3 lipca o godz. 9.51 w kamienicy na ulicy Leopolda Wiatrolika wybuchł pożar. Ogień doszczętnie strawił całe poddasze i mieszkanie rodziny Garlińskich. Przyczyną było zwarcie się instalacji elektrycznej. Nikomu z lokatorów nic się nie stało. Obecnie trwa szacowanie strat, które mogą wynieść nawet kilkaset tysięcy złotych.
Pogorzelcom pomagali wszyscy |
Pożar wybuchł niespodziewanie i nie było nawet mowy o jego
gaszeniu przez lokatorów. Ogień dosłownie w kilkanaście sekund zajął trzy
pokoje, przedpokój, kuchnię i łazienkę mieszkania na poddaszu w starej
kamienicy. Policja i Straż Pożarna mimo, że bardzo szybko zjawili się na
miejscu tragedii nie byli w stanie uratować praktycznie niczego. Na szczęście
nikomu z mieszkania nic się nie stało i po udzieleniu przez strażaków pierwszej
pomocy osoby te obserwowały walkę specjalistycznych służb z żywiołem. Jedyną
ofiarą pożaru był tylko pies państwa Garlickich - Ares, który zginął od zaczadzenia
się dymem. - Działania ratowniczo–gaśnicze były o tyle trudne, że budynek
usytuowany był przy głównej ulicy z Krotoszyna do Jarocina. Policjanci
zorganizowali objazdy, co spowodowało, że strażacy mogli spokojnie prowadzić
swoje działania – powiedział Tomasz Niciejewski z krotoszyńskiej Straży
Pożarnej.
Dorobek życia poszedł z dymem
Mieszkanie spłonęło doszczętnie |
Pani Elżbieta Garlicka z
trudem hamowała się od płaczu. Patrzyła jak dorobek jej życia obraca się w
zgliszcza. Nie tak dawno przeprowadziła się bowiem do budynku w kamienicy. To
był jej dom, który nagle przestał istnieć. – Wychodziłam akurat do córki,
która mieszka niedaleko. Coś mnie jednak zatrzymało. Usłyszałam w skrytce
jakieś walenie. Syn akurat spał, a wnuczka Ola, którą się opiekuje oglądała
telewizję. Nagle zobaczyłam jak iskry idą po całym suficie i wyskoczyły
płomienie. To były sekundy. Syn zerwał się i zbiegliśmy na dół. Kiedy syn
chciał wrócić po psa było już tyle dymu, że nie można było wejść. To było
straszne przeżycie – relacjonuje 57-letnia lokatorka spalonego mieszkania.
Kiedy zjawili się strażacy i
zaczęli gasić ogień było pewne, że niczego nie uda się uratować. Pozostały
zgliszcza. Ogień pochłonął wszystkie rzeczy, meble i sprzęty. – Nie wiem co
teraz będzie. Wraz z mężem w całym życiu dorobiliśmy się tylko tego, co zabrał
ogień. Jestem silna i wiem, że jakoś to będzie, ale jest mi bardzo ciężko.
Wiele rzeczy zrobiliśmy w mieszkaniu sami. Część z nich wzięta była na raty. Ciężko jest racjonalnie myśleć – kończy pani Elżbieta.
Tam nie powinien nikt mieszkać
Rodzina straciła dorobek życia |
Poddasze kamienicy, w której
znajdowało się mieszkanie wyglądało zaraz po pożarze okropnie. To, co
całkowicie nie zostało pożarte przez ogień na bieżąco było zbierane i wynoszone
na zewnątrz. Rodzinie pomagali znajomi i przyjaciele, którzy nie kryli swojego
smutku. – To wszystko wina gminy. Dają mieszkania, ale w ogóle nie
sprawdzają stanu technicznego budynków. Takich sytuacji w Koźminie jest więcej
– mówi zdenerwowana córka Beata. Na miejscu zjawili się przedstawiciele
gminy, którzy deklarowali szybką pomoc. Zjawił się również nadzór budowlany,
który był przerażony tym, co zastał. – Jak ten budynek w ogóle dopuszczony
został do zamieszkania to nie rozumiem. To nie jest miejsce do zamieszkania. To
jakiś strych - mówiła Danuta Zbonikowska Serek z krotoszyńskiego nadzoru –
Na pewno już tutaj nikt nie zamieszka. To miejsce jest całkowicie do rozbiórki
– zakończyła.
Straty materialne państwa
Garlickich są olbrzymie. – Szacuję straty na jakieś 400-500 tys. zł. Nie
wiem jak inni. Przecież podczas akcji zalane zostały inne mieszkania. Cała
kamienica ucierpiała – szlochała lokatorka. Jej córka również nie kryła
żalu. – Sama kiedyś pomagałam jako wolontariuszka pogorzelcom i w życiu bym
nie pomyślała, że coś takiego spotka moją rodzinę. Boże! Moi rodzice mieli tylko
ten dom – zakończyła pani Beata.
Gmina pomogła
Na następny dzień w
koźmińskim magistracie zwołano nadzwyczajne zebranie dotyczące zdarzenia.
Ustalono, że rodzinie Garlińskich gmina pomoże w miarę własnych możliwości. -
Natychmiast po zaistniałym zdarzeniu, gdy tylko pozwoliły na to działania służb
ratowniczych do Państwa Garlńskich skierowane zostały pracownice M-GOPS celem
rozpoznania sytuacji i udzielenia ewentualnego wsparcia. Poszkodowanej rodzinie
zaproponowaliśmy tymczasowe lokum. Jednak z uwagi na fakt, że Państwo Garlińscy
posiadają w Koźminie rodzinę z tej propozycji nie skorzystali deklarując chęć
pozostania właśnie z nimi. Na ich prośbę dostarczyliśmy jedynie pod wskazany
adres materace tak aby zapewnić wszystkim miejsce do spania. W chwili obecnej
trwają działania zmierzające do ustalenia szczegółów dalszej pomocy. Pragnę
zapewnić, że poszkodowana rodzina, podobnie jak inne w podobnych wcześniejszych
zdarzeniach, zostanie otoczona opieką i wsparciem w zakresie możliwie szerokim
jeśli chodzi o kompetencje i możliwości gminy. Niezwłocznie przystąpiliśmy też
do działań zmierzających do skompletowania dokumentacji umożliwiającej możliwie
szybką likwidację szkód i odbudowę zniszczonego mieszkania. Dalsze szczegóły
odnośnie zakresu pomocy przekażemy po dokonaniu stosownych ustaleń –
poinformował gazetę burmistrz, Maciej Bratborski.
W środę okazało się, że gmina
wywiązała się z obietnic bardzo szybko i znalazła państwu Garlickim nowe
mieszkanie, bo jak ustalono dotychczasowe lokum nie nadaje się do zamieszkania.
- Państwo Garlińscy przyjęli ofertę gminy dotyczącą tymczasowego
zamieszkania w budynku komunalnym przy ulicy Stęszewskiego. Otrzymają także
pomoc finansową na zakup podstawowych artykułów niezbędnych do życia. Ze
względu na skalę zniszczeń i poniesionych strat pomoc będzie kontynuowana,
zwłaszcza na zagospodarowanie mieszkania po zakończeniu remontu – zakończył
włodarz Koźmina.
Apel do ludzi dobrej woli
Pogorzelcy z Koźmina
potrzebują praktycznie wszystkiego. Począwszy od kocy, odzieży, a skończywszy
na innych rzeczach użytku codziennego. Jeśli ktoś chciałby wspomóc państwa
Garlickich proszony jest o kontakt z córką pani Elżbiety – Beatą pod numerem
telefonu 506-718-387 lub bezpośrednio pod adresem: ul. Klasztorna 45. Za
okazaną pomoc już dziękujemy w ich imieniu na łamach Rzeczy.
foto by P.W.Płócienniczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz