poniedziałek, 30 grudnia 2013

Koty w bloku – mamy problem

W każdym pokoju panował bałagan. Koty były praktycznie wszędzie
Koty umieszczono w specjalnych klatkach
W sumie kobiecie odebrano 20 kotów
14 grudnia ok. godz. 12.00 w bloku na ulicy Kobylińskiej 4a w Krotoszynie pojawili się członkowie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, panie z Ośrodka Interwencji Kryzysowej, lekarz weterynarz oraz policja. Wszystko po to, by odebrać koty z mieszkania 40-letniej Doroty.

O sprawie kociego fetoru w bloku na ulicy Kobylińskiej pisaliśmy w połowie lipca br. trzykrotnie. Przypomnijmy tylko, że mieszkańcy zgłosili się do nas ponieważ mieli już dość obrzydliwego zapachu, jaki panuje w ich klatce. Winne temu były koty, które ich zdaniem gromadziła pani Dorota. Bali się, że mogą zarazić się jakąś chorobą odzwierzęcą. Kobieta nie chciała nas wpuścić do środka, mimo że próbowaliśmy wielokrotnie z nią porozmawiać. Powiadomiliśmy również nasze służby powiatowe. Niestety ani powiatowy weterynarz, ani krotoszyński sanepid podobnie jak my nie został przez panią Dorotę wpuszczony do domu. Koci fetor w dalszym ciągu się rozprzestrzeniał. Mieszkańcy za naszą radą wciąż pisali pisma do sanepidu. Zgłosili się również do krotoszyńskiego TOZ-u, gdzie za naszą sugestią, że kotom może dziać się krzywda udało się wszcząć odpowiednią procedurę umożliwiającą wejście do domu kobiety.

Zbieraczka kotów
Kiedy udaliśmy się na interwencję mieszkańcy już od wejścia żywo interesowali się tym, co się dzieje. – Wreszcie będzie spokój Panie. Dzięki wam udało się w końcu dopiąć końca tej sprawy – mówił anonimowo mężczyzna z ul. Kobylińskiej. – Za długo tam nie bądźcie w środku bo się potrujecie. Taki smród. Tydzień temu ojciec jej zmarł. Ja panu powiem, że podtruł się tym kocim gó….m – dodawał inny lokator. Zapach kocich odchodów był już wyczuwalny na dole bloku, na klatce schodowej. Im wyżej wchodziliśmy zapach był coraz bardziej intensywny. Kiedy weszliśmy wraz z funkcjonariuszami policji do środka zapach był tak intensywny, że z oczu płynęły nam łzy. Wszędzie walały się szmaty i kartony. Na dokładkę gdzie by nie spojrzeć wszędzie znajdowały się resztki jedzenia i odchody kotów. Najprawdopodobniej mieszkały one wszędzie zarówno w pokoju gościnnym, jak i łazienko-kuchni, które raczej do użytku się nie nadawały bowiem zarówno wanna jak i umywalka pokryte były bliżej niezidentyfikowaną substancją, której woleliśmy nie oglądać. – Co to za panowie? Proszę niech opuszczą moje mieszkanie – rzuciła w naszą stronę kobieta. Na nic były sugestie, że chcielibyśmy z nią porozmawiać. Policja kazała nam opuścić lokal. Może i lepiej. Świeże powietrze było dla nas jak porządny grzaniec w zimowy wieczór. – To zbieraczka jest. Nawet jak zabiorą jej te koty, to za parę dni przyniesie nowe. To chora kobieta – rzucił na odchodne zaciekawiony lokator z drugiego piętra.

Koty w dość dobrej formie
Skontaktowaliśmy się z prezesem krotoszyńskiego TOZ-u, żeby dowiedzieć się czegoś na temat kondycji odebranych kotów. W sumie kobiecie zabrano 19 dorosłych kotów i jedno kociątko. Wszystkie były zapchlone i zarobaczone. Miały też zmiany skórne spowodowane tym, że żyły w dużym skupisku. – Wiadomo niektóre między sobą walczyły i miały rany na ciele. Trzy kotki są ciężarne i wymagają natychmiastowej sterylizacji. Większość jednak kotów o dziwo była dobrze odżywiona – mówi Katarzyna Hierszfeld-Odrowska. Jej słowa potwierdza również obecna na miejscu lekarz weterynarii, Patrycja Polcyn. Dodaje jednocześnie, że aktualnie wszystkie koty przechodzą odpowiednie badania i są odrobaczane. – Priorytetem dla nas będzie teraz znalezienie dla nich szybko domów. Na naszym profilu na facebooku uruchomiliśmy już akcję zbiórki pieniędzy na leczenie i poszukiwań domów dla kociaków. Napisaliśmy również do gminy wniosek o czasowe odebranie zwierząt. – kontynuuje pani prezes. Dodaje jednocześnie, że dziwi się wcześniejszej decyzji sanepidu, który wydał pozytywna opinię na temat lokum kobiety i nie widział żadnych zagrożeń epidemiologicznych. – To dla nas nieprawdopodobne. Nikt chyba z sanepidu faktycznie nie był w środku.   – kończy K. Hierszfeld-Odrowska.

Co na to sanepid i gmina?
Powiatowy Inspektorat Sanitarno-Epidemiologiczny w Krotoszynie twierdzi, że postępował zgodnie z procedurami. -   Według procedur opisanych w ustawie o zwalczaniu i zapobieganiu chorób zakaźnych poinformowaliśmy panią o możliwych zagrożeniach. Trzy takie pisma pani odebrała. Niestety nikogo z pracownic do środka nie wpuściła. Tak naprawdę teraz wszystko zależy od gospodarza budynku, który jeżeli potwierdzi, że obiekt potrzebuje dezynfekcji to ja wykona. My jako instytucja możemy co najwyżej sprawdzić potem czy została ona przeprowadzona prawidłowo i skutecznie. Oczywiście zarządca budynku taka dezynfekcję przeprowadzi – informuje Andrzej Rolle. W gminie natomiast żadne pismo do momentu składu gazety nie wpłynęło. Naczelnik wydziału gospodarki komunalnej odpowiada jednak bardzo chętnie. – Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że jeśli wpłynie wniosek to my oczywiście w ramach naszych kompetencji będziemy mogli wydać decyzję o odebraniu tych kotów kobiecie ze względu na ich dobro. Inne kwestie są oczywiście do rozważenia, ale tak jak mówię nic nie zrobię bez wniosku, którego jeszcze nie widziałem – informuje Michał Kurek.

A w tle ludzki dramat….
Historia kotów to jedno. Ważna jednak staje się w całej tej historii mieszkanka bloku, która tak naprawdę potrzebuje pomocy. – To dramat zwierząt i tej kobiety - niepracującej, samotnej, depresyjnej, kompletnie nieporadnej życiowo. To również dramat wielu mieszkańców tego bloku, którzy wymęczeni są psychicznie od wielu miesięcy – mówi K. Hierszfeld-Odrowska. Pani Dorota póki co współpracuje z wolontariuszkami z TOZ-u. Jej mieszkanie powoli nabiera kształtu i zaczyna przypominać takie, które nie uwłacza godności ludzkiej. – Nie mamy jednak pewności, czy za jakiś czas znowu nie przygarnie jakichś kotów – kończy pani prezes. Pani Dorota jest dobrze znana pracownikom Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Krotoszynie. – Nie mogę za dużo powiedzieć ze względu na obowiązujące nas przepisy oraz dyskrecję. Powiem tylko tyle, że znajduje się ona pod naszą opieką. Jak wygląda to niech już pozostanie dla jej i naszej wiadomości– poinformowała dyrektorka MOPS-u, Teresa Stemplewska.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

1 komentarz:

  1. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń