poniedziałek, 4 marca 2013

Rolnicy vs wójt – 0:0

Proszę mnie podać do prokuratury - stwierdził wójt
Podczas sesji rozdrażewskich radnych 27 lutego ponad godzinę próbowano dojść do porozumienia na temat wypłaty przez GOPS zasiłków powodziowych rolnikom, którzy w maju 2010 roku ucierpieli wskutek deszczów nawalnych. Zarówno rolnicy,  jak i wójt do wspólnego konsensusu jednak nie doszli.
Przypomnijmy, że w maju 2010 roku w gminie Rozdrażew silne opady deszczu spowodowały, że 371 rolników prowadzących swoje gospodarstwa i posiadających uprawy rolne straciło według oszacowanych strat 30 proc. swoich upraw. Część z nich (19 rolników – przyp. red.) wystąpiło wtedy do gminy z wnioskami o wypłatę tzw. zasiłków powodziowych wpisując w nich, że głównym powodem szkód był deszcz nawalny. Wnioski gmina odrzuciła bowiem zgodnie z tym co wymagane było we wnioskach przez Urząd Marszałkowski w Poznaniu jedynym powodem do wypłaty zasiłków była powódź, która niestety nie została wpisana przez rolników we wnioskach. Kilka miesięcy później marszałek zmienił kwalifikację przyczyny strat upraw i stwierdził, że deszcz nawalny jest jednak brany pod uwagę jako element powodzi i przedłużył składanie wniosków o wypłatę świadczeń. Rolnikom z Rozdrażewa jednak nie kazano składać wniosków, a tymczasem w sąsiedniej Dobrzycy rolnicy składający podobne wnioski odszkodowania otrzymywali. Wśród rolników wrzało. 12 z nich złożyło oficjalne wnioski do samorządowego kolegium odwoławczego w Kaliszu. Stamtąd wracały one do gminy i GOPS-u aż w końcu znalazły się w sądzie. W ub. roku, w grudniu jeden z wniosków został przez sąd uznany i Jaromir Zasieczny otrzymał wypłatę ok. 4 tys. zł. Rolnicy zostali postawieni w szachu. To była powódź? Czy jej nie było?

Podważyli pracę biegłego
Obecnych na sali 12 rolników miało wiele pytań do urzędników gminy. Przede wszystkim opierając się na wyroku pana Zasiecznego chcieli wiedzieć co stanie się z innymi rolnikami, którzy podobnie jak on złożyli swoje wnioski o wypłatę zasiłku. – Wyście nam nie kazali składać wniosków, a tymczasem okazało się, że ci, co złożyli pieniądze otrzymali. Kiedy zorientowaliście się, że namieszaliście to wstyd było wam się do tego przyznać – mówił Ryszard Bała. Inni rolnicy dodawali, że winą za taki, a nie inny stan rzeczy jest biegły, który nie był odpowiednia osobą do oszacowania strat i wykonania odpowiedniej dokumentacji. – Pan, który wykonywał wszystkie pomiary nie był biegłym sądowym z zakresu hydrologii i wykonał swoją pracę nierzetelnie. Nie brał żadnych naszych sugestii pod uwagę – mówili rolnicy.
Wiele gorzkich słów padło również w stronę wójta, Mariusza Dymarskiego. – Tonący brzytwy się chwyta. Pan twierdzisz, że to sprawa polityczna, a my panu mówimy, żeś pan pozbawił ludzi pieniędzy. To na panu ciążył obowiązek zadbania o nasze interesy, a pan nie zrobił nic w tej sprawie – kończył R. Bała. Po stronie rolników stanął radny, Zdzisław Filipiak, który próbował uargumentować pretensje przybyłych na salę. –To, co u nas stało się w 2010 roku to była powódź wskutek silnych, nawalnych deszczów i mieliście jako gmina wypłacić tylko zasiłek celowy w kwocie do 4 tys. zł. Nie zrobiliście tego. Pytanie jest jedno. Dlaczego odrzucaliście wnioski? – puentował radny.

Rozstrzygnie sąd
Obecna na sali kierowniczka Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, Donata Krzyżosiak przedstawiła zebranym swoje stanowisko do kłopotliwej sprawy. – W sprawie jednego z rolników sąd w Kaliszu wskazał, że bezsprzecznie była powódź i otrzymał on odszkodowanie. Kolejne trzy sprawy są nadal rozpatrywane. Sąd bowiem nie posiada ostatecznych dowodów, że była to powódź. Ze zgromadzonego materiału wynika bowiem inaczej – mówiła kierowniczka. Za przykłady podała m. in. notatki z Powiatowego Zarządu Dróg oraz Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie z maja 2010 roku. – PZD stwierdziło w nich, że w tym okresie nie odnotowano naruszenia konstrukcji dróg na terenie gminy. Natomiast PSP Krotoszyn podkreślało, że było 8 interwencji, ale związanych głównie z wypompowywaniem wody z piwnic. Nie było natomiast ewakuacji zwierząt czy ludzi charakterystycznych dla zjawiska powodzi – kończyła D. Krzyżosiak.
Z takim tłumaczeniem nie zgadzali się rolnicy. – Na terenie doszło do wezbrania wody w „Rowie Rozdrażewskim” w następstwie deszczów nawalnych, co spowodowało powódź. Tak jest w oficjalnym wyroku pana Zasiecznego. Pani próbuje podważyć to, co sąd napisał – mówił R. Bała. – I wszystko się zgadza ponieważ powódź to wynik wylania cieku naturalnego jakim na pewno jest „Rów Rozdrażewski” i grunty pana Zasiecznego znajdowały się blisko tego rowu, a więc jego wniosek został zaklasyfikowany jako powódź. Reszta gruntów i gospodarstw według danych znajdowała się wtedy w odległości ok. 2 km, a więc nie mogło dojść do powodzi wskutek wylania cieku naturalnego jakim jest woda z „Rowu Rozdrażewskiego” – mówili niektórzy radni, których temat zasiłków zaczął już mocno irytować.

Wyście powodzi nie widzieli
O tym, czy w gminie była powódź czy też nie nikt nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Dla rolników przygotowano jednak krótką prezentację medialną. Na slajdach mogli zobaczyć ogrom zniszczeń jakich dokonała powódź w niektórych zakątkach w Polsce w 2010 roku. – W maju 2001 roku była u nas większa woda i jakoś wtedy nikt nic nie wyciągał na wierzch, a dziś robimy cyrk medialny. To, co tsunami tu było? My tak naprawdę nie wiemy co to powódź. I życzę wszystkim żeby tak zostało – mówił jeden z radnych.
Wójt całą dyskusją był mocno podirytowany. – Najlepiej wszystko zrzucić na gminę i przylepić wójtowi łatkę tego niedobrego, a tymczasem zabrakło przyznania się do winy Urzędu Marszałkowskiego, który w pewnym momencie zmienił zasady gry. Tylko jeśli doszło u nas do powodzi to ja się pytam rolników. Gdzie przerwano linię kanalizacyjną? Gdzie nie było prądu? Proszę pokazać mi te miejsca – mówił M. Dymarski. – Tak jak pan nas traktujesz to woła o pomstę do nieba. Chcieliśmy tylko wyjaśnień, a wy jak zwykle nabijacie nas w butelkę. A my płacimy podatki i chcemy tylko sprawiedliwości – kończył R. Bała. Wójt nie pozostawał obojętny. – Proszę w takim względzie udać się do prokuratury z tym wszystkim jak już niejednokrotnie mnie pan tym straszył. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia – zakończył M. Dymarski.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy rolnicy zamierzają założyć formalny komitet założycielski poszkodowanych w 2010 roku przez powódź i wystąpić do prokuratury w Krotoszynie. Do tematu powrócimy.

foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz