wtorek, 30 lipca 2013

Tragiczna śmierć na rondzie - ZDJĘCIA

Ciało kobiety było całkowicie zmasakrowane.
Firma pogrzebowa przez prawie 40 minut
  zbierała jej szczątki
W piątek, 26 lipca na rondzie przy ul. Mickiewicza, Raszkowskiej i Koźmińskiej z niewyjaśnionych jak dotąd przyczyn 51-letni kierowca jednej z krotoszyńskich firm przejechał jadącą po rondzie 79-letnią kobietę. Ta poniosła śmierć na miejscu.
Do śmiertelnego zdarzenia doszło o godz. 14.36. Na miejscu niezwłocznie stawiły się wszystkie służby powiatowe. 79-letnia mieszkanka Krotoszyna jadąc rowerem została przejechana przez samochód ciężarowy marki renault przewożący mleko. Rowerzystka zginęła pod kołami cysterny.
Widok jaki zastano był przerażający. Ciało kobiety było bowiem całkowicie zmiażdżone, a niektóre części ciała znajdowały się w kilku miejscach na jezdni. Zebrani na miejscu ludzie głośno komentowali całe zdarzenie. – Kierowca jej nie zauważył. Po prostu jechał. Ciągnął ją jakiś czas. Nie miała szans. Okropne to było. Przez długi czas nie wychodził z auta. Był w szoku. To straszna tragedia – mówi jedna z kobiet, która stała wśród tłumu gapiów. – Kierowca jechał od strony Koźmina. Włączał się do ruchu. Kiedy wjechał nie zauważył kompletnie jadącej kobiety. Ludzie krzyczeli do niego, a on jechał – dodaje inny mężczyzna. Czy tak było naprawdę, nie wiadomo. Bowiem policja nie zdołała, póki co przesłuchać żadnego ze świadków, bo nikt się nie zgłosił. – Apelujemy zatem.  Jeśli ktoś był świadkiem tego zdarzenia, proszony jest o kontakt z Komendą Powiatową Policji w Krotoszynie pod nr. tel. (62) 725 52 00 lub 997 – mówi zastępca rzecznika prasowego krotoszyńskiej policji, Piotr Szczepaniak. Dołączamy się do apelu. W szczególności do osób, które udzieliły nam informacji na miejscu zdarzenia. – Ze wstępnych ustaleń wynika jednak, że 51-letni mieszkaniec powiatu krotoszyńskiego włączał się do ruchu na wspomnianym rondzie. Kobieta prawdopodobnie już się na tym rondzie znajdowała. Doszło do śmiertelnego zdarzenia, które wyjaśniamy teraz wspólnie z prokuraturą – dodaje P. Szczepaniak. Być może pomocne okażą się również nagrania z monitoringu z pobliskiej stacji benzynowej. – Bierzemy je również pod uwagę. Być może jest na nich nagrane to zdarzenie – kończy rzecznik prasowy.
Zmasakrowane ciało, rower i cysternę zabezpieczono do przyjazdu prokuratora. – Aktualnie przeprowadzana jest sekcja zwłok kobiety. Ze wstępnych ustaleń wynika, że faktycznie kierujący cysterną włączał się do ruchu drogowego na rondzie od strony ul. Koźmińskiej. Kobieta najprawdopodobniej znajdowała się już na rondzie od strony ul. Raszkowskiej. Jak dokładnie wyglądało całe zdarzenie wyjaśni prowadzone przez nas śledztwo – poinformował rzecznik prasowy ostrowskiej prokuratury, Janusz Walczak.
Przez trzy godziny rondo było częściowo zablokowane, policjanci kierowali ruchem wahadłowo. Po zakończeniu czynności prokuratorskich i policyjnych z cysterny przepompowano mleko, później pojazd zabezpieczono na policyjnym parkingu w Jarocinie.
To już trzecie śmiertelne potrącenie w tym roku. Na początku roku miały one miejsce na ul. Rawickiej w Krotoszynie i w gminie Zduny. – Wciąż prosimy o rozwagę wszystkich uczestników ruchu drogowego, zarówno kierowców uprzywilejowanych, jak i rowerzystów i pieszych. Tylko i wyłącznie znajomość przepisów i stosowanie się do nich umożliwia bezpieczne przemieszczanie się na często ruchliwych drogach gminy i powiatu – podsumował P. Szczepaniak.

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

















Sport w każdym wieku jest ważny

Albin Batycki w rozmowie z dziennikarzem „Rzeczy”
Tenisiści koźmińskiego klubu sportowego IKS Spartakus w ubiegłym roku odnosili szereg sukcesów na arenach Polski i zagranicy. Działalność klubu nie skupia się jednak, tylko i wyłącznie, na tenisie. Bardzo dobrze funkcjonuje również sekcja kolarska. Klub integruje również lokalne społeczeństwo. O przyszłości klubu opowiada – Albin Batycki.

Gdybyśmy pokusili się o podsumowanie ubiegłorocznej działalności klubu, to które przedsięwzięcia ocenia pan najwyżej?
- Nie chciałbym rozróżniać imprez na te ważne i mniej ważne. Wszystkie w równym stopniu znaczyły bardzo wiele dla zawodników. IKS „Spartakus”, jeśli chodzi o tenis ziemny, był obecny praktycznie na wszystkich ważniejszych imprezach w Polsce i za granicą. O wielu wasza gazeta pisała, za co z góry dziękuję. Cóż, lista jest długa. Warto tutaj wspomnieć chociażby starty w takich imprezach jak: „Cajun Clasic” w Baton Rouge (USA), „Floryda Open” w Boca Raton, „Zelonograd Open” w Moskwie, „Megafon Dreamcup” w Petersburgu czy też  „Orlen Polish Open” w Płocku. Do tego szereg imprez integracyjnych w Polsce z Mistrzostwami Polski w tle. W sumie 20 imprez w Polsce i za granicą. Działo się sporo i to z sukcesami, których czytelnicy „Rzeczy” byli świadkami. Tenis to jednak nie wszystko. Świetnie działała również nasza sekcja kolarska.

Słów kilka o kolarzach w takim względzie?
- Grupa kolarska w ub. roku liczyła dziewięciu stałych członków. Tradycyjnie głównym  celem przyświecającym naszej działalności było promowanie aktywnego spędzania wolnego czasu na rowerze, popularyzacja kolarstwa, jako dyscypliny-sportu ,,całego życia”. Zgodnie z ww. ideą udało nam się zorganizować dwie imprezy dla lokalnego środowiska ,,Rowerowe Powitanie Wiosny” oraz ,,IV Koźmiński Minimaraton Rowerowy”, które i tym razem cieszyły się dużą popularnością wśród koźmińskich rowerzystów gdyż w obu tych imprezach na starcie zgromadziła się ponad 200 osobowa grupa ludzi zainteresowanych wspólną zabawą, nawet niesprzyjające warunki atmosferyczne nie odstraszyły ich od udziału w imprezie. Innym rodzajem naszej działalności  o bardziej sportowym charakterze   były: indywidualne i wspólne treningi kolarskie przygotowujące nas do sezonu i udziału w cyklu ,,Puchar Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych”, do udziału w drużynowej jeździe na czas na dystansie 100 km, nieoficjalnych mistrzostwach zespołów amatorskich ,,Amber Road” w Gostyniu.

Jak wygląda dziś Spartakus?
- Od paru lat klub sukcesywnie zwiększa ilość członków klubu i w tej chwili jest nas 86 osób w tym 11 niepełnosprawnych. Dodam że są to wyłącznie członkowie którzy co roku uiszczają składki członkowskie. Posiadamy dwa obiekty sportowe. Jeden to kort tenisowy w Parku Miejskim i dwa korty tenisowe przy ul. Floriańskiej przy nowo oddanym do użytku kompleksie sportowym Gminnego Ośrodka Sportu.

A co z młodzieżą? Chętnie korzysta z waszej oferty?
- Przez cały okres działalności chcemy przekonać społeczeństwo że tenis nie jest sportem elitarnym chociaż wielu tak go postrzega. Każdy może zostać członkiem klubu i to za nie wielką  opłatę. W tej chwili opłata roczna za korzystanie z kortów w wymiarze 3 godz. w tygodniu wynosi 100 zł. Są to 3 godz. zarezerwowane tylko dla tej osoby a oprócz tych godzin jeżeli kort jest wolny może grać bez ograniczeń. Czy koszt 2 zł za godzinę gry na korcie tenisowym jest wysokim kosztem, który może mieć wpływ na ograniczenie możliwości korzystania z tej wspaniałej dyscypliny sportu. Szczególną wagę przywiązujemy do pracy z młodzieżą którą coraz trudniej nakłonić do wysiłku fizycznego. Od 3 lat organizujemy w okresie letnim bezpłatne zajęcia pod opieką trenera. Muszę ze smutkiem przyznać że zainteresowanie nie jest tak duże jak się spodziewaliśmy. W tej chwili mamy szkółkę dzieci i młodzieży w której jest około 30 osób. Liczmy że ostatnie sukcesy naszych tenisistów na arenach światowych zwiększą popularność tenisa w społeczeństwie i będzie impuls który przyniesie nam wielu młodych adeptów gry w tenisa.

Cele na przyszłość?
- Przyszłość oczywiście wiążemy z młodymi członkami klubu ale to nie znaczy że się tylko na tym skupiamy bo ostatnie sukcesy w tenisie przynoszą także duże zainteresowanie tym sportem wśród osób w średnim wieku. Często bywa że dzieci z naszej szkółki namawiają swoich rodziców aby dołączyli do nich na korcie i w wielu przypadkach udaje się w rodziców zarazić pasją do tenisa.

W ostatnim czasie głośno jest o powstaniu w Koźminie hali tenisowej. Czy uważa pan, że jest to zasadne?
- Gram w tenisa 17 lat i od mniej więcej 10 lat słyszę o budowie obiektu krytego pozwalającego uprawiać tenis przez cały rok. W niektóre z tych projektów byłem także osobiście zaangażowany a w dwóch przypadkach dokumentu już leżały na biurku Ministra Sportu i czekały tylko na podpis ale gdy miało to nastąpić dochodziło do zmiany ministra. Dlatego cieszę się że jest kolejna szansa na zrealizowanie naszych marzeń o takim obiekcie ale przyznam że lata starań o taki obiekt nauczyły mnie także umiarkowanego optymizmu. Nowy projekt budowy kortów krytych w Koźminie Wlkp. ma powstać na zasadach partnerstwa publiczno – prywatnego. Jest to nowa formuła która mam nadzieję sprawdzi się w naszej gminie i zachęci do takiej formy współpracy wielu inwestorów. Wokół tego obiektu już rozpoczęła się dyskusja w społeczeństwie o potrzebie budowy. Dlatego chcę szczególnie podkreślić że obiekt ten będzie posiadał nawierzchnię tzw. sztuczną trawę która pozwala na korzystanie z hali wielu dyscyplin sportu. Jestem przekonany że tenisiści będą mogli wykorzystać około 30% godzin pracy hali gdyż szkółki piłkarskie które w tej chwili trenują na orliku przeniosą się w okresie zimowych do hali tenisowej. Na spotkaniach zarządu klubu od momentu uzyskania informacji o planach budowy hali tenisowej dyskutujemy o nadziejach z tym związanych jak i obawach których jest wiele np. Kto będzie zarządzał obiektem? Jakie warunki korzystania z hali? Jaka cena za wynajem? Pytań jest wiele a wynikają one z tej nowej zasady partnerstwa publiczno prywatnego. Można sobie zadać pytanie więc po co w to wchodzić jeżeli jest tak wiele obaw. Po tych wielu latach starań o taki obiekt wiem jedno. Siedzenie i czekanie aż pojawią się środki np. z budżetu Ministerstwa Sportu czy Gminy jest straconym czasem. Należy wykorzystać każdą szansę a taką jest partnerstwo i czas aby się z tym zmierzyć bo tylko w ten sposób możemy się przekonać czy to rozwiązanie daję nam szanse na przyszłość.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Stworzył własny obraz Matki Boskiej

“Wszystko to, co robię wypływa z głębi mego serca” – mówi K. Frąszczak
Kopia obrazu z Częstochowy została poświęcona i dziś perygrynuje po diecezjach w całej Polsce

Pan Krzysztof Frąszczak (55 l.) to człowiek głębokiej wiary. Na co dzień, zwykły przeciętny zjadacz chleba mieszkający wspólnie z rodziną w Kobiernie. Okazuje się jednak, że tak naprawdę to człowiek, który posiada w sobie mnóstwo pasji życiowych, które z powodzeniem realizuje.
Marcin Szyndrowski


Krzysztof Frąszczak przez 23 lata pracował w Wytwórni Sprzętu Mechanicznego w Krotoszynie Wyuczył się we Wrocławiu i tam spędził połowę swojego życia. Pracował jako specjalista z zakresu metarulgii  w dziale głównego metalurga. W laboratorium wykonywał analizy spektralne i kwantometryczne. Później jeszcze przez dwa lata pracował jako technolog  metalurg i dwanaście lat jako konstruktor oprzyrządowania ogólnego. Po rozpadzie WSM przez rok jeszcze wykonywał swoją pracę w powstałym obiekcie Mahle. – Po zwolnieniu zająłem się fotografią i reklamą. Otworzyłem własną firmę i tak to trwa do dzisiaj – zaczyna nasz rozmówca. Pan Krzysztof mieszka wspólnie z żoną Aleksandrą i dziećmi: Mateuszem i Justyną w domu jednorodzinnym w Kobiernie. Jak sam mówi jest człowiekiem silnej wiary, która pomaga mu znosić przeciwieństwa losu. – Miłość do bliźniego, szacunek do drugiego człowieka i niesienie pomocy innym to rzeczy, które są w moim życiu bardzo ważne. Nie wstydzę się swojej wiary. Staram się swoim życiem ukazywać dobro dane nam przez Boga – kontynuuje nasz rozmówca.
Na pewno pan Krzysztof to postać nietuzinkowa. Jego prace fotograficzne robią spore wrażenie. Głównie te związane z uroczystościami kościelnymi, komuniami i weselami. Nasz bohater potrafi na zdjęciach zawrzeć wszystkie, najbardziej kluczowe fragmenty z uroczystości kościelnych i życia duchowego własnej lokalnej społeczności. Swoją pasję fotografowania tłumaczy pięknymi słowami. – Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie jest ciemnością, jakże wielka to ciemność. Jaki piękny jest świat, który widzimy zdrowym okiem, nie tylko w obiektywie aparatu fotograficznego – tłumaczy pan Krzysztof.
To właśnie dzięki pasji fotograficznej nasz rozmówca współpracuje m.in. ze znanym polskim kompozytorem Piotrem Rubikiem, któremu nota bene, stworzył okładkę na jedną z płyt. Dzięki temu również udało mu się sfotografować obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który odwiedził parafię w Kobiernie w lipcu 2011 roku. – Kiedy zobaczyłem w obiektywie Matkę Boską jej wzrok przeszył mnie na wskroś. Nie od razu zrobiłem zdjęcie. Wahałem się długo czy jestem godzien takie zdjęcie wykonać. Palec na spuście mi strasznie drżał. W końcu jednak pstryknąłem zdjęcie – mówi pan Krzysztof.
Po dłuższym czasie od tego zdarzenia pana Krzysztofa nękała pewna myśl. – Podczas jednej z modlitw zacząłem się zastanawiać i rosła we mnie pewna myśl, że muszę zrobić obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Taki sam jak ten, który w perygrynacji odwiedził naszą parafię. Wszystko po to,  żeby nasze Kobierno miało swoją Matkę Boską Częstochowską – mówi pan Krzysztof. Bez namysłu nasz rozmówca zabrał się do pracy. Obraz powstawał przez około dwa miesiące, a ostateczna wersja przeszła najśmielsze oczekiwania wszystkich. Bez ogródek można powiedzieć, że jest praktycznie identyczny jak pierwowzór z Częstochowy. – Dokładnie rok temu o tej samej porze nastąpiło poświęcenie obrazu przez księdza kanonika Ryszarda Dziamskiego. Dziś moja Matka Boska, podobnie jak ta Częstochowska, wędruje z diecezji do diecezji żeby każdy mógł się do nie pomodlić. Cieszę się z tego bardzo mocno, bo okazuje się, że moja praca nie poszła na marne – kończy K. Frąszczak.
Pan Krzysztof ma jeszcze sporo do powiedzenia. Posiada m.in. cudowną ikonę Ojca Św., która jest jedyną w swoim rodzaju na świecie. O tym jednak porozmawiamy przy innej okazji.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Niszczeje kolejny zabytek

Kuźnia ulokowana jest przy głównej drodze w kierunku na Kobylin
XIX-wieczna kuźnia w Wyganowie już niebawem może podzielić los kuźni w Starkówcu, która jest aktualnie rozbierana przez właścicielkę, bo ta uzyskała zgodę od konserwatora na wykreślenie obiektu z rejestru zabytków. Póki co, ta w Wyganowie stoi, ale ostatnio zarwał się dach.

Pan Józef od piętnastu lat obserwuje jak wyganowska kuźnia popada w ruinę. Pokrótce przedstawił nam jej losy. Na początku XIX wieku zbudowany został we wsi klasycystyczny pałac. O bogactwie i skali dawnego wystroju wnętrz tej kondygnacji świadczyć mogą ich pozostałości – polichromie i sztukateria zachowane w trzech salonach. Przy pałacu zachowały się pozostałości dawnego parku oraz zrujnowanej kuźni. – I nikt nawet nie chce pamiętać o tej bogatej historii. Najgorzej jest z kuźnią, która z dnia na dzień coraz bardziej niszczeje. To smutne. Czy naprawdę nikt nie może ocalić jej od zapomnienia? – pyta pan Józef.
Spróbowaliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o obiekcie. Badacz lokalnej historii i redaktor naczelny Forum Kobylińskiego, Michał Ciesielski obawia się, że ten piękny zabytek może niebawem podzielić los kuźni w Starkówcu, o którą walczył do samego końca. - Na pewno kuźnia w Wyganowie jest w lepszym stanie technicznym. Być może znajdę coś o niej w zapiskach mojego ojca i dowiemy się o niej czegoś więcej. Widnieje na niej bowiem napis w języku niemieckim czyli kuźnia musiała należeć do jakiegoś Niemca – powiedział nam M. Ciesielski. Więcej dowiedzieliśmy się od sołtysa wsi, Leona Torczyńskiego, który również jest zaniepokojony stanem technicznym budynku. – Cała zachodnia strona dachu już się zarwała. Próbowałem rozmawiać na ten temat w gminie, ale budynek mimo tego, że jest wpisany do rejestru zabytków, jest w rękach prywatnego właściciela, który jednak o kuźnię nie dba. Szkoda tego budynku, bo nie jest aż w takim złym stanie i przy dobrej woli właściciela i gminy można by było ją zachować – mówi sołtys.
W gminie dowiedzieliśmy się, że kuźnię razem z przylegającym gruntem kupił kiedyś Zygmunt Dyba, który jednak nie mieszka już ani w Wyganowie, ani w Kobylinie. Ma jednak brata w Kobylinie – Jarosława, z którym mimo wielu prób nie udało nam się skontaktować. – Ewentualny remont tej kuźni czy jakiekolwiek prace leżą po stronie właściciela. To podobna sytuacja jak ta w Starkówcu. Obiekt co prawda jest w rejestrze zabytków, ale my jako gmina nie mamy obowiązku remontu. Oczywiście przyjrzymy się jej stanowi i być może spróbujemy porozmawiać z właścicielem na temat ewentualnego zabezpieczenia zarwanego dachu.- poinformował Paweł Wasielewski z kobylińskiego magistratu.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Zawsze gotowi na walkę z ogniem

Strażacy przemaszerowali oficjalnie przez wieś
21 lipca Ochotnicza Straż Pożarna w Benicach obchodziła 85-cio lecie istnienia. Podczas uroczystości wręczono strażakom sztandar jako symbol ofiarnego działania w ochronie przeciwpożarowej w powiecie. Nie zabrakło medali i odznaczeń oraz okolicznościowych przemówień.

