Nie zawsze potrzeby są realne. |
Historia Mirosława W. (50 l.) jest smutną historią. Może warto tylko napisać, że los nie był dla niego łaskawy. W jednym roku pan Mirosław stracił matkę i żonę. Mężczyzna nie radzi sobie życiowo. Ma, nota bene, mieszkanie na ulicy Kobylińskiej, ale co z tego skoro nie potrafi znaleźć sobie pracy. –Jestem schorowany i ciężko jest mi znaleźć pracę w Krotoszynie. Właściwie nie wiem co chciałbym robić. Potrafię wiele rzeczy. Ostatnio imam się różnych fuch, ale teraz ze względu na pęknięte żebro nic nie mogę robić, a jeść coś trzeba – mówi nasz rozmówca.
Na początku sierpnia, jak twierdzi pan Mirosław, robił porządki w domu i niefortunnie podczas zawieszania firanek spadł z parapetu i uderzył w szafkę w ten sposób, że złamał żebro. Hospitalizacja trwała cztery dni, na co przedstawił w redakcji dowody w formie wypisu ze szpitala. Bez grosza przy duszy udał się do MGOPS w Krotoszynie. – 13 sierpnia dostałem 60 zł w bonach. Na jakiś czas starczyło, ale teraz nie mam już nic. Poszedłem więc drugi raz. Pani była nieuprzejma i powiedziała, że następne pieniądze mogę dostać dopiero 12 września. To kawał czasu. Co mam zrobić? Czy tak powinno się pomagać ludziom? Dla żulerni mają pieniądze, a dla takich jak ja już nie – żalił się mężczyzna.
Skontaktowaliśmy się z kierownikiem sekcji pomocy środowiskowej, która tłumaczy całą sytuację. – Pan Mirosław jest nam dobrze znany. Chciałabym tylko dodać, że ten pan ma problem z alkoholem i w takim stanie przyszedł do nas. Faktycznie 13 sierpnia otrzymał od nas pomoc. Natomiast później już nie, ponieważ nie potrafił udokumentować dalszego leczenia wskutek odniesionych obrażeń. Obowiązują nas przepisy i procedury, których musimy się trzymać – mówi Lidia Pawłowska. Dodaje jednocześnie, że MGOPS chciał w tym dniu mężczyźnie pomóc, ale ten z niej nie skorzystał. – W pewnym momencie powiedział, że potrzebuje pieniądze na leki. Powiedziałam mu żeby dał receptę, albo spisał jakie leki potrzebuje i poczekał, a pracownica pójdzie do apteki i mu je kupi. On jednak tylko się obruszył i wyszedł – kontynuuje kierownik.
Dowiedzieliśmy się również, że pan Mirosław ostatnio nie zamieszkuje sam. Przebywa u niego również kobieta, z którą w ostatnim czasie zasnął w upojeniu alkoholowym i omal nie spalił mieszkania. Pisaliśmy o tym w jednym z wcześniejszych numerów. – Takich ludzi jak pan Mirosław niestety nie brakuje. Chcemy im pomagać, ale w ramach zdrowego rozsądku i realnych potrzeb. Te naszym zdaniem, takimi nie są. Zobaczymy co będzie 12 września kiedy do nas wróci. Nie jest bowiem ani zarejestrowany jako bezrobotny, ani z tego co wiemy nie szuka żadnej pracy. Do lekarza też raczej ma nie po drodze bo na ostatnie zaświadczenie czekaliśmy bardzo długo. – kończy L. Pawłowska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz