niedziela, 6 stycznia 2013

My wójtowi nie wierzymy

My stawimy się w większej ilości
Podczas sesji budżetowej 28 grudnia w Rozdrażewie wiele miejsca poświęcono sprawie zasiłków powodziowych, które stały się przysłowiową kulą u nogi rozdrażewskich radnych od 2010 roku. Zebrani na sali rolnicy niczego się nie dowiedzieli ze względu na brak możliwości przygotowania się do tematu przez wójta.

Przypomnijmy, że w 2010 roku podczas powodzi wielu rolników w Polsce straciło swoje plony wskutek zalania swoich areałów uprawnych. W samej gminie Rozdrażew woda pochłonęła kilkaset hektarów uprawnych około 360 rolników. Specjalnie powoływane komisje do szacowania strat w większości przypadków jednak nie uznawały szkód, co dziwiło rolników. 17 z nich postanowiło walczyć dalej i składało swoje wnioski do gminy o ponowne szacowanie strat. Powoływany był biegły z zakresu melioracji, który jeszcze raz szacował straty. Szansa na odszkodowanie pojawiła się jeszcze w maju 2010 roku. Wojewoda bowiem wyraził chęć wypłaty odszkodowań. Jedynym warunkiem było złożenie przez gminę odpowiednich wniosków. Ta jednak tego nie zrobiła i pieniądze na odszkodowania przepadły. Rolnicy nie odpuszczali i walczyli dalej składając kolejne wnioski do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Kaliszu. Stamtąd papiery wracały do gminy, a gmina odsyłała je dalej. Szansa na pieniądze praktycznie przepadła. Do końca roku 2012 z 17 rolników już tylko czterech walczyło o odzkodowania.

Dostał 4 tys. zł, inni rolnicy też chcą

Jaromir Zasieczny pamiętnego 2010 roku stracił około 46 proc swoich upraw. i od początku nie rozumiał poczynań gminy. – Oszacowano, że straciłem około połowy swoich upraw. I wtedy i teraz nic by mi to odszkodowanie nie pomogło, ale liczy się sam fakt tego, że jakieś tam pieniądze mi się należały. Wojewoda był skłonny dać około 900 tys. zł na odszkodowania dla nas, ale jakoś dziwnym trafem żadne wnioski do niego nie trafiły. Teraz gmina musi płacić. Ja na koncie mam pieniądze. A inni rolnicy? – mówi poszkodowany rolnik, który zjawił się na grudniowej sesji.
W jego sprawie w interpelacji wystąpił na początku sesji Zdzisław Filipiak. - Naczelny Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał wypłacić zasiłek w kwocie 4 tys. zł gminie jednemu z rolników, który od dwóch lat walczył o swoje prawa. Pieniądze otrzymał. Chcielibyśmy wiedzieć co z pozostałymi rolnikami w tej sprawie będzie i kto te pieniądze tak naprawdę wypłacił: gmina czy wojewoda? Składam wniosek o przyjęcie tego punktu do obrad sesji – mówił radny.
Wójt gminy, Mariusz Dymarski był nie kontent takiemu obrotowi sprawy i poinformował wszystkich, że jest zaskoczony tym tematem. – Proponuję żeby temat zasiłku powodziowego przełożyć na następną sesję gminy ponieważ musiałbym przygotować się do tego tematu bardziej. Jeśli chodzi natomiast o wypłacony zasiłek to został on wypłacony przez urząd wojewódzki. My tutaj żadnych kosztów nie ponieśliśmy – tłumaczył wójt.

To wojna polityczna?

Radni większością głosów przystali na propozycje wójta czemu towarzyszyły na sali ironiczne uwagi i brawa zebranych rolników, którzy jeszcze raz zabrali głos na końcu sesji w wolnych głosach i wnioskach. – My na następna sesję na pewno się stawimy i to w większej grupie bo wójtowi nie wierzymy, że to tak po prostu się to wszystko rozwiązało. Można było te pieniądze mieć od wojewody wtedy składając wnioski, a teraz się może okazać, że gmina będzie musiała sama je wykładać. Gdzie tutaj jakaś reakcja gminy. Nic żeście w tej sprawie nie zrobili i tyle. – mówili rolnicy. Wielu z nich jawnie zapowiedziało również, że wystąpi z pozwem zbiorowym do sądu cywilnego przeciwko wójtowi o wypłatę odszkodowań wraz z odsetkami za dwa lata wstecz. Wójt nie pozostawał obojętny i ripostował. – Takie wystąpienie świadczy tylko o tym, że to nic innego jak walka polityczna. Ja najwidoczniej wielu z was po prostu nie pasuje i tyle. Oczywiście zapraszam na następną sesję i przedstawię swoje stanowisko – zakończył wójt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz