środa, 18 lipca 2012

Prawo to prawo


Nowy właściciel miał takie prawo
Dom przy ulicy Wałowej 9 w Kobylinie na terenie byłej przetwórni mięsnej Janex został oficjalnie sprzedany przez syndyk nowemu właścicielowi. Ten od razu zabrał się za generalne porządki i wszedł do mieszkania. Wystawił również wszystkie rzeczy byłego lokatora na podwórze. Z takim stanem rzeczy nie godzi się brat byłego właściciela, który podważa stosowane przez nowego najemcę metody.

A rzeczy możesz sobie zabrać
Jeszcze 20 lat temu na ulicy Wałowej tętniło życie. Zakład Przetwórstwa Mięsnego Janex powstały w 1989 roku zatrudniał nawet 60 osób. Kobylińskie wędliny i produkty mięsne były cenione w Polsce, ale również za granicą. W 2009 zaczęły się problemy. – Niestety firma z Ukrainy, która była naszym największym odbiorcą zrobiła nas brzydko mówiąc na 1 mln. 700 tys. zł. i byliśmy ugotowani. W 2010 roku ogłosiliśmy upadłość. Niestety nikt nam nie pomógł. W gminie zaważył jeden głos – wspomina pan Wojciech Kozłowski, syn właściciela byłej przetwórni.
Całym terenem, w skład którego wchodzą m.in. zakład, maszyny, 12 chłodni, hale, budynki gospodarcze, samochody dostawcze i dwa domy mieszkalne zainteresował się syndyk, który po licznych rozmowach z wierzycielami podzielił teren i zaczął egzekwować długi. Do sprzedaży wystawił również mieszkanie, w którym do tej pory mieszkał brat pana Wojciecha. Pod koniec ubiegłego roku znalazł się chętny, który kupił mieszkanie za kwotę 100 tys. zł. Oficjalnie pod koniec kwietnia podpisał akt notarialny i zgodnie z prawem stał się nowym właścicielem mieszkania.

Wystawił rzeczy brata jak śmieci

26 kwietnia nowy właściciel, Andrzej Krzyżoszczak z Kobylina, na co dzień właściciel firmy Krismar zajmującej się pracami związanymi z zielenią przyjechał do nabytego mieszkania wraz z przedstawicielem syndyka z Kalisza i policją żeby rozejrzeć się w mieszkaniu. Niestety nie otrzymał kluczy od domu. Użył więc młotka, śrubokręta i łomu żeby otworzyć zamknięte drzwi. – Włamał się do domu. Mimo, że prosiłem żeby poczekał bo brat w lutym wyjechał do Kanady to i tak wszedł. Poprosiłem, że skoro tak chce działać  to wypadałoby zrobić jakiś spis rzeczy ponieważ brat zostawił ich dużo w domu. Nowy właściciel jednak mnie nie słuchał. Wymienił zamki i na tym się skończyło – mówi pan Wojciech.
1 maja natomiast pan Andrzej w obstawie innych ludzi przyjechał ponownie i wszystkie rzeczy wystawił na zewnątrz. – Jak on mógł to zrobić. Rozmawiałem z bratem przez telefon i powiedział mi, że znajdowały się też tam rzeczy wartościowe m. in. 19 złotych monet afrykańskich o dużej wartości. Nic nie ruszam bo powie, że wziąłem. Nie wiem co mam teraz zrobić – kontynuuje pan Wojciech.

Spis był, a właściciel miał takie prawo

Skontaktowaliśmy się z panem Andrzejem. Akurat porządkował teren obok jednego z bloków w Kobylinie. Na rozmowę nie musieliśmy go namawiać. Bardzo chętnie i spokojnie odpowiadał na nasze pytania. – Spis rzeczy był robiony jakieś dwa lata temu. Zgodnie z prawem zostałem nabywcą mieszkania więc nic chyba w tym dziwnego, że chcę jak najszybciej uporządkować to miejsce. Syndyk pozwolił mi na wystawienie rzeczy z mieszkania. W najbliższym czasie przyjadą i wszystko zostanie przeniesione do pustego magazynu – mówi A. Krzyżoszczak.
Właściciel chce jak najszybciej zamieszkać w mieszkaniu, a na temat ewentualnych drogocennych rzeczy nie chce się wypowiadać. – Moja żona choruje od 26 lat i to z myślą o niej kupiłem mieszkanie bo tutaj nie będzie musiała chodzić po schodach tak jak w dotychczasowym domu w kamienicy na Rynku. Co do monet to nie wypowiem się. Dałby sobie ten pan spokój. Wszystkie rzeczy zajął syndyk i ja tylko je usunąłem ze swojego domu. Miałem do tego prawo – kończy pan Andrzej.

A jeśli monety były?

Wojciech Kozłowski, opierając się na słowach brata podtrzymuje swoje zdanie. I pyta na łamach gazety co może w tej sprawie zrobić ponieważ, de facto, monety nie zostały ujęte w spisie przez syndyka, bo stanowiły prywatną własność brata. – Może gdzieś o tym chlapnąłem niechcący. Może ten pan wie o tym i teraz się nie przyzna – mówi pan Wojciech. Zdaniem radcy prawnego pozostaje mu tylko założenie sprawy do sądy z powództwa cywilno-prawnego. – W tym przypadku do złamania prawa nie doszło. Skoro syndyk zajął mieszkanie to dokonał też spisu. Nowy właściciel miał prawo jak najszybciej zająć swoją posiadłość. Zapewne panowie mogli się dogadać i zrobić to w bardziej cywilizowany sposób, ale tak się nie stało. Jeśli pan Wojciech nadal twierdzi, że były tam jakieś kosztowne rzeczy to może wystąpić na drogę sądową. Innej możliwości nie ma – powiedział Krzysztof Raczyński.

foto by P.W.Płócienniczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz