są kolejne działania gminy, zmierzające do budowy porządnych ulic w tym rejonie. Mamy tam pasy drogowe o szerokości 12 i 15 metrów, uzbrojone w infrastrukturę gazową, wodociągową, telekomunikacyjną oraz sanitarną. Jest tam także już oświetlenie.  W ramach zadania planujemy budowę ulic i chodników z kostki brukowej oraz brakujących gdzieniegdzie odcinków kanalizacji deszczowej – dodaje M. Sikora.
Prace mają rozpocząć się jeszcze w tym tygodniu i zakończyć w sierpniu br. To jednak nie koniec planów gminy. – Dzięki oszczędnościom przyspieszymy przetargi na modernizację ulic Krótkiej, Sportowej i części Grobli. W budżecie zaplanowano również 250 tys. zł na dalsze prace przy modernizacji Wałowej i Kościelnej, gdzie powstaną parkingi; 70 tys. zł na remont chodnika przy ulicy Alei Powstańców . Wlkp. czy 250 tys. zł na remont dachu kobylińskiego gimnazjum – kończy sekretarz.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Kto będzie sprzątał?

Jan-Mar czy Ekos?
17 marca otwarto oferty na utrzymywanie porządku na terenie gminy. Wpłynęły dwie – aktualnego wykonawcy tych usług -  firmy Jan-Mar ze Zdun, oraz spółdzielni Ekos z Krobi. Kto wygra?

Do tej pory dbanie o porządek kosztowało gminę około 100 tys. zł rocznie. Firma Jan-Mar ze Zdun inkasowała za zamiatanie chodników, grabienie liści, odśnieżanie w okresie zimowym – 16 gr/m; koszenie trawy – 21 gr/m; przycinanie żywopłotu – 3,69 zł/mb, przycinanie drzew – 31 zł od sztuki.
W tym roku urząd ogłosił przetarg, aby mieć porównanie i możliwość wyboru tańszej oferty. Zgłosiły się dwie firmy. – Po otwarciu ofert wiemy, że zgłosiła się pracująca u nas dotychczas  firma i spółdzielnia socjalna “Ekos” z Krobi. Wybierzemy ofertę, która okaże się bardziej dla nas korzystna, bo szukamy oszczędności – tłumaczy sekretarz gmin,y Mirosław Sikora. Dodaje, że firmę, którą poznamy za około dwóch tygodni, wspomagać będą osoby zatrudnione na stażach z Powiatowego Urzędu Pracy. – To na dziś pięć osób, które już wykonują prace na ulicach naszego miasta – dodaje M. Sikora.  – Mam nadzieję, że ten system się sprawdzi. 

Krotoszyn - Motocykliści dla chorego Filipa

“Zapraszamy wszystkich na mega wystawę” – zachęca M. Woźniak
W dniach 28 - 30 marca w Galerii Krotoszyńskiej  klub Oldtimers organizuje wystawę starych motocykli, połączoną ze zbiórką pieniędzy na leczenie 12-letniego chłopca.

Trzydniowa impreza połączona jest ze zbiórką pieniędzy dla 12-letniego Filipa Kujawskiego z Krotoszyna, który cierpi na autyzm. – Co roku staramy się połączyć naszą wystawę ze zbiórką na jakiś szczytny cel. W tym roku wszystkie zebrane pieniądze przeznaczymy dla Filipa, który razem z rodzicami będzie obecny na imprezie. Nowością jest to, że w tym roku sami postanowiliśmy zbierać pieniądze, bez pomocy wolontariatu - mówi prezes krotoszyńskiego klubu, Michał Woźniak.
– Motocykle będą zarówno w pasażu jak i na piętrze galerii. Wciąż docierają do nas propozycje sklepów, które chciałyby u siebie wyeksponować niektóre maszyny – kontynuuje prezes.  – W sumie na wystawie będzie około 40 motocykli.
Odbędą się również koncerty. W sobotę o godz. 17.00 wystąpi zespół rockowy Etropia  oraz zespół instrumentalny Magdaleny Ostach z Lutogniewa. - Nad bezpieczeństwem zebranych czuwać będzie ochrona galerii oraz przedstawiciele naszego klubu. Impreza jest bezalkoholowa, więc każdy, kto będzie miał zamiar wejść na wystawę czy  koncert na przykład z piwem, będzie automatycznie zawracany. Mam nadzieję, że żadnych ekscesów nie będzie, bowiem przyświeca nam szczytny cel, jakim jest pomoc choremu dziecku – mówi szef klubu.
W ubiegłym roku wystawa cieszyła się sporym zainteresowaniem. Zebrano 2.600 zł dla chorego Bartosza Bryske z Krotoszyna.

Dąbrowa - Rozpoczęli remont świetlicy

Remont zakończy się w sierpniu.
Około 600 tys. zł miał według kosztorysu pochłonąć remont świetlicy w Dąbrowie. W wyniku przetargu udało się jednak zaoszczędzić ponad 220 tys. zł. 
Do przetargu na modernizację wiejskiej świetlicy zgłosiło się dziewięć firm. Wszystkie oferty były poprawne. Zwyciężyła firma Cegiełka Włodzimierza Gościniaka z Wilkowyi, która wykona zadanie  za 375 tys. 852 zł brutto.
20 marca rozpoczęły się prace. Firma zwiozła już potrzebny materiał i ustawiła rusztowania.  – W pierwszej kolejności będziemy robić teren wokół, czyli ułożymy kostkę oraz zajmiemy się elewacją i dachem budynku. Potem wejdziemy z robotami do środka – informuje pracownik firmy, Bartłomiej Grzelak. Wewnątrz wymienione będą podłogi, zostanie też zainstalowane nowe ogrzewanie. Wszystkie prace powinny się zakończyć w sierpniu.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rozdrażew - Nawet na puchary nie starczy

Jedyny klub sportowy w gminie może liczyć maksymalnie na 2,5 tys. zł
Do 2 kwietnia kluby sportowe z gminy mogą składać swoje oferty w ramach konkursu ogłoszonego przez gminę. –Za 2.500 zł to nawet porządnych nagród i pucharów nikt nie kupi – informuje nas mieszkaniec Rozdrażewa.

W ubiegłym roku na dofinansowanie sportu w gminie przeznaczono 5 tys. zł. Pieniądze te trafiły do jedynego klubu sportowego – Doliwy grającej w piłkę ręczną. W tym roku kwota została pomniejszona o połowę, co zbulwersowało chcącego pozostać anonimowym mieszkańca Rozdrażewa. – To jakaś kpina. Po co w ogóle organizować taki konkurs? Wiadomo, że pieniądze zgarnie klub “Doliwa”, ale nie o to chodzi. Chodzi się o kwotę, która jest po prostu śmieszna – mówi.
–Nie wiem, dlaczego taka kwota – zaczyna członek zarządu Doliwy, Henryk Jankowski – W tamtym roku też nie było dużo, ale teraz jest połowa. Mamy w klubie młodych chłopaków grających w piłkę ręczną i tenisistów stołowych. Co za to można zrobić? Jakiś jeden większy turniej na pewno. Warto dodać, że seniorski skład Doliwy wycofał się z rozgrywek III ligi, więc odpadają wyjazdy na mecze. Klub ma jednak inne potrzeby. – Trzeba inwestować w sprzęt, organizować młodym zawodnikom jakieś imprezy, żeby lgnęli do sportu – dodaje anonimowy rozdrażewianin.
Skontaktowaliśmy się z urzędem gminy, który tak tłumaczy decyzję o wysokości kwoty: – Wypływa ona ze szczupłości naszego budżetu. W tym roku prowadzimy wiele inwestycji. Dodatkowo w gminie o dofinansowanie działalności sportowej mogą się ubiegać wyłącznie kluby, a mamy tylko jeden – tłumaczy sekretarz gminy Barbara Biesiada. Dodaje jednocześnie, że wcześniej gmina rozpisała konkurs na różnego typu przedsięwzięcia rekreacyjno-sportowe, w których mógł wziąć udział każdy podmiot, w tym stowarzyszenia. – Do podziału mamy tutaj 17 tys. zł. Zgłosiło się sporo podmiotów i niebawem komisje zdecydują o rozdziale tych środków. Nie jest więc tak, że tylko 2.500 zł poszło na zadania sportowe, ale znacznie więcej. Trzeba jednak rozgraniczyć dofinansowanie dla klubów od dofinansowania stowarzyszeń i innych podmiotów pożytku publicznego – kończy B. Biesiada.

poniedziałek, 17 marca 2014

Pan Przecinek - Ktoś umarł (słowa: A. Osiecka) - acoustic version '2014


Rozdrażew - Ośrodek rośnie w oczach, a na drogach remonty

Pracownicy PZD ustawiają na drodze nowego “sierżanta”
Aktualnie na terenie ośrodka sportu stawiane są mury pomieszczenia socjalnego

Trwa zagospodarowywanie terenu Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Rozdrażewie, a na drogach w gminie roboty prowadzi Powiatowy Zarząd Dróg .
Na terenie ośrodka sportu prace idą pełną parą. Ma tam powstać obiekt rekreacyjny, tzw. grzybek, o powierzchni 152 m kw.  Zaplanowano też budowę szatni z zapleczem socjalnym. Boisko i trybuny dla kibiców zostaną odnowione. Prace wykonuje firma Mal-Pol z Krotoszyna.
Parking już jest gotowy. – Spokojnie pomieści około 60 aut – mówi jeden z pracowników firmy. Stawiane są mury zaplecza socjalnego i szatni. - Powinniśmy skończyć w stanie surowym jeszcze w marcu. Pogoda jest ładna, więc damy radę – dodaje inny pracownik.    
W najbliższym czasie mają rozpocząć się prace przy nawierzchni boiska i trybunach dla kibiców.
Na drogach w gminie pracownicy PZD wycinają pobocza i krzewy, przycinają gałęzie i profilują zakręty, na których pojawiają się sierżanci (oznakowanie na łukach dróg w formie pionowej – pachołki lub poziomej – tablice odblaskowe – przyp. red.), o co wnioskował niejednokrotnie radny Henryk Jankowski podczas sesji powiatowych. Kiedy byliśmy w terenie, jeden ze znaków montowano akurat na drodze w kierunku Dąbrowy.  – W miarę możliwości staramy się realizować różnego typu wnioski, które do nas wpłynęły i zostały zaakceptowane. Prace wykonujemy we wszystkich gminach powiatu. Prosimy tylko, jak zwykle, o cierpliwość. Żadna sugestia nie została przez nas pominięta – mówił dyrektor PZD Krzysztof Jelinowski.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Dzierżanów (ZDJĘCIA) - Autobus wjechał wprost pod szynobus

Pasażerowie szynobusu, którzy nie ucierpieli chodzili po torowisku i nie wierzyli w to, co się stało.
W autobusie znajdowało się czterech pasażerów i kierowca. Wszyscy wymagali natychmiastowej opieki medycznej
15-letniego Adama jadącego autobusem mimo prób reanimacji na miejscu zdarzenia nie udało się uratować
W środę, 12 marca o godzinie 16.00 w miejscowości Dzierżanów (gm. Krotoszyn) na trasie Krotoszyn - Leszno autobus podmiejski MZK z niewiadomych przyczyn nie zatrzymał się przed znakiem stop. Na  przejeździe kolejowym kat D. (bez zapór) doszło do jego zderzenia z szynobusem Kolei Wielkopolskich relacji Ostrów Wlkp - Leszno.

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. Na miejsce niezwłocznie udały się wszystkie jednostki powiatowe w tym jednostki straży pożarnej (PSP Krotoszyn, OSP Krotoszyn, OSP Zduny, OSP Lutogniew) oraz karetki krotoszyńskiego pogotowia ratunkowego i policja.
Po dojechaniu do miejsca zdarzenia to, co wszyscy zobaczyli było przerażające. Rozbity autobus znajdował się 32 metry od drogi po prawej stronie torowiska w kierunku Krotoszyna. Dwie osoby znajdowały się poza pojazdem, a dwie osoby uwięzione były w tylnej części autobusu przygniecione siedzeniami. Przód pierwszego wagonu szynobusu był wykolejony w odległości ponad 100 metrów od przejazdu kolejowego. Osoby z szynobusu przebywały poza pojazdem i chodziły po torowisku w kierunku przejazdu kolejowego. - Przy pomocy sprzętu hydraulicznego przystąpiono do uwalniania osób uwięzionych w autobusie i udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy osobie leżącej w pobliżu pojazdu. Jednocześnie wysłano ratownika wraz z maszynistą w celu przeszukania szynobusu oraz terenu wokół. Po uwolnieniu osób uwięzionych w autobusie przekazano je służbom medycznym – informuje komendant krotoszyńskiej straży pożarnej Mariusz Przybył.
Następnie ratownicy przy użyciu sprzętu pneumatycznego unieśli przód autobusu w celu sprawdzenia terenu pod rozbitym pojazdem - Zlokalizowano tam mężczyznę, którego natychmiast ewakuowano w miejsce bezpieczne oraz przekazano służbom medycznym. Pomimo prowadzonej reanimacji krążeniowo - oddechowej i wysiłków służb medycznych, mężczyzny nie udało się uratować. Będący na miejscu lekarz, stwierdził jego zgon – kontynuuje M. Przybył.

15-latek wracał do domu
Zmarły mężczyzna to młody chłopak z Dzierżanowa. Miał na imię Adam i wracał autobusem do domu z praktyk. – Chciał być szybciej w domu i urwał się godzinę. Gdyby tego nie zrobił pewnie by żył. Znalazłem torbę brata i wtedy zaczęli go szukać. Kierowca zeznał, że autobusem jechały tylko trzy osoby, a tymczasem był jeszcze mój brat – mówi brat zmarłego w katastrofie Adama. Jak dodaje wszystko trwało zbyt długi i ma wrażenie, że gdyby od razu zlokalizowano jego brata to może była szansa na uratowanie go. Podobnie wypowiada się strażak z OSP Koźmin, który przyszedł do naszej redakcji na następny dzień po wypadku stawiając zarzuty pracy kolegom po fachu z krotoszyńskiej jednostki PSP. – Ojciec chłopaka podszedł do nich zaraz po wypadku i prosił żeby szukali jego syna. Ci jednak kazali mu nie wtrącać się w działania, jakie prowadzą. Tymczasem chłopak znajdował się pod autobusem przygnieciony – zaczyna 34-letni strażak. – Jeżeli ktoś twierdzi, że ktoś jeszcze był na miejscu wypadku to strażacy powinni niezwłocznie go szukać. Dopiero jak brat zmarłego pokazał im plecak zmarłego to zaczęli go szukać, ale jak się okazało było już za późno. To niekompetentne zachowanie się strażaków – kończy.
Komendant PSP w Krotoszynie dementuje oskarżenia. – Wszystkie działania jakie podjęliśmy na miejscu były wykonane zgodnie ze wszystkimi procedurami. Najpierw musieliśmy wyciąć osoby, które były uwięzione w autobusie. Dopiero potem mogliśmy podnieść autobus żeby wyciągnąć tego chłopaka. Jak pan sobie wyobraża, że ruszylibyśmy autobus, który przecież był mocno zniszczony i nie pomoglibyśmy tamtym osobom, które dawały oznaki życia? Moglibyśmy w ten sposób doprowadzić do śmierci tych osób w autobusie. Zrobiliśmy co mogliśmy i zrobiliśmy to dobrze. Oskarżenia są bezpodstawne i to z ust strażaka, który powinien o tym wiedzieć – spuentował M. Przybył.

Tragedia mogła być większa
Tego dnia autobus nie był wypełniony po brzegi. Gdyby do wypadku doszło kilka godzin wcześniej to mogłoby być różnie. – Wtedy jeździ więcej dzieci. O tej godzinie mniej. To mogło skończyć się o wiele tragiczniej – mówi nam jednak z mieszkanek Dzierżanowa, z którą rozmawialiśmy na miejscu. - W autobusie znajdowało się czterech pasażerów i 56-letni kierowca. Pasażer autobusu, 15- letni mieszkaniec gminy Krotoszyn zginął na miejscu, a cztery osoby trafiły do szpitala. Szynobusem podróżowało czternastu  pasażerów i obsługa. Z pociągu cztery osoby trafiły do szpitala. Kierujący byli trzeźwi, ponadto pobrano krew do badań laboratoryjnych – informuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji Piotr Szczepaniak.
Poszkodowani, którzy trafili do szpitali, to 5 mężczyzn i 3 kobiety. W najgorszym stanie jest 16-letni Mateusz, który został przewieziony helikopterem do szpitala w Kaliszu. Pozostali trafili do szpitala w Krotoszynie, skąd dwie osoby trafiły na oddziały w Kaliszu i Ostrowie Wlkp.  - Wszyscy są przytomni, ich stan jest stabilny. W najcięższym stanie jest 16-latek, który przebywa aktualnie na oddziale intensywnej terapii w Kaliszu w głębokiej śpiączce farmakologicznej. Dwie nastolatki w wieku 15 i 16 lat są już w stanie dobrym i nie zagraża ich życiu żadne niebezpieczeństwo. Jedna znajduje się z urazem głowy na oddziale neurochirurgii w Kaliszu, a druga z ogólnymi obrażeniami w Ostrowie. Reszta osób po odpowiednich zabiegach w naszym szpitalu zakończyła już hospitalizację i opuściła go - powiedział Paweł Jakubek, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Krotoszynie.

Działania trwały blisko 6 godzin
Ruch pociągów na trasie Ostrów Wielkopolski - Leszno był wstrzymany przez cztery godziny. Zorganizowana była zastępcza komunikacja autobusowa. Po godz. 20.00 trasa kolejowa była już przejezdna. – Organizowaliśmy do ostatniego kursu pociągu na tej trasie komunikację zastępczą. Nasi pracownicy natomiast zakończyli prace na tej trakcji ok. 4 rano następnego dnia. Autobus podmiejski z niewiadomych przyczyn nie zatrzymał się przed znakiem stop, w wyniku czego zderzył się z szynobusem. Od wielu lat nie doszło tam do żadnej katastrofy i to pierwsza tak duża katastrofa w tym miejscu. Trzeba jednak zaznaczyć, że przejazd w tym miejscu, w którym doszło do wypadku oznakowany jest znakami zbliżania się do torów, krzyżem świętego Andrzeja i znakami stop. Z drogi już z 400 metrów jest bardzo dobra widoczność torów także do tej tragedii mogło nie dojść gdyby kierowca zastosował się do wszystkich oznakowań  - poinformował Zbigniew Wolny z PKP PLK S.A

Prokuratura wszczęła śledztwo
Aktualnie sprawą zajmuje się prokuratura okręgowa w Ostrowie Wlkp. i to ona wyjaśni wszystkie okoliczności i przebieg tego tragicznego zdarzenia. – W toku przesłuchań osób, które oczywiście udało się już przesłuchać przyjęto, że do zdarzenia doszło wskutek nie ustąpienia pierwszeństwa przejazdu szynobusowi przez kierującego podmiejskim autobusem, co kwalifikuje się jako czyn 173 & 1 i 3 Kodeksu Karnego przewidującego karę pozbawienia wolności od 2 do 12 lat. Póki co jednak żadne zarzuty nie zostały postawione – tłumaczy Janusz Walczak z ostrowskiej prokuratury. Dodaje jednocześnie, że wciąż zbierany jest materiał dowodowy i biegły nadal analizuje wszystkie aspekty sprawy. W dniu 14 marca przeprowadzono już sekcję 15-latka – Wykazała ona, że do śmierci doszło na skutek rozległych obrażeń wewnętrznych – kontynuuje J. Walczak – Szczegółowe informacje na temat przebiegu i okoliczności tego tragicznego zdarzenia będą znane za jakiś czas – zakończył. Próbowaliśmy skontaktować się z prezesem MZK w Krotoszynie Wiesławem Gałęskim, aby ustosunkował się do tragicznego zdarzenia, w którym brał udział kierowca autobusu. Niestety mimo wielokrotnych prób kontaktu pan Gałęski nie był dla nas dostępny. 

















  
foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK








Kobylin - Sprawa trafi do sądu

Na smród wydobywający się z tego budynku narzekają mieszkańcy Kuklinowa
Od dwóch lat mieszkańcy Kuklinowa narzekają na odór z hodowli świń prowadzonej przez radnego gminy Kobylin Mariana Dymarskiego. Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.

Przypomnijmy: dwa lata temu M. Dymarski wydzierżawił od jednego z mieszkańców Kuklinowa teren wraz z chlewnią i stodołą. Podobnie uczynił w innych wsiach gminy Kobylin – Romanowie i Rojewie. Zrobił to, aby zwiększyć produkcję. Problem pojawił się w Kuklinowie. Radny hodował tam ok. 200 świń i potrzebował więcej miejsca. Radny wystąpił w 2012 r. do gminy Kobylin o zgodę zmianę sposobu użytkowania stodoły, z której chciał zrobić chlewnię. Burmistrz na początku przychylił się do tej prośby, jednak liczne wnioski mieszkańców do gminy i innych instytucji spowodowały cofnięcie tej decyzji.
28 września 2012 r. kuklinowską hodowlę skontrolował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Stwierdził slny odór i dużą ilość much.  M. Dymarski został wtedy ukarany dwoma mandatami - 400 zł za brak szczelnych zbiorników na gnojówkę i gnojownicę i 500 zł za wprowadzanie do ziemi ścieków bez pozwolenia wodnoprawnego. Na naprawienie uchybień radny dostał czas do końca 2013 r.
Pod koniec lutego miała miejsce ponowna kontrola. Stwierdziła niewłaściwą gospodarkę gnojowicą, w tym w szczególności zbyt małą objętość zbiorników na gnojowicę, co skutkowało wyciekaniem gnojowicy poza zbiornik oraz wywożeniem jej na pola w okresie zimowym, gdy obowiązuje zakaz stosowania nawozów naturalnych. – Stwierdziliśmy, że właściciel gospodarstwa, odpowiadając na zarządzenia pokontrolne wydane po poprzedniej kontroli, nie odpowiedział zgodnie z prawdą – mówi dyrektor WIOŚ Jakub Kaczmarek. - Z  uwagi na powyższe czyny skierujemy do sądu rejonowego wniosek o ukaranie. 
Kontrolę zapowiedział również Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Krotoszynie, który na wniosek WIOŚ zainteresował się warunkami, w jakich przebywają zwierzęta hodowlane. - Mamy już rozpisaną kontrolę, wstępne wyniki będą znane za jakiś czas – mówi Danuta Zbonikowska-Serek, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Co na to kobyliński hodowca? – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jego sprawa – ucina M. Dymarski.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Kobylin - Mieszkańcy chcą zmian

Staw miał być zasypany już w ub. roku. Gmina czeka na zgodę
4 marca w Wyganowie odbyło się zebranie wiejskie. Obecni na nim mieszkańcy  dopytywali m.in. o deklarowane przez burmistrza przedsięwzięcia, których póki co nie widać.
 

Na początku omówiono zagadnienia dotyczące listopadowych wyborów samorządowych. Wyganów otrzyma w tym roku dwa mandaty radnych (wcześniej był jeden wspólny radny dla Wyganowa i Fijałowa – przyp. red.). Zmiana jest spowodowana tym, że Wyganów znajduje się teraz w I okręgu wyborczym, wspólnie z Rębiechowem i Lipówcem. II okręg z kolei tworzą wsie: Fijałów, Berdychów, Nepomucenów i Starkówiec.
Mówiono też o zmianie organizacji ruchu  na trasie z Kobylina do Górki i Starkówca. Drogą główną zostanie droga do Górki, a ta do Starkówca będzie podporządkowaną. – Tam teraz jest remont świetlicy i będzie robiona kanalizacja,  stąd zmiana – tłumaczył sołtys Leon Torczyński.
Najwięcej czasu poświęcono lokalnym problemom, m.in. chodziło o oświetlenie wsi, montaż lustra za zakrętem obok kościoła oraz uporządkowaniu stawu obok świetlicy. Już w zeszłym roku burmistrz spotkał się z mieszkańcami wsi, by wypracować wspólne stanowisko. Mieszkańcy zgodnie stwierdzili, że czyszczenie stawu jest nieopłacalne. Uzgodniono, że zbiornik zostanie zasypany. Na razie jednak nic się nie zmieniło. – Musimy najpierw otrzymać wymaganą zgodę. Nie będzie z tym problemu, a na zasypanie stawu potrzeba zaledwie jednego dnia – powiedział burmistrz. Po likwidacji stawu gmina będzie mogła zagospodarować teren wokół świetlicy.
Jeżeli chodzi o lustro na zakręcie obok kościoła, sprawa zostanie w magistracie przeanalizowana i zgłoszona zarządcy drogi. Także problem oświetlenia, o którym pisaliśmy niejednokrotnie, ma być w końcu w tym roku rozwiązany. Nowe lampy mają się pojawić w okolicach cmentarza i na końcu wsi, w kierunku na miejscowość Górka.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Chleb nasz powszedni

Krzysztof Ludwiczak i kierownik piekarni Artur Drygas prezentują jej wnętrze 
Krotoszyńska Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska od 1946 roku dba, by na naszych stołach nie zabrakło chleba.
 

Jak opowiada prezes GS Krzysztof Ludwiczak, w roku 1946 obszar działalności spółdzielni obejmował gminę wiejską  Krotoszyn, liczącą wtedy  10 tys. 200 mieszkańców w 22 wsiach. Od tamtego czasu mieszkańców przybyło, a zadania spółdzielni nieco się zmieniły. - Statutowa działalność spółdzielni obejmowała na początku kompleksową obsługę rolnictwa - skup wszelkich płodów rolnych i  zaopatrzenie w artykuły do produkcji rolnej oraz do gospodarstw domowych. Spółdzielnia świadczyła również usługi produkcyjne, prowadząc piekarnictwo , wytwórnię wód, usługi budowlane, elektryczne, malarskie, kuźnię.
Najwięcej osób należało do spółdzielni w 1983 r. -  4 tys. 306. - Obecnie spółdzielnia zrzesza 245 członków. Prowadzimy handel detaliczny w osiemnastu sklepach spożywczych w całym powiecie, produkcję piekarniczą oraz obsługę grupy producenckiej TUR, zrzeszającej około stu producentów rolnych, której świadczymy usługi administracyjne – kontynuuje K. Ludwiczak.
GS to jednak przede wszystkim piekarnia. – Od dziesięciu lat produkujemy 400 ton chleba rocznie. To niedużo, biorąc pod uwagę fakt, że w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku na jedną osobę rocznie przypadało 100 kg chleba rocznie. Dziś jest to tylko 50 kg. Spożycie chleba spadło o połowę – kontynuuje prezes. – Poza tym dzisiaj konsument ma wybór. Rynek jest mocno zróżnicowany, dlatego trzeba się rozwijać, wprowadzając nowości. Ostatnio na przykład w każdym sklepie zainstalowaliśmy krajalnicę do chleba.
W plebiscycie naszej gazety w 2013 roku Czytelnicy uznali piekarnię GS za najlepszą w mieście. Dlaczego? – Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Po prostu nasz chleb powstaje tak samo jak wieki  temu. Ważna jest mąka i zakwas. Nic więcej – tłumaczy K. Ludwiczak. Dodaje, że chleb z GS składa się w 70 proc. z mąki pszennej i w 30 proc. z mąki żytniej. – To najlepiej przyswajalny przez ludzki organizm produkt.
Aktualnie GS Krotoszyn zatrudnia 52 pracowników, w tym 16 w sklepach na terenie całego powiatu - w Krotoszynie, Benicach, Biadkach, Bożacinie, Brzozie, Dzierżanowie, Gorzupi, Jasnym Polu,  Perzycach, Starymgrodzie, Świnkowie, Tomnicach i Ustkowie. – Myślimy o otwieraniu dalszych punktów sprzedaży, ale wyłącznie chleba. Być może uda się wejść na niektóre osiedla w Krotoszynie – kontynuuje prezes.
GS organizuje również imprezy integracyjne. – Do ciekawszych należą “Wakacje z GS”, które organizujemy latem obok naszych sklepów.
Jak będzie wyglądać przyszłość GS? – Różowo, bo moja wnuczka lubi ten kolor – kończy z uśmiechem K. Ludwiczak.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Pan Przecinek - Niebo

poniedziałek, 10 marca 2014

Krotoszyn - To wszystko trwa zbyt długo...

Brat zmarłej kobiety pokazuje miejsce, w którym jego zdaniem doszło do potrącenia
Rodzina potrąconej śmiertelnie Stefanii J. przysłuchuje się zeznaniom pracownika firmy, w której jeździł oskarżony
6 marca  w sądzie w Krotoszynie odbyła się trzecia już rozprawa dotycząca śmiertelnego potrącenia przez samochód 72-letniej Stefanii J.
Do tej pory odbyły się dwie rozprawy - 24 września ub. roku i 30 stycznia br.
Do śmiertelnego w skutkach zdarzenia doszło 26 stycznia ub. roku na przejściu dla pieszych obok sklepu Dino na ul. Rawickiej. Oskarżony kierowca,  58-letni Marian J., mieszkaniec Krotoszyna pracujący w  firmie ochroniarskiej, potrącił późnym wieczorem kobietę, która wskutek uderzenia zmarła w szpitalu.
Wątpliwości sądu budziło, czy kobieta zachowała szczególną uwagę wchodząc na przejście dla pieszych oraz gdzie dokładnie znajdowała się w momencie uderzenia przez auto. Niejasności mieli rozwiać kolejni świadkowie: dwóch wskazanych przez oskarżonego, funkcjonariusz policji obecny na miejscu zdarzenia oraz pracownik zatrudniony w charakterze administratora samochodów w firmie, z której pochodziło auto. 

Co mówi GPS?
Na rozprawie nieobecny był oskarżony, którego broni mecenas Łukasz Krzyżanowski. Jak stwierdził, oskarżony przebywa aktualnie na leczeniu w szpitalu w Kaliszu. Nie stawili się  świadkowie wskazani przez kierowcę oraz policjant. W pierwszym przypadku zawiniła firma InPost, która nie dostarczyła wezwań świadkom, policjant zaś jest na zwolnieniu lekarskim. Sąd zdecydował, że przesłucha ich w późniejszym terminie. Przesłuchano natomiast 31-letniego pracownika firmy ochroniarskiej odpowiedzialnego za administrowanie samochodami. Jak powiedział, dowiedział się o wypadku poprzez e-mail od innego pracownika, który zgłosił mu szkodę. – Na miejscu kierownik rejonu zrobił dokumentację fotograficzną. Widziałem uszkodzenia auta. Przeanalizowałem również zapis GPS z auta, ale nie jestem w stanie dokładnie określić prędkości. Było to pomiędzy 40 a 50 km/h – zeznał. Dodał, że dokładna prędkość nie jest znana, bowiem GPS wysyła sygnał co 5 sekund. – GPS mógł zatem wysłać sygnał albo przed zdarzeniem, albo w trakcie, albo po zdarzeniu – kontynuował.
Adwokat rodziny zmarłej kobiety, Bartosz Robakowski, zapytał, czy istnieje możliwość ponownego odczytania pomiaru prędkości z GPS. – Dane kasują się automatycznie po trzech miesiącach, ale przeczuwałem, że sprawa może długo trwać, więc poprosiłem dostawcę GPS o zachowanie historii tego zdarzenia – odpowiedział świadek.

Dla rodziny wina oczywista
Kolejną rozprawę sąd wyznaczył na kwiecień. Wtedy też ma zostać odtworzony film z monitoringu w dyskoncie Dino.
Brat zmarłej kobiety Józef Jaśkowiak mówi. –  To wszystko trwa zbyt długo... Auto miało uszkodzoną lewą stronę, co świadczy o tym, że siostra znajdowała się już poza połową pasów. To ewidentna wina kierowcy. Nie wiem na co się czeka.  Najpierw sugerowano, że siostra była pod wpływem alkoholu. Teraz chcą na siłę udowodnić, że sama pod auto weszła. Jak mogła wejść  pod auto, skoro znajdowała się już na pasach?
Mężczyzna wie, o czy mówi, bowiem pracował jako zawodowy kierowca. Pokazuje zaświadczenie od pracodawcy, że przejechał 2,5 mln kilometrów. – Znam się na ruchu drogowym. Jeżeli auto ma uszkodzenia po lewej stronie, to nie ma mowy, aby moja siostra wchodziła na pasy, bo uszkodzenia byłyby inne. Została uderzona już na pasach. Rozprawie przysłuchiwało się, równie poruszone, pozostałe rodzeństwo ofiary wypadu - Marian Jaśkowiak i Pelagia Leydy
Jaki będzie finał tej sprawy?

Krotoszyn - Strażnicy zaparkowali na zakazie

Strażnicy stali w niedozwolonym miejscu, bo rozwozili obwieszczenia o wyborach
Za nieprzepisowe parkowanie można zostać ukaranym mandatem, no chyba że jest się strażnikiem miejskim – sugerują młodzi krotoszynianie, którzy przyszli do redakcji.
 

