poniedziałek, 19 listopada 2012

Czy grozi nam epidemia w powiecie?

Sprawę badają służby w całej Wielkopolsce
14 listopada za sprawą reporterów TVN na światło dzienne wyszła bulwersująca i skandaliczna sprawa skażonych ściekami komunalnymi paszy, która trafiła do obór hodowlanych wielkopolskich rolników. Okazuje się, że jeden z mieszkańców podostrowskich wsi wykupił 600 ha pól pod Wrocławiem gdzie wylewane są ścieki w ramach tzw. obszaru irygacyjnego. Mężczyzna wbrew temu, że trawa jest skażona kosił ją i oferował od 2010 roku jako paszę niczego nieświadomym rolnikom, dla których „trawa to przecież trawa”. Tymczasem, jak alarmują eksperci, zatruta bakteriami pasza stwarza zagrożenie dla ludzi i zwierząt.

Skażona ściekami komunalnymi pasza trafiła do obór hodowlanych w całej Wielkopolsce. Nie wiadomo ile dokładnie tysięcy ton tzw. sianokiszonki sprzedano wielkopolskim rolnikom. O sprawie zrobiło się głośno dzięki anonimowemu mieszkańcowi Wrocławia, który postanowił całą sprawę nagłośnić w mediach. – Trawa ta pochodzi z tzw. pól irygacyjnych gdzie spływają ścieki komunalne. (pola irygacyjne to pola, przez które przepuszczane są ścieki komunalne celem naturalnego oczyszczenia – przyp. red.) Zakażony obszar to aż 600 ha. Tam trawa jest koszona, a następnie przerabiana na kiszonkę. Dzień w dzień transporty samochodów wywożą ją i jest sprzedawana rolnikom jako pokarm dla bydła. A wiadomo, że to, co jedzą krowy, my później jemy – mówił w programie TVN Uwaga mieszkaniec.

Zagrożenie całkiem realne – twierdzą eksperci
 

W sprawie wypowiedzieli się eksperci, którzy widzą olbrzymie ryzyko wybuchu epidemii. Zbigniew Hałat (lekarz spec. i epidemiolog z Wrocławia) mówi wprost, że jeżeli taka trawa byłaby spożywana przez bydło to stanowi realne zagrożenie zarówno dla zwierząt jak i ludzi. – Jeśli nawet u zwierzęcia nie wystąpią objawy to w produktach pozostaną bakterie, które u człowieka w najmniejszym stopniu mogą wywoływać biegunkę, a w najcięższym doprowadzić do poważnych chorób pokarmowych – informuje lekarz. Jego słowa potwierdziła również Marta Pakieła z laboratorium badawczego JARS w Warszawie, które zajmuje się badaniem jakości wody, żywności oraz analizą ścieków. Dostarczone przez reporterów próbki z koszonego terenu nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia ze skażoną trawą. – Występują liczne formy bakterii począwszy od bakterii coli, a skończywszy na bakteriach, które mogą wywoływać choroby nowotworowe – mówiła laborantka.
Firma odpowiedzialna za pola irygacyjne twierdzi, że nie ma mowy o tym, żeby produkt trafiał jako pasza dla zwierząt. – Ta sianokiszonka może służyć co najwyżej jako ściółka do obornika, a nie jako pasza. Nie mamy takiej informacji żeby trafiała do rolników. My niczego nigdzie nie wywozimy – twierdzi Konrad Antkowiak z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodnego i Kanalizacyjnego we Wrocławiu.
Kto zatem jest odpowiedzialny za wywóz i sprzedaż? Okazuje się, że mężczyzna spod Ostrowa Wlkp., niejaki marcin M., który od 2010 roku za pośrednictwem internetu oferuje tanią sianokiszonkę. Na stronie podaje oficjalny numer, na który można zadzwonić. Niestety mężczyzna unikał rozmowy. – Jeśli są takie dane jak jego telefon i wiadomo, że to jego to trzeba niezwłocznie zgłosić ten precedens i poinformować odpowiednie organa ścigania – twierdzi powiatowy lekarz weterynarii z Ostrowa, Dariusz Hybs.

W powiecie o problemie wiedzą
 

Rolnicy nieświadomi tego, co kupili karmią paszą swoje zwierzęta. Tłumaczą, że nie wiedzieli o tym, że trawa jest skażona. – Firma przywiozła i nic więcej nas nie interesuje. Trawa to trawa. Pachniała, a nie śmierdziała – wypowiadali się w programie. Nie wiadomo na razie czy w powiecie krotoszyńskim są rolnicy, którzy zaopatrywali się w sianokiszonkę spod Wrocławia. Na ten temat nie wiedzą też niczego osoby, które z rolnictwem w powiecie są związane bardzo mocno. – Niestety nic nie wiem na ten temat – kwituje krótko Franciszek Marszałek, radny sejmiku wojewódzkiego. Prezes powiatowego koła PSL w Krotoszynie również jest zaskoczony. – Niestety nic mi na ten temat teraz nie wiadomo. Jak tylko będę coś wiedział to od razu Państwa poinformuję. Informacje są jednak zatrważające. Jeśli bydło jest karmione skażonymi odpadami to istnieje realne niebezpieczeństwo, że i nasze produkty będą skażone, a jesteśmy przecież dystrybutorem wielu mlecznych produktów na skalę całego kraju – mówi Stanisław Szczotka.

Zagrożenia póki co nie ma

 

Aktualnie zarówno powiatowe służby sanepidu, jak i weterynarii, przystąpiły do zdecydowanych działań. – Jeżeli chodzi o nas to informacja do nas dotarła i spodziewałam się waszej reakcji. Niestety większość odpowiedzi leży po stronie powiatowego inspektoratu weterynaryjnego, który jest bardziej kompetentny żeby udzielić informacji na ten temat. Chodzi przede wszystkim o zwierzęta, a więc ich karmienie pod kątem ewentualnie skażonej paszy. My ze swojej strony przeprowadzimy kontrolę mleka w „Nutricii”, które jako produkt leży w polu naszych działań – informuje Natalia Snadna z krotoszyńskiego sanepidu.
U powiatowego lekarza weterynarii dowiedzieliśmy się więcej. – Przeprowadziliśmy kontrolę nadzorowanych przez nas gospodarstw w całym powiecie. Kikloro rolników faktycznie zakupiło tę sianokiszonkę, ale nie była ona wykorzystywana jako pokarm dla zwierząt hodowlanych. Rolnicy wykorzystali ją jako biomasę do użyźnienia gleby. Zagrożenia zatem nie ma, ponieważ zwierzęta nie miały kontaktu z zakażonym produktem – poinformowała Anna Lis–Wlazły.
Marcin Szyndrowski

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz