sobota, 1 czerwca 2013

Szukali ciała w ziemiance

W piątek. 31 maja tuż po godz. 15.00 krotoszyńscy strażacy zostali wezwani do akcji. Odebrali bowiem telefon od dziecka, że na terenie pomiędzy osiedlem ul. Kobylińskiej, a ul. Dworcową zawaliła się stara ziemianka, w której bawiące się nieopodal dzieci zauważyły wystającą rękę. Przy użyciu profesjonalnego sprzętu strażacy odkopali wskazane przez dzieci miejsce. Alarm okazał się jednak fałszywy.
Karetka była w stanie gotowości
Strażacy na zmianę odkopywali ziemiankę
 
Tłum gapiów bardzo szybko zapełnił pobliski skwer przy terenie ul. Dworcowej. Strażacy przy użyciu wyciągarki likwidowali kolejno ciężkie betonowe płyty, które blokowały dostęp do ziemianki, w której, jak twierdzili mieszkańcy, dość często przebywali bezdomni. Część strażaków bardzo szybko ręcznie odsuwało kolejne warstwy ziemi i wyrzucało na wierzch rzeczy, które mogły świadczyć o tym, że faktycznie ktoś tam przebywał. Po kolei na stercie śmieci lądowały rzeczy osobiste nieznanego pochodzenia w tym ubrania, teczki, torby, puszki po piwie, a nawet telefon stacjonarny. – Bawiliśmy się tutaj i kolega zobaczył rękę. Zadzwoniliśmy po strażaków. Ja tam nic nie widziałem, ale on tak – mówi jeden z chłopców, który był na miejscu zdarzenia. – Pewnie zobaczyli kawałek kurtki i pomyśleli, że to ręka. To już jest zawalone od ubiegłego roku także niemożliwe żeby ktoś tam był – mówił jeden z mieszkańców bloku przy ul. Kobylińskiej.
Na miejscu zjawiła się karetka pogotowia i policja, która w stanie gotowości czekała na rezultaty akcji. Strażacy do samego fundamentu przekopali cała ziemiankę żeby mieć pewność, że nie znajduje się w niej żadna osoba. Alarm okazał się fałszywy. Przebywający na miejscu właściciel terenu potwierdził, że ziemianka była już w tym stanie od października ub. roku. – Sam osobiście ją zawaliłem żeby nikt tam nie wchodził – mówił strażakom. – Dla pewności sprawdziliśmy to miejsce jeszcze kamerą termowizyjną i nic nie wykryliśmy także to fałszywy alarm aczkolwiek działania strażaków spowodowały, że kwalifikacja tego zdarzenia jest potraktowana jako miejscowe zdarzenie. – informuje komendant powiatowy straży pożarnej, Mariusz Przybył. – Dzieciom oczywiście głowy nie urwiemy. Zadzwoniły, bo coś widziały. Naszym zadaniem było sprawdzenie tego miejsca i szybka interwencja bo gdyby ktoś tam był liczyła się każda sekunda. Na szczęście nikogo tam nie było i to nas cieszy – kończy komendant.
Po akcji trwającej ok. 40 minut właściciel niezwłocznie przystąpił do zabezpieczenia terenu tak żeby podobna sytuacja nie wydarzyła się w przyszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz