wtorek, 18 września 2012

Anglicy zaskoczyli cały świat

Teraz czas na łucznictwo
We wtorek, 11 września do rodzimego Koźmina wrócił utalentowany tenisista, Albin Batycki. O swoich wrażeniach z paraolimpiady i planach na przyszłość opowiada na łamach Rzeczy.

Olimpijczyk przywitał nas radosnym uśmiechem. To jego, poza Atenami i Pekinem, trzecie już igrzyska olimpijskie, w których miał możliwość uczestniczenia. – Czekałem na nie bardzo długo i przerosły moje oczekiwania. Jestem pełen podziwu dla organizatorów, którzy stworzyli nam idealne warunki do rywalizacji. Zainteresowanie mieszkańców Wielkiej Brytanii naszymi zmaganiami przerosło nasze najśmielsze marzenia. Na wszystkich obiektach,  wszystkie miejsca były zajęte, a atrakcyjność widowiska sprawiała, że widownia reagowała entuzjastycznie i z uznaniem dla naszych zmagań. Tym wyróżnił się Londyn, spośród innych miasta w których odbywały się paraolimpiady – mówi A. Batycki. Dodaje jednocześnie, że trochę szkoda, że w Polsce widzom nie było dane chociażby oglądanie krótkich spotów z imprezy, która była promowana na całym świecie, a w naszym kraju niestety nie. – Momentami było nam przykro, ale przed Polską jeszcze sporo pracy w łamaniu stereotypów. Zajęliśmy jako reprezentacja 10 miejsce w rankingu. W sumie zdobyliśmy 36 medali w tym 11 złotych, a to niebywały sukces (reprezentacja olimpijska zdobyła w sumie 10 medali – przyp. red.) – kontynuuje tenisista. Sportowcy niepełnosprawni, zdaniem koźminianina, kolejny raz potwierdzili , że woli walki, zaangażowania, determinacji nigdy im nie zabraknie, bo tego nauczyło ich codzienne przezwyciężanie wszelkich przeszkód, stojących na drodze osoby z niepełnosprawnością.

W Londynie bez medalu

Najważniejszy na igrzyskach był start w zawodach. Już samo wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej było dla koźminianina nie lada sukcesem. Podczas igrzysk nie wszystko jednak zagrało tak jak powinno. – Podczas ceremonii otwarcia staliśmy na stadionie dobre pięć godzin. Wielu z nas miało na sobie tylko bluzy i złapało katar. Mnie akurat złapało zapalenie nerek także pierwszy mecz singlowy grałem na lekach. Nie wiedziałem do końca co się dzieje. Nawet trener stwierdził, że zagrałem najgorszy mecz w życiu – relacjonuje tenisista.
W losowaniu Albin trafił na Mauricio Pomme z Brazylii który jest o 23 miejsca wyżej w rankingu. -  Jest to zawodnik, z którym już dwukrotnie wygrałem, tylko że tym razem ja zagrałem jeden ze słabszych swoich meczów i przegrałem 6:4: 6:2. – mówi tenisista. W deblu też nie poszło. Wspólnie z Piotrem Jaroszewskim nasz olimpijczyk uległ parze z Australii 6:2 i 6:1. - Oglądając poszczególne mecze byłem pełen podziwu dla zawodników, ich poziomu gry i wielkiego postępu, jaki nastąpił od czasu olimpiady w  Pekinie – podsumował występy A. Batycki.

Nie tylko sportowa rywalizacja

Większość czasu A. Batycki spędzał w wiosce olimpijskiej w Stratford. – Wioska powstała praktycznie z dnia na dzień. Nieco industrialny widok ponieważ dawniej były tam fabryki. Nasze centrum tenisowe było zrobione tak, że po igrzyskach można je przenieść w inne miejsce. Po raz pierwszy spotkałem się z takim rozwiązaniem, że można dosłownie złożyć korty i mobilnie ulokować w innym miejscu – opowiada koźminianin. Nasz olimpijczyk zamieszkał wspólnie z kolegami – tenisistami w specjalnym bloku. Do dyspozycji miał, jak każdy, pokój dwuosobowy z dostępem do łazienki. Na wszystkich czekał również olbrzymi namiot, w którym serwowano posiłki ze wszystkich zakątków świata. – Oczywiście, że eksperymentowaliśmy z jedzeniem, ale dopiero po przegranych meczach. Pamiętam jak wziąłem kawałek polędwicy z kuchni marokańskiej, a okazało się, że to kawałek banana czymś tam owinięty. Był jednak smaczny, choć mięsa w smaku nie przypominał – śmieje się A. Batycki.
Wolne chwile to niebywała okazja do zwiedzania Londynu, do którego dojechać można było metrem. – Wszystko dostosowane było do potrzeb niepełnosprawnych. Na ulicach wszyscy bardzo entuzjastycznie nas witali i prosili o autografy, często chyba nie wiedząc do końca kim jesteśmy. Niejednokrotnie czuliśmy się jak gwiazdy, jak zupełnie w innym świecie – dodaje olimpijczyk.
Jedną z zabawnych sytuacji jaka spotkała naszych sportowców miała miejsce podczas wizyty na olimpijskim basenie. Okazało się, że ktoś przez pomyłkę pomylił jeden z biletów i jeden z paraolimpijczyków otrzymał bilet na górną lożę. – Było trochę zamieszania, ale jakoś wszystko szczęśliwie się skończyło – śmieje się koźminianin.

Spróbuje sił w Łucznictwie

Teraz A. Batycki wraca powoli do rzeczywistości. – Muszę w końcu rozpakować torbę – rzuca w naszą stronę. Ze sportowych wojaży jednak olimpijczyk nie rezygnuje. – Jeżeli chodzi o tenis to już przed olimpiadą zapowiadałem, że to będzie moja ostatnia olimpiada. I tak będzie – mówi Batycki. Do końca roku jednak ma zaplanowane jeszcze starty w mistrzostwach Polski czy też turnieju na Sardynii. – Teraz jednak skupię się na trenowaniu młodzieży niepełnosprawnej w ramach Fundacji  im. Karoliny Woźniacki. Były plany żeby takie centrum tenisowe w ramach fundacji powstało w Krotoszynie, ale brak przychylności władz nie pozwolił na to. Aktualnie trwa nabór dzieciaków i ruszamy ze szkółkami w Bydgoszczy, Wrocławu i Warszawie – dodaje tenisista.
Batycki nie zapomina również o rodzimej szkółce Spartacusa, w której jak na razie wychowuje dwójkę dobrze rokujących zawodników: Dawida Rolnika i Piotra Korcza – To fajni chłopcy i mają ogromny potencjał. Szkoda tylko, że tak mało chętnych korzysta z możliwości sportowej rywalizacji i przełamania własnych barier związanych z kalectwem – kontynuuje olimpijczyk.
Bardzo poważnie A. Batycki myśli teraz o zmianie dyscypliny. Chciałby z tenisa ziemnego przekwalifikować się na łucznictwo. – Dlaczego o tym myślę? Zacznę może od tego, że 8 lipca 1948 roku, w dniu otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie, Sir Ludwik Gutmann zorganizował zawody łucznicze na terenie szpitala w Stoke Mandeville. Źródła historyczne przyjmują tę datę za początek zorganizowanego, światowego uprawiania sportu przez osoby niepełnosprawne. Stąd właśnie łucznictwo, a tak na serio to dyscyplinę tę z powodzeniem mogą uprawiać osoby z różnymi schorzeniami oraz poruszające się na wózkach inwalidzkich. A poza tym na tenis mam już swoje lata, a Londyn pokazał, że przyszli nowi, młodzi sportowcy, którzy będą się teraz liczyć w stawce – zakończył A. Batycki.


foto by P.W.PŁÓCIENNICZAK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz