Nowy właściciel miał takie prawo
Dom przy ulicy Wałowej 9 w Kobylinie na terenie byłej przetwórni mięsnej Janex został oficjalnie sprzedany przez syndyk nowemu właścicielowi. Ten od razu zabrał się za generalne porządki i wszedł do mieszkania. Wystawił również wszystkie rzeczy byłego lokatora na podwórze. Z takim stanem rzeczy nie godzi się brat byłego właściciela, który podważa stosowane przez nowego najemcę metody.
A rzeczy możesz sobie zabrać |
Jeszcze 20 lat temu na ulicy
Wałowej tętniło życie. Zakład Przetwórstwa Mięsnego Janex powstały w
1989 roku zatrudniał nawet 60 osób. Kobylińskie wędliny i produkty mięsne były
cenione w Polsce, ale również za granicą. W 2009 zaczęły się problemy. – Niestety
firma z Ukrainy, która była naszym największym odbiorcą zrobiła nas brzydko
mówiąc na 1 mln. 700 tys. zł. i byliśmy ugotowani. W 2010 roku ogłosiliśmy
upadłość. Niestety nikt nam nie pomógł. W gminie zaważył jeden głos –
wspomina pan Wojciech Kozłowski, syn właściciela byłej przetwórni.
Całym terenem, w skład
którego wchodzą m.in. zakład, maszyny, 12 chłodni, hale, budynki gospodarcze,
samochody dostawcze i dwa domy mieszkalne zainteresował się syndyk, który po
licznych rozmowach z wierzycielami podzielił teren i zaczął egzekwować długi.
Do sprzedaży wystawił również mieszkanie, w którym do tej pory mieszkał brat
pana Wojciecha. Pod koniec ubiegłego roku znalazł się chętny, który kupił
mieszkanie za kwotę 100 tys. zł. Oficjalnie pod koniec kwietnia podpisał akt
notarialny i zgodnie z prawem stał się nowym właścicielem mieszkania.
Wystawił rzeczy brata jak śmieci
26 kwietnia nowy właściciel,
Andrzej Krzyżoszczak z Kobylina, na co dzień właściciel firmy Krismar
zajmującej się pracami związanymi z zielenią przyjechał do nabytego mieszkania
wraz z przedstawicielem syndyka z Kalisza i policją żeby rozejrzeć się w
mieszkaniu. Niestety nie otrzymał kluczy od domu. Użył więc młotka, śrubokręta
i łomu żeby otworzyć zamknięte drzwi. – Włamał się do domu. Mimo, że
prosiłem żeby poczekał bo brat w lutym wyjechał do Kanady to i tak wszedł.
Poprosiłem, że skoro tak chce działać to
wypadałoby zrobić jakiś spis rzeczy ponieważ brat zostawił ich dużo w domu.
Nowy właściciel jednak mnie nie słuchał. Wymienił zamki i na tym się skończyło
– mówi pan Wojciech.
1 maja natomiast pan Andrzej
w obstawie innych ludzi przyjechał ponownie i wszystkie rzeczy wystawił na
zewnątrz. – Jak on mógł to zrobić. Rozmawiałem z bratem przez telefon i
powiedział mi, że znajdowały się też tam rzeczy wartościowe m. in. 19 złotych
monet afrykańskich o dużej wartości. Nic nie ruszam bo powie, że wziąłem. Nie
wiem co mam teraz zrobić – kontynuuje pan Wojciech.
Spis był, a właściciel miał takie prawo
Skontaktowaliśmy się z panem
Andrzejem. Akurat porządkował teren obok jednego z bloków w Kobylinie. Na
rozmowę nie musieliśmy go namawiać. Bardzo chętnie i spokojnie odpowiadał na
nasze pytania. – Spis rzeczy był robiony jakieś dwa lata temu. Zgodnie z
prawem zostałem nabywcą mieszkania więc nic chyba w tym dziwnego, że chcę jak
najszybciej uporządkować to miejsce. Syndyk pozwolił mi na wystawienie rzeczy z
mieszkania. W najbliższym czasie przyjadą i wszystko zostanie przeniesione do
pustego magazynu – mówi A. Krzyżoszczak.
Właściciel chce jak najszybciej zamieszkać w mieszkaniu, a
na temat ewentualnych drogocennych rzeczy nie chce się wypowiadać. – Moja
żona choruje od 26 lat i to z myślą o niej kupiłem mieszkanie bo tutaj nie
będzie musiała chodzić po schodach tak jak w dotychczasowym domu w kamienicy na
Rynku. Co do monet to nie wypowiem się. Dałby sobie ten pan spokój. Wszystkie
rzeczy zajął syndyk i ja tylko je usunąłem ze swojego domu. Miałem do tego
prawo – kończy pan Andrzej.
A jeśli monety były?
Wojciech Kozłowski, opierając
się na słowach brata podtrzymuje swoje zdanie. I pyta na łamach gazety co może
w tej sprawie zrobić ponieważ, de facto, monety nie zostały ujęte w spisie
przez syndyka, bo stanowiły prywatną własność brata. – Może gdzieś o tym
chlapnąłem niechcący. Może ten pan wie o tym i teraz się nie przyzna – mówi
pan Wojciech. Zdaniem radcy prawnego pozostaje mu tylko założenie sprawy do
sądy z powództwa cywilno-prawnego. – W tym przypadku do złamania prawa nie
doszło. Skoro syndyk zajął mieszkanie to dokonał też spisu. Nowy właściciel miał
prawo jak najszybciej zająć swoją posiadłość. Zapewne panowie mogli się dogadać
i zrobić to w bardziej cywilizowany sposób, ale tak się nie stało. Jeśli pan
Wojciech nadal twierdzi, że były tam jakieś kosztowne rzeczy to może wystąpić
na drogę sądową. Innej możliwości nie ma – powiedział Krzysztof Raczyński.
foto by P.W.Płócienniczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz