poniedziałek, 30 grudnia 2013

Szopka Noworoczna

Kosmiczna stacja Krotoszyn
by Marcin Szyndrowski

Dzień przed Nowym Rokiem wielkie poruszenie.
Na rozkaz Leszka Kulki – starosty Krotoszyna,
Do Ratusza zwołano wszystkich ważnych rajców.
Przybyli więc szybko co ważniejsi goście,
by wysłuchać nowiny po obiedniej porze.

Leszek Kulka:
Witam szanowne panie i panów szanownych.
Wezwałem was pilnie, bo czas jest po temu.
Jak sami dobrze wiecie klimat nam się zmienia.
I za jakiś czas pewnie dłuższy zniknie nasza ziemia.
Naukowcy ze świata jednak znaleźli receptę.
I odkryli planetę, gdzie ludzi przeniosą.

Juliusz Poczta:
Ja wiedziałem, że tak będzie.
Toć przecie już wieszcz nasz narodowy
Mickiewicz, nasz Adaś przepowiadał
O dziwach, co filozofom nawet się nie śniły.

Wszyscy na sali:
Co to będzie, co to będzie?!

Leszek Kulka:
Nic się nie bójcie!
Nie za nas bowiem nastąpi przeprowadzka.

Wszyscy na sali:
To o co chodzi mistrzu?

Starosta wytłumaczył wszystkim w mig historię.
Z każdego zakątka ziemi, z każdej miejscowości,
ma stawić się ekipa do czterystu ludzi.
W specjalnych rakietach poleci wnet w kosmos,
by rozpocząć prace nad budową miast nowych
dla przyszłych pokoleń.

Leszek Kulka:
Dziś musimy zdecydować kto poleci i basta!

Na sali konsternacja.
I cisza jak w grobie.
Nikt na nikogo nie zerka,
żeby nie być pierwszym.

Leszek Kulka:
Widzę, że chętnych nie ma.
Będzie losowanko.
W specjalnym pojemniku są kulki z danymi.
Na kogo wypadnie, ten leci... (cisza) już jutro!

Losowanie rozpoczęto.
Wszyscy wstrzymali oddech.
Jako pierwszy wypadł dyrektor Jelinowski.

Krzysztof Jelinowski:
I co ja tam robić będę?!
Mało mam tutaj roboty?

Sołtysi:
Przynajmniej dziur tam nie będzie
i z krzaczorami spokój!

Krzysztof Jelinowski:
Ale budować trza będzie!
Od podstaw, nasze miasto!
Skąd ja wezmę do tego odpowiednich ludzi?

Leszek Kulka:
Z tym to nie problem akurat.
Ogłosimy przetarg!

Gembiak i Mikstacki:
Nie musisz pan.
My zgłaszamy się na ochotnika.
Budujem w całej Polsce, no i na zachodzie.
To i w tym kosmosie zrobim nowe drogi.

Leszek Kulka:
Problem więc rozwiązany.
Losujemy dalej.

Po kolei wypadały kolejne osoby.
W tym większość radnych z gminy i powiatu
plus kilku znanych księży i lokalnych bosów.

Paweł Jakubek:
Ledwo com tu wywalczył kasę na swój szpital,
a teraz mam w kosmosie walczyć o pryncypał?

Jacek Cierniewski:
Ja się na to nie zgadzam!
Ja nie chcę z Wodnika!

Stanisław Szczotka:
Już tęsknię za zielenią pól mych ukochanych

Krzysztof Kaczmarek:
A ja za rybkami, których już nie złowię.

Leszek Kulka:
Panowie, bez histerii!
Tam zrobim jak trzeba, by poczuć się jak tutaj,
u nas, w Krotoszynie.
Jedno jest pewne tylko, że kasy nie zabraknie.
Co chcemy, to zrobimy – szybciej niźli teraz.

Franciszek Marszałek:
A kto tutaj zostanie?
Kto tu będzie robił?

Michał Kurek:
Przecież cię namaścił król Julian na swego następcę.
Pozostawia wszystko w twe solidne ręce.

Franciszek Marszałek:
Bez Stasia, bez Andzi, bez Janka nie dam rady!

Stanisław Szczotka:
Dasz radę Franiu. Spokojnie. To przecież tylko chwilka.

Nagle na salę wchodzi dziennikarz i pyta na prędce.

Dziennikarz:
A ile to będzie kosztować?
Jeśli można wiedzieć?

Leszek Kulka:

To z programów unijnych.
Żadna tajemnica.
Nie straszna nam jak gminie żadna już Jessica.

Dziennikarz:

Jeśli można wiedzieć to jakie macie plany?
Co zamierzacie jako pierwsze budować?

Leszek Kulka:
Oczywiście Krotoszyn! Będę wierny temu.
Zrobię tak, żeby wszyscy, co tam już przylecą
byli dumni z tego, że Krotoszyn widzą.

Dnia następnego start zaplanowano.
Rakietę Krotos 1000 oprócz Lszka Kulki
zasiliło z trzystu różnej płci mieszkańców.

Za około lat dwieście przeprowadzki czas nastał.
Ci, co wylądowali na stacji Krotoszyn
Oczom swym nie wierzyli i słów im zabrakło.

Ludzie:
Nie wierzym własnym oczom!
Toż to nasz Krotoszyn.
Zupełnie jak w trzynastym,
z opowieści dziadków.

Oczom mieszkańców ukazał się Krotoszyn.
Z jego dziurami, rozpoczętymi inwestycjami i problemami,
o których kiedyś tylko słyszeli z opowieści na mieście.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK



Koty w bloku – mamy problem

W każdym pokoju panował bałagan. Koty były praktycznie wszędzie
Koty umieszczono w specjalnych klatkach
W sumie kobiecie odebrano 20 kotów
14 grudnia ok. godz. 12.00 w bloku na ulicy Kobylińskiej 4a w Krotoszynie pojawili się członkowie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, panie z Ośrodka Interwencji Kryzysowej, lekarz weterynarz oraz policja. Wszystko po to, by odebrać koty z mieszkania 40-letniej Doroty.

O sprawie kociego fetoru w bloku na ulicy Kobylińskiej pisaliśmy w połowie lipca br. trzykrotnie. Przypomnijmy tylko, że mieszkańcy zgłosili się do nas ponieważ mieli już dość obrzydliwego zapachu, jaki panuje w ich klatce. Winne temu były koty, które ich zdaniem gromadziła pani Dorota. Bali się, że mogą zarazić się jakąś chorobą odzwierzęcą. Kobieta nie chciała nas wpuścić do środka, mimo że próbowaliśmy wielokrotnie z nią porozmawiać. Powiadomiliśmy również nasze służby powiatowe. Niestety ani powiatowy weterynarz, ani krotoszyński sanepid podobnie jak my nie został przez panią Dorotę wpuszczony do domu. Koci fetor w dalszym ciągu się rozprzestrzeniał. Mieszkańcy za naszą radą wciąż pisali pisma do sanepidu. Zgłosili się również do krotoszyńskiego TOZ-u, gdzie za naszą sugestią, że kotom może dziać się krzywda udało się wszcząć odpowiednią procedurę umożliwiającą wejście do domu kobiety.

Zbieraczka kotów
Kiedy udaliśmy się na interwencję mieszkańcy już od wejścia żywo interesowali się tym, co się dzieje. – Wreszcie będzie spokój Panie. Dzięki wam udało się w końcu dopiąć końca tej sprawy – mówił anonimowo mężczyzna z ul. Kobylińskiej. – Za długo tam nie bądźcie w środku bo się potrujecie. Taki smród. Tydzień temu ojciec jej zmarł. Ja panu powiem, że podtruł się tym kocim gó….m – dodawał inny lokator. Zapach kocich odchodów był już wyczuwalny na dole bloku, na klatce schodowej. Im wyżej wchodziliśmy zapach był coraz bardziej intensywny. Kiedy weszliśmy wraz z funkcjonariuszami policji do środka zapach był tak intensywny, że z oczu płynęły nam łzy. Wszędzie walały się szmaty i kartony. Na dokładkę gdzie by nie spojrzeć wszędzie znajdowały się resztki jedzenia i odchody kotów. Najprawdopodobniej mieszkały one wszędzie zarówno w pokoju gościnnym, jak i łazienko-kuchni, które raczej do użytku się nie nadawały bowiem zarówno wanna jak i umywalka pokryte były bliżej niezidentyfikowaną substancją, której woleliśmy nie oglądać. – Co to za panowie? Proszę niech opuszczą moje mieszkanie – rzuciła w naszą stronę kobieta. Na nic były sugestie, że chcielibyśmy z nią porozmawiać. Policja kazała nam opuścić lokal. Może i lepiej. Świeże powietrze było dla nas jak porządny grzaniec w zimowy wieczór. – To zbieraczka jest. Nawet jak zabiorą jej te koty, to za parę dni przyniesie nowe. To chora kobieta – rzucił na odchodne zaciekawiony lokator z drugiego piętra.

Koty w dość dobrej formie
Skontaktowaliśmy się z prezesem krotoszyńskiego TOZ-u, żeby dowiedzieć się czegoś na temat kondycji odebranych kotów. W sumie kobiecie zabrano 19 dorosłych kotów i jedno kociątko. Wszystkie były zapchlone i zarobaczone. Miały też zmiany skórne spowodowane tym, że żyły w dużym skupisku. – Wiadomo niektóre między sobą walczyły i miały rany na ciele. Trzy kotki są ciężarne i wymagają natychmiastowej sterylizacji. Większość jednak kotów o dziwo była dobrze odżywiona – mówi Katarzyna Hierszfeld-Odrowska. Jej słowa potwierdza również obecna na miejscu lekarz weterynarii, Patrycja Polcyn. Dodaje jednocześnie, że aktualnie wszystkie koty przechodzą odpowiednie badania i są odrobaczane. – Priorytetem dla nas będzie teraz znalezienie dla nich szybko domów. Na naszym profilu na facebooku uruchomiliśmy już akcję zbiórki pieniędzy na leczenie i poszukiwań domów dla kociaków. Napisaliśmy również do gminy wniosek o czasowe odebranie zwierząt. – kontynuuje pani prezes. Dodaje jednocześnie, że dziwi się wcześniejszej decyzji sanepidu, który wydał pozytywna opinię na temat lokum kobiety i nie widział żadnych zagrożeń epidemiologicznych. – To dla nas nieprawdopodobne. Nikt chyba z sanepidu faktycznie nie był w środku.   – kończy K. Hierszfeld-Odrowska.

Co na to sanepid i gmina?
Powiatowy Inspektorat Sanitarno-Epidemiologiczny w Krotoszynie twierdzi, że postępował zgodnie z procedurami. -   Według procedur opisanych w ustawie o zwalczaniu i zapobieganiu chorób zakaźnych poinformowaliśmy panią o możliwych zagrożeniach. Trzy takie pisma pani odebrała. Niestety nikogo z pracownic do środka nie wpuściła. Tak naprawdę teraz wszystko zależy od gospodarza budynku, który jeżeli potwierdzi, że obiekt potrzebuje dezynfekcji to ja wykona. My jako instytucja możemy co najwyżej sprawdzić potem czy została ona przeprowadzona prawidłowo i skutecznie. Oczywiście zarządca budynku taka dezynfekcję przeprowadzi – informuje Andrzej Rolle. W gminie natomiast żadne pismo do momentu składu gazety nie wpłynęło. Naczelnik wydziału gospodarki komunalnej odpowiada jednak bardzo chętnie. – Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że jeśli wpłynie wniosek to my oczywiście w ramach naszych kompetencji będziemy mogli wydać decyzję o odebraniu tych kotów kobiecie ze względu na ich dobro. Inne kwestie są oczywiście do rozważenia, ale tak jak mówię nic nie zrobię bez wniosku, którego jeszcze nie widziałem – informuje Michał Kurek.

A w tle ludzki dramat….
Historia kotów to jedno. Ważna jednak staje się w całej tej historii mieszkanka bloku, która tak naprawdę potrzebuje pomocy. – To dramat zwierząt i tej kobiety - niepracującej, samotnej, depresyjnej, kompletnie nieporadnej życiowo. To również dramat wielu mieszkańców tego bloku, którzy wymęczeni są psychicznie od wielu miesięcy – mówi K. Hierszfeld-Odrowska. Pani Dorota póki co współpracuje z wolontariuszkami z TOZ-u. Jej mieszkanie powoli nabiera kształtu i zaczyna przypominać takie, które nie uwłacza godności ludzkiej. – Nie mamy jednak pewności, czy za jakiś czas znowu nie przygarnie jakichś kotów – kończy pani prezes. Pani Dorota jest dobrze znana pracownikom Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Krotoszynie. – Nie mogę za dużo powiedzieć ze względu na obowiązujące nas przepisy oraz dyskrecję. Powiem tylko tyle, że znajduje się ona pod naszą opieką. Jak wygląda to niech już pozostanie dla jej i naszej wiadomości– poinformowała dyrektorka MOPS-u, Teresa Stemplewska.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Nasz proboszcz to typ niezłomny

Budowa kaplicy ma potrwać ok. trzech lat
W Nowej Wsi rozpoczęto budowę nowoczesnej kaplicy przedpogrzebowej z profesjonalną chłodnią. Nic w tym dziwnego bowiem tego typu inwestycje są prowadzone przez gminy. W tym przypadku jednak inwestorem jest sama parafia pw. Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej w Nowej Wsi.
O inwestycji we wsi bardzo chętnie mówią mieszkańcy, którzy są pełni podziwu dla starań księdza proboszcza, Roberta Dadacza. – To jest człowiek, który dla naszej społeczności robi naprawdę wiele. Złego słowa o nim nie powiem. Tyle się słyszy o problemach z kaplicą w Zdunach (chodzi o Dom Pogrzebowy – przyp. red.), a u nas kaplica powstaje i gmina nie ma nic do tego. Chcemy ją mieć i proboszcz o tym wie. Inicjatywa wyszła. Proboszcz zaczął działać i prace już ruszyły jak widać – mówi anonimowo jeden z mieszkańców Nowej Wsi.
Inni ludzie dodają, że to nie jedyna inicjatywa księdza proboszcza. – Proszę kiedyś przyjechać na mszę świętą. Ksiądz proboszcz prawi piękne kazania. Oprócz tego jest księdzem z powołania, który integruje nie tylko starszych mieszkańców wsi, ale również młodzież – mówi inna mieszkanka wsi.
O tym, że w parafii dzieje się wiele przekonuje chociażby aktualna strona internetowa. Proboszcz jawi się na niej jako duszpasterz solidny, ale i z poczuciem humoru. Oprócz wydawania gazetki parafialnej pt.  Salve Regina, w parafii z powodzeniem działa tzw. Poradnictwo Rodzinne. W każdą sobotę w godzinach 17.00 – 19.00 każdy chętny może skorzystać z bezpłatnych porad dotyczących życia rodzinnego czy też poradzić się w sprawie osób uzależnionych i współuzależnionych. Poradnia pomaga też ofiarom, sprawcom i świadkom przemocy.
Oprócz tego ksiądz proboszcz zachęca na stronie internetowej z korzystania z zasobów biblioteki parafialnej oraz zwiedzenia kościoła w Nowej Wsi online. O humorze proboszcza świadczy natomiast prowadzona przez niego zakładka pt. Uśmiech proboszcza, w której pojawiają się na bieżąco dowcipy m.in. takie jak ten: Ksiądz na Mszy świętej mówi: - Małżeństwo to spotkanie dwóch statków na morzu życia.... W tym czasie jeden z parafianin myśli: - Więc, już rozumiem, trafiłem na okręt wojenny.
Wróćmy jednak do kaplicy, która prezentuje się naprawdę okazale i trudno dziwić się mieszkańcom, że tak zachwalają swojego proboszcza. Stan surowy praktycznie już jest. Skontaktowaliśmy się z księdzem żeby przybliżył nam celowość inwestycji. - Rozpoczęta w tym roku budowa kaplicy przedpogrzebowej potrwa około 2-3 lata. Służyć  będzie nie tylko do przechowania ciała w optymalnych warunkach (chłodnia) do czasu pogrzebu, lecz będzie miejscem modlitewnego czuwania dla rodziny, bliskich, przyjaciół i wszystkich tych, który wyrażają gotowość i pragnienie oddania zmarłym ostatniej  posługi – mówi R. Dadacz. O kosztach jednak proboszcz nie chciał mówić. – W kwestii kosztów inwestycji, należy podkreślić fakt, że wiele rzeczy robimy systemem gospodarczym i wszystkie koszty związane z budową pokrywamy ze środków własnych, nie korzystając z jakiejkolwiek form zewnętrznych dotacji. Całkowity koszt  budowy niech zatem pozostanie  wewnętrzną sprawą parafii – zakończył proboszcz.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Tragiczna śmierć przed świętami

Mimo akcji reanimacyjnej 32-letni mężczyzna zmarł
19 grudnia na trasie Pogorzela – Kobylin doszło do zderzenia osobowego samochodu opel vectra z ciężarówką marki volvo. Na miejscu zginął 32-letni mieszkaniec Zalesia Wielkiego (gm. Kobylin).

Do tragedii doszło ok. godz. 17.00 w miejscowości Ochla (gm. Pogorzela), niedaleko pierwszych zabudowań mieszkalnych, na wąskiej drodze otoczonej drzewami. Z relacji mieszkańców, którzy usłyszeli potworny huk i udali się na miejsce zdarzenia, wynika, że auto 32-letniego zalesianina znajdowało się między drzewami. Mężczyzna był zakleszczony w pojeździe i nie dawał oznak życia. Niezwłocznie wezwano służby ratownicze. Jako pierwsi dotarli strażacy z OSP Pogorzela. Umieścili poszkodowanego na desce ratowniczej. Kilka minut po strażakach przybyło pogotowie. Lekarz długo prowadził reanimację. Niestety, mimo jego wysiłków mężczyzna zmarł.
Policja pod nadzorem prokuratury natychmiast rozpoczęła śledztwo. Jak się okazało, na skrzyżowaniu z drogą do Józefowa Ochelskiego manewr włączania się do ruchu wykonywało ciężarowe volvo wyładowane burakami. Ciężarówka skręcała w stronę Pogorzeli. Jadący od strony Pogorzeli mieszkaniec Zalesia z impetem uderzył w jej bok. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący samochodem ciężarowym z naczepą 36-latek z powiatu konińskiego wymusił pierwszeństwo i doprowadził do zderzenia z osobowym oplem. Kierowca volvo był trzeźwy  – informuje Daniel Drygas z gostyńskiej policji.
Trasa Pogorzela - Kobylin była przez kilka godzin nieprzejezdna.
 

