czwartek, 30 maja 2013


poniedziałek, 27 maja 2013

Lądowisko już gotowe

Platforma lądowiska czeka na pierwsze testy lądowania
Wybudowane obok Szpitalnego Oddziału Ratunkowego lądowisko otrzymało już akredytację i jest praktycznie gotowe do eksploatacji. O początkach budowy obiektu i kosztach mówił na komisjach powiatowych dyrektor SPZOZ, Paweł Jakubek.

Budowa lądowiska przy krotoszyńskim szpitalu to kolejna ważna inwestycja, która pozwoli spełnić obligatoryjne obowiązujące od 1 stycznia 2015 roku wymogi prawne dla szpitalnych oddziałów ratunkowych. – To już się nam udało. Otrzymaliśmy odpowiednie akredytacje i niedługo odbędzie się pierwsze lądowanie. Nasze lądowisko znajduje się 40 metrów od rozbudowanego SOR-u i na pewno poprawi dostępność i jakość świadczeń zdrowotnych w naszym szpitalu. W przypadku zdarzeń masowych zapewniony będzie szybki transport pacjenta zarówno z naszego szpitala do Centrum Urazowego lub innego specjalistycznego ośrodka, czy też transport do SOR w Krotoszynie, co niejednokrotnie zadecyduje o życiu danej osoby. Dodatkowo, dzięki zastosowanemu oświetleniu nocnemu umozliwi starty i lądowania śmigłowców również w warunkach nocnych – mówił P.Jakubek.
Przypomnijmy, że wartość całego przedsięwzięcia wyniosła ponad 1,3 mln zł z czego 977 tys. zł stanowiło dofinansowanie ze środków europejskich. Resztę zapewnił powiat oraz SPZOZ. Wniosek o dofinansowanie lądowiska został złożony już w 2009 roku by w kolejnym doszło do podpisania stosownej umowy na realizację przedsięwzięcia. Konkretne prace rozpoczęły się jednak rok temu. W kwietniu 2012 roku zamontowano tablicę informacyjną oraz dokonano wycinki drzew. W lipcu rozebrano stalowe garaże znajdujące się na placu budowy. Już we wrześniu wykonano fundamenty i ramy żelbetonowe lądowiska by w kolejnych miesiącach aż do grudnia robić konstrukcję, doprowadzić instalację elektryczną i zamontować windę. Całość zrealizowano do połowy grudnia.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Nie zgadzają się ze skargą

„Nikt do tej pory nie miał zastrzeżeń do uchwały”- tłumaczył wójt
W środę, 22 maja w trybie nadzwyczajnym wójt gminy, Mariusz Dymarski zwołał posiedzenie radnych. Jednogłośnie przegłosowano za oddaleniem skargi wniesionej przez prokuraturę w Ostrowie na jedną z podjętych w marcu 2011 roku uchwał dotyczących odpłatności za pobyt dzieci w Niepublicznym Przedszkolu w Rozdrażewie.

W dniu 23 kwietnia br. prokurator okręgowy w Ostrowie Wlkp. skierował za pośrednictwem rady gminy w Rozdrażewie skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu na uchwałę z dnia 31 marca 2011 roku w sprawie ustalenia opłat za niektóre świadczenia udzielane przez przedszkola, których organem prowadzącym jest gmina Rozdrażew wnosząc o stwierdzenie nieważności uchwały. Prokurator zarzucił brak oparcia w przepisach prawa, w których określono obowiązek wnoszenia opłaty z góry do 20 dnia każdego miesiąca oraz wskazano, że szczegółowy zakres świadczeń będzie regulowany w umowach cywilnoprawnych między rodzicami, a dyrektorem placówki. – Dlatego też odpowiadamy na tę skargę i kierujemy sprawę do sądy administracyjnego w Poznaniu ponieważ się z nią nie zgadzamy. Data, która jest w uchwale to tylko sprawa porządkowa i naszym zdaniem nie wkracza w kompetencje dyrekcji przedszkola – mówił wójt. Radni popierali słowa wójta twierdząc, że to zwykła groteska. – Czy ktoś doniósł na tą uchwałę, że niby jest nie taka jaka powinna być. Chyba dobrze, że rodzice wiedzą do kiedy mają uiszczać opłaty za pobyt dziecka prawda? – mówili radni. – Ta uchwała podlegała już Regionalnej Izbie Obrachunkowej i wojewodzie. Nikt do niej wcześniej zastrzeżeń nie miał. Widocznie była jakaś kontrola z urzędu i akurat trafiło na tę uchwałę. Nie rozumiemy tego i dlatego nie zgadzamy się z prokuratorem i jego skargą. Według naszego radcy prawnego wszystko jest w porządku – tłumaczył M. Dymarski. Radni jednogłośnie zaopiniowali uchwałę za oddaleniem skargi.
Jaka będzie odpowiedź prokuratury i jak skończy się cała sprawa? Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rok inwestycji i braku płynności finansowej

„Inwestycje muszą być przeprowadzone żeby szpital mógł funkcjonować w przyszłości” – tłumaczył P. Jakubek
Krotoszyński szpital wszedł w 2013 rok ze stratą finansową w wysokości 966 tys. zł. Był to zdaniem dyrektora, Pawła Jakubka ciężki rok, w którym jednak udało się wiele zrealizować. O problemach i potrzebach szpitala mówił podczas ostatniej komisji powiatowej.

Sprawozdanie dyrektora, Pawła Jakubka zostało przedłożone zarządowi powiatu i wszystkim radnym w obszernym opracowaniu już dużo wcześniej po to, aby każdy mógł się zapoznać bardzo szczegółowo z analizowanym i zebranym przez dyrektora materiałem. – Do pozytywów na pewno można zaliczyć mniejszą ilość hospitalizacji bo aż o 660 mniej niż w roku 2011. Śmiertelność w szpitalu jest porównywalna do roku minionego. Było 328 osób, a w roku 2012 zgonów było 327. Skrócił się czas oczekiwania na karetkę od momentu zgłoszenia, z 10 minut do średniej 7,45 minuty. Poza tym szpital zajął 2. miejsce w programie mammografii w Wielkopolsce ustępując tylko oddziałowi onkologii w Poznaniu. Wciąż pozytywnym aspektem jest redukcja etatów. Z573 etatów w roku 2011 w kolejnym tych etatów było już 567. Na koniec roku weszliśmy ze stratą 966 tys. zł. W roku 2011 ta strata wynosiła 871 tys. zł. Najwięcej jak zwykle wyniosła amortyzacja i inwestycje. Niestety problemy z płynnością finansową to wciąż nasza bolączka – mówił P. Jakubek.
Dyrektor podkreślał, że 2012 rok był okresem, w którym niektóre rozporządzenia i zmiany w służbie zdrowia były niejako polem testowym. Wspominał m.in. o funkcjonowaniu systemu „Ewuś”, który jego zdaniem stał się narzędziem restrykcyjnych kontroli danej usługi medycznej. – Nasi pracownicy codziennie spędzają mnóstwo czasu na uzupełnianie tego systemu. Każda usługa medyczna musi być tam odnotowana żeby została opłacona – mówił dyrektor. W wątpliwość podawał również Jakubek plany wprowadzenia obowiązkowej identyfikacji pacjentów czy też dyżury w tzw. „Wieczorynce”. – Pacjentowi nie wystarczy dać opaski, na której znajdzie się jego imię i nazwisko. Szpital bowiem staje przed kolejnym wyzwaniem jakim jest zachowanie jego anonimowości i nie udostępniania jego danych osobowych. Co zaś się tyczy dyżurów nocnych to u nas to działa i owszem, ale to jest jak gdyby zabieranie kompetencji lekarzom pierwszego kontaktu, a przecież wiadomo, że na takich dyżurach powinni być przede wszystkim lekarze pediatrzy, a z tym jest kłopot – kontynuował dyrektor.
Problemem w szpitalu okazuje się jednak co innego, a mianowicie brak wykwalifikowanych lekarzy. – Nie mamy kim obsadzać niektórych stanowisk niestety. Brakuje nam np. anastezjologów. Z resztą to problem całego kraju. Młoda kadra albo wyjeżdża za granicę, albo chce pracować po kilka godzin to w jednym, to drugim szpitalu – tłumaczył P. Jakubek.
W perspektywie czasu szpital chciałby dalej się rozwijać. Dyrektor wystąpił z prośbą o przemyślenie kwestii partycypowania w kosztach kolejnych inwestycji. – Są ścieżki żeby pozyskać pieniądze na kolejne inwestycje. Powiat musiałby tylko mieć w tym swój udział w ok. 20 proc. Reszta byłaby dofinansowana z zewnątrz – mówił dyrektor.
Koszt kolejnych inwestycji to suma rzędu 12 mln zł. W zakres prac wchodziłyby: blok operacyjny i centralna sterylizatornia na ul. Mickiewicza; wejście główne do szpitala i zakup nowoczesnego tomografu szesnastorzędowego ponieważ stary jest już mocno wyeksploatowany i nieco przestarzały.
Radni powiatowi nie mieli pytań do sprawozdania dyrektora. Przewodnicząca, Renata Zych-Kordus podziękowała za obszerne przedstawienie materiału i zapewniła, że powiat będzie robił wszystko by szpital mógł się nadal rozwijać.

Potencjał, który trzeba wykorzystać

Park w Kuklinowie mógłby stać się nie lada atrakcją
Zaakceptowany przez radnych na ostatniej sesji gminny program opieki nad zabytkami nie przyniósł większych dyskusji. Okazuje się jednak, że gmina zabytkami stoi, a ich odnowa i renowacja mogłaby sprawić, że turystycznie region ten mógłby się świetnie rozwinąć.

Gminny program uwarunkowany jest od planu zagospodarowania przestrzennego całego województwa wielkopolskiego, który zakłada bardzo ambitne cele na lata 2013-2016 m.in.: zwiększenie nakładów na ochronę dziedzictwa kulturowego, zarówno w budżecie państwa, jak i w budżetach samorządowych; promocja szlaków kulturowych, parków kulturowych, pomników historii, a także obiektów wpisanych na listy dziedzictwa europejskiego oraz podnoszenie wizerunku województwa jako produktu turystycznego.
Jak mówił Paweł Wasielewski, który przedstawiał program radnym na komisjach, gmina Kobylin została uwzględniona w planie zagospodarowania. Chodzi głównie o szlaki piesze i rowerowe, które selektywnie są realizowane przez wojewodę. – W planie na lata 2013-2016 ujęte są szlaki piesze i rowerowe o zasięgu wojewódzkim. Jeżeli chodzi o szlaki piesze to trasa liczy sobie dziś 59 km i przebiega przez Leszno-Pawłowice-Pudliszki-Krobię-Smolice. Natomiast szlaki rowerowe liczą dziś 254,4 km i jest to tzw. „Ziemiański Szlak Rowerowy”, w którym znajdują się również nasze sołectwa: Sroki, Rebiechów, Kobylin, Stary Kobylin i Smolice – argumentował w sprawozdaniu P. Wasielewski.
Zdaniem urzędnika, należy wspierać gminny program ochrony nad zabytkami bo to ważny dla gminy potencjał, który w przyszłości należałoby wykorzystać. Cała gmina aż pęka zabytków, które stanowią elementy chronionego dziedzictwa kulturowego. – Być może gmina Kobylin pod względem walorów kulturowych nie wyróżnia się w znaczący sposób, ale warto dbać o zabytki, które posiada. Obiekty zabytkowe niestety w większości znajdują się w złym stanie technicznym, a część parków jest zdewastowana. Należałoby opracować selektywny plan poprawy tego stanu rzeczy – tłumaczył P. Wasielewski.
Aktualnie w gminie znajduje się łącznie 23 zabytków, które stanowią elementy wspomnianego dziedzictwa kulturowego. W pierwszej kolejności to właśnie te zabytki miałyby być ujęte planem opieki. W Kobylinie jest ich siedem: Kościół parafialny pw. św. Stanisława (XV-XVII wiek), Klasztor i Kościół Zakonu Bernardynów (XVI wiek), dawny szpital św. Ducha położony na terenie dawnego cmentarza (2 poł. XVIII wieku), cmentarz poewangelicki (XVIII wiek), wieża zboru ewangelickiego na ul. 3 Maja (XVII wiek), kamienica klasycystyczna z 1 poł. XIX wieku – Rynek 1 i Rynek 10.
Po jednym obiekcie wagi dziedzictwa narodowego posiadają miejscowości: Lipowiec (zespół dworsko-folwarczny wraz z reliktem parku) i Sroki (zespół dworsko-folwarczny). W Smolicach z kolei znajdują się: park krajobrazowy z końca XVIII wieku, a w nim pałac neobarokowy z 1910 roku; były budynek zarządcy (dzisiejsze przedszkole) i służby (dzisiejsze mieszkania); pomnik z 1978 roku oraz zespół kościelny z 1907-1909 roku. Starygród słynie natomiast z kościoła parafialnego pw. Oczyszczenia NP. Marii z połowy XVII wieku; dzwonu z 1748 roku; grobowca na cmentarzu kościelnym Jana Nepomucena 1826 rok; grodziska pierścieniowego z 1232-1406 roku oraz parku podworskiego z 2 poł. XIX wieku. Kolejne zabytki usytuowane są w Łagiewnikach. Tam znajduje się dwór z 1 poł. XIX wieku oraz park zabytkowy z 2 poł. XIX wieku. Z kolei w Kuklinowie dostępny jest park krajobrazowy z XIX wieku; krzyż ludowy z ok. 1800 roku oraz figura przydrożna wykonana przez Franciszka Nowaka ok. 1868 roku.
Oprócz tych zabytków w gminie jest jeszcze sporo innych m.in. sprzedane już obiekty w Starkówcu (obiekt kuźni i dwór, gdzie kuźnia została już wypisana z rejestru zabytków – przyp. red.). – W dalszym ciągu do obiektów godnych obejrzenia należy zaliczyć: pałac i park w Smolicach, obiekty zabytkowe w Kobylinie, pałac i park w Łagiewnikach, a także kościół w Starymgrodzie. Reszta zabytków winna być w polu naszej opieki i w przyszłości objęta jakimś wsparciem. To ważne ponieważ może stać się dla gminy bodźcem rozwojowym w kierunku rozwoju turystyki – zakończył P. Wasielewski.


foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Tablety za diety

„Chcemy tablety to kupmy je sobie sami” – mówił H. Jankowski
Podczas komisji radnych powiatu poruszono temat zakupu tabletów dla radnych. Zdaniem radnego, Henryka Jankowskiego to niepotrzebny wydatek, który mógłby śmiało zostać przekazany na zaległe prace np. chodnika na ulicy Koźmińskiej w Rozdrażewie.

Sprawa zakupu tabletów wypłynęła w wolnych głosach i wnioskach. Każdy mógł odnieść się do ewentualnego zakupu takiego nośnika elektronicznego, który w zamierzeniu ma ułatwić pracę wszystkim radnym oraz ograniczyć przez powiat korzystanie z tradycyjnego drukowania ton papieru. W dyskusji padały różne głosy. Dla części radnych takie rozwiązanie jest jak najbardziej korzystne i biorąc pod uwagę postęp technologiczny i szeroko rozumianą ekologię takie rozwiązanie się spodobało. Nie wszyscy jednak ten pomysł aprobowali. – Ja uważam, że to niepotrzebny wydatek. Mamy mnóstwo zaczętych, a niezrealizowanych działań np. chodnika w Rozdrażewie. Słyszę, że koszt takiego urządzenia to przedział 400-600 zł. Łatwo policzyć ile pieniędzy zostaje do dyspozycji – mówił radny, H. Jankowski.
W swoich wywodach rozdrażewski rajca szedł dalej i zdaje się, że znalazł rozwiązanie. – Moim zdaniem, każdy jak chce może kupić sobie tableta z diety, a one małe nie są. Ja np. mam 800 zł, a niektórzy nawet więcej niż średnia krajowa. Jak nie chce ktoś kupować to zarząd może przesyłać informacje na email każdego. Niech każdy sobie drukuje. Zaoszczędzimy pieniądze i może uda się coś za nie zrobić – zakończył radny.
Sprawa tabletów wróci zapewne na sesji powiatowej. Póki co w tej sprawie radni są podzieleni i nie podjęli jednogłośnej decyzji. 

Z wizytą w Konarzewie

Radne mogły zobaczyć jak w ośrodku na co dzień funkcjonuje młodzież
17 maja radne gminne z komisji zdrowia, opieki socjalnej i ochrony środowiska odwiedziły Specjalistyczny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Konarzewie. Okazuje się, że ośrodek działa prężnie i wciąż poszerza swoją bazę dydaktyczną. Przydałby się jednak remont elewacji obiektu.

Spotkanie prowadziła przewodnicząca komisji, Mirosława Sajur, która jest jednocześnie sołtysem Konarzewa. Jak podkreślała przewodnicząca wizyta związana była z chęcią uzyskania informacji o aktualnej sytuacji ośrodka ze względu na to, że uczy się w nim wielu uczniów z gminy Zduny.
Dyrektor placówki, Daria Rakowiecka-Nowacka  przedstawiła najważniejsze fakty: - Aktualnie jeżeli chodzi o edukację i wychowanie posiadamy 9 oddziałów  klasowych, 3 zespoły rewalidacyjno-wychowawcze, 6 indywidualnych zajęć rewalidacyjno-wychowawczych, 18 zajęć wczesnego wspomagania rozwoju. Prowadzimy również zajęcia opiekuńczo-wychowawcze w internacie: 4 grupy wychowawcze ( 2 – dla dziewcząt, 2 - dla chłopców) – tłumaczyła dyrektor.
Rewalidacją czyli dodatkowymi zajęciami usprawniającymi uczniów po zajęciach edukacyjnych objęci są wszyscy uczniowie. - Rewalidacja ma różne formy: grupową - usprawnianie zaburzonych funkcji i zdolności, dogoterapia, korekcja wad postawy oraz indywidualą - korekcja wad wymowy, alternatywne metody komunikacji, hipoterapia, integracja sensoryczna – kontynuuowała D. Rakowiecka-Nowacka.
Dyrektor podkreśliła, że na dobrą atmosferę w placówce pracują wszyscy: nauczyciele, rodzice, uczniowie. Zauważyła, że nauczycielem w placówce tego typu nie może być osoba przypadkowa, słowo: powołanie nie jest w tej sytuacji nadużyciem. - Nauczyciele przygotowują uczniów do konkursów, zawodów sportowych, a o wynikach można się przekonać, zaglądając na stronę internetową: http://sosw-konarzew.ovh.org/. Uczniowie wyjeżdżają na wycieczki, które niemal w 100% finansowane są przez sponsorów ( m.in. „Lions Club”, „Dino”, „Intermarche”, czy „Bricomarche”). W tym roku 17 uczniów pojechało w ramach turnusu rehabilitacyjnego na „zieloną szkołę” nad morze – mówiła dalej dyrektor.Aktualnie w porozumieniu z BZWBK o . Krotoszyn uczniowie pod opieką nauczycieli realizują ciekawy projekt dotyczący sprawdzenia przygotowania różnych instytucji użytku publicznego do obsługi niepełnosprawnych.
Ważnym aspektem spotkania z radnymi był również stan techniczny konarzewskiego ośrodka. Jak się okazuje budynek jest sukcesywnie remontowany. W tym roku szkolnym wymieniono podłogi, sufity i instalację elektryczną na ostatnim piętrze. - W czasie letnich wakacji będą tam trwały prace malarskie.Marzeniem jest zdobycie pieniędzy na remont elewacji – kończyła dyrektor.
Na zakończenie podkreślono również bardzo dobrą współpracę z Domem Pomocy Społecznej w Zdunach, gminą Zduny w zakresie organizacji dojazdów oraz środowiskiem Konarzewa, które wspiera placówkę w bardzo różnorodny sposób, np. rolnicy nieodpłatnie przekazują słomę, siano potrzebne do utrzymania koni. Z kolei mieszkańcy wsi  są zapraszani  na imprezy organizowane w placówce ( np. jasełka).


Tłumy w Biedronce

Cały dzień „Biedronka” pękała w szwach.
W czwartek, 23 maja nastąpiło oficjalne otwarcie dyskontu Biedronka przy dworcu w Kobylinie. Obiekt prezentuje się imponująco. Tego dnia przeżywał oblężenie chętnych na zakupy mieszkańców nie tylko z terenu gminy.

Dość spory parking mieszczący około 250 samochodów już od godzin porannych był praktycznie cały zajęty. W środku dyskontu istny kocioł zakupów. Nic w tym dziwnego, bowiem pierwszy w Kobylinie dyskont sieci Biedronka stanowił nie lada wydarzenie. Liczne promocje cenowe, darmowe degustacje i baloniki dla najmłodszych kusiły okolicznych ludzi, którzy chętnie skorzystali tego dnia ze zrobienia zakupów właśnie tam. – Sklep większy niż te w Krotoszynie. Przestrzennie i jakoś tak wszystko na swoim miejscu. Przyszłam z ciekawości, a już zakupów na ponad stówkę zrobiłam – śmieje się pani Małgorzata. Wśród klientów można było zobaczyć również m.in. przedstawicieli gminnych. – Ładnie mają. Co tu dużo gadać. Trzeba zobaczyć co i jak. Jakieś zakupy zrobić – mówi zastępca przewodniczącego rady miejskiej w Kobylinie i sołtys Długołęki, Grzegorz Okupnik.
Na wszystkich klientów czekały już kasjerki i kasjerzy, którzy w tym dniu pracowali przy wszystkich sześciu, dostępnych stanowiskach. –Miejmy nadzieję, że tylko dzisiaj mamy taki młyn, ale wiadomo otwarcie. Ściągnęli pracowników i z Krotoszyna, a nawet Leszna na tę okazję. Później już będzie tutaj pracowało ok. 12 osób – informuje nas jedna z pracownic Biedronki.
Ważne w tym dniu było również bezpieczeństwo bowiem w takim tłoku łatwo było się zgubić lub coś zgubić. – Całodobowo nasza firma, podobnie jak inne obiekty „Biedronki”, będzie miała na ścisłej uwadze. Gwarantujemy, że nic nie umknie naszej uwadze i będzie tutaj równie spokojnie jak w innych tego typu dyskontach – powiedział jeden z pracowników firmy „Gwarant”.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

poniedziałek, 20 maja 2013

Gulczyński, Piotrowska, a może Hades?

Najmniejszą cenę 7,93 zł netto za osobę zaoferował zakład Gulczyńskich
W piątek, 17 maja otwarto oferty w przetargu na odbiór, przechowywanie, transport i wydawanie osobom upoważnionym zwłok osób zmarłych w krotoszyńskim szpitalu. Zgłosiły się trzy firmy. O tym, kto wygra zdecyduje teraz powołana przez dyrekcję komisja.

Do przetargu mogły zgłosić się firmy, które zgodnie z wytycznymi ogłoszonymi przez dyrekcję spełniają określone warunki m.in.: posiadają komory chłodnicze z minimum sześcioma stanowiskami oraz zaoferują najniższą cenę za usługę. Szpital wyliczył również i podał do publicznej wiadomości, że firma, która wygra przetarg będzie wykonywać swoją usługę przez rok i przechowywać zmarłych do 72 godzin w komorze chłodniczej. Będzie ich zgodnie z wyliczeniem szpitala 504 (42 zgony x 12 miesięcy = 504 zgony rocznie).

Gulczyński najtaniej
Podczas otwarcia ofert najmniejszą kwotę brutto za roczną usługę zaoferował Zakład Pogrzebowy Gulczyńskich. Opiewa ona na 4 tys. zł, co daje 7,93 zł netto za jedną osobę. Monika Piotrowska zaoferowała kwotę za rok w wysokości 12 tys. zł (23,98 zł netto za osobę). Natomiast trzecia firma, która wzięła udział w przetargu – Centrum Pogrzebowe „Hades” z ulicy Ostrowskiej zaoferowało kwotę za rok w wysokości 26 tys. zł (52 zł netto za osobę). Kto wygra nie wiadomo bowiem teraz powołana jest komisja, która wybierze odpowiedniego usługodawcę. Skontaktowaliśmy się z dyrektorem SPZOS. Niestety, jak się okazało, Paweł Jakubek w ten sam dzień miał wyjazd na pilne szkolenie i nie udało się nam na gorąco uzyskać od niego komentarza do przetargu.
Biorąc pod uwagę kryterium ceny to powinien wygrać Gulczyński. Czy jednak tak się stanie? Przypomnijmy bowiem, że poprzedni taki przetarg miał miejsce 27 września ub. roku. Zgłosiło się dwóch oferentów: Zakład Pogrzebowy Gulczyńscy i Centrum Pogrzebowe Moniki Piotrowskiej. Wygrał go zakład pogrzebowy Tomasza Gulczyńskiego, który w międzyczasie wybudował chłodnię przy ul. Kaszarskiej. Szpital zapłacił firmie w ciągu sześciu miesięcy obowiązywania umowy 12 tys. 960 zł. brutto. Odrzucona została oferta M. Piotrowskiej, która opiewała na kwotę  238,62 zł. brutto, co zdaniem dyrekcji mogło stanowić tzw. nieuczciwą konkurencję bowiem za jedną osobę kwota opiewała na symboliczną złotówkę.

Póki co nie chcą komentować
Wszystkie zakłady biorące udział w przetargu są ostrożne w komentarzach. – Wcześniej oferowałam niską cenę i oferta nie przeszła ze względu na to, że mogła stanowić czyn nieuczciwej konkurencji. Teraz zaproponowałam realną cenę 12,98 zł za jedną osobę. Zobaczymy co będzie. Gulczyński dał mniej bo niecałe 8 zł netto. Biorąc pod uwagę cenę to wygrał, ale czy te 8 zł to przypadkiem nie czyn nieuczciwej konkurencji. Poczekam na oficjalne ogłoszenie o przetargu i wtedy się ustosunkuję do tego – poinformowała Monika Piotrowska.
Mniej do powiedzenia miał Tomasz Gulczyński, który krótko podsumował otwarcie ofert. – Przetarg odbył się zgodnie z założeniami o odpowiedniej porze i godzinie. Złożyliśmy swoją ofertę podobnie jak dwie inne firmy z Krotoszyna. Kto wygra nie wiadomo. Komisja ma bowiem teraz czas na wyłonienie usługodawcy. Myślę, że za jakieś 10 dni wszystko się wyjaśni – powiedział Tomasz Gulczyński. – Zaoferowaliśmy kwotę realną do funduszy jakimi dysponuje szpital. Przeznaczył na ten cel ok. 30 tys. zł. My daliśmy w ofercie 26 tys. zł brutto na rok co daje 52 zł netto na jedną osobę. To kwota, która pozwala na godne oddanie czci osobie zmarłej. Nie sądzę żeby pozostałe kwoty, biorąc pod uwagę amortyzację sprzętu i zużycie energii, pozwalały na to. Przystosowaliśmy zakład do wytycznych także przyjdzie nam teraz czekać na wybór oferty – mówią panowie Grzegorz i Jakub Stefańscy z Centrum Pogrzebowego Hades.
O wyborze oferty i z tłumaczeniem dlaczego ta, a nie inna firma go wygrała poinformujemy na łamach naszej gazety.

W podróż z praojcem elektroniki

Zdjęcie z prezentowanego filmu z wystawy technicznej w Niemczech – 1927 (J,. Czochralski drugi z prawej)
Dr Paweł Tomaszewski „wciągnął” publiczność w świat nauki wybitnego uczonego
W środę, 15 maja w sali wiejskiej w Rozdrażewie odbyło się spotkanie poświęcone wybitnemu uczonemu, Janowi Czochralskiemu, który jest patronem 2013 roku. Tym samym Biblioteka Publiczna w Rozdrażewie zakończyła intensywny czas akcji pn. „Tydzień Bibliotek”.

Punktualnie o godz. 16.00 sala zapełniła się mieszkańcami, którzy tłumnie przybyli na wieńczącą „Tydzień Bibliotek” imprezę poświęconą profesorowi, Janowi Czochralskiemu -  wynalazcy, krystalografowi, chemikowi i metalurgowi. Na zaproszenie dyrektor biblioteki, Alicji Banaszak przybyli goście: dr Paweł Tomaszewski z Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN we Wrocławiu, który od 1984 r. zgłębia biografię Czochralskiego oraz wnuk Kornela Czochralskiego – Andrzej.
Wszystkich zebranych przywitała szefowa biblioteki, która przypomniała krótko o działaniach biblioteki podczas trwania ogólnopolskiej akcji. – Dziś kończymy „Tydzień Bibliotek” mocnym akcentem jakim jest wizyta naszych gości. W tle wciąż dostępna jest wystawa poświęcona wielkiemu uczonemu, którego życie i osiągnięcia wywarły wpływ na nasze codzienne życie – mówiła A. Banaszak.
Licznie zebrana publiczność, w tym również wójt gminy, Mariusz Dymarski, mogli w trakcie ponad dwugodzinnego spotkania obejrzeć dwa filmy dokumentalne poświęcone uczonemu. Podczas ich trwania w ciekawy i bardzo obrazowy sposób, dr Tomaszewski wprowadził mieszkańców w świat nauki i pracy Czochralskiego, która dziś obok osiągnięć Mikołaja Kopernika czy Marii Curie-Skłodowskiej stanowi o kanonie postepu cywilizacyjnego. – Jan Czochralski to wielki nieznajomy. Sejm ogłosił profesora Patronem Roku 2013. Mało kto o nim słyszał, a to najczęściej wymieniany w świecie polski uczony – mówił P. Tomaszewski. – W świecie nazywany jest „praojcem elektroniki”. Opracowana przez niego metoda hodowli monokryształów metali zapewniła mu trwałe miejsce w kanonie światowej literatury naukowej – dziś jest wciąż najczęściej cytowanym i wymienianym polskim uczonym. Wszyscy korzystamy z jego odkrycia. Dziś metodą Czochralskiego hoduje się monokryształy krzemu dla przemysłu półprzewodników. Z wytworzonego krzemu produkowane są diody, tranzystory, czipy układów scalonych i wiele innych podzespołów. Dzięki metodzie Czochralskiego działa zatem większość urządzeń elektronicznych – komputery, kuchenki mikrofalowe, telewizory, telefony komórkowe, wyświetlacze – tłumaczył dr Tomaszewski.
Zebrani miele wiele pytań do gości, którzy bardzo chętnie na nie odpowiadali. Padały m.in. pytania o doniesienia lokalnych gazet, że uczony pracował swego czasu w aptece w Krotoszynie i to właśnie w Krotoszynie tamtejszy aptekarz wysłał Czochralskiego na studia do Berlina. Te newsy dr Tomaszewski tłumaczył już dziennikarzowi przed oficjalnym spotkaniem. Okazuje się, że lata życia uczonego 1901-1906 wciąż stanowią dla biografa życia Czochralskiego zagadkę. – Nie jestem w stanie odpowiedzieć czy faktycznie pracował u aptekarza czy może u jakiegoś drogerzysty i czy na pewno był to Krotoszyn. Nie posiadam bowiem żadnych dokumentów, które mogłyby to potwierdzić. Trzeba by było sprawdzić karty meldunkowe z tamtego okresu i wierzyć w to, że urzędnicy w Krotoszynie podchodzili do sprawy rzetelnie wtedy. Choć i to może okazać się znakiem zapytania bo Czochralski nie musiał być tutaj zameldowany wcale – tłumaczył dr Tomaszewski.
Jedno co jest pewne i potwierdzone to fakty, że Jan Czochralski urodził się 23 października 1885 r. w Kcyni, na Pałukach w północno-wschodniej Wielkopolsce, wówczas pod zaborem pruskim, jako ósme z dziesięciorga dzieci Franciszka Czochralskiego i Marty z Suchomskich. W 1904 r. przenosi się do Berlina. Pracuje w aptekach, które wówczas, kiedy większość leków przygotowywano na miejscu, były dobrze wyposażonymi laboratoriami chemicznymi. Czochralski zajmuje się tam m.in. analizami rud, smarów i metali. Po dwóch latach zostaje analitykiem w przemysłowym laboratorium firmy Kunheim u. Co, a w 1907 r. przenosi się do laboratorium w Allgemeine Elektricitäts-Gesellschaft (AEG). Przeszkodą w dalszej karierze Czochralskiego staje się brak formalnego wykształcenia i dlatego zdaje eksternistyczne egzaminy do Wyższej Szkoły Technicznej w Berlinie-Charlottenburgu, w której w 1910 r. zdobywa tytuł zawodowy inżyniera chemika ze specjalnością metalurgiczną. W tym samym roku bierze ślub z poznaną na koncercie chopinowskim pianistką Margueritą Hasse, Niemką z holenderskimi korzeniami, z bogatej rodziny od lat osiadłej w Berlinie. Dzięki żonie rośnie jego pozycja towarzyska. Własnym zdolnościom i pracowitości zawdzięcza pozycję naukową. Wspólnie z Wichardem von Moellendorffem w 1913 r. publikuje pierwszą pracę z zakresu krystalografii metali. Potem następne, najczęściej już samodzielne. Dr Paweł Tomaszewski doliczył się ich w sumie 102. Zmarł 22 kwietnia 1953 w Poznaniu.
Na zakończenie spotkania każdy mógł zakupić książkę dr Tomaszewskiego, która właśnie ukazała się na rynku wydawniczym. Oprócz tego przygotowano dla wszystkich słodki poczęstunek przy kawie i herbacie.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

A jednak kradł prąd

To w tym budynku ginął prąd
We wtorek, 14 maja Andrzej K. (56 l.) z Kobylina usłyszał zarzuty w sprawie nielegalnego poboru energii elektrycznej w budynku należącym do tamtejszego posterunku energetycznego firmy ENEA Operator S.A. Teraz sprawą zajmie się sąd.

Przypomnijmy, że Andrzej K. od ponad dwudziestu lat pracował jako monter na Posterunku Energetycznym ENEA Operator S.A. w Kobylinie. Mieszkał w tym samym budynku gdzie mieści się filia firmy. W kwietniu miał zostać nowym kierownikiem placówki. Plany przekreśliło jednak jego nieetyczne zachowanie. Okazało się, że wykorzystuje posterunek energetyczny do nielegalnego pobory energii elektrycznej. Okazało się, że pan Andrzej od lat nielegalnie narażał firmę na stratę energii elektrycznej i korzystał z niej na własny użytek. Został dyscyplinarnie zwolnieny z tytułu paragrafu 52 Kodeksu Pracy jak informowała na łamach naszej gazety dyrektor ENEI Operator S.A w Kościanie i Lesznie, Danuta Wolniewicz. – Po zebraniu materiału dowodowego w sprawie, mężczyźnie przedstawiono zarzut kradzieży energii elektrycznej polegającej na podłączeniu się do instalacji zalicznikowej, a następnie podłączeniu się do pieca c.o. Sprawa została skierowana do sądu i teraz to on zdecyduje o jego dalszych losach – poinformował rzecznik krotoszyńskiej policji Włodzimierz Szał.
Do sprawy powrócimy.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Będą remonty świetlic

Remont odbędzie się m.in. w Rojewie
Do 24 maja gmina czeka na oferty firm, które zajmą się modernizacją dwóch świetlic wiejskich w Rojewie i Nepomucenowie. Całkowity koszt obu przedsięwzięć będzie znany dopiero po zakończeniu przetargu. W grę wchodzi jednak suma ponad 100 tys. zł.

Jak już nie raz pisaliśmy na łamach naszej gazety w tegorocznym budżecie gminy sporo środków pójdzie właśnie na prace związane z modernizacją istniejących już świetlic wiejskich, jak i na budowę kolejnych. Póki co na pierwszy ogień poszły świetlice w Rojewie i Nepomucenowie. – Ogłosiliśmy przetarg i czekamy na oferty. Jest jeszcze trochę czasu także zobaczymy co będzie i wtedy możemy mówić o kosztach. Wiadomo, że będziemy chcieli obniżyć koszta do minimum, a pracy przy świetlicach trochę jest – informuje sekretarz gminy, Mirosław Sikora.
Jeżeli chodzi o świetlicę w Rojewie to prace obejmą m.in.: przebudowę przyłącza energetycznego, wymianę stolarki okiennej i drzwiowej, tynki i okładziny ścian i sufitów, roboty zewnętrzne, roboty remontowe instalacji wodno – kanalizacyjnej i wentylacji, prace z instalacją elektryczną oraz montaż elementów wyposażenia kuchni. Z kolei świetlica w Nepomucenowie objęta zostanie pracami: przecieraniem tynków wewnętrznych ścian i sufitów, szpachlowaniem wraz z malowaniem, wymianą i uzupełnianiem płytek, rozbiórką pieca kaflowego oraz modernizacją instalacji elektrycznej.
Przypomnijmy tylko, że w kolejce czekają na modernizację inne świetlice. Jeszcze w tym roku najprawdopdobniej pojawią następujące przetargi na inwestycje: budowa świetlicy wiejskiej w Starkówcu za ponad milion zł oraz przebudowa i rozbudowa świetlicy wiejskiej w Zalesiu Wielkim za ponad 740 tys. zł. – Zadań związanych ze świetlicami jest sporo. Staramy się jednak na bieżąco sprostać przynajmniej części z nich. Wiadomo, że dzisiaj wieś powinna posiadać miejsce gdzie społeczność może się integrować i w sposób aktywny spędzać czas – podsumował sekretarz gminy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Klasztor pięknieje w oczach

Remont ma potrwać do końca roku
Jeszcze w tym miesiącu rozpoczną się kolejne prace związane z odnawianiem elewacji  kościoła pw. Matki Bożej przy Żłóbku w Kobylinie. Na ten cel gmina dała parafii dotację w wysokości 25 tys. zł. Potem mają się rozpocząć prace we wnętrzu. Koszt inwestycji wyniesie około kilkuset tysięcy złotych.

Przypomnijmy, że pierwsze roboty związane z renowacją kościoła zaczęły się w październiku ub. roku. Wtedy kobylińska firma budowlana Remi uzupełniła braki tynku i położyła nowiutką elewację na obiekcie. Została jeszcze jednak część tzw. klasztorna, na którą już nie starczyło pieniędzy. Dokładnie 13 maja gmina zgodziła się jednak oficjalnie na przyznanie parafii dotacji na dalsze prace związane z renowacją. Kwota wsparcia to 25 tys. Jak twierdzą pracownicy firmy teraz kościół będzie, przynajmniej z zewnątrz, prezentował się naprawdę dobrze. – Podobnie jak we wcześniejszych pracach w pierwszej kolejności usuniemy ubytki, które miejscami mają po kilkanaście centymetrów. Po uzupełnieniu braków wszystko zostanie otynkowane i pomalowane. – Prace są możliwe nie tylko dzięki wsparciu gminy, ale również dzięki ogromnemu zaangażowaniu parafian,  którzy  wspólnie z sympatykami naszego zakonu chcą pomóc w odnowieniu świątyni. Całkowitego kosztu jeszcze nie znamy, ale kilkaset tysięcy złotych to wstępna diagnoza. Po pracach na zewnątrz chcielibyśmy zacząć renowację wewnątrz, ale na to jest potrzebna zgoda konserwatora zabytków, o którą wystąpimy– mówi proboszcz, o. Serafin Sputek.
Kobyliński kościół i klasztor Zakonu Braci Mniejszych (popularnie nazywanych franciszkanami) należą do jednej z pięciu polskich prowincji tego zakonu. Obiekty ufundowali w 1456 r. ówcześni właściciele miasta, Kobylińscy. Pierwsze budynki, zbudowane z drewna, były usytuowane nad rzeczką Rdęcą. Murowany gotycki kościół powstał pod koniec XV wieku.
Kościół i klasztor wyposażono w cenne naczynia i szaty liturgiczne oraz liczne dzieła sztuki. Wiele z nich zachowało się do naszych czasów. Na uwagę zasługuje kolekcja portretów prowincjałów wielkopolskich, składająca się z 8 obrazów z końca XVIII wieku, wiszących w klasztornych korytarzach. W przedsionku kościoła jest nagrobek Jana Konarskiego, kasztelana kaliskiego. W zakrystii przechowuje się m.in. barokowy pacyfikał, łódkę na kadzidło z przełomu XVII i XVIII w., krzyż ołtarzowy drewniany z 1714 r. W podziemiach kościoła został pochowany poeta i historyk Samuel ze Skrzypny Twardowski (+1660), autor m.in. poematu Wojna domowa, który zawiera wiele cennych informacji dotyczących historii Kobylina, klasztoru i okolicy. Podziemia kryją również szczątki Hilarego Umińskiego, ojca Jana Nepomucena Umińskiego - generała wojsk napoleońskich i dziadka błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Spoczywa tam też Jan Konarski, kasztelan kaliski. Obok świątyni stoi drewniana barokowa dzwonnica.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Rockowe dusze

The Razor's Edge
Niecały rok w Krotoszynie istnieją trzy rockowe składy, które powoli stają się marką samą w sobie. Grają koncerty firmując różnego typu imprezy i festyny. Niestety mało o nich słychać, bo Krotoszyn choć pełen jest utalentowanej młodzieży, nie potrafi odpowiednio wypromować swoich talentów.

Rok 2013 bezsprzecznie należy do nich. Mowa o trzech zespołach: „Razor’s Edge”, „Gamaya Band” oraz „Sześć Siedem”, które istnieją od połowy ubiegłego roku. Inicjatorem powstania wszystkich bandów jest znany dobrze w środowisku muzycznym, Grzegorz Polański, który jeszcze kilka lat temu odnosił znaczące sukcesy z zespołem muzyki dawnej „Artifex”. Na co dzień nauczyciel muzyki jednej z krotoszyńskich szkól nominowany swego czasu do tytułu Krotoszynianina Roku. – Wszystkie zespoły to w większości młodzi ludzie, którzy mają pasję wspólnego spotykania się i muzykowania. Mają ogromny potencjał, który staram się z nich wydobyć – zaczyna G. Polański.
Krotoszyńskie składy, póki co, szkolą swoje muzyczne talenty w użyczanej sali w ośrodku kultury i choć warunki nie są tam najlepsze i średniej klasy akustyka to i tak słychać, że zespoły dają z siebie wszystko. Kiedy odwiedziliśmy muzyków na jednej z prób akurat grał zespół „Razor’s Edge”. Muzycy bez najmniejszego problemu odgrywali fragmenty znanych rockowych piosenek z lat 80/90-tych ub. roku w taki sposób, że aż łezka kręciła się w oku i człowiek mimowolnie powracał do tamtych czasów kiedy rock stanowił o kanonie muzyki na całym świecie. – Chcielibyśmy zbudować taki most pokoleniowy. Nasz zespół akurat gra na razie covery takich kapel jak „AC/DC”, „Metallica” czy „Deep Purple”. Chcemy jednak z czasem tworzyć własne piosenki – mówi Filip Dębicki. – Wiadomo, że na różnego typu przeglądach trzeba prezentować własną twórczość. Póki co jednak poszukujemy własnego stylu – dodaje basista, Piotr Minta.
Oprócz wspomnianego zespołu istnieją jeszcze dwa inne bandy. – „Gamaya Band” gra na pograniczu grunge’u i dźwięków new age’owch charakterystycznych dla takich kapel jak „Nirvana” czy „The Cranberies”. Z kolei mój zespół, „Sześć Siedem” to znane rockowe klimaty, gdzie bardzo chętnie w odtwarzanie muzyki włącza się publiczność śpiewając z nami utwory – mówi G. Polański.
Wszystkie składy dały się bardzo dobrze poznać już krotoszyńskiej publiczności. Ich niedawne występy w Galerii Krotoszyńskiej czy niedawnego pikniku w „czwórce” pokazały, że warto przyjść i posłuchać ich muzyki. Energetycznie, z pasją i niesamowitą chęcią zbudowania czegoś, czego w Krotoszynie nie było już dawno. – Chciałoby się robić więcej, ale wiadomo, że do tego potrzebny jest odpowiedni sprzęt. Moglibyśmy grać więcej, ale niestety większość lokali nie spełnia warunków sprzętowych, a to ważne żeby wydobyć z tego rodzaju muzyki jak najwięcej. Sami inwestujemy w sprzęt i rozwijamy się. Póki co na pomoc ze strony innych nie możemy liczyć – dodaje G. Polański. Dodaje jednocześnie, że na końcu i tak zwycięża muzyka i pasja, która za każdym razem daje muzykom wiele radości. – Już teraz zapraszamy wszystkich na nasz najbliższy koncert, który odbędzie się 15 czerwca na szkolnym festynie w „ósemce” – zakończył opiekun zespołów.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Razor’s Edge: Weronika Kopa (voc), Piotr Choiński (git.), Filip Dębicki (git.), Piotr Minta (bas), Bartosz Błaszczyk (drums); Gamaya Band: Bartosz Godorowski (voc), Przemysław Bochna (git.), Jan Sikora (bas), Dawid Kazimierczak (piano), Samuel Zieliński (drums); Sześć Siedem: Michalina Przybył (voc. + piano), Grzegorz Polański (git. + voc.), Aleksander Janiak (bas), Szymon Polański (drums).

niedziela, 19 maja 2013

Lekcja historii na żywo


Grupa sprawiła dzieciom wiele radości
Taka lekcja historii to jest to!
10 maja w Szkole Podstawowej w Kuklinowie dla wszystkich uczniów przygotowano nie lada gratkę. Do szkoły przybyła grupa rekonstrukcyjna 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich. – Taka lekcja jest bezcenna – mówi dyrektor, Barbara Gościniak.

Lekcja na żywo mogła się odbyć w ramach szkolnego projektu pn. „Przybyli ułani pod szkolne okienko”. Grupa „prawdziwych” ułanów, którzy stanowią grupę rekonstrukcyjną 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich zjawiła się w szkole już rano i sprawiła niesamowitą frajdę wszystkim uczniom, którzy tę lekcję historii zapamiętają jak żadną inną. . Dzieci przywitały ułanów w składzie: Andrzej Wesołowski, Weronika Kapała, Joanna Kapała, Maksymilian Kapała, Alfred Kapała, Witold Jędrzejak i Wojciech Ziajka.
Następnie uczestniczyły w krótkiej pogadance na temat historii pułku. Zajęcia umożliwiły wszystkim uczniom zetknięcie się z historią swojej ojczyzny na podstawie losów pułku, który brał udział w walkach obronnych o naszą ojczyznę. Chwilą ciszy wszyscy zebrani upamiętnili poległych za ojczyznę żołnierzy. Dzieci z zadziwieniem i skupieniem podziwiały ułanów w rogatywkach, pięknie prezentujących się na koniach. Zaprezentowane mundury, oporządzenie i uzbrojenie z czasów walk o wolność ojczyzny budziły zaciekawienie. Chętnie uczestniczono w namiastce życia obozowego.  – Wszystko było tak jak powinno. Z resztą od wielu lat współpracuję z tą grupą i ułanami ogólnie także tego typu lekcja okazała się strzałem w dziesiątkę. Dzieciom najbardziej podobały się konie i ich jeźdźcy.  Mogli podziwiać umiejętności człowieka i konia, którzy kiedyś byli kompanami w ciężkich czasach i  walce. Członkowie grupy wyczerpująco odpowiedzieli na wszystkie pytania zainteresowanych uczniów. Zamierzam takie lekcje organizować częściej bo okazuje się, że jest na nie ogromny popyt – mówi dyrektorka, B. Gościniak.

Z kanalizacją ruszą w czerwcu

Kanalizacja ucieszy niejednego mieszkańca Zdun

Do 23 maja wszystkie zainteresowane firmy mogą składać oferty na wykonanie w gminie kolejnego etapu kanalizacji sanitarnej, która ma objąć około 900 mieszkańców gminy. Ma to w znacznym stopniu poprawić jakość środowiska przyrodniczego i uporządkować gospodarkę wodno-ściekową w Zdunach.

Całkowita wartość projektu wynosi blisko 3,5 mln zł. Dofinansowanie ze środków WRPO wynosi prawie 3 mln zł.  Inwestycja ma zostać ukończona w grudniu 2013 roku. Takie dane, które oficjalnie przedstawił jeszcze w marcu br. wice burmistrz, Dariusz Obala zdaje się szybko przechodzą w stan realizacji.  - W wyniku realizacji projektu powstanie 3,5 km sieci kanalizacji sanitarnej, do której podłączone zostanie blisko 900 osób. Stosowne pismo w sprawie przekazania dotacji zostało już podpisane przez burmistrza, Władysława Ulatowskiego i zastępcę prezesa zarządu WFOŚiGW, Marka Zielińskiego – informuje wice burmistrz.
Trwający obecnie przetarg obejmuje położenie kanalizacji na odcinkach: ul. Polna w kierunku ul. Łacnowej; ul. Polna od ul. Łacnowej do ul. Kolejowej; ul Łacnowa od ul. Wrocławskiej do ul. Polnej; przyłącze w ul. Rejtana; ul. Sienkiewicza w kierunku Placu Kościuszki; ul. Kobylińska do przepompowni ścieków; ul. Powstańców Wlkp od ul. Jaśkowskiego i ul. Wieczorka do ul. Konstytucji 3-go Maja oraz ul. Ks. Jaśkowskiego do ul. Konstytucji 3-go Maja.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze to praktycznie całe Zduny będą już podłączone do kanalizacji sanitarnej. O plusach takiego rozwiązania są przekonani zarówno radni, jak i kierownik oczyszczalni ścieków w Zdunach, Witold Bagiński, który podkreśla, że im więcej osób jest podłączonych do kanalizacji to można wtedy regulować stawki i są one na pewno dla mieszkańców korzystniejsze.
Obecnie do połowy przyszłego roku taryfy za odprowadzanie ścieków kształtują się dla gospodarstw domowych i instytucji oraz dla gospodarstw przemysłowych odbiorców usług na tym samym poziomie i wynosić będą 6 zł netto za 1 m sześć. ścieków. (o 7 groszy więcej niż w 2012 roku). Czy podłączenie do kanalizacji obniży te stawki? – Chcielibyśmy żeby wszyscy mieszkańcy gminy byli podłączeni, ale wiadomo, że to proces długotrwały. Nadal na podłączenie sieci sanitarnej czekają: Baszków, Bestwin czy Konarzew. Pomoże to w uporządkowaniu gospodarki ściekowej gminy na pewno – powiedział W. Bagiński.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

poniedziałek, 13 maja 2013

Czy związki zawodowe są potrzebne?

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Ostatnio w krotoszyńskiej firmie Mahle znów zawrzało. Jak twierdzą niektórzy pracownicy firmy, jej nowe kierownictwo robi wszystko, by zmniejszyć pensje ciężko pracujących tam ludzi. Winą obarczają też związki zawodowe, według nich będące tylko pionkami rozstawionymi na planszy zarządu.

Przypomnijmy: w marcu ub. roku wieloletnia zastępczyni prezesa Andrzeja Kosickiego, Agata Bocheńska, podjęła decyzję o zakończeniu pracy w Mahle. Na jej miejsce zarząd powołał dwie osoby. Dyrektorem finansowym został Michał Lejkowski, który odpowiedzialny jest także za kontrolę. Wcześniej pracował w Gorzycach w spółce Federal-Mogul, produkującej m.in. tłoki do samochodów. Sprawami kadrowymi zajęła się natomiast Lilia Stachowicz, przedtem zatrudniona w spółce Kraft Foods Polska, gdzie odpowiadała za płace i rekrutację.

Wycenią stanowiska
Zdaniem naszych rozmówców, od pewnego czasu coraz bardziej odczuwalne są działania nowych osób z zarządu. - Prezes ostatnio spotulniał, dając wolną rękę nowemu kierownictwu. Głośno mówi się o budowie biurowca na terenie firmy i wycenach naszych stanowisk pracy, co ma spowodować zmniejszenie pensji nawet o 30 proc. Nie rozumiemy tego, a najgorzej, że kiedy mówimy o tym przedstawicielom związków,  to nas zbywają tekstami, że jeszcze nic nie  wiadomo. Tylko my, po ludzku, boimy się o pracę. Wielu z nas ma kredyty i każda obniżka wynagrodzenia to dla nas nóż w plecy - mówi jeden z anonimowych pracowników firmy.
Inni odsyłają na forum koncernu. Jeden z internautów pisze: Wycena stanowisk wpłynie na nasze pensje. (...) Panią, która sobie to wymyśliła, zapraszamy na odlewnię żeliwa i aluminium w okresie letnim. Niech zobaczy, jak jest miło i przyjemnie. Nie dość, że nie płacą "szkodliwego", to jeszcze chcą obniżyć pensje! Hutnictwo, górnictwo, odlewnictwo to najgorsze zawody. Praca za 2.000 zł w takich warunkach to hańba i wstyd dla firmy!

W sprawie związków - podzieleni
Od początku kwietnia w Mahle zewnętrzna firma z Wrocławia przeprowadza tzw. wyceny stanowisk, na podstawie których ma przygotować propozycje regulacji wynagrodzeń. - My tam pracujemy i chyba nasz mistrz czy kierownik wie lepiej, ile trzeba poświęcić czasu, żeby daną rzecz wykonać, ile się przy tym narobić. Tymczasem pani Stachowicz przysyła nam ekipę "wykształciuchów", którzy o pracy fizycznej nic nie wiedzą, ale to oni będą decydowali, czy my nie zarabiamy za dużo - denerwują się nasi rozmówcy. Część negatywnie ocenia przedstawicieli związków zawodowych. - A co robią związki? Nic. Mają bronić naszych miejsc pracy i pensji. Zapowiadali, że będą walczyć o podwyżki, a tylko wchodzą w d... zarządowi – uważają.

Związki dementują
Tadeusz Kubiak z Solidarności i Maciej Ratajczak z Metalowców odpowiadają na te zarzuty. T. Kubiak w ten sposób: - W 2011 roku firma "Mahle" wypracowała zysk rzędu 108 mln zł, a skoro tak, to właściciel powinien podzielić się częścią zysku lub dać podwyżki osobom, które przyczyniły się do tego, czyli pracownikom wytwarzającymi dane komponenty. Będę podejrzewał, że pracownicy tej firmy wrocławskiej pierwszy raz w życiu widzieli nasze produkty, więc ich kompetencje w tej sprawie są... Wiem, że wycena się odbywa, ale jeszcze żadne wiążące decyzje w tej sprawie nie zapadły. Nie jest jednak prawdą, że będą ciąć pracownikom po 30 proc. pensji. To plotka, rozdmuchana jak zwykle przez niedoinformowanych pracowników. Ja oczywiście ubolewam nad tym, że jedyny zakład w kraju produkujący tuleje jest teraz skazywany na zewnętrzną firmę, która wyceni nasze stanowiska. Są u nas fachowcy pracujący po 30, 40 lat. To doświadczeni majstrzy, którzy moim zdaniem wiedzą lepiej, ile ta praca nas kosztuje. Do tego  wypracowany i wspomniany przeze mnie zysk upoważnia nas na pewno do lepszych zarobków. Pragnę nadmienić, że wynik finansowy za 2012 r. prawdopodobnie będzie jeszcze wyższy, a zyski pójdą do właściciela.  A biurowca nie będzie, tak ostatnio nas poinformowano.
Obniżenie wynagrodzeń dementuje również Maciej Ratajczak: - Z zarządem nie mieliśmy jak dotąd żadnych większych problemów, co nie oznacza, iż podczas spotkań nie padają mocne argumenty z naszej strony, jak i ze strony zarządu, na różne tematy związane  z funkcjonowaniem naszego zakładu. Jeśli chodzi o obniżenie płac, co niby ma być związane z wyceną stanowisk, to na ostatnim spotkaniu z zarządem "Mahle" zostaliśmy zapewnieni, że żaden z pracowników "nie pójdzie na minus". Jeśli chodzi o samą wycenę stanowisk, to propozycję otrzymamy w późniejszym czasie. Zaznaczam, że to będzie propozycja. Wtedy będziemy analizować temat, korzystając z porad naszych prawników ze związkowej federacji.
Średnia płaca miesięczna brutto w firmie wynosiła w zeszłym roku 3 tys. 305 zł. - Z moich informacji wynika, że najmniejsze wypłaty to ok. 2000 zł, ale nie wliczając  niektórych pracowników firmy "Sanpro" na tzw.  umowach śmieciowych. Dwukrotnie pisaliśmy do zarządu "Mahle Polska" o wsparcie finansowe do talonów świątecznych, które pracownicy otrzymują z ZFŚS, lecz odpowiedz była jedna - inwestycje. Przepisy prawne mówią, że pracodawca nie musi dzielić się zyskami z pracownikami, lecz z drugiej strony to dzięki tym pracownikom w dużej mierze jest wynik na plus. Docenienie ich zaangażowania w wykonywaną pracę byłoby jak najbardziej wskazane – kończy Ratajczak.

Kubiak i Ratajczak: pomagamy załodze
O potrzebie istnienia związków są przekonani nie tylko ich przedstawiciele, ale również  pracownicy, bo jednak tylko część z nich krytykuje. - Jednostka nic nie wskóra w takiej machinie jak "Mahle"", ale dobrze by było, gdyby skuteczność związków była większa - uważa jeden z pracowników. Tadeusz Kubiak jest zdania, że związki zawodowe w Polsce nie w pełni rozumieją, że razem można wiele zdziałać.  - Przykładem może być strajk w jednej z firm lotniczych w Niemczech, w którym udział bierze praktycznie cała załoga. Tam związki rzeczowo, merytorycznie przedstawiają swoje argumenty. U nas na razie wszystko jest na etapie niepotrzebnych nieporozumień. Nie umniejsza to jednak roli związku, ponieważ pracownik pojedynczo niczego nie zdziała - mówi T. Kubiak.  - Związek ma być pośrednikiem w sytuacjach problemowych pomiędzy pracownikiem a zarządem. Mamy blisko 600 członków. Praktycznie nie ma dnia, żebyśmy nie rozwiązywali jakiegoś problemu - większego czy mniejszego. W tak dużej firmie, jak "Mahle",  dużo jest problemów indywidualnych, o których nie mówimy na forach, ponieważ osoby zainteresowane chcą pozostać anonimowe, ale w niektórych przypadkach tylko poprzez związki można zażegnać nieporozumienia czy rozwiązać problemy. Istnieją także problemy grupowe. Jak mamy sygnały od naszych członków czy innych pracowników, staramy się od razu reagować, w większości przypadków na zasadzie porozumienia można sprawę załatwić bezpośrednio na stanowisku, a jeśli problem jest duży, załatwiamy drogą służbową – informuje z kolei szef Metalowców.
Szefowie obu związków w Mahle podkreślają, że ich celem jest dbanie o pracowników, a w szczególności o członków związków, bo to oni płacą składki, dzięki czemu możliwa jest pomoc informacyjna i prawna oraz szkolenia.Staramy się też cały czas integrować związkowców i ich rodziny. Organizujemy wycieczki, festyn związku "Metalowcy” dla członków związku i ich rodzin. W zeszłym roku uczestniczyło w nim około 500 osób. Szkolenia, które odbywały się pod kierownictwem federacji z Poznania w Krotoszynie, dały nam dużo informacji. Jako przedstawiciele naszych związkowców licznymi grupami manifestowaliśmy pod Sejmem RP przeciwko zmianom emerytalnym, a  niedawno wspieraliśmy strajk śląski na manifestacji w Poznaniu – kończy M. Ratajczak.

Odbiór zwłok ze szpitala

Kto wygra okaże się 17 maja

6 maja dyrekcja SPZOZ w Krotoszynie ogłosiła przetarg na odbiór, przechowywanie, transport i wydawanie osobom upoważnionym zwłok osób zmarłych w szpitalu. Do końca kwietnia br. usługi te wykonywał zakład pogrzebowy Gulczyńscy.

Poprzedni taki przetarg miał miejsce 27 września ub. roku. Zgłosiło się dwóch oferentów: Zakład Pogrzebowy Gulczyńscy i Centrum Pogrzebowe Moniki Piotrowskiej (obie firmy z Krotoszyna). Wcześniej, ze względu na brak odpowiedniego pomieszczenia (pisaliśmy o tym w numerze 36 z 2012 r.), szpital zlecał wspomniane usługi jedynemu w mieście zakładowi pogrzebowemu dysponującemu własną, profesjonalną chłodnią – Centrum Pogrzebowemu z ul. Staszica. Potem dyrekcja szpitala ogłosiła przetarg.  Wygrał go zakład pogrzebowy Tomasza Gulczyńskiego, który w międzyczasie wybudował chłodnię przy ul. Kaszarskiej. Szpital zapłacił firmie w ciągu sześciu miesięcy obowiązywania umowy 12 tys. 960 zł. brutto. Odrzucona została oferta M. Piotrowskiej, która opiewała na kwotę  1 tys. 295,63 zł. brutto, co zdaniem dyrekcji mogło stanowić tzw. nieuczciwą konkurencję. Zamawiający postanowił nie przyjąć oferty firmy pani Moniki Piotrowskiej ze względu na to, że zaoferowana cena jest nieadekwatna do przedmiotu zamówienia opisanego przez zamawiającego, a także do cen rynkowych tego typu usług, co może stanowić czyn nieuczciwej konkurencji – uzasadniał wówczas pisemnie dyrektor szpitala, Paweł Jakubek. Piotrowska złożyła odwołanie, które jednak nie zostało uwzględnione.
Oba zakłady posiadają chłodnie. – W naszym zakładzie przez długi czas jako jedyni posiadaliśmy komorę chłodniczą, w której przechowujemy trzy ciała. Oprócz tego mamy salę pożegnalną, a na życzenie klienta ubieramy ciało i robimy wszystko, by ostatnie pożegnanie było pełne szacunku i godności – mówi Monika Piotrowska. – W poniedziałek, kilka minut po piętnastej,  dano nam dziesięć dni na rozważenie udziału w przetargu.  Wymaganych jest jednak minimum pięć stanowisk na zwłoki, a my mamy trzy. Zakup kolejnej komory i jej montaż może przeciągnąć się w czasie, więc jeszcze nie wiem czy wystartujemy w przetargu. Okaże się 17 maja – kończy M. Piotrowska.
Firma Gulczyńskich rok temu przystosowała swój zakład do zmieniających się potrzeb rynku. Ma profesjonalną chłodnię na 6 stanowisk. – Weźmiemy udział w przetargu. O innych sprawach i planach nie chciałbym jednak mówić przed jego zakończeniem – powiedział nam krótko Tomasz Gulczyński. 

Musi być wniosek, musi być odpłatność

 “Znaki zakazu są w całej gminie. Póki co tak będzie” – mówił starosta

Podczas sesji radnych powiatu z jedyną interpelacją zgłosił się rozdrażewski radny, Henryk Jankowski, który oczekiwał odpowiedzi na rozstrzygnięcie kwestii obowiązujących w gminie Rozdrażew zakazów uniemożliwiających wjazd samochodom powyżej kilku ton.

Przypomnijmy, że w wielu miejscach w gminie Rozdrażew ustawione są znaki ograniczające wjazd pojazdów o masie większej niż dopuszcza dany zakaz. Wielu rolników, którzy muszą korzystać z tych dróg ma niestety ładunki o masie większej i stąd całe zamieszanie. Niestety odpowiedzi zarządu powiatu nie są satysfakcjonujące dla rozdrażewskiego radnego, który po raz kolejny wystąpił na sesji z interpelacją. Jak mówił radny, aktualnie za przejazd w oznaczonych miejscach ograniczających tonaż pojazdów zgodnie z ustawą z dnia 18 sierpnia 2011 roku pobierane są opłaty za wydanie zezwolenia w maksymalnej wysokości 240 zł. Natomiast ewentualna kara, którą może nałożyć Policja lub Inspekcja Transportu Drogowego za ruch pojazdu nienormatywnego bez zezwolenia ustalona została na kwotę 1,5 tys. zł. – Wynika z tego, że mieszkańcy gminy mogą być karani za to tylko, że mieszkają w tym miejscu, a nie innym. Chciałbym dodać, że wszyscy płacimy z reguły za dobry towar, a w tym wypadku mieszkańcy będą płacić za słabe konstrukcyjne mosty i dziurawe drogi jakby to była ich wina za taki stan rzeczy. Ponadto z ustawy wynika, że wnoszone opłaty za przejazdów normatywnych powinny wpływać na wydzielone konto z którego środki pieniężne powinny być wydawane na remont dróg i mostów - mówił H. Jankowski. – Wciąż otrzymuję odpowiedzi bardzo ogólne, bez żadnych szczegółów. Czy powiat w ogóle pochylił się nad tym tematem – kończył radny.
Obecny na sali starosta Leszek Kulka odpowiedział radnemu przytaczając również inne zakazy odnośnie tonażu, nie tylko w gminie Rozdrażew. – Stan naszych dróg i mostów jest jaki jest. Rozmawiałem na ten temat nawet z naszymi parlamentarzystami. Okazuje się, że koszt przebudowy naszych mostów to niestety koszt kilkudziesięciu milionów złotych i tego, póki co nie się zrobić. Stąd niestety zakazy. Każdy kto chce wjechać łamiąc je musi złożyć odpowiedni wniosek do powiatu i po prostu zapłacić za przejazd – tłumaczył Leszek Kulka. Dodawał jednocześnie, że w tej sprawie do zarządu nie wpłynęły oficjalne pisma żeby coś było nie tak – Nikt się nie skarżył, że tak musi robić. Ani żadna firma, ani żaden mieszkaniec, a problem jest rzeczywiście. Jest to uciążliwe, ale trzeba płacić i tyle. Możemy co najwyżej lepiej oznakować trasy i z wyprzedzeniem informować o obowiązujących na naszych drogach zakazach tonażu – zakończył starosta.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Tydzień z Janem Czochralskim



Do 15 maja rozdrażewska biblioteka bierze udział w ogólnopolskiej akcji pn. “Tydzień z biblioteką”. Głównym celem będzie prezentacja życiorysu i dorobku prof. Czochralskiego.

Całość bibliotecznego tygodnia rozpoczęła się już 8 maja w Zespole Szkół gdzie otwarta została wystawa poświęcona życiu wybitnego prof. Jana Czochralskiego. Przypomnijmy tylko, że w styczniu br. sejm ogłosił profesora Patronem Roku 2013. Mało kto o nim słyszał, a obok Mikołaja Kopernika i Marii Skłodowskiej-Curie to najczęściej wymieniany w świecie polski uczony. Żył w latach 1885 – 1953. Nazywany “praojcem elektroniki”. Opracowana przez niego metoda hodowli monokryształów metali zapewniła mu trwałe miejsce w kanonie światowej literatury naukowej – dziś jest wciąż najczęściej cytowanym i wymienianym polskim uczonym. Wszyscy korzystamy z jego odkrycia. Dziś metodą Czochralskiego hoduje się monokryształy krzemu dla przemysłu półprzewodników. Z wytworzonego krzemu produkowane są diody, tranzystory, czipy układów scalonych i wiele innych podzespołów. Dzięki metodzie Czochralskiego działa zatem większość urządzeń elektronicznych – komputery, kuchenki mikrofalowe, telewizory, telefony komórkowe, wyświetlacze. –  Dodatkowym smaczkiem będzie dzień 15 maja kiedy to do Rozdrażewa przyjedzie rodzina prof. Czochralskiego oraz przyjaciel rodziny. Wszyscy chętni będą mogli dowiedzieć się więcej na jego temat – informuje dyrektor biblioteki, Alicja Banaszek.
Poza główną atrakcją w Bibliotece swoje pasje zaprezentują kreatywni Rozdrażewianie. W bibliotece zaprezentowali się kolejno: Kamil Szymender, który przygotował prezentację na temat gołębi pocztowych, Natalia i Joanna Łąkowskie, które wystąpiły z ciekawą prezentacją pt. “Największe szczęście w świecie na końskim leży grzbiecie”, Andrzej Woźniak i Tadeusz Nowaczyk, którzy opowiedzieli o swoich wrażeniach z górskiego szlaku oraz Monika Zefirian, która opowie o swojej pasji do motoryzacji w prezentacji pt. “Benzyna we krwi”. Oprócz tego 13 maja w ZSP w Rozdrażewie odbył się również tzw. “ArtScience” czyli pokaz eksperymentów chemicznych potwierdzających tezę, że chemia nie musi być wcale nudna.

Prowadź nas święty Franciszku

Młodzież podczas wyznawania świadectwa wiary

W dniach 1-4 maja przy parafii Matki Bożej przy Żłóbku i klasztorze w Kobylinie odbyły się rekolekcje pn. “Pogłębianie wiary ze św. Franciszkiem”. Do klasztoru zjechało się ponad 100 młodych ludzi z całej prowincji zakonnej franciszkanów.

Głównym celem czterodniowego spotkania było pogłębienie i poznanie duchowości franciszkańskiej. Uczestnicy rekolekcji każdy dzień rozpoczynali modlitwą przy krzyżu San Damiano, a kończyli adoracją Jezusa w Najświętszym Sakramencie. W trakcie pobytu organizatorzy nie zapomnieli także o wspólnej Eucharystii czy też konferencjii poświęconej tematyce Kościoła. Młodzież z niezwykłym przejęciem poruszała trudne dla nich tematy, chętnie brała udział we wszystkich akcjach, których celem było publiczne uświadamianie ludzi, że trwanie w Bogu to jedyna słuszna droga. Jedną z takich akcji był młodzieżowy manifest wiary pn.  “Nie wstydzimy się Jezusa”, podczas którego uczestnicy idąc ulicami Kobylina wykrzykiwali imię “Jezus”, by uświadomić wszystkim, że identyfikują się z wiarą i nie wstydzą się jej.
Podczas rekolekcji z Franciszkanami nie zabrakło także łez, których najwięcej było podczas wyznawania świadectw wiary, które dawali młodzi ludzie. Płynęły one także w ostatnim dniu, kiedy ponad setka młodych osób musiała opuścić Kobylin, przyjaciół i przede wszystkim tę niepowtarzalną, jak nigdzie, atmosferę. -Franciszkański sposób życia jest wciąż aktualny. Poprzez takie spotkania chcemy pokazać młodym ludziom jak pięknie, za przykładem świętego Franciszka, żyć z Jezusem. Jednym ze sposobów realizacji zamierzonego celu jest właśnie dzielenie się młodzieży swoją wiarą, która w przeciągu dni zasiewała swoje ziarna wśród wielu mieszkańców gminy Kobylin – podsumował proboszcz, Serafin Sputek.

Będziemy robić swoje

Julia Grobelna

Podczas sesji kobylińskich radnych oficjalnie przedstawiono wszystkim skład gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Nową przewodniczącą została pracownica urzędu – Julia Grobelna (29 l.), która zapowiada, że będzie kontynuować pracę zmarłego na początku br. Andrzeja Lesińskiego.

Oprócz przewodniczącej w skład komisji weszli jeszcze: Barbara Trynka i Janina Miedzińska, które pracowały już w komisji oraz Tomasz Lesiński – syn zmarłego A. Lesińskiego, który jest nowym członkiem. Nowa szefowa oprócz nadanej jej nowej funkcji na co dzień jest sekretarką w urzędzie odpowiedzialną również za promocję i ochronę zdrowia oraz promocję wizerunku gminy. – Wcześniej już  współpracowałam z komisją także realia problemów alkoholowych i tych, związanych z narkomanią, są mi znane. Zamierzam kontynuować wszystkie cele stawiane w przygotowanym przez komisję planie na ten rok – mówi pani Julia.
Jak się okazuje w gminie działa tzw. Punkt Konsultacyjno-Terapeutyczny, który jest prowadzony przez psychologa klinicznego, mgr Halinę Branicką, z którego korzystają osoby z rodzin, w których dochodzi do przemocy bądź też różnego typu uzależnień. – W 2012 roku z takiej pomocy skorzystało kilkadziesiąt rodzin, co oczywiście nie pokazuje skali problemu, który wiadomo, że jest i będzie. Staramy się jednak w miarę naszych możliwości pomagać takim osobom i doradzać gdzie się udać po pomoc – kontynuuje przewodnicząca.  Dodaje jednocześnie, że w każdy wtorek e godz. 13.00-15.00 i czwartek w godz. 9.00-11.00 działa w urzędzie Punkt Informacyjny, w którym każda osoba w potrzebie uzyska informację gdzie jej szukać oraz otrzyma odpowiednie wsparcie dla siebie i członków rodziny.
Oprócz wspomnianej działalności komisja skupia się na innych celach, które są niejako kontynuacją realizowanych już strategii. – Komisja ma na celu zwiększanie dostępności pomocy terapeutycznej oraz profilaktyki w środowiskach szkolnych i sportowych. Komisja stara się wspierać rozwój lokalnego systemu przeciwdziałania przemocy w rodzinie we współpracy z policją, ośrodkiem pomocy społecznej oraz OSiR. Kontrolujemy również i szkolimy sprzedawców i właścicieli sklepów jak postępować w przypadku, kiedy osoba nieletnia zabiega o zakup np. alkoholu – kończy J. Grobelna.
Na ten rok komisja posiada do dyspozycji 119 tys. 240 zł. Kolejno według planu przeznaczone zostaną na: świetlice i szkoły (działania profilaktyczne, konkursy, imprezy) – 33 tys. zł; profilaktykę dzieci i młodzieży (w tym również dofinansowanie półkolonii i kolonii w okresie letnim) -–38 tys. zł; grupy wsparcia dla osób uzależnionych – 46 tys. zł oraz kontrole placówek gastronomicznych i szkolenia pracodawców – 900 zł.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Z bocianami od lat za pan brat

Bociany pojawiły się przed Wielkanocą

We wsi Ustków od kilkunastu lat na słupie,  na jednej z posesji gospodarskich co rok przylatuje para bocianów, która oznajmia wszem i wobec, że na dobre rozpoczęła się wiosenna aura.

W tym roku bociania para przyleciała jeszcze przed Wielkanocą, kiedy na zewnątrz wszystko spowite było jeszcze śniegiem. – Już wtedy wiedzieliśmy, że będzie robić się ciepło, a ta zima dała wszystkim popalić jak nigdy – mówi jedna z mieszkanek Ustkowa, Aleksandra Szlachetka. Jak wspomina gniazdo powstało z inicjatywy śp. sołtysa wsi, Jana Nowaka. – To on rozpoczął tutaj dbanie o te ptaki. Porządnie umocował słup i nieco umocnił gniazdo, które już od dobru dwudziestu lat służy bocianiej parze i jej potomstwu – kontynuuje mieszkanka. Inne bociany nie mają co tam szukać. – Nie tak dawno próbowały inne zająć to gniazdo, ale ta para jest silna i odgoniła natrętów. W zeszłym roku były chyba trzy mlode. W tym już widać, że niedługo też coś będzie – dodaje.
Mieszkańcy są przyzwyczajeni do boćków, które darzą olbrzymią sympatią. – Na początku była grupa osób, które chciały je przegnać, ale teraz nie wadzą już nikomu. Wiadomo, że tam gdzie bocian tam spokój i szczęście w rodzinie i tego staramy się trzymać we wsi. Imion nie mają nasze boćki. Choć kto wie. Może nad tym pomyślimy – mówi mieszkanka.
Jedynym mankamentem, póki co, jest stan słupa, na którym znajduje się gniazdo. – Już dość mocno przechyla się w jedną stronę i boimy się, że się może zawalić. Ktoś powinien je umocnić tak żeby służyło jeszcze długo bocianom. My niestety takiej możliwości nie mamy – kończy pani Aleksandra.
Skontaktowaliśmy się z Rafałem Markowskim ze Zdun, który w zeszłym roku wspólnie z ornitologami i miłośnikami bocianów przeprowadzał w swojej gminie akcję badania i ochrony bociana białego.– Oczywiście w najbliższym czasie odwiedzimy Ustków i zobaczymy w jakim stanie jest słup. Jeśli okaże się, że wymaga natychmiastowych działań to jakoś zareagujemy i umocnimy go by wytrzymał do sierpnia. Konkretne działania będziemy mogli jednak podjąć dopiero w momencie kiedy bociany opuszczą gniazdo – powiedział Rafał Markowski

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Koźmiński turniej karate


Tak cieszyli się ze zwycięstwa zawodnicy "Shodana" Zduny
Karatecy "Nippona" Krotoszyn prezentowali się równie okazale
Koźminianie z "Do Shotokan" też mieli powody do dumy
27 kwietnia w Koźminie Wlkp. rozegrano I Otwarty Turniej Karate Szlakiem Templariuszy. Stawiło się ponad 200 zawodników z 19 klubów.

Turniej zorganizował koźmiński klub karate Do Shotokan, przy współpracy z Wielkopolskim Związkiem Karate i Gminnym Ośrodkiem Sportu, pod patronatem gminy Koźmin. Imprezę otworzył burmistrz Maciej Bratborski. Zawody rozgrywane na czterech matach tatami sędziowało 20 arbitrów. Sędzią głównym był Jarosław Adamski ze Zdun. Zawodnicy rywalizowali w kata i kumite, w systemie pucharowym z repasażami.
Wśród uczestników nie zabrakło Shodana Zduny, ASW Nippon Krotoszyn i koźmińskiego Do Shotokan.
Najlepiej w klasyfikacji generalnej spisali się zawodnicy ze Zdun.  - Choć juniorzy „Shodana” odpoczywali po mistrzostwach Polski,  to klub bardzo godnie reprezentowali młodsi karatecy, których walki dały zdecydowane zwycięstwo i  puchar dla najlepszego klubu w tym turnieju – mówi trener zdunowian, J. Adamski.
Dobrze poradzili sobie też karatecy z Nippona, którzy uplasowali  się tuż za podium. – Ich starty były bardzo udane. To młodzi zawodnicy, pełni zapału do ciężkiej pracy, która niebawem zacznie owocować. Ich duża motywacja i zaangażowanie przekuwają się na uzyskiwane wyniki – zauważa trener krotoszynian, Cezary Drenda.
Gospodarze turnieju zakończył rywalizację na miejscu ósmym, ale niektórzy zawodnicy wywalczyli cenne medale. – W większości to młodzi ludzie, którzy jednak pokazali ogromną wolę walki i charakter – podsumowuje trener koźmińskich karateków, Jacek Kruk.

Pierwsze trójki w kata i kumite
UKS Shodan Zduny
kata
I - Maciej Bichajło, Maciej Fila, Bartosz Polak, Weronika Polak, Jakub Romański, Katarzyna Trafankowska; II - Erika Cierniak, Eryk Drążek, Jakub  Kułaga, Kinga Nowak, Dagmara Mujta, Matylda Ozga; III - Weronika Becker, Mateusz Chwedczuk, Eryk Drążek, Jakub Formanowski,  Hubert Koźma, Maurycy Maciaszek, Wiktoria Maciaszek, Angelika Szczesnowska
kumite
I - Jakub Formanowski, Jakub Kułaga, Weronika Marcisz; II - Kamil Heliński, Wiktoria Maciaszek, Kinga Nowak, Weronka Polak , Katarzyna Trafankowska, Gracjan Walenczak, Kacper Wysocki; III - Kacper Bała, Weronika Becker, Maurycy Maciaszek, Angelika Szczesnowska, Norbert Tysiak
ASW Nippon Krotoszyn
kata
I - Karolina Świetlicka; II - Kamil Lechel, Marcelina Pleskacz; III - Julia Dymel
kumite
I - Piotr Bielawski; II - Kamil Lechel; III - Dawid Fortuniak, Dawid Kaźmierczak
Do Shotokan Koźmin Wlkp.
kata
III – Kuba Arendz, Julia Patecka, Roksana Polowczyk
kumite
II - Mateusz Drożdżyński; III - Krystian Patalas, Stanisław Pestka.