Opowiedzieli oni o zdarzeniu, do jakiego doszło 5 marca niedługo po godz. 12.00 na ulicy Fabrycznej w Krotoszynie. – Straż miejska podjechała i stanęła na zakazie parkowania. Strażnicy stali tam dobre 20 minut. Zrobiliśmy im zdjęcie, bo to przecież jawne łamanie przepisów o ruchu drogowym – zaczyna 18-letni Szymon. Jego kolega Mateusz dodaje, że gdyby zaparkował tam zwykły mieszkaniec, musiałby się liczyć z blokadą na kole i mandatem karnym. – Wiem, że policja, pogotowie i straż pożarna mają prawo stawać w miejscach niedozwolonych, ale muszą mieć do tego podstawy. Tymczasem w tym przypadku żadnego sygnału świetlnego nie mieli włączonego – tłumaczy.
Komendant krotoszyńskiej straży miejskiej Waldemar Wujczyk tak tłumaczy podwładnych: – Oczywiście, strażnicy nie powinni w tym miejscu parkować. Już to z nimi wyjaśniłem. Dodaje jednak, że tego dnia strażnicy rozwozili obwieszczenia o organizacji wyborów, jednym z punktów był Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1. – Mieli ustalony czas na rozwiezienie obwieszczeń. Stanęli w tym miejscu, bo zapewne szybciej im poszła praca. Na pewno nie trwała 20 minut. Można sprawdzić w szkole, ile czasu byli tam strażnicy. W tym dniu mieli kilkanaście punktów, w których zostawiali obwieszczenia – tłumaczy komendant. Podkreśla jednak, że strażnicy nie powinni byli parkować w miejscu niedozwolonym. Zwraca też uwagę, iż w opisanym rejonie ulicy Fabrycznej straż miejska interweniuje dość często. Dyrekcja tamtejszej szkoły telefonuje bowiem w związku z paleniem przez młodzież papierosów.  – Być może jest to odwet na strażnikach za to, że robią tam tak zwane naloty. Niejeden raz udało się strażnikom nakryć młodzież na paleniu i były z tej racji jakieś konsekwencje w szkole  – mówi.
Podstawowymi znakami regulującymi kwestię parkowania, są pionowe oznaczenia o symbolach B-35 (zakaz postoju dłuższego niż minutę) oraz B-36 (zakaz zatrzymywania się). Niedostosowanie się do nich grozi karą w wysokości 100 zł, a także jednym punktem karnym. Należy również pamiętać, że znaki B-35 i B-36 dotyczą zarówno jezdni, jak i chodnika. Wyjątek stanowią sytuacje, w których pod tymi znakami znajdują się dodatkowe tablice określające warunki zakazu.
Bez względu na oznaczenia, w polskich przepisach istnieje również zakaz pozostawiania pojazdów w odległości mniejszej niż 10 metrów od skrzyżowania. Złamanie tej zasady jest równoznaczne z mandatem 300 zł i jednym punktem karnym. Przepis ten nie ma zastosowania w przypadku połączenia dróg, czyli miejsca przecięcia się drogi twardej z np. gruntową lub wewnętrzną.
Znacznie wyższe kary grożą kierowcom, którzy pozostawiają pojazdy w miejscach niedozwolonych, jak np. trawnik. W takich sytuacjach straż miejska lub policja może ukarać kierującego mandatem do 500 zł. W skrajnych przypadkach strażnicy mogą również auto unieruchomić.
Od 2012 r. obowiązują również surowsze przepisy dotyczące parkowania w miejscach dla niepełnosprawnych, jeśli kierowca nie posiada stosownych uprawnień. Strażnicy miejscy lub policjanci mogą na taką osobę nałożyć mandat do 500 zł, zaś jej konto wzbogaci się o 5 punktów karnych. – Powtórzę jeszcze raz. Strażnicy mieli do wykonania zadanie. Rozmawiałem z nimi i do podobnej sytuacji już nie dojdzie – podkreśla komendant.
 

Kary za niewłaściwe parkowanie 
brak opłaty parkingowej    50 zł
parkowanie w miejscu niedozwolonym    do 500 zł
złamanie zakazu zatrzymywania/postoju    100 zł / 1 pkt
parkowanie w odległości mniejszej, niż 10 m od skrzyżowania    300 zł / 1 pkt
nieuprawnione parkowanie w miejscu dla niepełnosprawnych    500 zł / 5 pkt

Maciejew - Z chodnikiem jeszcze nie ruszyli

Chodnik ma zapewnić bezpieczeństwo dla mieszkańców
Ciepła aura sprzyja pracom na zewnątrz. Zapowiadany chodnik w Maciejewie jeszcze jednak nie powstał choć krawężniki już są od dawna położone. Mieszkańcy czekają na niego z niecierpliwością.

Koszt wyłożenia chodnika w centrum wsi to suma rzędu 31 tys. zł. – Chodnik na pewno spowoduje, że będzie u nas bezpieczniej. Mamy teraz ok. 20 dzieci, które chodzą tędy na przystanek, także będziemy o nie nieco spokojniejsi – informuje sołtys wsi Irena Kurasz.
Nowy chodnik pojawi się na długości ok. 220 mb. Póki co położone są już krawężniki. Zakupiona jest również już kostka. Także prace powinny ruszyć lada dzień. Całe przedsięwzięcie pokryje kasa z gminy Rozdrażew w kwocie 20 tys. zł i 13 tys. zł z funduszu sołeckiego Maciejewa. – Przydałby się chodnik Panie. Ludzie już chodzą po nim mimo, że kostki nie ma. Jak widać jest potrzebny – śmieje się jedna z mieszkanek wsi, którą spotkaliśmy po drodze.
To jednak nie koniec przedsięwzięć w Maciejewie w tym roku. W zeszłym roku za pół miliona złotych zakończyła się pierwsza część modernizacji drogi we wsi. Droga do Maciejewa została poszerzona i wyłożona nowym dywanikiem asfaltowym. Dalsza część modernizacji przewidziana jest na lata 2015-17. W tym roku być może uda się rozpocząć prace związane z podbudową drogi.
W planach sołtysa jest również rozbudowa istniejącej świetlicy i budowa placu zabaw dla dzieci. W pierwszym przypadku należałoby zamontować ogrzewanie c.o. oraz chłodnię. Natomiast plac zabaw zdaniem I. Kurasz jest potrzebny i pozwoli na lepszą integrację mieszkańców wsi. – To jednak plany długoterminowe. Teraz najważniejszy jest chodnik – zakończyła.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Budy - Ruszyli z remontem świetlicy