foto by PSP Gostyń

Starkówiec - Mury już stoją

Nowa świetlica ma być gotowa w sierpniu 2014 roku
Koniec roku okazał się łaskawy dla mieszkańców Starkówca, którzy z zadowoleniem patrzą jak na ich oczach powstaje nowa świetlica. Mimo początkowych problemów, dziś już nikt o tym nie pamięta, a obiekt w stanie surowym ma być gotowy do połowy stycznia.
Prace budowlane wykonuje kobylińska firma Romi, która zaoferowała w przetargu nieco ponad 670 tys. zł z opiewającej pierwotnie prawie milionowej kwoty. Prace zaczęto w sierpniu. Niestety pojawiły się nieprzewidziane przeszkody. – Problemem była zbierająca się woda gruntowa i czarna ziemia. Pracownicy musieli dokopać się sporo w głąb do czystego piasku żeby móc stawiać fundamenty. Trochę to trwało, ale w końcu się udało i dzięki pogodzie możemy o tym zapomnieć – mówi sołtys wsi, Arkadiusz Kaczmarek.
Prace idą dziś pełną parą. Pomagają wszyscy mieszkańcy wsi z sołtysem na czele. – Wiadomo, że nie ma na razie nic. Mieszkańcy sąsiedniego domu użyczają pracownikom prądu. Ja dowożę im wodę. Wspólnymi siłami do połowy stycznia będzie po najgorszej robocie – kontynuuje sołtys.
Fundamenty już są, mury też już stoją. Pozostaje jeszcze wylanie stropów i dach. – Zobaczymy na ile pozwoli nam jeszcze pogoda – dodaje sołtys.
To jednak nie wszystkie plany sołtysa związane ze świetlicą. – Wcześniej udało się już sporo zrobić z terenem naokoło. Robimy tutaj takie swoje centrum kulturalne i rekreacyjne – mówi.
Tylko w tym roku udało się zamontować ławki, postawić grilla i zakupić karuzelę dla dzieci. – W przyszłym roku będziemy chcieli jeszcze doposażyć plac zabaw dla dzieci. Marzy się też nam grzybek – wylicza A. Kaczmarek. To jego zdaniem bardzo ważne, bowiem we wsi organizuje się sporo imprez dla dzieci oraz dożynki, które w tym roku przyciągnęły również mieszkańców okolicznych wsi.
Póki co zrobić trzeba świetlicę. Na przyszły rok z funduszu sołeckiego wieś otrzymała 6 tys. zł. – Wiadomo wszystko pójdzie w świetlicę. To pewnie będzie i tak mało, bo trzeba będzie ja porządnie wyposażyć. Liczę na gminę i burmistrza, który na pewno nam pomoże – dodaje sołtys.
Oprócz prac związanych ze wietlica pilna potrzeba jest remont drogi we wsi. – Mam nadzieję, że jak powstanie już świetlica to i na drogę znajdą się jakieś środki – mówi A. Kaczmarek.
Dodaje jednocześnie, że w kolejce na inwestycje czeka również kanalizacja sanitarna we wsi oraz kolejne remonty budynków komunalnych. – Sanitarkę mają robić jak zaczną kanalizację w Łagiewnikach. Natomiast budynki komunalne zrobili w tym roku. Zostały tylko elementy elewacji do odnowienia – mówi sołtys. – Korzystając z okazji życzę wszystkim mieszkańcom szczęśliwego Nowego Roku – zakończył.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Ruda - Marzy nam się nasz własny kąt

„Na ten rok funduszu sołeckiego też nie dostaliśmy” – mówi A. Witkowski
Ruda to mała wieś w gminie, która zdaniem sołtysa, Adolfa Witkowskiego jest traktowana nieco po macoszemu, a przecież mieszkają tam również ludzie, którzy maja swoje potrzeby i oczekiwania.

Aktualnie we wsi mieszka ok. 120 osób. Nadal dominuje tam rolnictwo i hodowla, choć już nie w tak dużym stopniu jak kiedyś. – Dziś wiele osób pracuje poza wsią, ale są jeszcze gospodarze, którzy nadal utrzymują się z hodowli i roli – zaczyna sołtys.
A. Witkowski funkcje sołtysa sprawuje pierwszą kadencję. Zastąpił na nim Zdzisława Grzeszczaka, który piastował stanowisko sołtysa przez 12 lat. Przez te kilka lat udało się jednak sołtysowi sporo osiągnąć. Bez większego namysłu wymienia ważniejsze przedsięwzięcia. Udało się m.in. zamontować barierki na moście by poprawić bezpieczeństwo mieszkańców, naprawić zniszczony plac zabaw i w całości go opłotować. – Walczyłem też o remont drogi we wsi, którą udało się po części zrobić – mówi sołtys. W kolejce czeka jeszcze droga w kierunku na Jutrosin, która też została nieznacznie poprawiona. – Tam jednak przydałyby się porządne pieniądze żeby zamknąć ten temat raz na zawsze. Jakieś ustalenia padły i w przyszłorocznym budżecie maja się ja na poważnie zająć. Zobaczymy – kontynuuje.
Prawdziwa zmora jednak wsi jest świetlica wiejska, która bez pieca, ciepłej wody,  zniszczonymi murami i elewacją szpeci tylko wizerunek Rudy. – Co jak co, ale świetlica jest nam bardzo potrzebna. Jej stan jest katastrofalny i wymaga pilnych remontów. Póki co jednak gmina nie interesuje się tym tematem. A nam się marzy taki cichy kat we wsi, gdzie będziemy mogli się spotykać – mówi A. Witkowski.
Dodaje jednocześnie, że jeszcze ani razu Ruda nie skorzystała z żadnych pieniędzy w ramach środków unijnych. – A przecież gmina takie dostała. Na naszą wieś nic nie poszło. To smutne. Za dwa lata obchodzimy 50-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej i nawet nie mamy gdzie przyjąć gości – mówi sołtys.
Na co dzień A. Witkowski mieszka wraz z żoną, Czesławą. Jest już na rencie. Gospodarkę przepisał synowi, który na pięciu hektarach wciąż uprawia ziemię. Jest dumny ze swoich wnucząt, których ma sześcioro. Nadal działa w OSP. – Jestem czynnym strażakiem składkowym. Kiedyś byłem jednak przez prawie 18 lat jej prezesem – kończy z uśmiechem.
Do tematu świetlicy wrócimy na łamach Rzeczy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK





poniedziałek, 16 grudnia 2013

Szopka przedświąteczna

Przedświąteczny wypad na ryby
by Marcin Szyndrowski


Godzina piąta. Minut czterdzieści. Kiedy pobudka zagrała…
Wicestarosta, Krzysztof Kaczmarek kończy swe wędki pakować.
Lekko zaspany, w mroźny poranek jedzie na Błonie by karpie łowić,
na wigilijny, bliski już czas.

Na miejscu szybko parkuje auto.
I zmierza prędko w obrany punkt.
Inni wędkarze obecni tłumnie,
zerkają ciekawsko na jego sprzęt.

Wicestarosta rozkłada wędki.
Zakłada przynętę i już zaczyna
swój połów ryb.

Wicestarosta: (w stronę dwójki innych wędkarzy) I co biorą rybki? Zimno dziś co nieco.

Wędkarze: Jak głodne to biorą. Choć ich tu już nie za dużo. Jak się postara pan, to może jakaś złapie się na haczyk. Zależy na co łowi Pan szanowny?

Wicestarosta: Na robaka. Wczoraj nakopałem świeżutkich na działkach pod markety.

Wędkarze: A to nie drogi Panie. Najlepiej biorą na kulki z ciasta z domieszką promili.

Nagle pyk, pyk… Pan Krzysztof ma branie. Unosi więc wędkę, zacina jak trzeba. Wędka wygina się w łuk iście triumfalny.

Wędkarze: To pewnie jakaś spora sztuka!

Kręci starosta ile sił w rękach. Pot z jego czoła leje się ciurkiem. Grymas zwycięstwa na twarzy zagościł i nagle tak samo szybko wnet znikł, gdy jego oczom ukazała się postać płetwonurka.

Płetwonurek: Co jest? Zdziwiony?

Z wody wyszedł nie kto inny, jak sam burmistrz Krotoszyna, Julian Jokś. Zaraz za nim pojawiło się wielu innych płetwonurków.

Wice starosta: Panie burmistrzu! Co tu się dzieje? Pan, w takim stroju na dnie naszych Błoni?

Julian Jokś: Wspólnie z radnymi powiatu i gminy mamy komisje w terenie. Na początek sprawdzamy dno naszych Błoni i trzeba przyznać, że nie jest tak źle.

Michał Kurek: Woda nachodzi tu prawidłowo, a na te glony znajdziemy sposób.

Wędkarze: Odejdźcie wszyscy! Straszycie nam ryby!

Krzysztof Manista: Ryb tu panowie to już tylko kilka. My tutaj dumamy teraz nad rozbudową wodnego centrum.

Julian Jokś: Plażę trzeba będzie powiększyć. Coś mała jak sądzę.

Wędkarze: I zaminowana jak widać.

Waldemar Wujczyk: Tablica stoi drodzy panowie. Koniom, psom, kotom wstęp tutaj wzbroniony. Czasami jednak ktoś swego kundla nie upilnuje.

Ewelina Wronecka: No co panowie tak na mnie zerkacie. Moje psy to przecież rasowe championy. Z resztą nie chodzę z nimi tutaj na spacery.

Julian Jokś: Trzeba coś zrobić. Bałagan się robi. Ogrodzić trzeba teren. To tak na początek.

Michał Przybylski: Dwie tony szkła i odpadów już żeśmy zebrali. Na ogrodzenie styknie jak jeszcze pozbieramy.

W stronę wszystkich podjeżdżają młodzi chłopcy na deskach i rowerach.

Młodzież: Cze wszystkim! Cze ziomy! A co z naszymi obiecanymi rozrywkami? Miał być park linowy, nowy skate park i tor saneczkowy. Do tego jakaś knajpka na mini molo obok i imprez nieustannych bez liku.

Julian Jokś: Wszystko będzie. Potrzeba tylko jak zawsze czasu. Na razie rewitalizujemy Rynek nasz kochany. Do jeziorka wrócimy niebawem.

Nagle oczom wszystkich ukazują się ryby z jeziorka Odrzykowskiego, które w jednym rzędzie wychyliwszy swe głowy przemówiły ludzkim głosem wspólnie.

Ryby: Tak zawsze jest niestety, że coś zaczynacie panowie nasi drodzy lecz nie kończycie tego jak należy. Karmicie wszystkich swoimi wizjami, które nijak się moją do rzeczywistości. Miliony się topią jak asfalt na drogach, gdzie dziur miast mniej wciąż więcej przybywa. A my tu z głodu wszystkie wyzdychamy, bo ktoś zapomniał, że karmić nas trzeba – nie pomysłami, a zwykłym żarciem.

Krzysztof Jelinowski: O wypraszam sobie. Robimy ile możemy. Obiecuję, że przyjrzę się tematowi i jeśli trzeba będzie to nakarmimy ryby.

Julian Jokś: Koniec panowie i panie. Znikamy stąd. Komisje uważam za zamkniętą. A wy wędkarze, na co czekacie? Zanęcać i łowić. Wyłowić jak najwięcej.

Dzień przed świętami.
Nieoficjalnie.
Złowiono większość zgłodniałych ryb.

Ci, co nie byli – nic nie stracili.
I tak się w karpia zaopatrzyli.
Na targu, w markecie lub na łowisku,
za kwotę około szesnastu złotych.
Karp jak to karp – powiedzą wszyscy.
Życzeń nie spełnia, jak złota rybka.
Lecz na wigilię być musi.
I basta.

Koniec
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Świątecznie na Rynku

Mieszkańcy chętnie wybrali się w niedzielę na rynek by aktywnie uczestniczyć w jarmarku
Sołtys Jankowa (pierwszy z prawej) podziękował mieszkańcom za wsparcie i pomoc
Wspólne śpiewanie wzbudziło entuzjazm mieszkańców
8 grudnia od wczesnych godzin porannych krotoszyński rynek zapełniał się licznymi stoiskami w ramach corocznego Jarmarku Świątecznego. W tym roku połączono go z kwestą uliczną na rzecz poszkodowanych rodzin w pożarze z Jankowa Przygodzkiego. Krotoszynianie nie zawiedli i tłumnie stawili się obok ratusza.

Już po godzinie 10.00 krotoszyński rynek wypełniali mieszkańcy, którzy bardzo chętnie korzystali ze świątecznych stoisk, na których mogli zakupić wiele świątecznych rzeczy począwszy od kolorowych ozdób, a skończywszy na słodkich  pysznościach serwowanych przez wiele stowarzyszeń i ośrodków, które zaangażowały się w jarmark. Po stoiskach oprowadzał wszystkich radny, Juliusz Poczta, który jako konferansjer omawiał krótko każde ze stoisk i zachwalał sprzedawane wyroby. Czas wszystkim umilały występy młodzieży z różnych szkół, które mogły prezentować swój bogaty dorobek artystyczny, oczywiście ten specjalnie przygotowany na świąteczny czas. Nie brakowało zatem kolęd i pastorałek czy też pokazu gotowania potraw świątecznych przez uczniów ZSP nr 2 w Krotoszynie. Motocykliści z krotoszyńskiego klubu Oldtimers prezentowali również swoje maszyny oraz wcielali się w postacie Mikołajów, które rozdawały dzieciom słodycze, natomiast dyrektor krotoszyńskiego muzeum, Piotr Mikołajczyk ponownie wcielił się w rolę rycerza i wspólnie ze znajomymi z bractwa serwował najmłodszym powrót do średniowiecza. . – Impreza udana, co widać po licznie odwiedzających ją mieszkańcach. Pogoda też lepsza niż w tamtym roku, także warto tutaj być na pewno – mówi dyrektor popularnego „mięśniaka”, Roman Olejnik.
O godzinie 13.00 rozpoczęły się główne części imprezy. Na ten czas zaplanowano wspólne odśpiewanie piosenki Jest taki dzień przez chętnych mieszkańców i przedstawicieli lokalnych władz.  Niestety, pojawiły się problemy techniczne z muzyką, której nie można było odtworzyć z płyty.  Oczekiwanie przerwał burmistrz, Julian Jokś, który wyjął z kieszeni płaszcza harmonijkę i zaproponował, żeby w tym czasie odśpiewać kolędę Przybieżeli do Betlejem. Włodarz zagrał melodię, do której zaśpiewali wszyscy zgromadzenie na scenie i wokół niej. Następnie, a capella, odśpiewano pierwotną piosenkę. Wspólnie ze zgromadzonymi na rynku krotoszynianami piosenkę Czerwonych Gitar zaśpiewali: senator, Andżelika Możdżanowska; radny sejmiku wojewódzkiego, Franciszek Marszałek; burmistrz, Julian Jokś; wiceburmistrz Ryszard Czuszke, przewodnicząca rady miejskiej, Zofia Jamka; grono radnych oraz klasa I a ZSP nr 2 w Krotoszynie.
W między czasie odbywała się też kwesta pieniężna na rzecz osób poszkodowanych w pożarze w Jankowie Przygodzkim. Swoją obecnością zaszczycił wszystkich nawet sam sołtys Jankowa, Wiesław Witek, z którym udało się nam porozmawiać. – Nadal jest ciężko. Wiadomo, że zbliżają się święta, a dla wielu rodzin będą to święta bez domu. Czujemy jednak ogromne wsparcie ze strony wielu ludzi ogromnego serca, którzy wciąż o nas pamiętają i wspierają matrialnie i rzeczowo. Chciałbym również podziękować wszystkim mieszkańcom Krotoszyna. Jesteśmy wdzięczni za wasze zaangażowanie i okazaną pomoc – mówił sołtys Jankowa.
Zbiórkę pieniędzy zorganizowało stowarzyszenie Twoja Alternatywa wspólnie z klasą I a ZSP nr 2 w Krotoszynie oraz Centrum Wolontariatu Ziemi Krotoszyńskiej pod patronatem senator,  Andżeliki Możdżanowskiej.
 

                                     1218,29 złotych zebrano dla pogorzelców z Jankowa
foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Wyganowskie Las Vegas nie tak prędko

W Wyganowie na lampy czekają m.in. odcinki na ostrym zakręcie przed mostem...
....i przed cmentarzem
W gminie Kobylin zakończono już wszystkie prace związane z montażem nowych lamp oświetleniowych. Oficjalnie na terenie całej gminy Kobylin stanęły w sumie 63 lampy. Niestety nie wszędzie.

Temat oświetlenia był dość częstym tematem obrad stałych komisji w gminie. Wielu radnych oraz sołtysów wsi widziało olbrzymią potrzebę zamontowania dodatkowych lamp w różnych punktach gminy. Już od marca br. gmina solidnie wzięła się do pracy i zaczęła realizować zapotrzebowanie wielu osób. W pierwszej kolejności o lampy wzbogacił się sam Kobylin. 7 lamp stanęło na Drodze Królewskiej. Na ul. Berdychowskiej pojawiły się dwie nowe lampy. Najwięcej bo aż 102.185,67 tys. zł kosztowały nowe lampy na tej samej ulicy, ale za torami kolejowymi. Powstało ich aż 16. Dodatkowo w parku, w okolicach PKP  pojawiło się jeszcze 7 lamp. Oprócz Kobylina o nowe oświetlenia wzbogaciły się miejscowości: Rojew – 7 lamp, Łagiewniki – 16 lamp Zalesie Małe – 6 lamp i Górka – 3 lampy.
Jakub Frąszczak z Wyganowa, który napisał do redakcji list (publikujemy go na stronie ....- przyp. red.) widzi jednak potrzebę zamontowania ich w tej wsi tłumacząc, że ich brak naraża wszystkich na niebezpieczeństwo i tragiczne skutki w postaci ich braku zamontowania. - Trzech lamp nadal brak. Jeden z mieszkańców domu nr 35 (...)żartobliwe mówi, że nie chodzi na wiejskie zebrania ponieważ nie zna drogi, nadzieje już stracił, lamp nie będzie. Nieoświetlona droga jest dość niebezpieczna. Tuż za ostatnim gospodarstwem, znajduje się groźny zakręt (w tym podjazd na most), dalej mijamy cmentarz, a tuż za nim wieś Fijałów i… dopiero pierwsze lampy – tłumaczy student dziennikarstwa we Wrocławiu.
Skontaktowaliśmy się z burmistrzem Kobylina, który tłumaczy całą sytuację. Okazuje się, że gmina w tym roku zakończyła już pierwszy etap montowania nowych punktów oświetlenia, który pochłonął całość zadeklarowanej na ten cel sumy. – Dopiero w przyszłym roku będziemy rozpatrywać punkty oświetlenia w drugim etapie. Będziemy spotykać się ze wszystkimi sołtysami i uzgadniać punkty, które są najbardziej potrzebne w danych miejscowościach. Oczywiście potrzeby Wyganowa są nam znane i na pewno zostaną uwzględnione w tym etapie. Mam nadzieję, że gotowa dokumentacja na te punkty powinna pojawić się w 2014 roku. Montaż najprawdopodobniej w roku kolejnym – powiedział Bernard Jasiński.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Szybki transport uratował chłopcu życie

10-ciolatka niezwłocznie przetransportowano na oddział neurochirurgii w Poznaniu
10 grudnia tuż po godzinie 9.00 do krotoszyńskiego szpitala trafił z silnym bólem głowy 10-cioletni Gracjan z Krotoszyna, który stracił przytomność podczas zajęć na basenie Wodnik. Tomografia wykazała wewnętrzny uraz głowy. Chłopiec niezwłocznie został przetransportowany helikopterem na oddział neurochirurgii w Poznaniu.

Wtorek. Godzina 9.00. Rozwożę akurat najnowsze wydanie naszej gazety. Kolejnym punktem jest basen Wodnik. Kiedy tam dojeżdżam na parkingu stoi karetka pogotowia. Z obiektu wychodzą lekarz i sanitariusz, którzy prowadzą kilkuletniego chłopca. Wsiadają z nim do auta i odjeżdżają. Na miejscu dowiaduję się, że nic poważniejszego się nie stało. – Jakiś chłopiec na zajęciach stracił przytomność. Podobno bolała go głowa. Nauczyciel zadzwonił po karetkę, bo przejął się jego stanem – informuje mnie jedna z pań pracująca na Wodniku.

Szybka akcja
Okazuje się jednak, że zachowanie nauczyciela było bardzo przytomne i odpowiedzialne. Chłopiec bowiem trafił od razu na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Krotoszynie, gdzie zlecono badanie tomografem, bowiem chłopiec uskarżał się wciąż na ból głowy. Podczas badania doznał nagłej zapaści. – 10-ciolatek został szybko zabezpieczony przez lekarzy i podjęto decyzję o jego szybkim przetransportowaniu do szpitala w Poznaniu na oddział neurochirurgii. Doszło bowiem do wewnętrznego urazu głowy – informuje dyrektor krotoszyńskiego szpitala, Paweł Jakubek.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy chłopiec miał krwiaka, który zaczął nagle podkrwawiać. Szybki transport pozwolił na szybką interwencję chirurgiczną. – Otrzymałem potwierdzenie, że jego stan wymagał pilnej operacji, którą przeprowadzono. Na dzień dzisiejszy stan chłopca jest stabilny – kończy P. Jakubek.

Cała szkoła trzyma kciuki
10-cioletni Gracjan jest uczniem klasy sportowej w Szkole Podstawowej nr 8 w Krotoszynie. Młodzież ze szkoły jest w szoku, że ich kolega trafił do szpitala. – To nasz kolega i dobry przyjaciel. Trzymamy wszyscy kciuki żeby jak najszybciej wyzdrowiał – mówią nam dzieci. Ciepłych słów nie szczędzi również wychowawca Gracjana. – Jesteśmy cały czas w kontakcie z jego mamą. To dobry chłopak, z którym nie mamy problemów. Do tego zawsze uśmiechnięty i pomocny. To straszne, co go spotkało. Solidaryzujemy się z rodziną w tych ciężkich chwilach – mówi Maciej Parczyński.

Lądowisko – skarb bezcenny

Przypadek Gracjana pokazuje jak ważna jest każda minuta w sytuacji bezpośredniego zagrożenia dla życia. W tym wszystkim budowa lądowiska, które funkcjonuje już na całego okazuje się pomysłem bezcennym i bardzo potrzebnym. – W tej sytuacji liczył się czas. Dlatego podjęto taką, a nie inną decyzję – tłumaczy dyrektor szpitala.
Wartość lądowiska wyniosła ponad 1,3 mln zł z czego 977 tys. zł stanowiło dofinansowanie ze środków europejskich. Resztę zapewnił powiat oraz SPZOZ. Zapewne znajdzie się wielu, którzy będą krytykować powiat za niemałe pieniądze, które zostały włożone w budowę obiektu. Sytuacja Gracjana pokazuje jednak, że każde pieniądze były tego warte.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Solidarność na pierwszym miejscu

Świetlica w Budach ma być gotowa w maju 2014 roku
Sołectwo Budy to aktualnie 60 posesji, w których mieszka 325 osób. Wiele się w niej dzieje o czym chętnie opowiada sołtys, Mirosław Siudy.
Mirosław Siudy (29 l.) pełni funkcję sołtysa od 2011 roku. Jest to jego pierwsza kadencja. – Zastąpiłem na tym stanowisku długoletniego sołtysa, Wacława Zmyślonego. Póki co okazuje się, że sprawuję ją dobrze. Wiele u nas we wsi się zmieniło – zaczyna pan Mirosław.
Dziś Budy to wieś jeszcze w większości rolnicza nastawiona na hodowlę bydła i trzody. – Mieszkańcy stawiają jednak również na handel i usługi. Dziś mamy we wsi zarejestrowanych piętnaście działalności gospodarczych. Prężnie działają ostatnio powstałe: skład opału, skład budowlany i warsztat naprawy aut – dodaje sołtys – Inwestują u nas nie tylko mieszkańcy, ale również osoby z zewnątrz, tak jak np. pan Ryszard Nawrocki z Jarocina, który prowadzi wspomniany skład budowlany.
Od początku kadencji sołtysa udało się wiele zrobić. Przede wszystkim zabrano się za remont remizy strażackiej oraz świetlicy wiejskiej. – Wszystko robiliśmy sami w czynie społecznym. Mamy we wsi praktycznie fachowców z każdego zakresu. I murarzy, i tynkarzy, i hydraulików. Dajemy radę sami ogarniać większość prac, od koszenia rowów, ich czyszczenie, karczowanie drzew czy też prace remontowe – mówi M. Siudy.
Na remont świetlicy Budy mają zabezpieczone w budżecie gminy Rozdrażew 30 tys. zł. – Już kupujemy materiały. Sami ją zrobimy. Ruszamy jeszcze w grudniu z pierwszymi pracami rozbiórkowymi. Będziemy chcieli zdążyć do 5 maja przyszłego roku, kiedy u nas odbędą się Dni Strażaka – kontynuuje sołtys.
Nowa sala ma mieścić nawet 50 osób. –To dla nas ważne bowiem organizujemy sporo imprez i takie miejsce jest nam potrzebne – dodaje. Własną pracą mieszkańcy wybudowali we wsi również boisko. Zamierzają też wybudować grzybek rekreacyjny. – Ziemia na boisko pochodziła z równania poboczy. Sami nawieźliśmy ok. 150 przyczep. Drzewo na grzybek też mamy przyszykowane. Jak mieliśmy wycinkę 9 drzew, oczywiście za zgodą, to zaraz wykorzystaliśmy je na materiał. Teraz tylko będziemy czekali na dokumentację i zgodę. Potem zaczynamy budować– kontynuuje sołtys.
Na kolejny rok Budy otrzymały 13,5 tys. zł z funduszu sołeckiego. Jak mówi sołtys pieniądze pójdą w remont świetlicy. – Co do planów na przyszły rok to skupiamy się teraz na dokończeniu remontu tego obiektu i remizy. Nic póki co nie będzie zaprzątać nam głowy – mówi.
Mirosław Siudy na co dzień prowadzi własny warsztat samochodowy. Póki co jest kawalerem. Uwielbia jeździć na nartach. Pasjonuje się szybkimi autami.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

O naszej świetlicy zapomniano

„Świetlica potrzebuje pilnej modernizacji” – mówi G. Okupnik
Ponad 3 milony złotych poszło w tym roku z budżetu gminy na remonty gminnych świetlic, o których na bieżąco informujemy na łamach gazety. Okazuje się jednak, że nie wszędzie. – Nasza świetlica musi czekać do nowego roku. Trochę nas to boli, bo robimy w niej sporo – mówi sołtys Długołęki, Grzegorz Okupnik.

O świetlicy w Długołęce pisaliśmy na początku br. Już wtedy pokazywaliśmy, że jej stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Dziurawy dach, który powodował spore zacieki i pęknięcia ścian został jednak naprawiony. – Sami to zrobiliśmy po uzgodnieniach z firmą, którą poprosiliśmy o pomoc. Wystarczyło trochę papy i teraz póki co nie przecieka, ale remont jest potrzebny, bo jak długo wytrzyma to nikt nie wie – zaczyna G. Okupnik.
W kolejce do modernizacji czeka praktycznie cały budynek, który zupełnie nie pasuje do XXI wieku. Brak aneksu kuchennego i toalety to najpoważniejszy problem. – Podczas imprez mężczyźni jakoś sobie poradzą i chodzą do wychodka na zewnątrz, ale kobiety muszą chodzić do własnych domów – kontynuuje sołtys.
Oprócz tego pękają ściany budynku, który pamięta jeszcze czasy gospody z czasów lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. – My naprawdę robimy sporo dla swoich mieszkańców. Teraz nawet organizujemy sylwestra tutaj, bo nie mamy gdzie przecież. Liczę na to, że coś naprawdę drgnie w przyszłym roku bo nasza cierpliwość się kończy – dodaje sołtys.
Dlaczego zabrakło pieniędzy na remont świetlicy w Długołęce? Jak się dowiedzieliśmy pieniądze były rozdzielane ze względu na informację podawaną przez sołtysów o użytkowaniu świetlic wiejskich w danym roku kalendarzowym. W zakres wchodziły m.in.: zebrania wiejskie i organizacji społecznych, uroczystości rodzinne, zawody sportowo-rekreacyjne czy też imprezy organizowane przez społeczności wiejskie. – W tym roku wystosowaliśmy ponowną informację i jak zwykle jesteśmy trochę z tyłu. Trudno się dziwić ludziom, że często nie organizują tutaj imprez jak warunki są takie spartańskie. Założę się, że jak byłyby toalety i kuchnia to tych imprez byłoby znacznie więcej – tłumaczy G. Okupnik.
Pojawiła się jednak iskierka nadziei. W budżecie na przyszły rok zabezpieczono bowiem 30 tys. zł na remont świetlicy wiejskiej. – Uchwalamy budżet 30 grudnia. Mam nadzieję, że te pieniądze pozostaną, bo remont świetlicy to dla nas sprawa priorytetowa we wsi – zakończył sołtys.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Mobilnie w Konarzewie

Schodołaz umożliwił usunięcie w ośrodku wszystkich barier architektonicznych
       
9 grudnia w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Konarzewie odbyła się niezwykła uroczystość. Były łzy i wzruszenie, a wszystko to za sprawą przekazania ośrodkowi nowego schodołazu, dzięki któremu piętra konarzewskiej placówki są w końcu dostepne dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich.

Po prawie sześciu latach starań przez dyrekcję SOSW im. J. Twardowskiego w Konarzewie udało się wzbogacić ośrodek o profesjonalny schodołaz dla osób niepełnosprawnych poruszających się na wózkach inwalidzkich. Włoskiej marki schodołaz kosztował w sumie 14 tys. zł. – 60 proc. tej sumy przekazało nam starostwo w Krotoszynie. Druga część pieniędzy pochodzi ze środków PEFRONU – informuje dyrektorka, Iwona Nowacka.
Dzięki schodołazowi dzieci z ośrodka, które korzystają z wózków inwalidzkich mogły w większości po raz pierwszy zwiedzić cały ośrodek. – Trzeba było zobaczyć to ogromne wzruszenie – dodaje dyrektorka - Schodołaz służy bowiem osobom z niepełnosprawnością ruchową w stopniu uniemożliwiającym samodzielne chodzenie do przemieszczania się na wszystkie kondygnacje budynku.
W ten sposób Ośrodek w Konarzewie stał się jedyną placówką specjalną w powiecie, w której zniwelowano wszystkie bariery architektoniczne.
Pierwszym wychowankiem korzystającym ze schodołazu był Rafał, uczeń klasy I gimnazjum. Z wielkim wzruszeniem wszyscy obserwowali reakcję chłopca, który po raz pierwszy mógł zwiedzić cały budynek, zobaczyć  pracownie specjalistyczne, pomieszczenia administracji na pierwszym piętrze oraz świetlicę na drugim piętrze. - Teraz nie trzeba już planować zajęć dla uczniów na wózkach tylko na parterze, bo każdy uczeń na wózku dzięki schodołazowi stał się mobilny i jak wszyscy może mieć zajęcia w każdym pomieszczeniu ośrodka – zakończyła I. Nowacka.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Po stacyjce nie został nawet proch

 Budynek dworca w przeciągu zaledwie dwóch godzin przestał istnieć
29 listopada w Wolenicach niecałe dwie godziny wystarczyły pracownikom firmy wynajętej przez wielkopolski oddział Polskich Kolei Państwowych by budynek dworca głównego zamienił się w stertę kamieni. Mieszkańcy wsi nie kryją swojego zdumienia i pytają o celowość takiego działania.

Na naszych oczach kończy się epoka małych stacyjek na szlakach kolejowych. Odchodzi w zapomnienie charakterystyczna architektura budownictwa kolejowego z poprzednich wieków. Razem z nią kończy się pewien liryczny wątek w literaturze, filmie, piosence i oczywiście w fotografii. Nieubłagany walec naszych czasów właśnie bezpowrotnie zmiótł z powierzchni ziemi stacyjkę w Wolenicach na trasie Krotoszyn - Koźmin Wlkp. Takimi słowami określił to, co miało miejsce pod koniec listopada w Wolenicach nasz redakcyjny kolega, Paweł Płócienniczak.
Trudno nie zgodzić się z jego słowami bowiem coraz częściej jeżdżąc po rejonach naszej Wielkopolski natrafiam od czasu do czasu na miejsca gdzie jeszcze do niedawna istniały podobne stacyjki, a dziś już ich nie ma. Dlaczego tak się dzieje? - Stacja w Miejskiej Górce też podobno została już rozebrana – zauważa Michał Ciesielski z Kobylina, który na co dzień interesuje się lokalnymi obiektami odchodzącymi do przysłowiowego lamusa. - Przypuszczam, że “destruktorzy” powołują się m. in. na “zasady bezpieczeństwa”: ruiny mogłyby przecież komuś zawalić się na głowę... No ale głowy, zwłaszcza decydenckie, sowicie opłacane, są właśnie po to, by nie tracić głowy, lecz myśleć konstruktywnie i takie obiekty sensownie (“z głową”) zagospodarować, czerpiąc wzory  z krajów dobrze zorganizowanych, np. z Anglii – komentuje całą sytuację redaktor Forum Kobylińskiego.
Dla mieszkańców jednak nie ma większego znaczenia to, że wyburzono tam budynek, w którym jeszcze ponoć trzy lata temu działała kasa biletowa, a i ruch był spory. – Ten budynek był już zaniedbany. Jak go zamknęli jakoś w 2005 roku to tak stoi i popada w ruinę. Pewnie dlatego go rozebrali – mówi anonimowy mieszkaniec Wolenic – Mnie tylko interesuje czy nadal pociąg będzie się tutaj zatrzymywał – kończy.
Stacyjka w Wolenicach to jedyna w gminie Rozdrażew stacja PKP. Z oficjalnych informacji ze strony internetowej PKP dowiadujemy się, że w ciągu najbliższych kilku lat PKP zamierza zredukować liczbę dworców kolejowych z ok. 2500 do ok. 500. Decyzja ta ponoć podyktowana jest względami finansowymi. Władze PKP już wiedzą, które dworce zostaną zlikwidowane, a które pozostaną w użytku. Podobno aż 300 polskich dworców nie spełnia swoich podstawowych funkcji – nie ma na nich kas biletowych i poczekalni. Dworce, których zamierza pozbyć się PKP, zostaną przekazane do dyspozycji władzom lokalnym, sprzedane bądź całkowicie zlikwidowane.(informacje na dzień 06.12.2013 – przyp. red.).
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem prasowym PKP Polskie Linie Kolejowe S.A., który tłumaczy zainteresowanym zaistniałą sytuację. - Budynek na przystanku osobowym Wolenice został rozebrany na zlecenie PKP S.A. Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Poznaniu, do którego proszę zwrócić się o szczegóły dotyczące tego przedsięwzięcia. Ze swojej strony mogę poinformować, że pociągi pasażerskie nadal będą zatrzymywać się na przystanku osobowym Wolenice – mówi Zbigniew Wolny.
Próbowaliśmy zatem dalej. Niestety informacja na temat przyczyn wyburzenia budynku spowodowała, że ani dyrektor, Ryszard Gronowski, ani kierownik, Daniel Orzechowski z poznańskiego oddziału nie byli w stanie udzielić nam informacji odsyłając do innego rzecznika prasowego PKP. – Proszę dać mi czas na sprawdzenie. Jak tylko ustalę powody likwidacji obiektu poinformuję państwa – odpowiedziała Paulina Jankowska.
Do dnia składu gazety odpowiedź jednak nie przyszła. Kiedy ją otrzymamy do tematu powrócimy.

foto by P.W.Płócienniczak





Tutaj zawsze jest ruch jak w ulu

Budynki na ulicy Krotoszyńskiej coraz częściej pękają. Mieszkańcy twierdzą, że to wina zbyt dużego natężenia ruchu w tym miejscu
Po ostatnim artykule pt. Obwodnica jest potrzebna zadzwonił do redakcji chcący pozostać anonimowym mieszkaniec jednego z domu na ulicy Krotoszyńskiej. Potwierdza, że stan niektórych budynków wskutek sporego ruchu na drodze krajowej nr 36 pozostawia wiele do życzenia.
Sprawa pęknięć budynków na ulicy Krotoszyńskiej jest zmorą tamtejszych mieszkańców, którzy wciąż zgłaszają się do gminy z interwencjami w tej sprawie. Już na początku roku sprawą zainteresował się redaktor pisma społeczno-literackiego Forum Kobylińskie, Michał Ciesielski, który dzięki zdjęciom od Hieronima Klauzy opublikował fotoreportaż pt. Bo obwodnica to odległy temat... (nr 1 (56)/2013 – przyp. red.).
Sprawa powraca pod koniec roku ze zdwojoną siłą. Chcący pozostać anonimowym mieszkaniec jednego z domu na ulicy Krotoszyńskiej alarmuje, że jest coraz gorzej. – Tutaj samochody ciężarowe jeżdżą z takim ładunkiem, że jak przejeżdżają to wszystko w domu aż się trzęsie. Nie możemy nawet odpocząć we własnym domu bo ciągle tylko hałas i szum. Pęknięcia mają parapety, narożniki okien i ściany. To nie wada budynków, jak sugerowali nam niektórzy. Niektóre domy są odremontowane i po jakimś czasie pęknięcia się pojawiają bo takie jest natężenie ruchu – mówi nam mieszkaniec Kobylina.
Dodatkowo dochodzą do tego liczne stłuczki. – Nie tak dawno znowu ktoś „przydzwonił” w znak na wysepce obok stacji paliw. Jeżdżą tutaj jak chcą, a cierpimy my mieszkańcy. Mam nadzieję, że gmina podtrzyma swoje stanowisko i kiedy naprawdę zechcemy protestować to staną za nami murem – kończy mieszkaniec.
Stanowisko gminy zdaje się być niezmienne w tym temacie. Aktualnie pismo w sprawie jak najszybszej budowy obwodnicy, która ograniczyłaby ruch ciężarówek na wspomnianej ulicy zostało już puszczone w wir urzędniczych procedur. – Mamy nadzieję, że dzięki pomocy posłów naszego powiatu i senator uda się nadać tej sprawie odpowiedni tor – informuje przewodniczący rady miejskiej, Tadeusz Dżygała. – Mówimy głosem mieszkańców i jesteśmy w pełni świadomi, że ignorowanie tej sprawy może spowodować protesty i blokadę drogi krajowej nr 36 – kończy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Znaleźli martwego mężczyznę

To w tym miejscu na ulicy Konstytucji 3 Maja został znaleziony mężczyzna
4 grudnia tuż po godzinie 6.00 rano dwójka mieszkańców bloku przy ulicy Konstytucji 3 Maja 1 znalazło na zewnątrz leżącego mężczyznę. Jak się okazało nie żył. Na miejscu niezwłocznie przyjechała policja. Sprawę bada prokuratura.
Do zdarzenia doszło nad ranem kiedy większość mieszkańców bloku przy ulicy Konstytucji 3 Maja 1 zbierało się do pracy. – Dwóch sąsiadów akurat schodziło i na niego się natknęło. Mężczyzna leżał na ziemi. Podnieśli go i położyli na ławce obok bloku. Przykryli czymś i wykręcili numer alarmowy 112 – informuje anonimowo jednak z mieszkanek bloku.
Na miejscu zjawiła się policja. Po około 15-sty minutach pojawiło się pogotowie. – Z relacji funkcjonariuszy mężczyzna miał ok. 41 lat. Niestety nie posiadał przy sobie żadnych dokumentów i w notatce służbowej widnieje bez stałego adresu zamieszkania. Lekarz stwierdził zgon. Mężczyzna nie żył już od dobrej godziny – informuje rzecznik prasowy krotoszyńskiej policji.
Cała sprawa osnuta jest tajemnicą. Pojawia się w niej wiele niedomówień. Skąd np. pochodził martwy mężczyzna. Skoro policjanci ustalili wiek denata to musieli coś więcej wiedzieć. – Nie wiem skąd wiedzieli ile ma lat. Skąd jest też nie wiemy bo jak już wspomniałem nie posiadał stałego miejsca zamieszkania – odpowiada W. Szał.
Brniemy zatem dalej i bierzemy pod uwagę fakt, że mężczyzna mógł być bezdomnym. – Ta osoba jest nam znana, ale nie przebywała w naszej noclegowni i na pewno nie jest stąd. Tyle mogę powiedzieć – informuje dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, Teresa Stemplewska. Czyżby zatem mężczyzna zmarł naturalnie wskutek wyziębienia organizmu, a może na wskutek innych obrażeń, o których mówią mieszkańcy. – Ponoć był poobdzierany i posiniaczony. Może wdał się w jakąś bójkę z kimś, a potem dotarł tutaj i umarł – sugerują mieszkańcy. Jeszcze inni podają za powód alkohol. – Może się po prostu spił i zasnął na zimnie. Wiadomo puls wtedy się zmniejsza i dochodzi do takich sytuacji – kończą.
Prokuratura nie wyklucza żadnej z tych wersji. – Ze względu na okoliczności potrzebna będzie sekcja zwłok mężczyzny, która da odpowiedź na pytanie, czy do śmierci mogły doprowadzić mężczyznę zdarzenia z udziałem osób trzecich. Na tym etapie tyle mogę powiedzieć – zakończył rzecznik prasowy ostrowskiej prokuratury, Janusz Walcak.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

By lepiej zrozumieć świąteczny czas

5 grudnia młodzież uczestniczyła w żydowskiej uczcie, której głównym składnikiem menu były placki ziemniaczane
Od 28 listopada stowarzyszenie Pomost realizuje w szkole Zespołu Szkół Specjalnych projekt pn. Dwa grudniowe światła, który ma przybliżyć uczniom tradycje bożonarodzeniowe kultury polskiej i żydowskiej. Młodzież bardzo chętnie angażuje się w liczne zajęcia.
Projekt pod opieką szefowej stowarzyszenia i jednocześnie pedagog szkolnej, Marii Chyby opiewa na kwotę 3,6 tys. zł. – Pieniądze w większości pochodzą z wkładu własnego stowarzyszenia. Jest to kwota 2,6 tys. zł. Resztę pieniędzy otrzymaliśmy w ramach dofinansowania z gminy Krotoszyn – zaczyna M. Chyba.
Najważniejsze w projekcie, zdaniem koordynatorki, jest pokazanie młodzieży zwyczajów i tradycji bożonarodzeniowej różnych narodów z nastawieniem na naszą kulturę i kulturę żydowską. – U nas jest święto Bożego Narodzenia. W kulturze zydowskiej takim odpowiednikiem jest Chanuka – tłumaczy M. Chyba.
Od 28 listopada młodzież szkolna brała udział w wielu ciekawych zajęciach. Odbywały się m.in. warsztaty tańca żydowskiego, warsztaty plastyczne, na których dzieci wykonywały kartki świąteczne dla dzieci z Izraela. – Mamy taką zaprzyjaźnioną panią, która udziela się w wolontariacie i często bywa w Izraelu. Nasze kartki trafią do tamtejszych dzieci. Kto wie, może dzięki temu narodzi się jakaś dłuższa współpraca pomiędzy naszą szkołą, a jakąś szkołą w Izraelu – kontynuuje pedagog.
Oprócz tych zajęć odbywały się również gry i zabawy żydowskie. Dzieci grały m.in. w popularną grę żydowską tzw. drejdla. Tytułowy drejdl to kostka ze wskaźnikiem, na którym znajdują się napisy: weź wszystko, podziel się, oddaj połowę lub oddaj wszystko. Każde dziecko posiada koło siebie kupkę cukierków, które kolejno według tego co wypadnie na kostce bierze dla siebie lub np. oddaje komuś innemu. – Trochę to taka gra hazardowa, ale bardzo popularna w kulturze żydowskiej i przysporzyła sporo zabawy naszym uczestnikom – dodaje z uśmiechem M. Chyba.
Oprócz tego dzieci słuchały również odtwarzanych za pomocą sprzętu audio bajek żydowskich i wzięły udział 5 grudnia w poczęstunku iście żydowskim, który według Chanuki słynie ze słodkości. Na stołach pojawiły się zatem rozmaite ciasta i placki ziemniaczane, które wszyscy zajadali z ogromnym apetytem. – Teraz przed wszystkimi części warsztatowe związane z obchodami świąt u nas. Odbędą się m.in. warsztaty muzyczne ze śpiewaniem kolęd, warsztaty kulinarne, na których będziemy piec pierniki oraz nasza wigilia, na którą oczywiście redakcję „Rzeczy” serdecznie zapraszamy. Wszyscy otrzymają też tego dnia przygotowane przez nas paczki.  – zakończyła M. Chyba.

Śmieciowych dylematów ciąg dalszy

Sterta śmieci wciąż zalega na zdunowskim cmentarzu
Zalegające śmieci na cmentarzu parafialnym w Zdunach nie znikły. Podobnie jak utworzony przez księdza proboszcza za parafialnym parkingiem kompostownik, który stanowi kolejny śmietnik. Zdaniem mieszkańców Zdun, powodem jest po prostu brak odpowiednich pojemników na odpady.
O sprawie zalegających na cmentarzu w Zdunach śmieci pisaliśmy na łamach naszej gazety w numerze 45/2013. Ksiądz proboszcz, Andrzej Nowak, jako zarządca obiektu i osoba odpowiedzialna za odpady cmentarne znalazł w nowym systemie odbioru odpadów luki, które wykorzystuje naginając prawo. Tak twierdzą kolejni mieszkańcy Zdun, którzy zgłosili się do naszej redakcji. – Śmieci jak były tak są nadal. Kompostownik też nadal funkcjonuje. Proboszcz nic sobie nie zrobił z tego, że nie ma takiego pojemnika jaki wykazał w deklaracji. (ksiądz proboszcz zadeklarował pojemnik KP 7 – pojemność 7 tys. litrów, tymczasem ma 3 mniejsze pojemniki o pojemności ok. 3 tys. litrów – przyp. red.). – mówią chcący pozostać anonimowymi mieszkańcy Zdun. Dodają jednocześnie, że śmieci winne być segregowane, a tymczasem nie są, co też jest jawnym łamaniem obowiązujących praw i ustaleń nałożonych przez związek Eko-Siódemki. – Jakbyśmy my, zwykli mieszkańcy tak robili to pewnie by od nas w ogóle śmieci nie zabierali i jeszcze jakąś karą finansową obarczyli. Tymczasem proboszcz robi co mu się rzewnie podoba i nic. Cisza w eterze – dodają.
Zdaniem mieszkańców, proboszcz nadal prowadzi grę z parafią. - Dowiedzieliśmy się od firmy wywożącej śmieci, że kubły są zarejestrowane na ulicę Kobylińską. Zatem cmentarz nie ma oficjalnie śmietnika, a nieoficjalny jest na poświęconej ziemi. Są tam trzy kubły z probostwa, z wikarówki i z przedszkola parafialnego. Natomiast deklarowanego przez proboszcza pojemnika na odpady cmentarne po prostu nie ma – kończą mieszkańcy.
Skontaktowaliśmy się z firmą Jan-Mar odpowiedzialną za wywóz śmieci z cmentarza parafialnego, żeby otrzymać odpowiedzi na pytania: jak odbywa się odbiór odpadów u księdza oraz czy odpady są posegregowane i zgodne z tym, co widnieje w deklaracji złożonej przez proboszcza. – Nie chciałbym tak na szybko udzielać informacji teraz. To drażliwy temat. Na pewno jednak udzielę Państwu informacji – powiedział January Bella. Niestety do momentu składu gazety żadna odpowiedź nie przyszła. Jak tylko ją otrzymamy na pewno podamy do informacji publicznej.
Podobnie zresztą postąpił ksiądz, którego poprosiliśmy o ustosunkowanie się do listu mieszkańców. Odpowiedzi również nie otrzymaliśmy. –Sprawa jest ciągle w toku. Czekamy aktualnie na kwartalne sprawozdania m.in. od księdza proboszcza. Na podstawie tego przyjrzymy się szczegółowo temu, jak wygląda segregacja i odbiór odpadów z terenu cmentarza oraz jak wygląda sprawa kompostownika. Kontroli póki co nie przeprowadziliśmy. Czekamy na sprawozdanie i wtedy podejmiemy te kroki – puentuje szefowa Eko-Siódemki, Ewa Obal.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Na ten rok to już koniec inwestycji

„Nowy parking we wsi to inwestycja, z której zadowoleni są wszyscy mieszkańcy” – mówi W. Jankowski
O nowy parking i korytka odprowadzające wodę przy jednej z dróg wzbogaciło się w tym roku sołectwo Dąbrowa. O przedsięwzięciach opowiada sołtys wsi – Wiesław Jankowski.

Nowiutki parking o powierzchni blisko 600 m kw. pojawił się na placu obok sklepu spożywczego, sali świetlicy wiejskiej i remizy strażackiej. Całość wykonała firma Bruk-Pol z gminy Piaski za łączną kwotę ponad 50 tys. zł. – Mamy parking, którego nie musimy się wstydzić. Był on długo wyczekiwany przez mieszkańców. Znajduje się tutaj bowiem sklep, sala świetlicowa, w której odbywa się wiele spotkań oraz remiza strażacka – informuje W. Jankowski. Pieniądze na ten cel zabezpieczyła gmina Rozdrażew, która wsparła to przedsięwzięcie z własnych pieniędzy. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wójtowi, Mariuszowi Dymarskiemu. To dzięki jego zaangażowaniu i wsparciu mamy w końcu długo oczekiwany parking – kontynuuje sołtys.
Oprócz parkingu dobiegł końca montaż korytek odwadniających przy jednej z dróg – Tę inwestycję wykonaliśmy ze środków z funduszu sołeckiego. W sumie kosztowały ok. 6 tys. zł. – mówi sołtys. – Na ten rok to koniec naszych inwestycji, ale w przyszłym czeka nas sporo innych, dużych wydatków – dodaje.
W kolejce na remont czeka budynek świetlicy, która ma być kapitalnie zmodernizowana za blisko 500 tys. zł. – Środki zostały uwzględnione w budżecie gminy w ramach programu odnowy i rozwoju wsi PROW,. To spora inwestycja, która zacznie się jak tylko zakończą się wszystkie procedury – mówi W. Jankowski. Dodaje jednocześnie, że mieszkańcy myślą też o odnowieniu elewacji remizy strażackiej i budowie za budynkiem OSP siłowni zewnętrznej  z mini placem zabaw dla dzieci. – Farbę na odświeżenie elewacji już mamy, ale niestety ze względu na pogodę prace rozpoczniemy zapewne na wiosnę. Co do siłowni zewnętrznej i placu zabaw to rozmawiamy z odpowiednimi osobami, które być może zechcą nas wesprzeć w tej inicjatywie – zakończył sołtys Dąbrowy.
 

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Młodzi naukowcy w akcji

W nauce języka angielskiego pomagały najmłodszym pomocne klauny w role, których wcielili się uczniowie szkoły
5 grudnia w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Krotoszynie odbył się coroczny Dzień Młodego Naukowca. Specjalnie dla krotoszyńskich przedszkolaków odbywały się w szkole dwudziestominutowe zajęcia prowadzone przez młodzież i nauczycieli ze szkoły.

Tematem przewodnim zorganizowanego przez szkołę dnia były zbliżające się Mikołajki. Siedemdziesiąt maluchów z edukacji przedszkolnej z zaciekawieniem odwiedziło popularnego „mięśniaka” by wziąć udział w specjalnie ułożonych dla nich zajęciach, które od godziny 9.00 były częścią Dnia Młodego Naukowca. – Robiliśmy fajne, wybuchowe zadania na biologii. Super było – mówi mały Bartosz z przedszkola Kubuś w Krotoszynie.
Na ciekawskich naukowców oprócz doświadczeń biologicznych, które serwowała prowadząca, Dorota Szymczak czekało wiele innych zajęć. I tak najmłodsi brali udział kolejno w zajęciach plastycznych, gdzie rysowano poczciwego Mikołaja, lekcji języka angielskiego, gdzie dzieci ubierały św. Mikołaja i nazywały kolejno angielskimi słówkami części jego garderoby, zajęciach sportowych czy też pogadance na temat bezpiecznego internetu i korzystania z biblioteki szkolnej. – To projekt, który z powodzeniem realizujemy już kilka lat. Nasza szkoła wychodzi naprzeciw oczekiwaniom dzieci i młodzieży. Zapraszamy bardzo często do siebie najmłodszych żeby pokazać im, że nauka u nas jest ciekawa i kolorowa. Wszyscy spisali się bardzo dobrze, a uśmiechy dzieci są dla nas największą nagrodą – podsumowuje dyrektor szkoły, Roman Olejnik.

wtorek, 3 grudnia 2013

Ochrona PPOŻ – ważna rzecz

Rafał Radecki jako strażak i inspektor PPOŻ przekonuje, że dbanie o stan techniczny budynku nie ma swojej ceny
Wielu właścicieli i zarządców budynków uważa, że jeśli budynek wybudowano lat temu kilka czy więcej i został wówczas odebrany do użytkowania przez wszystkie służby, nadal spełnia wszystkie kryteria wymagane przez prawo. Jak się okazuje tak niestety nie jest.

W zakresie ochrony przeciwpożarowej budynków i warunków technicznych, jakie muszą spełniać, prawo zasadniczo uległo zmianie. Objęło to także budynki wybudowane wcześniej. W tym przypadku prawo w pewnym sensie działa wstecz, co oznacza że obiekty budowlane, które wcześniej zostały zaprojektowane i wybudowane zgodnie z ówcześnie obowiązującymi standardami, aktualnie wymagają często nawet bardzo poważnych adaptacji do nowych wymogów.
Według najnowszych przepisów PPOŻ jakie musi spełniać budynek zarówno nowo projektowany, jak i istniejący wchodzą takie zagadnienia jak: podział budynków na odpowiednie kategorie, parametry stref pożarowych, odporność pożarową budynku, odporność ogniową elementów budynku,  drogi ewakuacyjne, ich podział i wielkości,  wystrój wnętrz czy odległości od innych budynków i umiejscowienie na działce budowlanej.
Kolejne zmiany wnosi rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów z 2006 roku z późniejszymi zmianami, które określa m.in. obowiązki właścicieli i zarządców obiektów budowlanych oraz czynności zabronione, sposoby rozmieszczenia gaśnic i hydrantów wewnętrznych, konieczność instalowania systemów sygnalizacji pożaru SAP czy dźwiękowych systemów ostrzegania DSO czy też zagadnienia związane z zagrożeniami wybuchowymi.
Ktoś kto kupił już istniejący budynek musi mieć świadomość, że co dwa lata będzie musiał aktualizować dokumentację stanu przeciwpożarowego budynku a także po takich zmianach sposobu użytkowania obiektu lub procesu technologicznego, które wpływają na zmianę warunków ochrony ppoż. Z pomocą przychodzą tutaj inspektorzy PPOŻ, którzy wykonują odpowiednie dokumentacje, plany, a w momencie pewnych przestarzałych elementów budynku proponują odpowiednie wyjścia. – Każdy inspektor przeciwpożarowy powinien być prawą ręką dyrektora, kierownika, czy właściciela w sprawach związanych z ochroną przeciwpożarową. Do jego obowiązków należy przede wszystkim to, żeby przeprowadzać kontrolę i doradzać pracodawcy w sferze przestrzegania przeciwpożarowych wymagań zarówno technicznych jak i technologicznych, a także budowlanych i instalacyjnych – zaczyna inspektor przeciwpożarowy, Rafał Radecki z Milicza. Dodaje jednocześnie, że funkcja inspektora dotyczy również doradzania pracodawcy w zakresie doboru i rozmieszczenia gaśnic oraz urządzeń przeciwpożarowych; nadzorowania terminów konserwacji i naprawy urządzeń ppoż. w taki sposób, by gwarantowały one sprawne funkcjonowanie czy też dbaniu o bezpieczeństwo osób przebywających w obiekcie zapewniając im możliwość ewakuacji. – Nie trzeba się bać inspektorów. To nie są osoby, które będą szukać uchybień w budynku tylko wskazują wyjścia aby budynek był w pełni bezpieczny. Bardzo często oferują też szkolenia i realizację potrzebnych planów do realizacji podstawowych działań zmierzających do poprawy stanu przeciwpożarowego. Ceny też nie są wygórowane. Wahają się od 500 zł wzwyż – informuje R. Radecki.
Jak przekonuje inspektor warto zatem budując się, bądź kupując istniejący już budynek zapytać o stan przeciwpożarowy bowiem bezpieczeństwo powinno być priorytetem każdego człowieka. – W razie pytań służę oczywiście pomocą pod nr tel. 661-695-717. Chętnie odpowiem na wszystkie zapytania czytelnikom “Rzeczy” – kończy R. Radecki jednocześnie informując czytelników że nie dotyczy to budynków mieszkalnych jednorodzinnych.

Skarga umorzona

O umorzeniu skargi informował radnych przewodniczący rady, A. Jakubek
29 listopada podczas sesji radnych gminy przedstawiono odpowiedź poznańskiego sądu na skargę jaką wniósł prokurator okręgowy w Ostrowie Wlkp. Skarga dotyczyła jednej z uchwał podjętych w marcu 2011 roku dotyczącej odpłatności za pobyt dzieci w Niepublicznym Przedszkolu w Rozdrażewie.

Przypomnijmy, że w dniu 23 kwietnia br. prokurator okręgowy w Ostrowie Wlkp. skierował za pośrednictwem rady gminy w Rozdrażewie skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu na uchwałę z dnia 31 marca 2011 roku w sprawie ustalenia opłat za niektóre świadczenia udzielane przez przedszkola, których organem prowadzącym jest gmina Rozdrażew wnosząc o stwierdzenie nieważności uchwały. Prokurator zarzucił brak oparcia w przepisach prawa, w których określono obowiązek wnoszenia opłaty z góry do 20 dnia każdego miesiąca oraz wskazano, że szczegółowy zakres świadczeń będzie regulowany w umowach cywilnoprawnych między rodzicami, a dyrektorem placówki.
Podczas sierpniowej sesji nadzwyczajnej sprawa została uwypuklona radnym przez wójta gminy, Mariusza Dymarskiego. Postanowiono wtedy, że sprawa trafi dalej pod obrady poznańskiego sądu, gdyż gmina nie zgadzała się ze stawianymi przez prokuratora zarzutami. – Już wcześniej mówiłem, że ta uchwała podlegała już Regionalnej Izbie Obrachunkowej i wojewodzie. Nikt do niej wcześniej zastrzeżeń nie miał – informuje M. Dymarski. Odpowiedź sądu potwierdziła, że pojawiająca się w dokumencie uchwały pozycja określająca dzień, do którego rodzice winni opłacać pobyt dzieci jest tylko i wyłącznie elementem porządkującym i nie ma żadnego wpływu na funkcjonowanie przedszkola, a tym samym ingerowania gminy w zawieranie umów cywilno-prawnych pomiędzy nimi, a dyrekcją przedszkola. – Postępowanie w tej sprawie umorzono, co oczywiście nas bardzo cieszy – podsumował przewodniczący rady, Artur Jakubek.

50 lat razem - Rozdrażew

Jubilatom odznaczenia wręczał wójt M. Dymarski
28 listopada w sali wiejskiej odbyła się uroczystość z okazji 50. rocznicy pożycia małżeńskiego sześciu rozdrażewkich par. Wszyscy jubilaci zostali odznaczeni medalami za długoletnie pożycie.

Po powitaniu przybyłych głos zabrał wójt Mariusz Dymarski, życząc jubilatom kolejnych lat w szczęściu, radości i zdrowiu. – Małżeństwo jest jak most, który przez cały czas trzeba budować. Ważne jest, aby ta budowa odbywała się z dwóch stron  – powiedział.
Następnie nadane przez Prezydenta RP medale odebrali: Czesława i Jana Jakubkowie z Dąbrowy, Bronisława i Jana Jackowscy z Rozdrażewa, Czesława i Wacław Biernaccy z Nowej Wsi, Ksaweryna i Jerzy Koprowscy z Rozdrażewka, Eleonora i Józef Pankiewiczowie z Trzemeszna oraz Janina i Marian Baranowie z Dzielic. Nie zabrakło gratulacji i toastu szampanem. Potem przyszedł czas na słodki poczęstunek i występ nowowiejskiego zespołu Kalina.

Podatki nieznacznie w górę - Rozdrażew

Radni większością głosów przyjęli stawki przyszłorocznych podatków
29 listopada na sesji radni przyjęli mające obowiązywać od stycznia 2014 r. stawki gminnych podatków i opłat. Przedstawiamy je poniżej.
Radni ustalili również, że średnia ceny skupu kwintala żyta, służąca do obliczania podatku rolnego, będzie wynosiła 59 zł wobec podanych przez GUS 69,28 zł.
 

Stawki podatków od nieruchomości

podatek                                                                                2013    2014

od gruntów (za 1 m kw.)
związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej           0,60    0,62
pod jeziorami, zajętych na zbiorniki lub elektr. wodne             4,18    4,23
pod wodami stojącymi                                                           0,10    0,10
pod drogami wewnętrznymi                                                    0,10    0,15
pozostałych                                                                            0,15    0,18
od budynków i ich części (za 1 m kw.)
mieszkalnych                                                                          0,55    0,59
związanych z prowadzeniem dział. gosp.                                 16,00    16,50
w zakresie usług dla rolnictwa                                                 5,30    5,50
w zakresie obrotu materiałem siewnym                                   10,40    10,50
związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych                   4,50    4,55
na organizacje pożytku publicznego                                         4,00    4,05
od budowli                                                                             2 proc    2 proc.