Na placu obok Domu Strażaka w Benicach na jubileuszowe obchody stawili się zarówno przedstawiciele życia społeczno-politycznego powiatu jak i mieszkańcy, którzy z zaciekawieniem przyglądali się swoim strażakom-ochotnikom, którzy tego dnia na galowo prezentowali się nader majestatycznie. Oprawę muzyczną zapewniła uroczystości orkiestra dęta z OSP Kobylin. W jubileuszu jednostki wzięły również udział liczne zastępy jednostek ochotniczych z terenu innych gmin i powiatów. – Odkąd tylko pamiętam to wy zawsze strzegliście naszej małej miejscowości przed licznymi zagrożeniami. Zawsze gotowi do akcji z narażeniem własnego życia braliście udział w wielu akcjach nie tylko tutaj, ale również w całym powiecie. Przynosicie chlubę naszej małej benickiej ojczyźnie. Za to wam dzisiaj dziękuję – mówił sołtys wsi i jednocześnie strażacki druh, Jan Zych. Do gratulacji i życzeń przyłączali się również zaproszeni goście i delegacje strażaków z ościennych miejscowości. – To dla nas zaszczyt, że możemy dziś dzielić się ogromną radością z wami wszystkimi. Dziękujemy wam za to, że jesteście z nami – puentował prezes OSP Benice, Ireneusz Bogaczewski.
Po przemówieniach przyszedł czas na wyróżnienia. Cała jednostka w Benicach została odznaczona tytułem jednostki zasłużonej dla województwa Wielkopolskiego. Dokonano również wyróżnień i odznaczeń wśród strażaków. Brązowe medale zasługi otrzymali: Mariusz Chwaliszewski, Piotr Dolata, Robert Garbarek, Michał Misiak, Karol Nabzdyk, Waldemar Szkudłapski i Bogdan Szymański. Odznaki strażaka wzorowego powędrowały z kolei do Łukasza Garbarka, Zbigniewa Nabzdyka i Krzysztofa Szlachty.
Następnie wszyscy strażacy udali się do Domu Strażaka na uroczysty obiad. Potem już świętowano w bardziej nieformalnym gronie przy dobrej muzyce do późnych godzin wieczornych.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Integracyjnie w Budach

Najmłodsi za darmo korzystali m.in. z dmuchanego zamku
W turnieju piłki nożnej z powodzeniem grały również dziewczęta
Wszyscy mogli spróbować swoich sił w turnieju siatkówki


Po raz drugi z rzędu w niedzielę, 21 lipca na boisku w Budach odbył się festyn wsi. Dla wszystkich przygotowano szereg atrakcji sportowo-rekreacyjnych. Wieczorem natomiast odbyła się zabawa taneczna.

Już od godziny 13.00 boiska we wsi zaczęło zapełniać się licznie mieszkańcami, którzy skorzystali z oferty przygotowanej przez radę sołecką. Liczne stoiska gastronomiczne przyciągały chętnych, którzy mogli spotkać się w piękny, słoneczny dzień. Chętni mieszkańcy, nie tylko ze wsi Budy, mogli rywalizować ze sobą w turnieju piłki nożnej oraz siatkówce. Amatorskich drużyn nie brakowało i do godziny 17.00 wszyscy obecni mogli oglądać zaciekłe nieraz boje sportowe. – To bardzo ważne by organizować tego typu imprezy na wsiach Pozwala na ciekawe spędzanie wolnego czasu i aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu. Jak widać młodzież chętnie skorzystała z tego – powiedział nam radny powiatowy, Henryk Jankowski, który w tym dniu wcielił się w rolę sędziego głównego piłkarskich spotkań. Równie pozytywnie imprezę oceniali napotkani przez nas sołtysi z innych miejscowości. – Pogoda dopisała, a sama impreza jest fajną formą wzajemnej integracji – powiedział sołtys Grębowa, Grzegorz Czajka. – Jesteśmy tutaj już drugi raz i bawimy się wyśmienicie. Czego więcej chcieć – dodała sołtysowa Maciejewa, Irena Kurasz.
Młodsze dzieci do woli mogły korzystać w tym czasie z dmuchanych zamków i trampolin oraz “naciągać” swoich rodziców na zabawki sprzedawane na licznych stoiskach. Z pokazem ratownictwa wystąpili również miejscowi strażacy. Na zakończenie do późnych godzin wieczornych mieszkańcy bawili się przy muzyce zespołu. – Impreza udała się w stu procentach. Wszyscy bawili się dobrze. Kolejny raz integracja mieszkańców sąsiednich wiosek się udała co nas bardzo cieszy. Na pewno za rok będziemy myśleć o organizacji kolejnej tego typu imprezy – podsumował sołtys, Mirosław Siudy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Lipcowe zmagania kurkowych

Nagrodzeni strzelcy z posłem, M. Orzechowskim i starostą, L. Kulką
podczas strzelania o puchar prezydenta w Krotoszynie
W dniu 14 lipca Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Rozdrażewie obchodziło uroczystość intronizacji króla. Z kolei 21 lipca, Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Krotoszynie zorganizowało strzelanie o puchar prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego. Obie imprezy cieszyły się dużym zainteresowaniem.

Intronizacja króla bractwa w Rozdrażewie rozpoczęła się mszą świętą w tamtejszym kościele. Następnie na rynku insygnia królewskie przekazano nowemu królowi, którym został Ryszard Czubak. Marszałkami zostali: Zbigniew Czajka i Sabina Zegar, którym wręczono medale i akty intronizacji. Przekazano również podziękowania firmom i instytucjom, które przyczyniły się do modernizacji strzelnicy brackiej w Rozdrażewie. W uroczystości uczestniczyli: przedstawiciele samorządu gminy, członkowie zarządu zjednoczenia okręgu ostrowskiego KBS RP, delegacje bractw z południowej Wielkopolski wraz z pocztami sztandarowymi i zaproszeni goście. Następnie przemaszerowano na strzelnicę, gdzie odbyła się biesiada.
W niedzielę, 21 lipca na strzelnicy w Krotoszynie odbył się z kolei turniej strzelecki o puchar prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Poza konkurencją sygnowaną przez B. Komorowskiego, strzelcy mogli startować w czterech innych konkurencjach, w których walczono o tarczę starosty krotoszyńskiego, tarczę charytatywną, tarczę losową oraz kura.
Gośćmi podczas uroczystości byli poseł, Maciej Orzechowski oraz radny gminny, Miłosz Zwierzyk. Po emocjonującej walce o puchar prezydenta pierwsze miejsce zajął Grzegorz Zieliński ze Zbąszynka. Drugi był Krzysztof Smoleński z Książa Wlkp., a trzeci Maciej Błażejewski z Krotoszyna. W kolejnych konkurencjach brylowali w kolejności: Jan Ślęzak z Ostrzeszowa, który zdobył tarczę starosty; Marek Balcerek, który tryumfował w strzelaniu do tarczy charytatywnej oraz Jan Ciszewicz z Dolska, który był bezkonkurencyjny w strzelaniu do tarczy losowej. Mistrzem w strzelaniu do kura został przedstwiciel Krotoszyna, Kazimierz Lisiewski.

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Woda z pozoru tylko cicha

Słuzby przestrzegają: “Zanim wskoczysz do wody w niestrzeżonym miejscu – pomysl, bo może kosztować cię to utratę życia lub zdrowia”.
Na terenie powiatu krotoszyńskiego – oprócz basenów w Koźminie Wlkp., Krotoszynie i Zdunach, znajduje się wiele tzw. dzikich kąpielisk. Szczególnie niebezpieczne są wody w licznych stawach. Nie tak dawno w Targoszycach, na jednym z akwenów należących do koła wędkarskiego utopił się mężczyzna. Służby powiatowe przestrzegają przed kąpielą w takich miejscach.

Do pierwszego przypadku utonięcia w tym roku doszło w czerwcu w Targoszycach. Pijany mężczyzna wraz z kolegami pływał na stawie wędkarskim na prowizorycznej tratwie. W pewnym momencie tratwa się odwróciła, a mężczyzna poszedł pod wodę. Nie udało się go uratować. Może gdyby na miejscu byli ratownicy miałby szansę na uratowanie. Niestety na stawie nie było odpowiednich służb. I nigdy nie będzie bowiem kąpiel na tzw. dzikich kąpieliskach jest oficjalnie zabroniona. Włodzimierz Szał, rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, zapowiada kontrole akwenów. Przypomina, że tam, gdzie kąpiel jest zakazana, powinny być odpowiednie tablice informacyjne.– Jeśli tablic zabraknie, będziemy przypominali właścicielom i zarządcom o obowiązku ich ustawienia. W przypadku, gdy przypomnienie nie poskutkuje, będziemy wyciągać poważniejsze konsekwencje – mówi. – W tym roku mieliśmy już kilkanaście przypadków pływania w miejscach do tego nie przeznaczonych np. na zbiorniku na Błoniach. Póki co pouczaliśmy osoby kąpiące się – dodaje komendant Straży Miejskiej w Krotoszynie, Waldemar Wujczyk.
Kontrole dzikich kąpielisk były już przeprowadzane i będą w dalszym ciągu. Tylko w ubiegłym tygodniu kontrolę przeprowadził powiatowy oddział Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Krotoszynie w ramach akcji Bezpieczne kąpieliska, zorganizowanej przy udziale policji. Żaden ze skontrolowanych akwenów nie nadawał się do kąpieli. – Kontrole od lat obejmują te same zbiorniki w Kobiernie, dwóch stawach w Zdunach, zbiornikach w Trafarach, Durzynie, dwóch w Biadkach, po jednym w Krotoszynie, Chachalni i w Tomnicach. Kontrolujemy również prywatne stawy m.in. te przy Szosie Benickiej i na Błoniu. W wielu przypadkach kiedy już nakryjemy kogoś, że się kąpie Policja czy Straż Miejska może takie osoby pouczyć lub nawet wlepić mandat. Nie to jest jednak najważniejsze, ale bezpieczeństwo. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że na takich akwenach są silne wiry wodne, liczne gałęzie, a i samo dno potrafi być zdradliwe. Mimo tego, często pod wpływem alkoholu lub innych używek, ludzie kąpią się. Często jak pokazały ostatnio Targoszyce kończy się to tragedią – mówi Grzegorz Majchszak.
Stan wód sprawdza również Sanepid, ale tylko w przypadkach, jeśli właściciel lub zarządca akwenu złoży wniosek. Kąpiel w miejscach niedozwolonych może spowodować wiele chorób. Natalia Snadna, rzeczniczka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krotoszynie, mówi: – Woda badana jest pod kątem obecności pałeczek okrężnicy. Znajdują się one co prawda w naturalnej florze bakteryjnej jelit, ale w kąpieliskach spotykane są również patogenne szczepy, które mogą powodować zakażenia i wywoływać nieżyty żołądkowo-jelitowe. Woda badana jest również pod kątem gronkowca złocistego, który może powodować zmiany dermatologiczne.
Ratownicy oraz policja apelują również o rozwagę w trakcie kąpieli. Spontaniczne skoki do wody i brak wyobraźni mogą doprowadzić do poważnych uszkodzeń ciała, a nawet trwałego kalectwa. Dlatego lepiej korzystać z miejsc, gdzie o nasze bezpieczeństwo dba wykwalifikowana kadra ratownicza. W naszym powiecie kąpiel jest dozwolona jedynie w trzech basenach odkrytych. Osoby, które chcą korzystać z akwenów naturalnych, mogą wybrać się do ościennych miejscowości, gdzie kąpieliska zostały przebadane i dopuszczone do korzystania.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

W 2012 roku na terenie całej Polski zgłoszono 509 wypadków tonięcia.
Utonęło 449 osób, w tym 409 na wodach ogólnodostępnych.
Pod wpływem alkoholu  utonęło 165 osób
Na terenie miast utonęły 192 osoby, a na wsiach 317 osób

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!



poniedziałek, 22 lipca 2013

Pieśń o Grębowie

O Grębowie, będzie to piosenka.
O wsi małej w rozdrażewskiej gminie,
gdzie od lat wielu, bodajże dwudziestu,
ludziska walczą z wodą, która ich zalewa.

Domów tam kilkanaście
I jedna, główna droga,
która na pilne remonty
czeka w swej kolejce.

Gawiedzi głosem, dość często,
przemawia sołtys Czajka,
dla znajomych – Grzegorz,
który w ponury ton,
jak w mosiężny dzwon,
wali bez ogródek.

To przecież kpina!
Groteska to jawna!
By droga nasza tyle dziur w sobie miała.
Gdybym Szwajcarię chciał tutaj robić,
to bym od razu się zastanowił
nad produkcyją jakiegoś sera.

No przecież łatamy! – odkrzyknie prędko
ojciec dyrektor,
a jakże,
Powiatowego Zarządu Dróg.
Co roku, większe, po zimie dziury
specjalną łatamy mieszanką.

Mieszkańcy nieśmiało, aczkolwiek z pretensją,
słuchając słów Jelinowskiego,
działa swe ciężkie wnet przytoczyli.
Co roku to samo! Obietnic bez liku!
Składacie, panowie z zarządu.
A Grębów jak zryty, tak zryty wciąż jest.
Brakuje wciąż kasy, a my jak te kaczki
Paplamy się w wodzie i błocie po pas.
Bo mądre głowy, miast rury „setki”,
wsadziły w drogę rurki
o przekroju słomki.
Przez to wciąż podtopienia są realną zmorą.
W każdy dzień i noc, gdy popada srogo.
Motopompy wciąż chodzą, ludzie zatrwożeni,
a podatki jak płacim, tak płacić musiemy.

Na to nie wytrzymał obrońca Grębowian.
Znany wszystkim dobrze radny, pan Jankowski.
Interpelacji bez liku złożyłem w tej sprawie.
Na komisjach i sesjach w krotoszyńskim mieście.
Przypomnienia i prośby to jak grochem w ścianę.
Głusi na potrzeby swych wyborców wszyscy,
zganiają na siebie winę za pomyłki.
Kolejną obietnicę, jednak otrzymałem.
I Grębów ma być robiony jeszcze, ups…
…w tym roku.

Mieszkańcy wysłuchali różnych stron w tej sprawie.
I cierpliwie czekali na rozwój sytuacji.
Ta niczym w filmie, rozwinęła się szybko.
Na początku lipca, roku trzynastego,
do Grębowa wpadli z Jelinowskim chłopcy.
I zaczęli kopać drogę całą we wsi.
By odwodnienie zrobić i rury tam wstawić.
To powinno sprawę załatwić na dobre.
Nikt już nie powinien więcej się tu topić.

A co z droga Pany?!
Hola!
Kiedy asfalt?
Dały słyszeć się głosy
wkurzonych mieszkańców.

Moi drodzy! W swoim czasie.
Być może w przyszłym roku…
Jak zwykle odparło,  retorycznie echo.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Targnęła się na własne życie

Dziewczynę znaleziono na ścieżce w lesie, przez który bardzo często jeździła do babci w Smolicach
To na tej ulicy mieszkała 26-letnia Ewelina B.
17 lipca ok. godz. 12.20 na ścieżce w lesie pomiędzy Kobylinem, a Smolicami znaleziono ciało 26-letniej Eweliny B. Dziewczyna najprawdopodobniej popełniła samobójstwo wbijając w swoją klatkę piersiową zakupiony wcześniej w jednym ze sklepów nóż.

Ewelina B. mieszkała w Kobylinie na osiedlu przy ulicy Grobelnej. Z relacji mieszkańców dowiedzieliśmy się, że była osobą niezwykle spokojną i raczej nie rzucała się nikomu w oczy. Mieszkała wspólnie z rodzicami i bratem. – Często chodziła razem z mamą na zakupy. Nie rozstawała się ze swoim rowerem. Ponoć chorowała na schizofrenię, ale tego nie wiemy do końca. Tak naprawdę nic o niej nie wiemy, poza tym, że często przez pobliski las, ścieżką do głównej szosy, jeździła do babci, która mieszka w Smolicach. Dlaczego to zrobiła? Nie wiemy i chyba się już nikt nie dowie – mówili nam anonimowo mieszkańcy osiedla.
Wszyscy są wstrząśnięci jej śmiercią i nie rozumieją dlaczego, tak młoda dziewczyna targnęła się na własne życie. – Ludzie gadają różne rzeczy. Ponoć od dłuższego czasu jej stan zdrowia się pogorszył. Na chwilę została sama w domu. Wyjechała z niego i pojechała do sklepu, gdzie kupiła noże. Jednym z nich się zabiła. To była fajna dziewczyna. Pamiętam jak chodziła do gimnazjum z moją córką. Kilka razy u nas była. Bardzo dobrze się uczyła. Potem kontakt się urwał. To straszne – dodaje inna mieszkanka osiedla.
Policja potwierdziła, że dnia 17 lipca znaleziono ciało dziewczyny. Z nieoficjalnych informacji dowiedzieliśmy się, że znalazł ją brat. Dziewczyna bowiem kiedy czuła się źle jeździła ciągle w to samo miejsce w lesie.  - Na miejsce skierowano funkcjonariuszy z grupy operacyjno-śledczej, którzy pod nadzorem prokuratora zabezpieczali ślady oraz dokumentowali miejsce zdarzenia. Przeprowadzone czynności wykluczyły działanie osób trzecich – informuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji, Włodzimierz Szał. Kolejne informacje mieszkańców znalazły potwierdzenie w prokuraturze. – Kobietę znalazł jeden z mieszkańców osiedla. Kobieta znajdowała się na ścieżce w lesie prowadzącej na główną drogę w Kobylinie. Po zbadaniu przez lekarza i przeprowadzeniu szeregu czynności wykluczono udział osób trzecich. Denatka miała wbity nóż w klatkę piersiową. Obok znajdował się jej rower. Wcześniej, jak ustaliliśmy, nabyła ten nóż i jeszcze inny w pobliskim sklepie. Rozmiar rany odpowiadał ostrzu noża w klatce piersiowej. Innych śladów na ciele kobiety nie znaleziono. Wszystko wskazuje na to, że był to zamach samobójczy. Od pewnego czasu kobieta bowiem zmagała się z chorobą psychiczną –powiedział Janusz Walczak z ostrowskiej prokuratury.
To kolejne, czwarte już, samobójstwo w tym roku. Wcześniej do podobnych sytuacji doszło w Biadkach, gdzie mężczyzna rzucił się pod pociąg, Targoszycach, gdzie kobieta podcięła sobie gardło kątówką czy też nie tak dawno w Krotoszynie, gdzie młody chłopak powiesił się w domu.

P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!




Urlopowy zamęt w przychodni

Przychodnia "Rozmed"
Od kilku tygodni mieszkańcy twierdzą, że w przychodni Rozmed panuje tam chaos. – Po receptę to już prawie miesiąc się staram i zawsze odchodzę z kwitkiem, bo lekarz zapomniał mi wypisać, a leki muszę brać. To kpina - mówi nam mieszkanka Rozdrażewa.

W Przychodni Rozmed pracują lekarze podstawowej opieki zdrowotnej - Włodzimierz Hoffmann i Robert Piaskowski. Oprócz tego ze względu na dużą ilość pacjentów rodzinnych w Krotoszynie jak i w Rozdrażewie współpracuje z przychodnią jeszcze dwóch lekarzy jako tzw. lekarze-pomocnicy. – Czyli w sumie czterech lekarzy, którzy powinni dawać sobie w takim Rozdrażewie radę z pacjentami. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Kiedy byłam ostatnio to lekarz kazał mi przyjść za dwa tygodnie na wizytę i po recepty. Poszłam. Niestety ośrodek był nieczynny. Sytauacja powtarzała się jeszcze dwukrotnie. Kiedy w końcu był lekarz to nie ten i znowu bez recepty zostałam. Leki na cukrzycę muszę brać. To jakaś kpina i tyle – mówi nasza rozmówczyni. Dodaje jednocześnie, że tłumaczenia pań w rejestracji były co najmniej dziwne. – Wie pani teraz jest okres wypoczynkowy. Tak mi mówiły. To nic, że ja już prawie miesiąc leków nie biorę. To się nie liczy – kończy nasza rozmówczyni.

W przychodni dzieją się dziwy
Kiedy odwiedziliśmy przychodnię i zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi informacje, które słyszeliśmy niejednego przyprawiłyby o zawrót głowy. – Niedawno była taka akcja, że dziewczynę młodą matka przyprowadziła, bo źle się czuła. Pielęgniarka podłączyła jej kroplówkę i po pewnym czasie zapomniała o tym i pojechała do domu. Gdyby nie sprzątaczka co akurat przyjechała sprzątać dziewczyna by tam na noc została – mówią ludzie. Dodają jednoczesnie, że problem z receptami, o których informowała nas wcześniejsza pani to problem, który trwa już od dobrych kilku tygodni. – Lekarze mają tyle etatów, że po prostu zapominają o receptach. Jeżdżą to tu, to tam i najzwyczajniej w świecie nie mogą spamiętać wszystkiego – kończą pacjenci przychodni.

Przychodnia czynna, ale...
Jak poinformowała nas kierowniczka przychodni, Małgorzata Hoffmann przychodnia nie musi być czynna w podanych godzinach czyli od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00 do 18.00. - Jednak ze względu na dużą ilość pacjentów zdecydowano, że godziny przyjęć będą takie same jak w przychodni w Krotoszynie, tj. od 8.00 do 18.00. Niestety, w okresie urlopowym, tj. kiedy na urlopie wypoczynkowym przebywa jeden z lekarzy zdecydowano o zamykaniu przychodni w godzinach, w których “wypoczywający” lekarz miałby przyjmować. W tym czasie najczęściej z urlopu wypoczynkowego korzysta też jedna z osób z personelu średniego – informuje kierowniczka.
O urlopach lekarzy pacjenci są informowani poprzez wywieszenie informacji na drzwiach wejściowych do budynku, drzwiach wejściowych do poczekalni przychodni oraz na gazetkach ściennych w samej poczekalni. - Informacje takie są wywieszane co najmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. Informacja taka zawiera okres w jakim przychodnia będzie zamknięta, godziny przyjęć. We wszystkich pilnych przypadkach zawsze pacjenci z Rozdrażewa mogą skorzystać z porady lekarskiej w Krotoszynie. Podany jest numer telefonu do przychodni w Krotoszynie oraz informacja gdzie można odebrać recepty. I tak jest od pięciu lat istnienia przychodni – kończy M. Hoffmann.

Tajemnicza sprawa dziewczyny
Spytana przez nas kierowniczka o dziwne sytuacje, które miały miejsce w przychodni odpowiada również chętnie. Jak relacjonuje, w okresie wiosennym w przychodni rzeczywiście zdarzyła się pewna sytuacja. Był to okres częstych infekcji objawiających się biegunkami, wymiotami itp. W takich przypadkach, gdy lekarz zaobserwuje objawy odwodnienia, proponuje pacjentowi podanie w przychodni lekarstw dożylnie. W tym dniu w godzinach popołudniowych przyjmował lekarz Włodzimierz Hoffmann.Kilka osób miało podawaną kroplówkę, w tym wspomniana przez mieszkankę dziewczyna.  Wspomniana kobieta wraz z osobą towarzyszącą została wprowadzona do oddzielnego gabinetu. Tam pielęgniarka podłączyła kroplówkę prosząc jednocześnie osobę towarzyszącą chorej, aby poinformowała ją, gdy kroplówka się skończy i przeszła do gabinetu zabiegowego, gdzie byli inni chorzy.Wkrótce lekarz zakończył pracę i opuścił przychodnię. Wtedy pielęgniarka zaczęła porządkować swoje stanowisko pracy, chorzy z gabinetu zabiegowego w międzyczasie też opuścili przychodnię. - Po jakimś czasie do przychodni przyszła osoba sprzątająca. Pielęgniarka przywitała się z nią i zaraz pożegnała bo wychodziła już do domu, rzeczywiście zapominając o chorej przebywającej w oddzielnym gabinecie. Po ok 5-10 min. od wyjścia pielęgniarki z gabinetu tego wyszła osoba towarzysząca chorej z prośbą o odłączenie kroplówki. Pani która sprzątała zadzwoniła po pielęgniarkę i ta natychmiast wróciła do przychodni, przeprosiła za swoją “niepamięć”, odłączyła kroplówkę, założyła opatrunek i chora opuściła przychodnię – mówi M. Hoffmann.
Dodaje jednocześnie, że w przychodni zamontowany jest alarm przeciwwłamaniowy i gdyby akurat w tym dniu alarm włączała pielęgniarka taka sytuacja nie miałaby miejsca. - Nie ma możliwości aby w przychodni któryś z pacjentów pozostał na całą noc – kończy kierowniczka.

A co z receptami?
M. Hoffmann przyznaje, że w okresie urlopowym pojawił się pewien problem z wydawaniem recept. Przychodnia miała do wyboru trzy opcje: wydawanie recepty w skróconych godzinach przyjęć, a po zamknięciu przychodni pacjent będzie czekać na receptę do dnia następnego; zabranie wypisanych recept do przychodni Na Parcelkach w Krotoszynie co zmuszałoby pacjentów do dojazdu do Krotoszyna albo po zamknięciu przychodni przekazać wypisane recepty do apteki Prima, która znajduje się praktycznie w tym samym budynku co przychodnia. – Wybraliśmy tę trzecią opcję i problemu, de facto, nie ma. Pojawił się tylko problem z podbiciem recept przez lekarzy, bowiem w roku bieżącym zaistniała wyjątkowa sytuacja. Na początku czerwca obaj lekarze rodzinni byli na urlopie w tym samym czasie przez okres pięciu dni o czym poinformowany został Narodowy Fundusz Zdrowia w Kaliszu. Stąd też pretensje mieszkańców. To jednak nie nasza wina. Mieszkańcy byli o tym poinformowani przez nas już miesiąc wcześniej także mogli śmiało o lekach pomyśleć wcześniej – kontynuuje M. Hoffmann.
Na zakończenie dodaje jednocześnie, że szczególnie w czerwcu korzystanie z opieki lekarskiej było uciążliwe dla mieszkańców Rozdrażewa. - Była to jednak sytuacja wyjątkowa, która zdarzyła się po raz pierwszy przez cały okres działania przychodni – kończy kierowniczka.

P.W.PŁÓCIENNICZAK

PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Remont potrwa do września

Krotoszyńska firma “G&M” pracuje od wczesnych godzin porannych 
Budowa nowej nawierzchni wzdłuż ulic: Wałowej i Kościelnej powoli dobiegają końca. Trwają już końcowe prace związane z wyłożeniem nowej nawierzchni. Potem pozostaną już tylko zabiegi kosmetyczne. Całość robót powinna zamknąć się w kwocie 987 tys. 632 zł.

Przypomnijmy, że przebudowa nawierzchni wspomnianych ulic była w planach gminy Kobylin już w zeszłym roku. Niestety z przyczyn niezależnych od włodarza inwestycji nie udało się załapać do tzw. “schetynówek”. Gmina jednak zabezpieczyła całą kwotę w tegorocznym budżecie i ogłosiła przetarg. Przystąpiło do niego pięć firm: Granit ze Strzegomia, Steinbudex ze Świdnicy, G&M z Krotoszyna, Chod-Dróg z Krobi oraz Bud-Bruk z Czempina. Najkorzystniejszą ofertę przedstawiła firma z Krotoszyna i to ona realizuje obecnie prace. – Aktualnie cały odcinek nawierzchni został zrównany i wyrównany. Położone zostały krawężniki oraz przygotowana podbudowa pod chodniki. Teraz czeka nas już profilowanie drogi i ułożenie nawierzchni.– poinformował jeden z pracowników firmy.
Gmina jest zadowolona z postępu prac i zapowiada, że wszystkie powinny zakończyć się najpóźniej na początku września. – Wspomniane odcinki już robią spore wrażenie. Najwięcej jednak pracy czeka pracowników teraz kiedy zaczną się tzw. zabiegi kosmetyczne, bo to one są bardzo pracochłonne i czasochłonne. Oprócz tego będę chciał również rozmawiać z proboszczem kościoła pw. św. Stanisława odnośnie terenu znajdującego się obok kościoła. Można by było również tam położyć kostkę i stworzyć parking z prawdziwego zdarzenia dostępny dla wszystkich mieszkańców. Kwestia jest tego typu, żeby proboszcz, Janusz Giera wyraził zgodę na bezpłatne przekazanie nam tego gruntu. Wtedy cała inwestycja mogłaby być naprawdę imponująca. Liczę, że koszt takiego parkingu zamknąłby się w kwocie 200 tys. zł – informuje burmistrz, Bernard Jasiński.
Póki co, prace przebiegają dość sprawnie, aczkolwiek powodują chwilowe zmiany w organizacji ruchu w Kobylinie. Dla mieszkańców jednak nie stanowi to większego problemu bowiem w końcu doczekają się ułożenia nowej jezdni, po której będą mogli spokojnie jeździć nie patrząc na wystające garby i dziury. To zwiększy zarówno komfort kierowców, jak i poprawi bezpieczeństwo w tym miejscu.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Wykonali odwodnienie

Czy wykonane prace wystarczą by we wsi nie było podtopień?
W sobotę, 13 lipca do Grębowa przyjechała ekipa Powiatowego Zarządu Dróg, która wykonała prace mające zniwelować ciągłe podtapianie posesji we wsi. Mieszkańcy nie kryją swojego zadowolenia, ale są powściągliwi w komentarzach, twierdząc, że wszystkie roboty i tak skoryguje obfity deszcz.

Kolejne podtopienia Grębowa i liczne pretensje mieszkańców wsi oraz interpelacje i wnioski radnego powiatowego, Henryka Jankowskiego wreszcie znalazły swoje ujście w decyzjach zarządu, który niezwłocznie zabrał się do wnikliwej analizy problemu wszystkich zainteresowanych. Okazało się, że w Grębowie należy wykonać tzw. odwodnienie, które być może zakończy wieloletnie problemy mieszkańców z podtapianiem ich posesji. – Od lat mówiłem, że winna jest nieremontowana droga i źle zrobiona kanalizacja. Teraz przyjechali i zaczęli robić wszystko praktycznie od nowa. Wymienili rurę i skierowali ją do pobliskiego rowu. Twierdzą, że to powinno zakończyć problem podtopień – mówi sołtys wsi, Grzegorz Czajka.
Mieszkańcy są jednak bardzo ostrożni w ocenie. – Jak na razie pompy nie chowamy. Zobaczymy jak spadnie deszcz. On najlepiej skoryguje wszystkie prace – mówi jeden z mieszkańców. Inni dodają, że samo odwodnienie nie jest jedyną zmorą we wsi. Wciąż bowiem na prace czeka część nawierzchni, która nieremontowana, z roku na rok stwarza kolejne zagrożenia. – Odwodnienie wyszło obok tego tematu. Tak naprawdę gdyby we wsi była solidna droga z porządną kanalizacją to by w ogóle tego problemu nie było. Zawsze jednak brakuje pieniędzy bo są przecież w powiecie drogi ważne i mniej ważne. Nasza należy do tej drugiej kategorii – kończą mieszkańcy.
Radny powiatowy, Henryk Jankowski zapowiada, że o Grębowie nie zapomni i przy każdej możliwej okazji będzie wnioskował o pilny remont tej drogi. – Porządna droga w tej miejscowości zamknęłaby temat Grębowa raz na zawsze. Niejednokrotnie o tym mówiłem na komisjach i sesjach. Będę nadal o to walczył – mówi radny.
Czy aktualne odwodnienie Grębowa spowoduje, że podtopień nie będzie? – Bardzo na to liczymy. Pracownicy skierowali bowiem całą kanalizację do pobliskiego rowu i odłączyli wszystkie stare przyłącza. Mam nadzieję, że to wystarczy by zlikwidować te miejscowe podtopienia – spuentował krotoszyński wicestarosta, Krzysztof Kaczmarek

foto by P.W. PŁÓCIENNICZAK


PAMIĘTAJ KLIKNĄĆ W REKLAMY!!!

Zawsze zwarci i gotowi

Akcja ratunkowa wyglądała bardzo realistycznie. Okazała się jednak tylko ćwiczeniami.
W piątek, 12 lipca na stawie Wróżewy, na krotoszyńskich Parcelkach, należącym do koła wędkarskiego czwórka młodych chłopców chciała popływać kajakami. Dobra zabawa mogła skończyć się dla nich tragicznie bowiem jeden z kajaków przewrócił się i chłopcy zaczęli się topić. Na miejsce pospieszyły odpowiednie służby, które wyciągnęły ich z wody. Uspokajamy. To były tylko ćwiczenia.

Piątek. Piękny słoneczny dzień. Godziny popołudniowe sprzyjały spacerom. Trasa wokół stawu na Parcelkach to moje ulubione miejsce na przechadzkę z psem. Zupełnie przez przypadek natrafiłem na akcję ratowniczą. Na brzegu znajdował się młody chłopak, któremu ratownicy udzielali pierwszej pomocy. Kiedy pytałem obecnych na miejscu wędkarzy odpowiadali, że chłopak się topił bowiem wpadł do wody po wywrotce kajaku, którym pływał z innymi kolegami. – Mówiliśmy im żeby uważali, ale nas nie słuchali i tak się skończyło – relacjonuje jeden z wędkarzy.
Po zrobieniu kilku zdjęć, na następny dzień wziąłem się za zebranie informacji na temat całego zdarzenia. Jakie było moje zdumienie, gdy poinformowano mnie, że cała akcja była tylko i wyłącznie wspólnymi ćwiczeniami  strażaków i ratowników krotoszyńskich służb wodnych. – Całe zdarzenie było przez nas ustawione – mówi Tomasz Niciejewski z krotoszyńskiej straży pożarnej. - Takie ćwiczenia są dla nas bardzo ważne. Ponieważ na terenie chronionym nie ma zarejestrowanych kąpielisk to my musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Oprócz tego ćwiczenia takie pozwalają na doskonalenie współdziałania i współpracy ratowników WOPR i strażaków PSP w czasie rzeczywistych działań ratowniczych – kończy T. Niciejewski.