W prace zaangażował się nawet rozdrażewski radny Lucjan Zmyślony
6 marca mieszkańcy sołectwa Budy rozpoczęli prace związane z modernizacją swojej świetlicy. Roboty ruszyły pełną parą i jak zapowiada sołtys wsi Mirosław Siudy obiekt będzie gotowy na 18 maja kiedy ma odbyć się tam jubileusz Ochotniczej Straży Pożarnej.

W czynie społecznym około 30 mieszkańców remontuje budynek świetlicy. Część ścianek została już wyburzona. Wstawiono również nowe drzwi, które pozwolą na wyjście na zewnątrz tyłu budynku, gdzie niebawem powstanie również grzybek rekreacyjny. – Podczas komunii np. dzieci będą mogły śmiało wyjść na pobliskie boisko i bawić się. Rodzice nie będą musieli martwić się, że coś im się stanie bo z przodu jest ulica – mówi M. Siudy, który pracuje z innymi mieszkańcami wsi nad nowym wizerunkiem świetlicy.
Na remont świetlicy Budy otrzymały od gminy środki w wysokości 30 tys. zł. – Wszystkie materiały już kupiliśmy, a dzięki dobrej pogodzie już ostro zaczęliśmy remont. Jak widać wpuściliśmy do obiektu nieco światła. Całość stała się bardziej przestrzenna. Pierwsze efekty powinny być widoczne już za miesiąc – kontynuuje sołtys.
Obecnie prace polegają na skuwaniu ścian i kładzeniu nowych regispsów. W całości modernizowana jest również kanalizacja oraz kuchnia, która po odnowie będzie w stanie zapewnić gotowanie na miejscu. Potem powstanie grzybek. - Drzewo już mamy przyszykowane. Czekamy aktualnie na dokumentację i zgodę. Potem zaczynamy budować– mówi sołtys.
Na ten rok Budy otrzymały 13,5 tys. zł z funduszu sołeckiego. Jak mówi sołtys pieniądze pójdą w remont świetlicy. – Co do planów na przyszły rok to skupiamy się teraz na dokończeniu remontu tego obiektu i remizy. Nic póki co nie będzie zaprzątać nam głowy – kończy.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Krotoszyn - Problem z parkowaniem przy ZUS

Problem z parkowaniem ma być rozwiązany. Nie wiadomo jednak, kiedy
Do naszej redakcji zgłosił się 63-letni inwalida z Krotoszyna, zbulwersowany faktem, że  jest przez strażników miejskich karany za złe parkowanie przy Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych na ul. Kobierskiej.
Za budynkiem ZUS znajduje się parking, na którym parkują auta pracownicy tej instytucji. Petenci korzystają z niego pod warunkiem, że są akurat wolne miejsca, a tych często brakuje. – Co miesiąc muszę stawiać się w ZUS-ie i dowozić potrzebne zaświadczenia. Jestem inwalidą i trudno mi zaparkować dalej ze względu na stan mojego zdrowia. Z chęcią parkowałbym na parkingu pobliskiej firmy, ale tam miejsca są cały czas zajęte przez inne pojazdy – mówi nasz gość. Dodaje, że często musi parkować w miejscach, gdzie nie jest to dozwolone, i ma tego świadomość. – Straż miejska nie patrzy, że jestem inwalidą. Jestem karany upomnieniami i mandatami. Czy naprawdę nie można tam stworzyć miejsc parkingowych? Przecież ZUS  to jednostka dla ludzi.
Komendant krotoszyńskiej straży miejskiej Waldemar Wujczyk przyznaje, że na Kobierskiej trudno zaparkować. –  Wiele osób, które załatwiają coś w ZUS-ie, parkuje albo na parkingu obok “Bricomarche”, albo na parkingu obok “Intermarche”, ale wtedy trzeba przejść jakieś 200 metrów – stwierdza. Tłumaczy jednocześnie, że strażnicy zobligowani są do egzekwowania przepisów, a często zdarza się, że kierowcy zastawiają wjazd autobusom MZK. – Mamy zgłoszenie, to interweniujemy. Kary zdarzają się sporadycznie i tylko w uzasadnionych przypadkach. Ten pan otrzymał nie mandat, a upomnienie.
Zdaniem komendanta ZUS rozważa rozbudowę prakingu przy swojej siedzibie. – Nie wiem jednak, na jakim etapie są rozmowy z właścicielami sąsiednich posesji – mówi W. Wujczyk. – Myślę, że  ZUS mógłby się postarać się o jakieś miejsce wyłącznie dla osób niepełnosprawnych.  “Koperta” byłaby tam wskazana.
Dariusz Bieganek, rzecznik prasowy ZUS w Ostrowie Wlkp., zapytany o parkowanie przy placówce w Krotoszynie, odpowiada lakonicznie. - Aktualnie placówka nie dysponuje miejscami parkingowymi. Czynimy starania, których celem jest zmiana tej sytuacji.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK